Krótki oddech

Przewlekła obturacyjna choroba płuc – Uwaga! Lekarze mylą ją z astmą

Zaczęło się 12 lat temu. Ryszard Jekiel błąkał się od lekarza do lekarza. Gorączka, zadyszka, kaszel. Jedni mówili, że grypa, drudzy, że astma, koledzy, że po prostu jest za gruby. Żona winiła pracę w drukarni, on sam wojsko, w którym został nałogowym palaczem. – Pamiętam, jak stawałam na pierwszym stopniu schodów. Patrzyłem w górę i myślałem, że nigdy nie wejdę – wspomina Ryszard Jekiel. – Leczyłem się na wszystko, ale prawidłową diagnozę usłyszałem dopiero w warszawskiej klinice chorób płuc. Zadecydował przypadek. Zapytano, czy chcę leżeć po prawej, czy po lewej stronie sali. Chwała Bogu, wybrałem prawą stronę. Opiekował się nią ówczesny doktor, Paweł Śliwiński. I to on postawił diagnozę, która brzmiała dla mnie egzotycznie: przewlekła obturacyjna choroba płuc. Zmienił leki, uratował mnie.
Dziś doktor Śliwiński jest profesorem (nadal pracuje w warszawskim Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc), wraz z panem Ryszardem założył Stowarzyszenie Oddech, które ma pomagać chorym.
– Znajdują się w swego rodzaju podziemiu. Przestraszeni, odizolowani od życia – podkreśla prof. Śliwiński. – Siedzą w domu, bo najzwyczajniej nie mogą przejść kilku kroków. Nie są też w stanie się ogolić, wykąpać. To zbyt duży wysiłek. Oczywiście, to bardziej zaawansowany stan choroby, ale może on trwać wiele lat. Chorzy na POChP nie mają sił, by walczyć o swoje prawa. I dlatego włączyłem się w prace ich stowarzyszenia. Szczególnie że bardzo często pacjenci są w depresji. Potrzebna jest im wszechstronna pomoc.
– W Polsce na POChP cierpi ponad 2 mln osób. Co roku umiera z jej powodu blisko 15 tys., a ponad 10 mln jest nią zagrożonych z powodu palenia papierosów – dodaje prof. Ewa Niżankowska-Mogilnicka z Collegium Medicum UJ, która jest także polskim przedstawicielem międzynarodowej organizacji GOLD. To koalicja pracowników opieki zdrowotnej, towarzystw medycznych, stowarzyszeń pacjentów, której celem jest zwiększenie świadomości na temat POChP.
Prof. Mogilnicka dodaje, że jedną z głównych przeszkód w zwalczaniu choroby jest fakt, że u ponad połowy cierpiących pozostaje nierozpoznana. Tymczasem im wcześniej postawi się prawidłową diagnozę i zastosuje odpowiednie leczenie, tym większe są szanse chorego na zachowanie wydolności płuc. Dodatkowym problemem jest to, że choroba rozwija się przez wiele lat, a objawy bywają banalne. Właśnie wspomniany kaszel, zadyszka, które łączy się raczej z przeziębieniem niż wyniszczającą chorobą.
Jednak najczęstszą pomyłką jest mylenie POChP z astmą.
Prawidłową diagnozę pozwala postawić proste badanie spirometryczne, polegające na oddychaniu przez specjalny ustnik. Przeprowadzić je może przeszkolona pielęgniarka. W ciągu kilku minut zostanie oceniona jakość płuc.
Diagnoza uczy pokory. Choroba jest przewlekła i nieuleczalna, można tylko zahamować jej rozwój i łagodzić objawy. Płuco już się nie zregeneruje. Przez wiele lat, nieuchronnie, pękają pęcherzyki płucne i zlewają się w pęcherze rozedmowe. Poza tym dym tytoniowy drażni płuca, wywołuje stan zapalny. Wszystko to oznacza zmniejszenie objętości płuc i trudności w oddychaniu.
Zagrożeni są nie tylko palacze, ale także ci, którzy wdychają dym. Częściej należy się badać, jeśli mieszka się w zanieczyszczonym środowisku, przy częstych infekcjach lub gdy ktoś w rodzinie chorował na POChP.
POChP jest najczęstszą przewlekłą chorobą płuc, prowadzącą do inwalidztwa. Ryszard Jekiel ze swoich rozlicznych zwolnień sprzed lat nigdy nie wrócił do drukarni. Dziś sytuacja została opanowana. Ma w domu koncentrator tlenu (urządzenie wielkości dwóch telewizorów) pomagający osobom ciężej chorym. – Wkładam przewody do nosa i normalnie chodzę po domu, wszyscy już się przyzwyczaili – tłumaczy. – Ale najpoważniejsze dotlenianie następuje w nocy. Kiedy śpię, też jestem podłączony do aparatu.
Oczywiście, najlepsza jest profilaktyka, czyli niepalenie. W łagodniejszym stadium wystarczą leki wykrztuśne, rozszerzające oskrzela. Po latach przychodzi kolej na aparat tlenowy. – Niewielu chorych ma takie urządzenie – mówi prof. Śliwiński. – Muszą być hospitalizowani. A przecież zaopatrzenie ich w takie aparaty byłoby tańsze niż płacenie za długie pobyty w szpitalu.
Koszty leczenia zaawansowanej POChP są ogromne. W 1995 r. w USA wydawano 1,5 tys. dol. rocznie na jednego chorego, w Wielkiej Brytanii – 781 funtów, a na chorego na astmę tylko 280 funtów. Mniejsze obciążenia występują w Szwecji. Wynoszą one 33 dol. rocznie na jednego mieszkańca. Ale w Szwecji jest o wiele mniej palaczy. W Polsce nikt nie dokonał takich obliczeń. Znamy za to koszty pośrednie, wśród nich renty inwalidzkie. Tylko w ciągu dwóch lat przyznaje się 20 tys. rent właśnie z powodu POChP. – Przyznaje się je często ludziom w średnim wieku, w okolicach pięćdziesiątki. Oznacza to zmniejszenie produktywności oraz rosnące z roku na rok pośrednie i bezpośrednie koszty leczenia – podkreśla prof. Jan Zieliński z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
Pan Ryszard nauczył się żyć z chorobą i z jej ograniczeniami. Przyznaje, że choć sytuacja jest o wiele lepsza niż 12 lat temu, nadal wiedza o schorzeniu pozostaje niewielka. – Każdy wie, co to zawał, wylew, co bada elektrokardiogram – wylicza prof. Śliwiński. – A POChP i spirometr są ciągle obcymi słowami.
– Jestem wstrząśnięty. POChP zabija o wiele więcej osób niż AIDS, a jest zupełnie nieznana – mówił prof. Marc Decramer na niedawnym Kongresie Europejskiego Towarzystwa Pulmunologicznego.
Dziś lekarze przyznają, że zlekceważyli chorobę, nie przypuszczali, że będzie tak mocno atakować. WHO ocenia, że w świecie dotkniętych nią jest 600 mln osób, umiera na nią 3 mln rocznie. Już w tej chwili jest na czwartym miejscu przyczyn zgonu, a w 2020 r., zgodnie z prognozami, będzie na trzecim, tuż po zawałach i nowotworach.
W Polsce największe zasługi w walce z POChP ma wspomniany prof. Jan Zieliński, z tej samej co prof. Śliwiński warszawskiej kliniki. Już przed laty ostrzegał, że poza gruźlicą i rakiem płuc nie powinniśmy lekceważyć POChP. To on cztery lata temu zainicjował akcję „Poznaj wiek swoich płuc”. Dokonano 13 tys. pomiarów – wynik wskazywał na polską epidemię POCHP.
Specjaliści są zgodni – trzeba informować i lekarzy, i pacjentów. Lekarze rodzinni ciągle bagatelizują objawy, zapisują antybiotyki, badają serce. Błądzą. Chorzy też nie potrafią poprosić o badanie. – Kiedy zachorowałem, w Warszawie było kilka spirometrów, i to tylko w renomowanych klinikach – wspomina Ryszard Jekiel.
Prof. Śliwiński zapewnia, że dziś jest o wiele lepiej. Idealna sytuacja będzie, gdy w każdej przychodni znajdzie się taki aparat. – W Małopolsce, którą reprezentuję, sytuacja jest dobra – ocenia prof. Ewa Niżankowska-Mogilnicka. – W 50 poradniach pulmonologicznych są aparaty spirometryczne, jest pełna dostępność badania.
Badanie należy przeprowadzać co kilka lat. Szczególnie że choroba zaczyna atakować coraz to nowe grupy – kobiety i młodych. Mężczyźni straszeni rakiem płuc rzucają palenie. Zastępują ich kobiety, usprawiedliwiające się stresem i zapracowaniem. Zaś młodzi palą bez wytłumaczenia. Można im powiedzieć jedno – śmierć osoby, która się dusi, jest straszna. Długa i bolesna. Płuca powoli będą tracić moc. Palacz w średnim wieku ma o blisko 30% mniejszą pojemność płuc niż osoba niepaląca. Palacz natychmiast powinien rzucić nałóg, bo jak wynika z badań amerykańskich, poprawa następuje już rok po zaprzestaniu palenia.


Jeśli już chorujesz lub chcesz się dowiedzieć o POChP, zgłoś się do Stowarzyszenia Oddech, w którym działają zarówno pacjenci, jak i lekarze.
Tel. 0-600-928-558, godz. 9.00-15.00.
www.oddech.org

 

Wydanie: 2003, 49/2003

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy