Wygląda na to, że walka o wyborców przeniosła się na odwieczny front miłośników psów i kotów. Otóż premier Donald Tusk z troską pochylił się nad losem błąkającego się po kancelarii kota. Kazał się nim zaopiekować i go wyleczyć. Początkowo premier i jego otoczenie nie wiedzieli, jak pomóc kotu, oddano go zatem w ręce organizacji Straż dla Zwierząt. Przy okazji kancelaria wsparła finansowo tę organizację. Czyżby premier, znany dotąd raczej jako miłośnik psów, pozazdrościł prezydentowi, który w lutym dostał nagrodę Kociarza Roku?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy