Rzeczpospolita mitomańska

Rzeczpospolita mitomańska

Podziemie niepodległościowe przedstawia się obecnie jako bohaterski zryw narodu polskiego przeciwko komunistycznemu tyranowi. Przemilcza się natomiast jego ciemne strony

Na początku lutego Sejm ustanowił nowe święto państwowe. Decyzją posłów 1 marca będzie odtąd oficjalnie obchodzony Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Nie jest to pierwszy raz, kiedy wybrańcy narodu występują w roli historyków i sędziów zarazem.
Chociaż ustawa czeka jeszcze na akceptację Senatu i podpis prezydenta, wątpliwe jest, aby nie została przyjęta. Zdominowana przez prawicę druga izba parlamentu, podobnie jak Bronisław Komorowski wyznają wspólny pogląd na najnowsze dzieje Polski. Według nich lata powojenne to okres bohaterskiej walki podziemia z narzuconą władzą, której jedynym celem było wymordowanie elity narodu i zastąpienie jej moskiewskimi namiestnikami.
– Ustanowienie tego dnia jest wyrazem szacunku dla żołnierzy drugiej konspiracji za niezłomną postawę patriotyczną i niepodległościową oraz konsekwentne sprzeciwianie się narzucanemu Polsce i nieakceptowanemu przez społeczeństwo ustrojowi – stwierdził Krzysztof Łaszkiewicz, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.
Wybór daty nie jest przypadkowy. 1 marca 1951 r. w mokotowskim więzieniu stracono ppłk. Łukasza Cieplińskiego, prezesa IV Komendy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, oraz pięciu jego współpracowników. Pozostałych członków organizacji skazano na dożywocie lub wieloletnie więzienie. Od tego momentu można mówić

o szybkiej dezintegracji podziemia.

Wciąż były aktywne pojedyncze oddziały, jednak ich działalność skutecznie wygaszano.
Trudno zrozumieć, dlaczego na patrona nowego święta wybrano akurat Cieplińskiego. Bohater walki z niemieckim okupantem, nie radził sobie już tak dobrze po zakończeniu wojny. W 1947 r. dał się podejść agentom Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, którzy wykorzystując amnestię, przeniknęli do władz WiN i przejęli nad nim kontrolę. Wkrótce MBP całkowicie sterowało organizacją, dzięki czemu skompromitowano znaczną część podziemia i emigracji.
Podziemie niepodległościowe przedstawiane jest współcześnie jako bohaterski zryw narodu polskiego przeciwko komunistycznemu tyranowi. Przemilcza się natomiast jego ciemne strony. Tymczasem „rycerze z ryngrafami”, jak nazywa się członków zbrojnego podziemia, wielokrotnie dopuszczali się pospolitych rabunków, a nawet morderstw.
Jednym z przykładów brutalności „żołnierzy wyklętych” było zamordowanie Franciszka Kaweckiego, sekretarza wiejskiego koła PPR, przez oddział „Jaremy”. Zanim ostatecznie rozprawiono się z Kaweckim, „Jarema” nakazał wydłubać mu oczy, uciąć język oraz połamać wszystkie kończyny – „ku przestrodze innym komunistom”. Równie bestialskie morderstwa, łącznie z ćwiartowaniem ciał, zdarzały się na obszarze całego kraju1.
W latach 1945-1947, nazywanych przez jednych wojną domową, a przez drugich powstaniem narodowym, zginęło ponad 21 tys. ludzi. Zdecydowana większość ofiar – prawie 14 tys. – służyła nowej, „siłą narzuconej” władzy. Nie byli to tylko milicjanci i żołnierze Wojska Polskiego, rekrutowani często z miejscowej ludności. Wśród zabitych znaleźli się także cywile, urzędnicy, którzy jak Kawecki starali się odbudować zrujnowany wojną kraj. Nie każdy był ideowym komunistą. Każdy natomiast uważał, że jakakolwiek by ta nowa Polska była,

patriotyzm nakazywał

jej odbudowę, a nie dalsze niszczenie.
III RP wyprowadziła z błędu ludzi o tego rodzaju zapatrywaniach. Polacy nigdy nie szanowali tych, którzy wspierali ojczyznę uczciwą i ciężką pracą. Zamiast tego kolejne pokolenia czczą bohaterów powstań i zrywów, choćby najbardziej bezsensownych. W III RP zostało to dodatkowo usankcjonowane kolejnymi uchwałami sejmowymi.
Ustawa o Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” nie jest pierwszą próbą pisania historii na nowo. Niedługo po zwycięskich dla prawicy wyborach parlamentarnych z września 1997 r. Senat podjął uchwałę o „ciągłości prawnej między II a III Rzecząpospolitą”. Senatorowie uznali PRL za „niedemokratyczne państwo o totalitarnym systemie władzy, będące elementem światowego systemu komunistycznego, pozbawione suwerenności i nierealizujące zwierzchnictwa Narodu”.
Uchwała nie ograniczała się do wymazania prawie półwiecza dziejów Polski. Anulowała także wszystkie „akty normatywne stanowione przez niesuwerennego prawodawcę w latach 1944–1989 (…), jeśli godziły w suwerenny byt państwa polskiego lub są sprzeczne z zasadami prawa uznawanymi przez narody cywilizowane (…)”2. Pomysłodawcy nie doprecyzowali jednak, czy dotyczyło to także decyzji o włączeniu do Polski ziem zachodnich i północnych, ustanowienia ślubów cywilnych (przed wojną były tylko śluby kościelne) czy też wprowadzenia bezpłatnego szkolnictwa wyższego.
Prawicowi posłowie pozazdrościli senatorom i sami zabrali się do pisania historii. W czerwcu 1998 r. Sejm podjął uchwałę „w sprawie potępienia totalitaryzmu komunistycznego”. Od uchwały senackiej różniła się ona tym, że wśród

głównych winowajców wymieniała

obok ZSRR i Stalina także PZPR. Jedynie sprzeciw Unii Wolności uniemożliwił posłom AWS wpisanie do uchwały stwierdzenia o przestępczym charakterze PZPR.
Tworzenie mitów przez światłych przedstawicieli narodu nie jest jedynie domeną III RP. Także w okresie międzywojennym decyzje o tym, co i kogo należy czcić, należały do prerogatyw parlamentu. W 1938 r. posłowie przyjęli ustawę o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego. Dokument stwierdzał m.in., że pamięć o „Wskrzesicielu Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu” pozostawała będzie pod szczególną ochroną „po wsze czasy”. Każdy, kto nie zastosował się do ustawy, podlegał karze więzienia do pięciu lat3.
Ustawa zaledwie sankcjonowała i tak już silny kult marszałka. Jeszcze przed zamachem majowym głośny stał się przypadek gen. Mariana Kukiela, szefa Biura Historycznego Sztabu Generalnego. Posiłkując się zachodnimi materiałami źródłowymi, Kukiel wytknął Piłsudskiemu wiele błędów w dowodzeniu podczas wojny polsko-bolszewickiej. Niedługo po opublikowaniu kontrowersyjnych tez został zwolniony z wojska, bez możliwości powrotu.
Jest coś niepokojącego w tym, jak nad Wisłą historia lubi się powtarzać. Czy obecnie ktoś może sobie wyobrazić, aby na czele IPN stanęła osoba, która nie podzielałaby jedynego słusznego obrazu najnowszej historii Polski? Co prawda dziś już nikt nie karze więzieniem za niepochlebne słowa o „żołnierzach wyklętych”, ale każda próba kwestionowania ich bohaterskiej postawy grozi anatemą ze strony wpływowego środowiska naukowego i mediów.
Mitologizacja dalszej i bliższej historii jest nieodłączną cechą wszystkich narodów. „Mit – pisze prof. Stefan Opara – objawia swoją siłę i dominuje nawet w warstwach inteligenckich”4. Problemem Polski jest to, że tworzeniem mitów nie zajmują się pisarze czy nawet historycy, lecz parlamentarzyści. Usankcjonowane mity stają się faktami.

1 T. Kosowski, „Rycerze” z ryngrafami, „Dziś. Przegląd Społeczny”, 1999, nr 6 (105).
2 J. Karpiński, Trzecia niepodległość, Warszawa 2001, s. 222.
3 Ustawa z dnia 7 kwietnia 1938 r. o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego, Pierwszego Marszałka Polski.
4 S. Opara, Tyrania złudzeń. Studia z filozofii polityki, Warszawa 2009, s. 73.


Autor jest doktorantem w Instytucie Historii Uniwersytetu Zielonogórskiego

Wydanie: 07/2011, 2011

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. Wojtek
    Wojtek 1 marca, 2011, 21:28

    Tylko że większośc tych oddziałów to ludzie którzy od 1944 wychodzili z lasu i często (mimo zakazu dowództwa AK) wstępowali do LWP, czy nawet jak „Ogień” do UB. Potem do lasu wracali bo zaczęły się zsyłki, aresztowania, morderstwa polityczne itd. Komuniści pokazali że nie dadzą im normalnie żyć. Dezerterowały całe oddziały LWP. Biedny Pan Kawecki ale biedny i Rejewski i gen. Skalski i tysiące więźniów politycznych i ci którym „resort” palił i burzył domy wg. najlepszych wzorców oddziałów SS.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Adacta
    Adacta 2 kwietnia, 2011, 00:00

    To może choć do jednego mitu nawiążę. Wincenty Witos nie przyjmując dymisji wystraszonego Piłsudskiego pod Warszawą, wtedy jeszcze nie skonfliktowany z brygadierem (fizycznie zostanie bestialsko sponiewierany w Brześciu dopiero za 10 lat), tak wkrótce napisze. „Cokolwiek będzie się pisać i mówić, kogo się będzie chciało ubierać w laury i zasługi, to rok 1920 i zwycięstwo nad bolszewikami odniesione, pozostać muszą z nazwiskiem gen. Rozwadowskiego związane”. Już obecnie mniej mówi się o cudzie, natomiast o Piłsudskim jak nigdy dobrze. Tymczasem zaczyna się przebąkiwać, trochę o znacznej roli faktycznie i praktycznie dowodzącego pod Warszawą gen. Rozwadowskiego. Głośno też mówi się o kluczowym w tej bitwie, rozpracowaniu radiowych szyfrów rosyjskich. Nie podkreśla się jednak, że Stalin zakazał Budionnemu przyjścia z pomocą Tuchaczewskiemu, gdyż po prostu bał się wzrostu jego popularności. I względy osobiste spowodowały , że 30 tysięczna potężna Konarmia Budionnego posiadająca dywizjony samochodów pancernych, dywizjon czołgów, 4 pociągi pancerne i 3 eskadry lotnicze, dobrze uzbrojona w karabiny maszynowe i artylerię – nie wsparła Tuchaczewskiego. Stalin pozbył się Tuchaczewskiego w sposób ostateczny w 1937r. A co robił Piłsudski pod Warszawą. Wiemy, że złożył 12 sierpnia dymisję i miał udać się do Kwatery Głównej w Puławach. W Puławach go jednak nie ma. Biograf marszałka Wacław Jędrzejewicz pisze „Piłsudski, jadąc samochodem razem z Prystorem nocą do Puław, (12.08) nadłożył sporo drogi, by odwiedzić panią Olę i córki”. Ale gdzie one są. W Bobowej, 100 km za Krakowem. A kto one są. Za rok Ola będzie żoną, gdy wreszcie umrze ciężko chora jego pierwsza żona. Na pogrzeb jej jednak nie pojedzie, wyśle wspaniałomyślnie swego brata. W każdym bądź razie bitwa warszawska rozpocznie się bez udziału „wodza”. Kontruderzenie znad Wieprza, a raczej poszukiwanie przeciwnika przez Piłsudskiego, przeciwnika którego „pełno (ich) a jakoby nikogo nie było” to już inna historia. A co z Rozwadowskim. Ano w 1926 roku nie opuści legalnego rządu i za karę zostanie aresztowany. Następnie podtruwany by w końcu bez żadnych wątpliwości skutecznie otruty. Podobnie zresztą, jak najprawdopodobniej otruty zostanie Wojciech Korfanty. Piłsudski wyprodukował też pierwszych „znikniętych” generałów. To z niego wzięła później przykład Argentyna „produkując”, ale już kilkadziesiąt tysięcy, desaparecidos. Trudno nie napisać o jeszcze jednym. Ile procent ludzi w Polsce wie (1% ?, mniej!), że najpotężniejszym przeciwnikiem sanacji była polska wieś z jej zjednoczonym wtedy Stronnictwem Ludowym. Wieś, którą jak nikogo tak mocno dotknął kryzys ekonomiczny, która walcząc o przeżycie, ale walcząc też (wg P. Jasienicy) „z sadystycznym plugawym bezprawiem”– ponosi ofiarę życia od kul policyjnych około 100 chłopów. Większość z nas zna Kasinę Wielką ze sprawozdań sportowych. Ale tam w kwietniu 1933 roku na zebraniu koła SL, zorganizowanego dla wyboru delegata na Zjazd Stronnictwa – policja zabija 2 chłopów a kilkoro rani. Ale mitologia ciągle żywa i zbiorowo wszyscy piszemy „Prawdziwą historię o Czerwonym Kapturku”

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy