To nie jest kraj dla samotnych matek

To nie jest kraj dla samotnych matek

Z „polską rodziną” na ustach rząd konsekwentnie wyłącza z polityki prorodzinnej osoby samotnie wychowujące dzieci. A to prawie 30% rodzin w kraju

W domu były ciągłe awantury, choć mąż nie pił. Jak się z nim rozstawałam, to z myślą, że tylko na chwilę – opowiada Iza, wychowująca samodzielnie siedmioletnią córkę. – Miałam nadzieję, że to nim potrząśnie. Nic się nie zmieniło. Ale ja, mimo że nagle sama, poczułam ulgę. Moje życie przestało przypominać siedzenie na bombie zegarowej. Potem, niestety, nie było już tak łatwo.

Iza zdecydowała się na rozstanie mniej więcej rok po urodzeniu córki, trzy lata po ślubie. – Chciałam, żeby mimo naszego rozstania dziecko miało ojca – wspomina. – On na początku przychodził. Jego wizyty polegały głównie na obrzucaniu mnie inwektywami. Potem przestał odwiedzać córkę. W ostatniej chwili dostawałam SMS-a z informacją, że jest zmęczony albo że nie może. Nigdy nie zapytał, czy ja mogę, czy nie jestem zmęczona. Dziś też nie pyta, nie mamy kontaktu. Zresztą o to, czy dam radę, nikt nie pyta. Wymaga się ode mnie wzorowego godzenia ról, ale jak – to już tylko moja sprawa. To nie jest kraj dla matek, a dla samotnych to już w ogóle.

– Mąż wyrzucił mnie z domu, jak byłam w ciąży z drugim synem. Zdenerwował się, nie chciał więcej dzieci. Jak mały się urodził, nawet go nie zobaczył. Gdyby nie moja mama, nie wiem, co by było – mówi Ilona, matka dwójki chłopców, od roku pracująca w sklepie. – Najgorzej jest z pieniędzmi. Zarabiam trochę powyżej 1,4 tys. zł, dostaję 500+ na młodszego syna. Ale na starszego już mi się nie należy, bo alimenty wliczają się do dochodów, mimo że mój były mąż tylko czasami je płaci. Po opłaceniu mieszkania i rachunków zostaje mi na życie jakieś 400 zł. Moja mama, żeby nam pomóc, zaczęła dorabiać do emerytury.

– Jesteśmy z córką same od początku – to relacja Anety, policjantki wychowującej ośmioletnią Kasię. – Jej ojciec był moim chłopakiem, kiedy miałam 20 lat. Po pół roku rozstaliśmy się. Dwa tygodnie po rozstaniu okazało się, że jestem w ciąży. Zadzwoniłam wtedy do niego. Nawyzywał mnie. To była nasza ostatnia rozmowa. Jak córka miała rok, zaczęłam z bratem jeździć na tirach. Jeździliśmy w trasy na zmianę. Potem poszłam do szkoły policyjnej.

Powodów, dla których samotne matki nie żyją z ojcem ich dzieci, jest pewnie tyle, ile ich samych. Problemy, z jakimi się mierzą, pozostają niezmienne: zmęczenie, przeładowanie obowiązkami, finanse, brak wsparcia ze strony państwa.

Według narodowego spisu powszechnego z 2011 r. przeszło jedna czwarta dzieci w Polsce wychowywała się w tzw. rodzinach niepełnych. Zdecydowana większość samotnie wychowujących dzieci to matki. Jednak socjolożka Monika Helak podkreśla, że dziś rodzin niepełnych może już być więcej: – Sądząc po rosnącej liczbie rozwodów, można spokojnie szacować, że w tej chwili samotne matki w Polsce stanowią ok. 30% wszystkich rodzin. I jest to tendencja rosnąca.

Choć dbanie o „polskie rodziny” jest jednym z refrenów rządu, odnosi się wrażenie, że w krajowej polityce prorodzinnej miejsca dla samotnych matek nie ma. Matka to mężatka, a rodzina to małżeństwo, najlepiej z kilkorgiem dzieci. Kobiety samodzielnie wychowujące dzieci zostały w większości na lodzie. To, czy sobie poradzą, zależy przeważnie od dobrej woli ich byłych partnerów i wsparcia najbliższego otoczenia.

Pod kreską

– Wystarczy, że moje dziecko poważniej zachoruje albo popsuje mi się pralka i koniec – mówi Ilona. – Każdy nagły wydatek oznacza dla mnie brak środków do życia albo długi, których nigdy nie spłacę.

– Dwa lata temu córka wylądowała w szpitalu. Nie mam umowy o pracę, więc nie mogłam wziąć urlopu. Przez dwa tygodnie kursowałam między oddziałem pediatrycznym a pracą – opowiada Iza. – Pielęgniarki w szpitalu robiły mi gorzkie uwagi za każdym razem, kiedy wychodziłam, a w pracy słyszałam, że jestem zdekoncentrowana. Gdyby to wtedy potrwało tydzień-dwa dłużej, musiałabym zrezygnować z pracy.

Teoretycznie samotne matki mają prawo ubiegać się od drugiego rodzica o alimenty na dziecko. W praktyce ich płacenie zależy głównie od chęci ojców, bo Polska wciąż nie ma skutecznego systemu egzekwowania alimentów, a unikanie płacenia jest praktyką. „Liczba dłużników alimentacyjnych rośnie nadal – czytamy na stronie Biura Informacji Kredytowej. – W pierwszym półroczu 2018 r. w BIG InfoMonitor przybyło ich o prawie 3% – do 319 tys., a kwota zaległości wzrosła o ponad 6% – do 11,9 mld zł”.

– Ściągalność alimentów w Polsce wynosiła w 2016 r. 16,5%. Choć sytuacja nieco się poprawia, jest to wynik żałosny – komentuje Monika Helak. – Minister Ziobro wystąpił wprawdzie z pomysłem zaostrzenia kar dla dłużników alimentacyjnych, ale nie na wiele to się zdało, skoro system egzekwowania należności nie działa, a państwo jest bezradne wobec ojców ukrywających dochody albo chociażby miejsce zamieszkania. Poza tym większe kary dla dłużników nie rozwiązują problemów finansowych ich dzieci i ich matek.

„Liczba spraw rośnie, ale wyroki sądów są bardzo łagodne – stwierdza Katarzyna Tatar ze Stowarzyszenia Alimenty To Nie Prezenty na portalu BIK. – Dłużnicy skazywani są np. na prace społeczne w wymiarze kilku godzin miesięcznie i nadal nie zwracają zaległości ani nie płacą na bieżąco”.

Rodzice, którzy nie dostają zasądzonych alimentów, mają prawo do świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego – o ile ich dochód jest niższy niż 700 zł na członka rodziny. Matki, które mają dwoje i więcej dzieci, mogą liczyć na 500+. Gorzej, jeśli dziecko jest jedno. Świadczenie otrzymają tylko wtedy, jeśli dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 800 zł. Minimalne wynagrodzenie netto w Polsce wynosi dziś 1530 zł, w przyszłym roku ma być zwiększone do 1634 zł. A do deklarowanych we wniosku dochodów wliczane są alimenty. Nawet jeśli wnioskodawczyni widzi je wyłącznie na papierze. W praktyce matki muszą wybierać między korzystaniem ze świadczenia 500+ a umową o pracę i związanym z nią zabezpieczeniem socjalnym, np. prawem do urlopu w przypadku choroby dziecka.

Iza: – Próbowałam dostać 500+, bo zarabiam poniżej progu. Przez telefon zostałam poinformowana, że do wniosku muszę dołączyć orzeczenie o rozwodzie i wyrok w sprawie alimentów. Myślałam, że tylko po to, żeby udowodnić, że był rozwód. Usłyszałam, że przekraczam próg, bo alimentów mam zasądzonych 400 zł. Nie pomogły wyjaśnienia, że ojciec dziecka ich nie płaci. Usłyszałam, że skoro nie płaci, w moim interesie jest ściganie go za to.

Pozostaje jeszcze zasiłek rodzinny wynoszący, w zależności od wieku dziecka, od 95 do 135 zł. Mogą się o niego starać samotni rodzice, których miesięczny dochód nie przekracza 674 zł na członka rodziny lub 764 zł – jeśli w rodzinie jest dziecko niepełnosprawne.

Brak programów wsparcia rodzin niepełnych plasuje Polskę w ogonie krajów przyjaznych matkom. Pracownicy Wharton School przy Uniwersytecie Pensylwanii w USA opracowali ranking 60 państw sprzyjających kobietom z dziećmi. Analizy dokonano na podstawie odpowiedzi 16 tys. respondentów. W czołówce najlepszych państw do życia i pracy znalazły się Szwecja, Dania, Kanada, Holandia i Australia. Wielka Brytania zajęła 9. miejsce, a Niemcy – 11. Polska nie zmieściła się w rankingu.

– Samotne rodzicielstwo jest w Polsce jednym z głównych czynników zagrożenia ubóstwem – podkreśla Monika Helak. – Dawniej najbardziej narażone były rodziny wielodzietne, ale 500+ przynajmniej częściowo rozwiązało ten problem. Nie pomogło jednak rodzicom samodzielnie wychowującym dzieci, których warunki życia w naszym kraju wciąż są ciężkie, a wsparcie państwa – niewystarczające.

Impas

Matki w pojedynkę wychowujące dziecko są w Polsce w impasie. Zatrudnienie na pełnym etacie często wyklucza samotnych rodziców z grona uprawnionych do świadczeń, szczególnie jeśli mają tylko jedno dziecko. Pogodzenie pracy na etacie z obowiązkami rodzicielskimi wiąże się zaś z dodatkowymi kosztami. Posiadanie więcej niż jednego dziecka uprawnia matkę do pobierania 500+, ale utrudnia aktywność zawodową. – Jeśli pracowałabym na pełen etat, dla córki oznaczałoby to siedzenie w szkole 10 godzin dziennie. Moi rodzice pracują, a opiekunka to dla mnie za duży wydatek – tłumaczy Iza, która pracuje na umowie-zleceniu.

Monika Helak: – Badania pokazują, że większość kobiet w wieku reprodukcyjnym w Polsce, czyli między 19. a 34. rokiem życia, pracuje na umowie-zleceniu. Oznacza to dla nich brak stabilności socjalnej. Z kolei matki mające umowę o pracę skarżą się, że godziny pracy szkół i przedszkoli są słabo dostosowane do godzin ich pracy.

Jak podkreśla socjolożka, problem ten dotyczy nawet osób pracujących w standardowym ośmiogodzinnym wymiarze, szczególnie w dużych miastach, gdzie dodatkową trudnością jest dojazd z miejsca pracy do instytucji opiekuńczej. Niemała jest również grupa rodziców pracujących zmianowo. Są to m.in. policjantki, pielęgniarki, lekarki czy ekspedientki.

Aneta: – Pracuję na 12-godzinne zmiany, od godz. 6 do 18 albo od 18 do 6. Rodzice mieszkają 100 km od Warszawy. Córka kilka razy w miesiącu nocuje u koleżanek, których mamy odprowadzają ją rano do szkoły, kiedy ja wracam po zmianie do domu. Z kolei kiedy kończę o 18, te same mamy ją odbierają i przechowują kilka godzin u siebie. 500+ mi się nie należy, alimentów nie dostaję, na opiekunkę mnie nie stać. Czasami zastanawiam się, co zrobię, jeśli któraś z moich znajomych kiedyś nie będzie mogła mi pomóc.

Zdaniem Moniki Helak macierzyństwo – nie tylko samotne – jest jednym z ważnych uwarunkowań rozbieżności wynagrodzeń mężczyzn i kobiet. – O ile kobiety zarabiają generalnie mniej niż mężczyźni, o tyle różnica między ich dochodami utrzymuje się mniej więcej na stałym, kilkunastoprocentowym poziomie – wyjaśnia badaczka. – Sytuacja kobiet zmienia się jednak po urodzeniu dziecka; wtedy ich dochody drastycznie spadają. Dotyczy to zarówno matek samotnie wychowujących dzieci, jak i mających partnerów. Każde kolejne dziecko powiększa rozbieżność w dochodach. Co ciekawe – pojawienie się dziecka w życiu mężczyzny nie zmienia jego zarobków. Zjawisko to jest znane pod nazwą motherhood penalty, czyli kary za macierzyństwo.

Stygmat

„Nie bez powodu jesteście samotnymi matkami, dyskotekowe wycieruchy”, „Trzeba było nie dawać na lewo i prawo, a teraz wylewać gorzkie żale i wyciągać łapę po wszystko!”, „Z całym szacunkiem, ale paniusię już pogrzało! Trzeba było uważać, z kim się pani wiązała, suka nie da, pies nie weźmie”, „Może dlatego, że z taką roszczeniową księżniczką nie dało się wytrzymać. Może kiedy facet zasuwał w pracy, by utrzymać rodzinę, to księżniczka jedyne, co dobrze robiła, to paznokcie”. To tylko niektóre komentarze pod artykułem Katarzyny Głuszak, matki samotnie wychowującej dwójkę dzieci, która zdecydowała się opisać na portalu Parenting.pl napotykane przez siebie trudności.

Z kolei na stronie Supermamy.pl znajdujemy coś takiego: „Najbardziej toksycznym środowiskiem dla dorastającego chłopca jest samotna matka. Taki chłopiec jest wypuszczany z domu jako zagubiony i nieprawidłowo odbierający rzeczywistość. Brak mu również tożsamości”. Po tym wstępie następuje długa lista tego, co matka wychowująca samotnie syna powinna, a czego nie powinna robić. Niezależnie od słuszności podanych instrukcji dziwi fakt, że adresowane są wyłącznie do matek. Rad dla ojców nie ma.

Gdyby wiedzę o samodzielnym macierzyństwie czerpać z internetu, można by szybko dojść do wniosku, że wynika ono z bezmyślności, nieodpowiedzialności, rozwiązłości i równouprawnienia kobiet. W najlepszym wypadku samotna matka jawi się jako bohaterka, która „urodziła zamiast usunąć”. W najgorszym – jako patologia.

Stałym motywem są oskarżenia o roszczeniowość. Zgodnie z nimi matki samodzielnie wychowujące dzieci są „cwane” i „łase na kasę”, a ich samotne rodzicielstwo jest wyrachowanym wyborem. Czy nie to założenie podpowiedziało rzeczniczce rządu Beacie Mazurek, jakiej rady powinna udzielić matce samotnie wychowującej dzieci, a niemającej prawa do korzystania z 500+? – Zachęcała ją będę do tego, aby ustabilizowała swoją sytuację rodzinną i miała więcej dzieci, tak aby móc na to świadczenie, w przysłowiowy sposób, się załapać – oświadczyła rzeczniczka PiS dziennikarzowi Polskiego Radia 24 dwa lata temu.

Na internetowych blogach, w artykułach i komentarzach rzadko natomiast pojawiają się apele i instrukcje adresowane do ojców.

– Rodzina niepełna też jest rodziną – przypomina Monika Helak. – Polityka prorodzinna powinna sprzyjać także rodzinom niepełnym.

Aneta: – Nie lubię użalać się nad sobą, ale jest we mnie gniew. Najbardziej denerwuje mnie litość. Ja mam obiektywnie trudniej niż zamężne koleżanki, ale każde stwierdzenie tego faktu jest odczytywane jako narzekanie i roszczenie.

Iza: – Kiedy zaczynam się zastanawiać, jak przeżyłam ostatnie kilka lat, sama się dziwię, jak to zrobiłam. A państwo traktuje to jako oczywistość: oczywiste jest, że nie choruję, że się wyrabiam, że daję radę. Ale jeśli kiedyś powinie mi się noga, to bez obaw – zostanę z tego rozliczona. Okrzykną mnie złą matką i powiedzą, że wszystko przeze mnie. Myśli pani, że ktoś mojego byłego męża rozlicza z tego, kiedy ostatnio zajmował się córką albo zapłacił alimenty?

Ilona: – Gdybym wiedziała, że zostanę sama, nie wiem, czy zdecydowałabym się na dzieci. Bardzo swoich chłopców kocham, ale nikt nie planuje, że będzie całkiem sam.

Fot. Fotolia

Wydanie: 2018, 45/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Mii
    Mii 6 listopada, 2018, 23:19

    Jeżeli zgodnie z wytycznymi państwa, opartymi na społecznej nauce kościoła kobieta matka jest wartością tylko wówczas, jeżeli jest w związku małżeńskim, to tak będzie. Samotne matki są postrzegane jako te,które burzą ten katolicki układ, mimo, że same są w olbrzymiej większości katoliczkami, a więc teoretycznie nie powinny być rozwiedzione/ pannami z dziećmi. Trudno to zrozumieć jeżeli nie przyjmuje się logiki (pokrętnej) polityków z prawej, kościelnej strony sceny politycznej. dlatego pisowska polityczka mówi kobietom aby znalazły męża i miały kolejne dziecko i wtedy dostaną 500+. Z alimentami jest podobnie. Takie samotne matki traktowane są jako winne tego, że mąż/ partner nie chce tworzyć z nimi rodziny, więc kobieta ”żeruje” na społeczeństwie zamiast robić wszystko by być z ojcem dziecka( nieważne, czy ojciec pije, bije etc) nawet jak ojciec dziecka nie chce z nią być. Ot, taka logika. Ale, należy też dodać, że w wielu wypadkach jest tak, że po rozstaniu, nowa partnerka robi wszystko, aby ”byłe” dzieci nie dostawały alimentów (bądź mniejsze) bo nie starczy pieniędzy na kolejne dziecko, które urodzi kochanka, która ”awansowała” na nową żonę/partnerkę. I oczywiście, niestety wiele kobiet rodzi dzieci mężczyznom, którzy nie chcą być ojcami, dzieci z wpadek, z kilkumiesięcznych związków, studentki, licealistki, które wpadły z chłopakami, etc. ,niestety, tacy ojcowie z przymusu, raczej płacić nie będą. A państwo nie chce ich przymuszać, bo wini kobiety, że te dzieci urodziły, mimo, że obowiązuje restrykcyjne prawo antyaborcyjne, a edukacja seksualna nie istnieje. Czyli państwo karze za to, że urodziły. Ot, taka logika. Polska jest zbiorem nielogicznych rozwiązań.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Hajsmam
    Hajsmam 12 listopada, 2020, 01:26

    Jedyny problem samotnych to kasa
    Niech facet placi
    I jak placi to problemu nie widzą

    A zmieńcie prawo rodzinne
    Obowiązkowa opieka naprzemienna
    Alimenty jak ktoś nie chce opieki wg tabeli alimentacyjnej
    Moze jeszcze badania DNA na ojcostwo po porodzie
    I zaczniecie myśleć rozkładając nogi o rodzinie a nie kombinować i obciążać wina wszystkich potem
    Tylko nie siebie

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy