Królowa imperium brwi

Królowa imperium brwi

Spotkałam się z zarzutem, że nie patrzę widzom w oczy. A ja tego nie robię, bo czyjś wzrok mógłby mnie rozproszyć

Mery Spolsky – czyli Maria Żak, autorka tekstów, a także ich wykonawczyni i kompozytorka, zdobywczyni drugiego miejsca na ubiegłorocznym Grechuta Festival i honorowego wyróżnienia na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Autorskiej 2014 – 32. Międzynarodowym Festiwalu Bardów.

Wezmę ze sobą ślub – tak pani zaśpiewała na Oppie i zdobyła honorowe wyróżnienie. Skąd pomysł na tę piosenkę?
– Tekst to wizja osoby, która postanowiła żyć sama. Piosenka powstała w odpowiedzi na żarty rodziców, że ja to chyba nigdy nie wyjdę za mąż. Stwierdzili bowiem, że za bardzo lubię dominować. Tylko że to normalne u artystów, mają swoje zdanie. Nie próbowałam jednak tego wyjaśniać, tylko odparłam: „Wobec tego wezmę ze sobą ślub!”. Wszyscy potem się z tego śmialiśmy, ale temat na piosenkę powstał.
Śpiewa pani przebrana za pannę młodą, ale z towarzyszeniem niewesołego chórku, dziewczyn w czarnych welonach.
– Bo to smutna uroczystość, w końcu ślubuję sobie wierność, ale i samotność. Śpiewam o zabrudzonym welonie i przyjęciu weselnym, które odbywa się w jakiejś dziurze pod Warszawą, bo tam jest taniej.
Ta piosenka jest także zmysłowa. Podkreśla to pani intensywny makijaż, a do tego czarne pończochy. To również zaprzeczenie wizerunku niewinnej panny młodej.
– Mam w sobie sporo przekory, to prawda. A jeśli chodzi o zmysłowość, rzeczywiście ludzie coś takiego wyczuwają w moim wokalu, może więc coś w tym jest. Mnie samej podobają się wokalistki, które mają namiętność w głosie, ale… nie do końca o niej śpiewają. Najbardziej lubię połączenie zmysłowości ze smutkiem albo z ostrą muzyką.
Piosenka o braniu ślubu ze sobą ma też inny wymiar.
– Chciałam także zwrócić uwagę na samotność człowieka, na to, jak stara się znaleźć sobie kogoś na życie, bliskiego, i jak nieraz mu trudno taką osobę spotkać.
A pani jest samotna?
– Mam chłopaka. Znamy się od ponad roku. Dzięki niemu nie czuję się absolutnie samotna, bardzo mnie wspiera i nawet gra ze mną w zespole, na gitarze basowej.
Jak to jest z pani utworami? Pisze pani o sobie?
– Dużo osób mi zarzuca, że tego nie robię. Ale ja wolę wyobrazić sobie czyjeś losy, a potem odtworzyć taką wizję na scenie. Pisanie tylko na swój temat musi być w pewnym momencie strasznie nudne. Wolę obserwować ludzi i pisać o nich.
Na mnie zadziałała pani hipnotycznie na Oppie. Każda z piosenek wciągnęła mnie w opowiadaną historię. Byłam pewna, że mówią o pani.
– Ponieważ całą sobą wchodzę w rolę. Nie śpiewam o sobie, bo tematy szybko by się wyczerpały. Śpiewając o ludziach, mogę stać się kimś innym, puścić wodze fantazji.
Gratuluję talentu aktorskiego.
– Nawet nie wiem, skąd to się wzięło. Ale od kiedy piszę teksty, a są to zwykle wiersze, muszę je szybko odśpiewać. Nie zastanawiam się nad ich interpretacją, po prostu wczuwam się w treść. W ten sposób, jakby samoistnie, powstaje także muzyka. Czyli wykonanie nie jest założone z góry… Ale ostatnio także eksperymentuję, narzucając pewien klimat utworom.
A jak było z piosenką o brwiach, którą usłyszeliśmy na Oppie? Może ta jest o pani? Zresztą wystarczy na panią spojrzeć.
– Zawsze maluję brwi na czarno, tak jak moja mama. Zaśpiewałam o imperium krzaczastych brwi. Gdy akcja utworu się rozwija, możemy się dowiedzieć, że jestem królową tego imperium, a w pewnym momencie atmosfera staje się mroczna…
…Poczułam się zagarnięta przez pani imperium.
– To dobrze, lubię wyzwalać emocje (śmiech). Poprzez ten utwór chciałam także pokazać, że każdy ma jakąś wadę. A jednocześnie można z tego zrobić broń. Zakrzaczone i potężne brwi, które być może są nieładne, mogą być wspaniałym królestwem albo twierdzą (!), czyniąc nas niedostępnymi dla innych. Nie wiem, czy udało mi się panią rozśmieszyć, bo za tym wszystkim stała ironia.
Owszem, tak. I tutaj znowu okrasą był chórek. Dziewczyny miały brwi jak czarownice, brakowało im tylko mioteł.
– To nowe osoby, które przyjęłam do zespołu, i jestem z wyboru zadowolona. Nie dość, że potrafią wcielić się w role, które dla nich wymyślam, to jeszcze są bardzo sprawne muzycznie.
Kto pani podarował pierwszą gitarę? Tata?
– Tak. Wcześniej grałam na skrzypcach, bo chodziłam do szkoły muzycznej. Ale tata zauważył, że granie na gitarze sprawia mi większą przyjemność.
Zaczęła pani występować na scenie pięć lat temu.
– To było na Oppie, miałam 17 lat, dostałam wtedy pierwsze wyróżnienie. Śpiewałam sama, grając na gitarze elektrycznej. Chciałam, aby było nowocześnie. Ale OPPA to przecież festiwal piosenki bardów, a więc muzyki dość specyficznej, odległej od wszelkich mód. Cenię ją za niepowtarzalny klimat oraz publiczność, która zwraca uwagę na tekst. W przerwie się rozmawia – ktoś zapyta, czy dobrze zrozumiał treść, opowie o swoich przeżyciach albo napisze mejl z komentarzem. To wszystko jest bardzo miłe i mobilizuje do dalszego działania. Dlatego, choć OPPA nie do końca jest festiwalem dla mnie, zawsze na niej jestem, bo lubię jej atmosferę.
Skąd się wzięła Mery Spolsky?
– Wymyśliłyśmy ją razem z mamą. Ja stwierdziłam, że musi być Mery – bo od Marysi, a Spolsky dlatego, że chciałyśmy, aby było patriotycznie, a jednocześnie zabawnie, bo z końcówką „y”. Wcześniej śpiewałam z zespołem Makijaż, który robi muzykę eksperymentalną na rynek undergroundowy.
Z Makijażem objechała pani całą Polskę.
– Graliśmy na wielu festiwalach i prawie wszędzie wygraliśmy (!). Pierwsze miejsca zdobyliśmy m.in. na: Wszyscy Śpiewamy na Rockowo 2012, krakowskim przeglądzie Party Rura 2012, na Mayday Rock Festival 2013 i Wrocławskim Festiwalu Form Muzycznych 2013, w Grodkowie zaś na Międzynarodowych Konfrontacjach Muzycznych 2013 zajęliśmy trzecie miejsce.
Zajęła pani drugie miejsce na Grechuta Festival 2014 w Krakowie za interpretację piosenki „Śpij, bajki śnij”. Nie można rozpoznać tam Grechuty, ale świetnie się tego słucha. Jednak trudno też powiedzieć, że nie potrafi pani śpiewać lirycznych piosenek. Dowodem jest „Naga kobieta” – tajemnicza i przejmująca kompozycja. O czym właściwie?
– O mojej mamie, która odeszła. Była artystką – poetką, projektantką mody, miłośniczką muzyki, pięknych torebek i dobrego wina. Ułożyłyśmy ten tekst wspólnie, kiedy leżała w domu chora. Przedstawiłam go potem na Oppie.
Miałam wrażenie, że śpiewała ją pani dla kogoś.
– Bo rzeczywiście śpiewałam „Nagą kobietę” dla mamy, czułam, że jest gdzieś i słucha. Mama wiedziała, że ją wykonam na tym festiwalu. Chociaż tekst powstał dużo wcześniej, gdy zaczęła chorować, rozmawiałyśmy o tym, jak jej już nie będzie… i że wtedy zostanie być może „sąsiadką drzewa lub znajomą wiatru”, jak w piosence.
Mama była pani pierwszym słuchaczem?
– I fanką mojego muzykowania. Zresztą codziennie wieczorem prosiła: „Weź gitarę i coś mi zaśpiewaj”. A ja podziwiałam ją za jej talenty. Projektowała śliczne stroje, dzięki czemu była współautorką tego, co się dzieje na scenie, pisała wiersze.
Ale pani swoje śpiewa na scenie.
– Zawsze mówiłam jej, że napiszę lepszy wiersz od niej – bo ona była naprawdę świetna. I pisałam, potem mama to krytykowała, ale ja obstawałam przy swojej wersji, nie lubię kompromisów. Ona początkowo nie mogła tego zrozumieć, ale potem – jako artystyczna, pokrewna mi dusza – dawała za wygraną. Przede wszystkim ogromnie mnie wspierała we wszystkim, co robię.
Wszystkie pani sceniczne kreacje to robota mamy?
– Tak, mama je projektowała dla całego zespołu, potem szyła krawcowa, a ona jeszcze na nich malowała. Potem ja się wciągnęłam i zaczęłyśmy tworzyć razem, zresztą nie tylko na moje występy. Mam w domu pokaźną kolekcję i muszę coś z nią zrobić, aby się nie zmarnowała. Dlatego pokazałam coś na targach Fashion Democracy w Pałacu Kultury w Warszawie. I mam nadzieję, że ludzie kupowali je nie tylko dlatego, że przy okazji śpiewałam.
Kiedy zaczyna pani pracę nad nowym utworem, rodzi się najpierw tekst czy muzyka?
– Czasem pierwszy powstaje tekst, innym razem brzdąkam sobie coś, z czego rodzi się utwór muzyczny, do którego potem układam słowa. Bywa i tak, że łapię jakiś akord, który jest zaczynem piosenki.
A jak jest z piosenką? Najpierw ma pani słowo, a może jakiś obraz?
– Zaczynam od jakiegoś zdania, które okazuje się kluczowe. Wymyśliłam „Imperium moich czarnych brwi” i miałam temat. A kiedy sobie to wyobraziłam, była już cała piosenka.
Lubi pani prowokować utworami.
– (śmiech) Tak, chodzi mi o wywołanie emocji. Ale nie tylko pozytywnych. Lubię, gdy ktoś się wkurzy, słuchając mnie, albo uzna, że coś jest głupie.
„Warszawa jest jak moja wanna” – to z innej piosenki. Wzięła pani udział w finale konkursu Muzeum Powstania Warszawskiego na szlagier dla stolicy. Kocha pani stolicę?
– Tak i uważam za kogoś bardzo bliskiego. Dlatego śpiewam o wannie i o mojej szafie, o brudnych mostach, o parkingach i lotnisku, bo to kojarzy mi się z moim miastem.
Gdzie pani gra koncerty, w jakich miejscach można je usłyszeć?
– Najmniej występujemy w Warszawie, bo tutaj ludzie przychodzą na znane osoby, a ja gwiazdą nie jestem. Ale gramy suporty na koncertach premierowych i u znanych wykonawców, ostatnio występowaliśmy z Lao Che, Hey, TSA. Poza tym jeździmy po całej Polsce, zwłaszcza po niewielkich miastach, gdzie ludzie naprawdę przychodzą na nasze koncerty.
Gdzie odbywają się próby?
– U mnie w domu, w pracowni. Mam tatę muzyka i on to rozumie. Ale ponieważ chłopcy z Makijażu pochodzili z różnych miast, bywało trudno. Jednocześnie studiowali i pracowali, musieli wynajmować mieszkanie, no i jeszcze dojeżdżać na te próby do mnie. Z czasem tego typu rozwiązanie okazało się kłopotliwe. Dlatego na jakiś czas zawiesiliśmy wspólne projekty. Ale już rozpoczynamy pracę nad nową płytą. Na razie występuję jako Mery Spolsky. 20 marca na scenie Impartu we Wrocławiu powalczę o finał Przeglądu Piosenki Aktorskiej.
Pani jest teraz szefem.
– Tak, i powiedziałam to wszystkim wyraźnie, więc muszą się słuchać (śmiech). Ale to wszystko nie jest takie proste, bo to ja organizuję trasy koncertowe i przygotowuję zespół do występów. Za dużo jak na jedną osobę. Przydałby mi się menedżer. Albo chociaż producent.
Po co producent?
– Może spojrzałby na to, co robimy, świeżym okiem i podpowiedział, czy brzmienia i aranżacje są dobre. Albo doradził, z jaką wytwórnią warto współpracować.
Może warto, jak kiedyś Julia Marcell, wejść z muzyką do internetu, są przecież portale, gdzie można zaistnieć, zdobyć tłumy fanów, a nawet pieniądze na wyprodukowanie płyty.
– Tego typu działania to przeszłość. Dziś takich konkursów w internecie jest mnóstwo i udział w nich nic nie daje. Podobnie jak występy w telewizji. Wczoraj był finał „Must be the music”, a dziś nie pamiętamy, kto wygrał, bo media tego nie nagłaśniają.
Pani też brała udział w „Must be the music”.
– Nawet trzy razy, wszędzie staram się być. Ale za każdym razem przegrywałam. Dochodziłam do pewnego etapu, a potem dowiadywałam się, że jestem niemedialna albo mam nieodpowiednie teksty.
To, że jest pani śpiewającą poetką, wiadomo. Ale jak panią określić muzycznie?
– Pop z domieszką basów gitarowych i muzyki elektronicznej. Podoba mi się muzyka Moniki Brodki, ona gra minimalistycznie, prawie tam nie ma perkusji, jest dużo przestrzeni dla wokalu i są chórki.
Co pani dają występy na scenie?
– Nie umiem opisać. Śpiewam dlatego, że świetnie się tam czuję, bo powstaje niesamowity klimat, jakaś aura, i tworzy się coś nowego. Czy śpiewam dla ludzi? Owszem, tak, ale to nie jest najważniejszy powód. Spotkałam się z zarzutem, że nie patrzę widzom w oczy. A ja tego nie robię, bo czyjś wzrok mógłby mnie rozproszyć.
Ale zgodzi się pani z tym, że wyraża siebie.
– No tak, chociaż nie chciałabym o tym tak mówić. Ale o to chyba chodzi, że jestem na scenie sobą. Zwłaszcza kiedy śpiewam jako Mery Spolsky. Tutaj nie ma żadnej ściemy, nie chodzi o to, aby kogoś zaszokować. Inaczej było, gdy grałam z Makijażem – wtedy robiło się więcej eksperymentów, aby pobudzić wyobraźnię ludzi.
Mam takie wrażenie, że pani opowiada na scenie jakąś historię – za pomocą tekstu, muzyki, stroju, gestów i ruchów.
– Tylko że nie zawsze moje teksty są zrozumiałe, niektórzy twierdzą, że są zbyt skomplikowane. Może dlatego warto je wcześniej poznać, aby mieć lepsze doznania.
Chciałaby pani żyć z muzyki?
– To moje największe marzenie.

Wydanie: 12/2015, 2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy