Król wszystkich Hiszpanów

Król wszystkich Hiszpanów

Juan Carlos to jedyny przypadek monarchy, który odegrał współcześnie kluczową rolę w historii swego kraju i Europy

Hiszpańscy komuniści przepowiadali, że przejdzie do historii jako „Juan Carlos krótki”. Właśnie mija 30 lat jego panowania. Gdy wiosną tego roku podczas pobytu w jednym z najlepiej prosperujących krajów Unii Europejskiej, w Hiszpanii, pytałem znajomych dziennikarzy, czy przekonali się do monarchii, odpowiadali na ogół: „Nie jesteśmy monarchistami, raczej juancarlistami”.
To jeden z wielkich paradoksów najnowszych dziejów naszego kontynentu. I zarazem jedyny przypadek europejskiego monarchy, który odegrał współcześnie kluczową rolę w historii swego kraju, a prawdopodobnie również Europy. Mowa o Juanie Carlosie I. Był wielkim protagonistą wszystkiego, co się wydarzyło w Hiszpanii w ciągu pierwszych lat po śmierci gen. Franco. Łagodnego przejścia od bezwzględnej dyktatury do w pełni europejskiej demokracji. Transformacji , która miała stać się swego rodzaju modelem. Przygotowywany starannie od dziecka przez dyktatora Hiszpanii do roli monarchy absolutnego, który miał gwarantować przetrwanie reżimu frankistowskiego po śmierci Franco, wybrał zupełnie inną drogę.

Michnik źle ubrany

W Polsce trzej ludzie, na których myślenie proces hiszpańskiej transformacji wywarł wielki wpływ, to Tadeusz Mazowiecki z jego grubą kreską, Adam Michnik, który ma wiele przemyśleń na ten temat oraz gen. Wojciech Jaruzelski. Ci dwaj ostatni, było to na początku lat 90. podczas rozdania nagród im. następcy tronu, księcia Filipa, znaleźli się w Asturii w towarzystwie hiszpańskiej królowej, za której ujmującym i bezpośrednim sposobem bycia i kobiecością, kryje się notabene żelazny charakter. Sztywny, ale na swój wojskowy sposób elegancki Jaruzelski i luzak Michnik. Królowa Zofia nieco zaskoczona strojem naczelnego „Gazety Wyborczej” zapytała generała, dlaczego pan Michnik jest tak źle ubrany. Jaruzelski odpowiedział: jak miał się tego nauczyć, skoro ja go trzymałem w więzieniu.
Rok 1974. 82-letni caudillo, czyli wódz Hiszpanii, zaczyna nagle chorować, a obowiązki szefa państwa sprawował formalnie przez kilka miesięcy, jakby „na próbę”, Juan Carlos I. Wyznaczony dekretem Franco z 1967 r., wydanym przez niego „zgodnie z zasadami Ruchu Narodowego” (Movimiento Nacional) na jego następcę. Franco napisał w dekrecie: „Jest powołany, aby pewnego dnia mnie zastąpić z tytułem królewskim”, jako Juan Carlos I.

Kask zamiast korony

22 listopada 1975 r., dwa dni po śmierci generalissimusa Francisca Franca Bahamondego, Kortezy w Madrycie proklamowały Juana Carlosa I jako króla. Wysoki, szczupły, wysportowany 37-latek z lekką tendencją do łysienia, obdarzony wszystkimi cechami fizycznymi rodu Burbonów, był przede wszystkim człowiekiem wszechstronnie przygotowanym do swej roli. Do stanowiska wodza naczelnego szykował się, kończąc kolejno akademie wojskowe lotnictwa, marynarki i piechoty. Później zrobił dyplomy wydziałów prawa i ekonomii uniwersytetu madryckiego. Bezpośredni w kontaktach, budził sympatię. Zwłaszcza u kobiet i młodego pokolenia. Znane było jego upodobanie do szybkich samochodów, ryzykownego pilotażu i śmiałych kobiet. Zdarzyło się, ze wyniesiono go z samolotu na noszach. Przed kilku laty z nostalgią wspominał w wywiadzie, jak przed objęciem tronu urywał się obstawie na swoim wielocylindrowym motocyklu i jeździł po Madrycie. „Czasami zdejmowałem kask pod światłami, a trzeba było widzieć zdumione miny kierowców w samochodach!”, mówił Juan Carlos.
Coś z tego stylu pozostało królowi do dzisiaj. Gdy występuje oficjalnie jako szef państwa i wódz naczelny sił zbrojnych, jeździ czarnym rolls-royce’em z eskortą. „Kiedy jednak jadę z królową do restauracji na prywatny obiad, sam prowadzę i zatrzymuję się pod światłami. Nikt nie musi stać w korkach, ponieważ król udaje się do krawca”, powiedział w wywiadzie.

Imieniny u króla

Jest wnukiem Alfonsa XIII. Ostatniego monarchy hiszpańskiego, który musiał opuścić kraj w 1931 r., po ustanowieniu II Republiki.
Ojca obecnego króla Hiszpanii, Juana de Borbon, który nosił tytuł hrabiego Barcelony i był naturalnym następcą tronu hiszpańskiego, poznałem w 1974 r., gdy jako dziennikarz zostałem zaproszony na jego imieniny. Całe dorosłe życie spędził na wychodźstwie. Uroczystość odbywała się w skromnej rezydencji Juana de Borbon nad Atlantykiem, w Estorilu pod Lizboną. Było to moje pierwsze zetknięcie ze zwyczajami panującymi na dworze królewskim i o mało nie popełniłem poważnej gafy. Złożyłem dłonie do oklasków, gdy następca tronu, przemawiając z pagórka usypanego w ogrodzie, powiedział: bliski jest dzień, gdy wszyscy Hiszpanie będą wolni i równi wobec prawa. Ktoś jednak mnie powstrzymał: królowi się nie klaszcze! Gdy Juan de Borbon skończył, obecni zakrzyknęli: „Król dobrze mówi! Niech żyje król!”.
Juan Carlos jako najsmutniejszy moment swego życia wspomina zimny deszczowy poranek w listopadzie 1948 r., gdy jako dziesięcioletni chłopiec żegnał się na peronie lizbońskiej stacji kolejowej Rossio, wsiadając do pociągu Lusitania-Express, który miał go zawieźć do Madrytu. Tam, pod opieką Franco, miał spędzić resztę dzieciństwa i młodość. Jego ojciec zgodził się na propozycję caudilla, który chciał, aby znany z demokratycznych poglądów i pozostający w opozycji do frankistowskiego reżimu Juan de Borbon z czasem zrzekł się praw do tronu na rzecz swego syna. Ten zaś miał „terminować” pod okiem dyktatora na ewentualnego przyszłego monarchę.
Rodzice Juana Carlosa zgodzili się zapłacić tę wysoką cenę, jaką miała być całkowita rozłąka z synem, za nadzieję na powrót dynastii Burbonów na tron hiszpański. Franco miał dla ich dynastii głęboką pogardę. Choć swą karierę wojskową zawdzięczał Alfonsowi XII, mówił o Burbonach, „to kolekcja zdegenerowanych arystokratów”, którzy nie potrafili rozprawić się z republikanami. Młodego Juana de Borbon y Borbon potrzebował jednak do realizacji swych planów. Smutne dzieciństwo i wczesna młodość pod okiem wychowawców i lokai, którzy byli szpiegami Franco, stały podsłuch telefoniczny i publiczne upokorzenia ze strony caudilla, który bardzo lubił publicznie szydzić na temat ambicji Juana de Borbon, aby stać się „królem wszystkich Hiszpanów”.
Wiedząc, że każda rozmowa telefoniczna z ojcem jest nagrywana, a zapis przedstawiany generalissimusowi, Juan Carlos do perfekcji opanował sztukę kamuflażu swych uczuć i poglądów. Jego oficjalne zdjęcia z lat 60. i pierwszej połowy 70. pokazują młodego mężczyznę z twarzą bez wyrazu, o nieco melancholijnym uśmiechu. To była jego maska. Wiele lat później, rozmawiając z sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Hiszpanii, Santiago Carillo, Juan Carlos tak mówił mu o tamtym okresie swego życia: „Przez wiele lat musiałem udawać idiotę, co nie jest łatwe”, ale „wszyscy w to uwierzyli”.

Sieroty po Franco

W 1962 r Juan Carlos żeni się z Zofią Schleswig Holstein Sondenburg, córką Pawła I, króla Grecji, i Fryderyki de Hannover. Zofia od małej dziewczynki wychowywana była na królową i znakomicie weszła później w tę rolę. Ale i ona objęta została inwigilacją mimo pewnej sympatii, jaka budziła u starego dyktatora, który zmarł 20 listopada 1975 r.
Na mocy jego testamentu politycznego zapisanego w dekretach o sukcesji z 1967 i 1969 r. Juan Carlos został obdarzony wszystkimi prerogatywami władzy totalnej, jaką posiadał jego opiekun i protektor.
Pierwsze posunięcie monarchy, który po 44-letniej przerwie odzyskał tron dla dynastii burbońskiej, uspokoiło „bunkier”, jak nazywano w Hiszpanii beton polityczny skupiony w jedynej partii, czyli frankistowskim Movimiento. Król powołał na premiera pierwszego rządu po śmierci Franco zagorzałego frankistę, Carlosa Ariasa Navarra, przezwanego „rzeźnikiem z Malagi”. Pełnił tam po zwycięstwie wojsk Franco w 1939 r. nad obrońcami republiki funkcje prokuratora. Posłał wielu republikanów przed pluton egzekucyjny.

Koronkowy premier

Po kilku miesiącach Juan Carlos zręcznym manewrem doprowadził do odejścia jednoznacznie kojarzącego się Ariasa. Powołał na szefa rządu ostatniego szefa frankistowskiego Movimiento. Był to przedstawiciel młodego pokolenia „liberalnych” frankistów, polityk o europejskich manierach, Adolfo Suarez, założyciel partii, która miała w swej nazwie słowo demokracja – Unii Demokratycznego Centrum (UCD). Na pierwszy obiad z klubem korespondentów zagranicznych w Madrycie przystojny nowy premier włożył do ciemnego garnituru koszulę z obfitymi mankietami z koronki. W rozmowie przy stole dawał dziennikarzom wyraźnie do zrozumienia, że będzie prowadził koronkową politykę, aby nie prowokując frankistowskiego bunkra, przygotować stopniowo pierwsze demokratyczne wybory.
Pod koniec 1976 r. w rok po śmierci caudilla, w Hiszpanii prasa była już praktycznie zupełnie wolna, a chociaż wciąż niezalegalizowane – działały już swobodnie wszystkie partie i związki zawodowe znajdujące się politycznie na prawo od komunistów. Król był przekonany, że aby zapewnić w oczach Hiszpanów i świata pełną wiarygodność hiszpańskiej demokratyzacji, konieczna jest również legalizacja Komunistycznej Partii Hiszpanii (KPH) i jej organizacji związkowej – Komisji Robotniczych. Komuniści przez cały czas panowania frankizmu stanowili bowiem najaktywniejszą i najbardziej krwawo prześladowaną część opozycji. Ostatni, wydany już po śmierci caudilla przez frankistowski sąd wyrok długoletniego więzienia wobec działacza związkowego, skazywał przywódcę Komisji Robotniczych, Marcelina Camacha. Tymczasem nawet umiarkowani generałowie, których lojalności król mógł być pewny, zaklinali go na wszystko, aby nie legalizował KPH. Ostrzegali Juana Carlosa, że może to doprowadzić do buntu w armii, która „nie po to wygrała krwawą wojnę domową, aby teraz wpuszczać do Kortezów czerwonych”, jak wyraził się gen. Milans de Bosch, gubernator wojskowy Sewilli.
Sytuacja była delikatna. W ciągu roku od śmierci Franco liczba strajków w Hiszpanii wzrosła dziesięciokrotnie, na 12 października 1976 r. szykował się strajk powszechny. Frankistowscy generałowie tylko na to czekali, aby wyprowadzić wojsko na ulicę. Do Pałacu Zarzuela pod Madrytem, siedziby Juana Carlosa, telefonowali jego przyjaciele, z którymi kończył akademie wojskowe, i mówili o zaawansowanym spisku w trzech rodzajach broni. Król jako wódz naczelny zakazał gromadzenia zapasów paliwa w jednostkach pancernych. Juan Carlos zgodził się, aby premier Suarez po raz ostatni posłużył się frankistowskim ustawodawstwem antystrajkowym i zagroził lewicowej opozycji represjami. Felipe Goznalez i inni liderzy opozycyjni w tajnych rozmowach z rządem dali sobie wytłumaczyć, czym grozi w tym momencie strajk powszechny. Zgodzili się wycofać z konfrontacji.
Dyskretną, ale istotną rolę odegrała w tym zwrotnym momencie transformacji część hierarchii Kościoła hiszpańskiego. Po długim okresie utożsamiania się z frankizmem, podjął on wielką próbę doprowadzenia do pojednania zwycięzców i zwyciężonych w wojnie domowej, wspomagając w tym Juana Carlosa.
15 czerwca 1977 r., w niespełna 19 miesięcy od śmierci caudilla, w Hiszpanii odbyły się pierwsze od głosowania do parlamentu z 1936 r. demokratyczne wybory powszechne. 22 lipca odbywa się pierwsze posiedzenie demokratycznie wybranych Kortezów. Król, wraz z królową Zofią, która z niemówiącej po hiszpańsku „cudzoziemki” stała się postacią budzącą powszechną sympatię Hiszpanów, przybywają do gmachu parlamentu owacyjnie witani. Socjaliści jako jedyni nie wstają na powitanie króla.

Lista nierozstrzelanych

W grudniu 1978 r. nastąpiło uchwalenie konstytucji, która czyniła z Hiszpanii europejską monarchię demokratyczną. To miał być koniec kluczowej roli króla w polityce. Najbardziej dramatyczny moment hiszpańskiej transformacji miał jednak dopiero nadejść.
Na początku 1981 r. premier Suarez podaje się do dymisji. Jego UCD, która spełniła już swą rolę, jest w rozsypce. Sondaże zapowiadają, że następny rząd będą tworzyć socjaliści. Stara frankistowska gwardia w wojsku spiskuje i apeluje do króla, aby „zapobiegł katastrofie”. Nastroje w wojsku są nerwowe.
23 lutego 1981 r. o 6.20 wieczorem pułkownik Guardia Civil, Antonion Tejero, z pistoletem w dłoni wkracza na czele oddziału 200 swych ludzi do gmachu parlamentu w chwili głosowania nad kandydaturą nowego premiera. Tejero, potężnie zbudowany mężczyzna o niskim czole, z cienkim „oficerskim” wąsikiem, wchodzi na mównicę i wymachując pistoletem, rozkazuje: „Wszyscy na ziemię!”. Chce upokorzyć parlament i każe deputowanym wleźć pod krzesła, wskazując wymownie na żołnierzy mierzących do nich z automatów. Nie wykonali rozkazu tylko ustępujący premier Suarez i Carillo. W Sewilli gen. Milans de Bosch wyprowadził na ulicę czołgi, w stolicy wojsko zajęło gmachy radia publicznego i telewizji, które od tej chwili nadawały tylko marsze wojskowe, ulicami Madrytu pędziły we wszystkich kierunkach ciężarówki wyładowane policją zmilitaryzowaną w czarnych ceratowych kaskach Guardia Civil. Tymczasem wśród generałów, którzy stanęli na czele zamachu stanu, trwał spór, czy król się zgodzi, aby ogłosili przewrót w jego imieniu, czy też króla należy zlikwidować jako główną przeszkodę.
Część oficerów w garnizonach była przekonana, że „za wszystkim stoi król”. Zamachowcy popełnili podstawowy błąd. Nie odcięli linii telefonicznych do Pałacu Zarzuela, strzeżonego przez nieliczną gwardię królewską. Juan Carlos zasiada do telefonu i łączy się kolejno z gubernatorami wojskowymi regionów kraju oraz dowódcami wielkich jednostek. „Jest to zamach wymierzony przeciwko monarchii, rozkazuję natychmiastowy powrót do koszar”. Przyjaźnie z czasów służby wojskowej i prestiż króla działają. Zamachowcy zostają coraz bardziej izolowani. Przyjaciel króla, dowódca bazy lotniczej pod Sewillą, ustawia odrzutowce z wyrzutniami rakietowymi na wprost bramy wjazdowej, aby użyć ich jak artylerii w razie ataku czołgów. Decydujące jest przemówienie króla, któremu udało się w końcu ściągnąć do pałacu ekipę telewizyjna z okupowanego gmachu TV. Po 22 godzinach deputowani uwięzieni w Kortezach zostali uwolnieni. Porządek konstytucyjny został uratowany, Hiszpania odetchnęła z ulgą.
Królowa Zofia, w rozmowie z jednym z polskich dyplomatów, wspominała: „Gdy mąż poszedł telefonować do gubernatorów, baliśmy się o nasze życie; zwyczajnie, po ludzku baliśmy się”.
Kilka dni po nieudanym zamachu madrycki tygodnik „Tiempo” ogłosił listę kilkuset nazwisk polityków, dziennikarzy, aktorów, pisarzy, a także kilku wojskowych. Zamachowcy zamierzali ich rozstrzelać w ciągu 48 godzin po przewrocie. Duch pojednania towarzyszący hiszpańskiej transformacji przeważył również w chwili rozliczenia zamachowców. Było tylko kilkanaście wyroków, wszystkie łagodne. Po kilkunastu latach wyszedł z więzienia również pułkownik Tejero.

 

Wydanie: 2005, 47/2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy