Krach wielkiego mitu
ZAPISKI POLITYCZNE
Stan wojenny beatyfikował zarówno naszych bohaterów, jak i wszelką swołocz w naszych szeregach.
Zbliża się 20. rocznica powstania Solidarności, tego ruchu patriotycznego i tego związku zawodowego, których już nie ma. Zbankrutował. Za sprawą Mariana Krzaklewskiego i jemu podobnych żądnych władzy karierowiczów, TKM-owców, łże-katolików, apostołów nienawiści, łowców posad. A zatem nie ma dziś Solidarności dającej powody, by twór posługujący się tym pięknym mianem można uznać za spadkobiercę owego wspaniałego, wielkiego mitu, jaki nagle wybuchł w sierpniu 1980 roku. Mówię o tym micie jako jeden z naczelnych prokuratorów dawnej, wspaniałej Solidarności. Wszak stałem na czele Komisji Rewizyjnej regionu mazowieckiego i wybrano mnie na pierwszym zjeździe w Hali Olivii do Krajowej Komisji Rewizyjnej.
Zebrałem wówczas olbrzymi materiał, który – gdybym go na początku stanu wojennego nie kazał zniszczyć – mógłby mi posłużyć jako koronny dowód, że w roku 1980 w Stoczni Gdańskiej wyprodukowano zbiorowym wysiłkiem ludzi z KOR-u, KIK-u i z kilku innych środowisk opozycyjnych, wspaniały, błyszczący jak złota korona na głowie białego orła, potężny mit i zarazem marzenie o wielkiej szlachetnej, niezwyciężonej przez komunizm Polsce, oddającej wszystko, co miał najlepszego NSZZ “Solidarność”, na wieczną chwałę naszego narodu, oczywiście, z wyłączeniem Żydów, jakby powiedzieli “prawdziwi Polacy”.
Materiały obu “moich” komisji rewizyjnych, gdyby wpadły w ręce bezpieki, posłużyłyby jako znakomity materiał propagandowy przeciw Solidarności. Co z nich wynikało? To mianowicie, że ówczesna Solidarność była zaledwie pospolitym ruszeniem różnych elementów z jeśli nie wielką przewagą – to z udziałem karierowiczów, cynicznych oszołomów i kogo nam jeszcze ku pokaraniu za nasze niemałe grzechy Pan Bóg raczył zesłać. Wszystko, co teraz możemy obserwować w tym rzekomym następcy naszego ruchu, iluminowanego blaskiem wielkiego mitu Solidarności, było już na samym początku obecne. Zewsząd pchali się karierowicze i oszołomy, oszuści polityczni i cwaniaczki szukające forsy i łatwego życia. Nie starczyło nam czasu na samooczyszczenie. Powtórzę, co nieraz pisałem, że stan wojenny beatyfikował zarówno naszych bohaterów, jak i wszelką swołocz w naszych szeregach. Po legalizacji Solidarności przyplątali się do nas masowo ludzie węszący życiową szansę łatwej kariery politycznej w Sejmie, rządzie, urzędach państwowych, później – w samorządach.
W Kościele katolickim, będącym przez długie lata naszym sojusznikiem i opiekunem w trudnych chwilach, też wypłynęli po upadku komuny na wierzch księża, a nawet biskupi, o których trzeba z bólem powiedzieć, że okazali się niezbyt godni kapłaństwa.
Ktoś będzie musiał kiedyś napisać poważną rozprawę o tym, jak rozpadał się ów wielki, stworzony w roku 1980 mit, używający nazwy “Solidarność”. Na razie musimy zadowolić się felietonowymi raczej opisami prawicowej neobolszewii, która zawładnęła krajem i niszczy go systematycznie. W “Gazecie Wyborczej” (z 10 sierpnia 2000 r.) jest znakomity esej Krzysztofa Łozińskiego, opisujący cząstkę szkód, jakie neobolszewia wyrządza Polsce, działając w Sejmie RP. Autor ten pisze tak o sprawie głupiej ustawy uwłaszczeniowej: “Przywództwo AWS bombarduje nas nieodpowiedzialnymi i szkodliwymi pomysłami, podporządkowanymi celom kampanii wyborczej. Populizm i demagogia biorą górę nad odpowiedzialnością za państwo… Wiem, że przeciwstawiając się populizmowi, można przegrać wybory. Uważam jednak, że ludzie odpowiedzialni za państwo muszą poświęcić siebie, by powstrzymać falę neobolszewizmu, jaki zaczyna realizować prawica. Przegłosowany przez AWS i PSL projekt powszechnego uwłaszczenia ujawnił istnienie groźnej koalicji – nieodpowiedzialności z pazernością. Oba ugrupowania gotowe są wygrać bitwę wyborczą na gruzach państwa”.
Jeszcze jeden fragment artykułu Krzysztofa Łozińskiego, działacza dawnej Solidarności, muszę zacytować, gdyż wreszcie znalazłem bratnią duszę. Łoziński mówi i myśli to samo, co ja głoszę od roku 1990, czyli nazywa po imieniu “biały bolszewizm” wielu działaczy tzw. Solidarności współczesnej. Łoziński opisuje metody walki z Prezydentem RP i pisze: “Przeraża mnie, że ludzie powołujący się na etos Solidarności sięgają po takie metody. Za szczególnie obrzydliwe uważam dochodzące z kręgów prawicowych aluzje co do rzekomego “obcego pochodzenia” Aleksandra Kwaśniewskiego i sugestie, że prezydent i SLD popierają homoseksualistów. Jak nisko trzeba upaść, by z działaczy związku nawiązującego do najlepszych polskich tradycji tolerancji i wolności stać się politykami szukającymi ratunku przed wyborczą klęską w rasizmie i ksenofobii”.
Łoziński nazywa ludzi używających obecnie szyldu S “Czwartym legionem”, co przed wojną oznaczało pseudolegionistów Piłsudskiego. “Ten “Czwarty legion” łokciami i kolanami przepycha się do historii, pomagając sobie lustracją dyskredytującą autentycznych bohaterów. Rezultat jest taki, że Wałęsa i Jurczyk ponoć byli kapusiami, a na bohaterów wychodzą ci, którzy za komuny siedzieli cicho, więc SB nawet nie założyła im teczek. “Nowym patriotom” jest obojętne, z kim i jakimi metodami – byle do władzy. Zasada TKM… zastąpiła u nich normy moralne”.
Oto, co dzisiaj zostało z wielkiego mitu, nazwanego pięknym słowem Solidarność: “Czwarty legion” i “Nowi patrioci”. Smutne.
Wysłuchałem przed chwilą orzeczenia Sądu Lustracyjnego w sprawie prezydenta Kwaśniewskiego. Odetchnąłem z ulgą tym bardziej iż polemizowałem z niektórymi tezami pani rzeczniczki Trębskiej, która zareagowała na mój felieton, zawierający krytyczne opinie o pracy Sądu Lustracyjnego. Cieszę się, że nie muszę dzisiaj napisać słów “a nie mówiłem”, a tak by było, gdyby orzeczenie kwestionowało prawdziwość prezydenckiej deklaracji co do współpracy z UB. Bardzo niepokoił mnie dogmatyczny upór rzecznika Nizieńskiego, który chyba ze względów politycznych domagał się wyroku krzywdzącego prezydenta i rzucającego cień na jego osobę. Nie przestaję zatem źle myśleć o pracy pana rzecznika. Potwierdził swoim postępowaniem występujący u niego prymat polityki nad bezstronnością, jaka powinna być główną cechą rzecznika w postępowaniu lustracyjnym.
10 sierpnia 2000 r.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy