Karawan idzie dalej

Psy szczekają, karawana idzie dalej. Jakie psy? Różne. Jaka znów karawana? To już raczej karawan! Lepsza jest moja wersja:
Psy szczekają, a karawan idzie dalej. W dobie kryzysu partyjnego to chyba lepiej oddaje obecną sytuację.
SLD-owski karawan oszczekiwany z różnych stron wlecze się noga za nogą, choć ma nowego mistrza ceremonii, który już kilka razy kończył, ale znów zaczyna. Niezmordowanie próbuje. Przebrał się w nowe, czarne szaty ze srebrnym szamerunkiem, które chyba zaprojektowała Ewa Minge. Nowy image ma sprawić zmartwychwstanie zwłok, leżących tradycyjnie w pudełku albo w modnej dziś urnie, w postaci proszku. Elektorat, czyli żałobnicy, czekają, co z tego wyniknie. Choć lewica nie powinna wierzyć w zmartwychpowstanie, to jednak jej zwolennicy czekają na cud boski lub baśniowy. Do tego potrzebny byłby młody ideowy królewicz, co to pocałuje martwą królewnę leżącą w szklanej trumience, a wtedy ona zatrzepocze lewicowymi rzęsami, rozchyli lewicowe wargi i wypowie hasło, które porwie za sobą lud. Bo zawsze chodzi o lud. A już zwłaszcza przed wyborami. Jak mawiał, unosząc szklaneczkę z wódką, nieodżałowanej pamięci poeta Broniewski: Ja zawsze z lodem, a lud ze mną. A może: Ja zawsze z lodem, a lód ze mną.
Drugi partyjny karawan czeka na PiS, choć wiadomości o śmierci tej partii są mocno przesadzone. Kondukt na razie się nie formuje, to wciąż korowód. Czy będzie radosny czy ponury, to się okaże w ciągu najbliższych miesięcy.

PiS oddycha, co prawda ze wspomaganiem, ale wciąż żyje całkiem nieźle, trzyma się, mimo utraty wielu litrów krwi.
Upuszczanie krwi do XIX w. było uważane za świetny sposób leczenia, masowo ją pacjentom upuszczano. Dziś od tego się odchodzi, ale widać nie całkiem. Leczony tą metodą pacjent jest po takim upuście słaby, jak nie przymierzając jakiś Mochnacki, co to jak trup blady siadł przy klawikordzie i z wolna jął próbować akord po akordzie. Prezes Jarosław wygrywa różne melodie, próbuje tanga, walca, nawet gangsta rapu, żeby powstrzymać kolejne krwinki opuszczające PiS-owskie cielsko. Jednak członkowie odchodzą, jakby przestali się bać. A więc ich głowy muszą spadać dla „naprzykładu”, jak się mawiało dawno, dawno temu, na komórkach nieboszczki PZPR, o której pamięć pewnie by całkiem zaginęła, gdyby nie jej starzy miłośnicy.
Po upuszczeniu hektolitrów krwi bladość rzeczywiście zagościła na obliczach PiS właściwego, czyli najprawdziwszego. Po pierwszym upuście w postaci Marka Jurka i jego kompanii zniknął rumieniec, po drugim, z którego powstała PJN – pobladło czoło, a gdy pulsująca, żywa krew wyciekła w postaci Solidarnej Polski, bladość pokryła całą twarz partii. Pobledli wszyscy członkowie, nawet foksterier Błaszczak ma lico poszarzałe. Doberman Adam Hofman, biały jak niedopieczona buła, ironizuje zjadliwie na temat bulteriera Kurskiego, że ten jest specjalistą od czarnego PR, to umie, to mu trzeba przyznać, mówi o dawnym towarzyszu broni. Wcześniej, gdy pojawiło się widmo dziadka z Wehrmachtu, wszyscy twierdzili, że jest niezwykle skuteczny. Teraz stał się dla kolegów szatanem.

Ojciec Rydzyk uważa, że to oczywista oczywistość, że szatan maczał swoje pazury w rozbiciu monolitu, jakim wydawało się PiS. Nie wskazuje jednak palcem ani na bulteriera Kurskiego, ani tym bardziej na wyżła Ziobrę, którego chciał wykreować kiedyś na prezydenta. Zapuszczał nawet sondę w tej sprawie. Z mizernym skutkiem. Nie znęca się ojczulek nad dalmatyńczykiem Cymańskim czy też pudlicą Kempą, ani nad mopsicą, posłanką Wróbel.
Psy były długo cierpliwe, długo posłuszne, łasiły się do swojego pana. Miłośnie patrzyły mu w oczy. Do czasu. Bulteriery, na które zawsze można było liczyć, poszczuć, żeby kąsały, nagle stają się wściekłe i szarpią nogawki swego uwielbianego bezkrytycznie pana. Jeszcze dopóki to tylko nogawki, to pół biedy, można wytrzymać, gdy dochodzi do wygryzania w d… to już gorzej.
Dyktator, którego nie lękają się poddani, robi się śmieszny, nawet żałosny. A więc, żeby utrzymać władzę, musi postraszyć, zastosować odpowiednie środki. Wynająć kata albo sam ująć miecz i ścinać publicznie głowy na środku partyjnego rynku, żeby inni widzieli. Jeśli ścinani dobrze się ustawią i będą jednakowego wzrostu, może się udać sztuczka, jaka udawała się Longinusowi Podbipięcie. On potrafił ściąć trzech naraz. Jednak Cymański jest bardzo wysoki, Kurski niższy, a Ziobro najniższy. Trzeba więc dokonać trzech oddzielnych egzekucji, załatwić każdego z osobna.

22 listopada 2011 r.

Z blogu Krystyny Kofty na portalu Onet.pl, http://krystyna-kofta.blog.onet.pl/

Wydanie: 2011, 48/2011

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy