Kto rządzi gdańską policją?

Kto rządzi gdańską policją?

Gdański funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego podejrzany o preparowanie fałszywych dowodów przeciwko swym kolegom

W połowie grudnia ub.r funkcjonariusze z Biura Spraw Wewnętrznych KGP w Gdańsku (policja w policji) zatrzymali nadkom. Sławomira D., oficera CBŚ. Nieoficjalnie wiadomo, iż do zatrzymania miało dojść dwa tygodnie wcześniej, lecz nadkomisarz D. wysłał do kolegów SMS-y, grożąc samobójstwem. W efekcie znalazł się w szpitalu psychiatrycznym. Dopiero po wyjściu stamtąd trafił w ręce kolegów. Dwa dni później na wniosek Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która prowadzi obszerne śledztwo w sprawie afery paliwowej, został aresztowany jako podejrzany o współpracę z tzw. baronami w mafii paliwowej.
Sławomira D. obciążyły zeznania zatrzymanego w tej sprawie mężczyzny z Malborka. Zdaniem naszych informatorów, oficer CBŚ kilkadziesiąt razy tankował swojego mercedesa na jego stacji, nie płacąc za paliwo, a także przyjął od niego samochód za informacje przekazane członkom paliwowej mafii. Sprawa swoim zasięgiem obejmuje cały kraj, a na Pomorzu mogło w niej uczestniczyć co najmniej kilka firm. Zatrzymano już wiele osób.
– Sławomirowi D. postawiono dwa zarzuty – tłumaczy prokurator Janusz Śliwa z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. – Pierwszy dotyczy przekroczenia uprawnień służbowych, zaś drugi – ogólnie mówiąc – oszustwa związanego z wyłudzeniem korzyści materialnej.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że podczas przeszukania miejsca pracy nadkomisarza D. znaleziono spreparowane materiały obciążające Jarosława P., Sławomira S. i Andrzeja D., do niedawna jeszcze funkcjonariuszy gdańskiego CBŚ, nazwanych dwa lata temu przez „Gazetę Wyborczą” „świętą trójcą”. W artykule „Miami Gdańsk” napisano wówczas, iż trzech policjantów CBŚ mogło się wzbogacić dzięki gangsterom. Ujawniono, jakimi autami jeździ „święta trójca”, jak chodzą ubrani, sugerowano, że współpracują z gangsterami, a ich szef, insp. Edmund Mucha, wie o wszystkim i nie reaguje. Informowano także, iż jeden z „trójcy”, Jarosław P. ps. „Miami”, miał zawiadomić poszukiwanego Daniela P. – zdaniem prokuratury, gdyńskiego gangstera – przebywającego z kolegami w Turcji, o szykowanej na Okęciu zasadzce. Raport w tej sprawie przekazał na biurko Edmunda Muchy podinsp. Tomasz B., jeden z jego zastępców. W sprawę zaangażował się osobiście nadinsp. Adam Rapacki, zastępca szefa polskiej policji, zwierzchnik CBŚ, które miało być elitarną jednostką, polskim FBI. Nie było tajemnicą, że Rapacki i podinspektor B. to dobrzy koledzy.

Informacja czy prowokacja

Inny aspekt sprawy przedstawił wówczas „Głos Wybrzeża”, który pisał, że wymieniona trójka policjantów padła ofiarą polityki personalnej prowadzonej przez kolegów z wydziału. Zresztą wielokrotne kontrole nie potwierdziły doniesień „Gazety Wyborczej”. Oficjalnie, mimo dalszych ataków i wyjaśnień, żadnych decyzji nie podjęto. Funkcjonariusze oskarżani przez „GW” po półtorarocznej nagonce odeszli z pracy w policji. Insp. Mucha został odwołany ze stanowiska – nie wiadomo, dlaczego. Proces wytoczony „Gazecie Wyborczej” przez spostponowanych na jej łamach funkcjonariuszy do dziś się nie rozpoczął. Miejsce Muchy zajął podinsp. Jarosław Marzec z Koszalina, który miał zrobić w Gdańsku porządek. Co ciekawe, twórca raportu, podinsp. Tomasz B. podejrzewany był i jest nadal o przekazywanie tajnych informacji z policyjnego komputera. Nie przeszkodziło mu to jednak w wyjeździe z misją do krajów byłej Jugosławii, gdzie do dzisiaj reprezentuje polską policję, a postępowanie w jego sprawie trwa już blisko dwa lata.
– To specyficzna sprawa – wyjaśnia Marek Dyduszko, zastępca prokuratora okręgowego w Bydgoszczy. – Wiele kwestii to tajemnica państwowa i musimy czekać na zgodę ministra, aby je odtajnić. W listopadzie z inicjatywy CBŚ pojawiły się nowe informacje, które mogą być ważne dla sprawy. Dlatego wszystko należy sprawdzić.
Zdaniem prok. Dyduszki, śledztwo może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że podejrzenia wobec byłego zastępcy szefa gdańskiego CBŚ potwierdzają się, ale póki nie zakończono postępowania, żadnych zarzutów postawić nie można. Natomiast Tomasz B. zamierza ponoć zakończyć już służbę w policji.
Wiele zatem wskazuje, że aresztowany Sławomir D. uczestniczył w preparowaniu fałszywych dowodów przeciwko kolegom i jednemu z uznanych gdańskich adwokatów. W trakcie postępowania wyjaśniającego przesłuchano autora (źródło) tych informacji. Zeznał on, iż nakłaniali go do tego nadkomisarz D. oraz Tomasz B. Ustalono, że w preparowaniu dowodów mieli także uczestniczyć inni funkcjonariusze gdańskiego CBŚ, w tym jeden oficer. W miejscu pracy Sławomira D. znaleziono również zdjęcia kilkunastu policjantów CBŚ w Gdańsku, które – jak się podejrzewa – miały trafić w ręce gangsterów.

Trzymali się razem

Dotarliśmy do żony jednego z funkcjonariuszy gdańskiego CBŚ, która potwierdza, iż Sławomir D. przyjaźnił się z Tomaszem B. – Mój mąż też był z nimi bardzo blisko – mówi. – Byłam świadkiem wielu spraw, wiele widziałam i słyszałam. Przygotowywali jakieś materiały na kolegów z wydziału, a także na pana Muchę, aby go usunąć. Kiedy potem prowadzono postępowanie wyjaśniające, Tomasz B. przyjeżdżał do nas i ustalali z mężem, jakie niewygodne materiały należy wywieźć, gdzie je ukryć. Dobrze, że to wyszło na jaw.
Podobnie mówi jeden z oficerów pomorskiej policji: – Oni się trzymali razem. Sławek D. z jednym z kolegów wynajmowali od Tomasza B. mieszkanie. Teraz tam mieszka pani prokurator.
Żadnej z tych informacji nie chcą potwierdzić ani podinsp. Jarosław Marzec, naczelnik gdańskiego CBŚ, ani insp. Lucyna Wolak, szefowa Biura Spraw Wewnętrznych KGP w Gdańsku. Naczelnik Marzec zauważa jedynie – prywatnie, jak to określa – że zatrzymanie Sławomira D. to efekt robienia porządków w jego wydziale. Zupełnie inne zdanie na ten temat ma prok. Śliwa. – To nieprawda – mówi. – Sprawa pana D. wyszła przy okazji śledztwa w sprawie afery paliwowej. Jego zatrzymanie to efekt naszej pracy.
W trakcie dziennikarskiego dochodzenia okazało się, że obecny szef wydziału CBŚ w Gdańsku również miał zbierać materiały na swoich podwładnych. Założył nawet teczkę rozpracowania pod kryptonimem „Pretorianie”. Formalnie nie ma do tego prawa, bowiem od takich spraw jest Biuro Spraw Wewnętrznych KGP. Złośliwi twierdzą, że w ten sposób kontynuuje pracę Tomasza B.
Nieoficjalnie wiadomo ponadto, iż na początku 2002 r. jeden z oficerów CBŚ w Gdańsku uzyskał informacje o przestępczej działalności nadkom. Sławomira D. Po obserwacji i nagraniu spotkania z przestępcami na kasetę wideo miał ją przekazać wraz z raportem naczelnikowi Marcowi. Ten jednak nie przekazał sprawy dalej. Dlaczego?
Jarosław Marzec najpierw nie ma czasu na rozmowę z dziennikarzem, a kilka dni potem stwierdza: – Straciłem do pana zaufanie. Nie mam nic do powiedzenia. Proszę pytać w biurze prasowym.
Do biura prasowego odsyła też insp. Kazimierz Szwajcowski, dyrektor CBŚ w Komendzie Głównej Policji w Warszawie. Tam jednak o niczym nie wiedzą.

Żona w tajnym lokalu

W sprawie pojawiają się kolejne informacje. Nieoficjalne oczywiście, bowiem wyjaśnianiem zajmuje się Biuro Spraw Wewnętrznych KGP, a tam wszyscy nabierają wody w usta. Na korytarzach mówi się o odwołaniu naczelnika Marca, ale i tych doniesień nikt nie potwierdza. – Jest stanowczo za wcześnie, aby ustosunkowywać się do tej sprawy – tłumaczy nadkom. Sławomir Cisowski, rzecznik KGP. – Nie o wszystkim można mówić, nie do wszystkiego można się odnieść. Problem dotyczy realizacji spraw prowadzonych przez CBŚ.
Szefostwo polskiej policji milczy. Tym, co się dzieje w gdańskim CBŚ, obiecują zająć się poseł Jerzy Dziewulski i Roman Kurnik, doradca szefa MSWiA ds. policji.
Tymczasem z naszych ustaleń wynika, iż w jednym z dwóch mieszkań operacyjnych na gdańskiej Starówce w okresie wakacji miała nocować przez kilka kolejnych weekendów żona naczelnika sekcji CBŚ w KGP w Warszawie, bliskiego kolegi naczelnika Marca. – To niedopuszczalne – wyjaśnia wysoki rangą oficer pomorskiej policji. – Jest to dekonspiracja lokalu. Do takiego mieszkania można wprowadzać tylko te osoby, które służą pracy operacyjnej. Od pobytów weekendowych są hotele.
Komenda Główna odpowiada bardzo ogólnie. – Zasady korzystania z takich lokali określają przepisy. Lokale operacyjne mają różny charakter i służą do różnych celów, a ich przeznaczenie jest różne. Mogą być wykorzystywane przez różne osoby. Dokładna instrukcja na ten temat jest tajna – mówi Klaudiusz Kryczka z biura prasowego KGP. Trudno jednak sądzić, aby instrukcja zezwalała na prywatne pobyty w lokalach operacyjnych żonom funkcjonariuszy. Czy nikt tego nie kontroluje?
Znaków zapytania dotyczących pracy gdańskiego CBŚ jest znacznie więcej. Bo nikt nie umie powiedzieć, po co naczelnik Marzec chętnie i dosyć często odwiedzał gdański areszt, gdzie miał rozmawiać z różnymi przestępcami. Niektórzy z nich chwalili się potem, iż próbował ich do czegoś namawiać. Ale do czego? Poza tym dziwne wydaje się, iż awansowany został pewien funkcjonariusz, wobec którego prokuratura umarza śledztwo tylko ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. Inny oficer – wcześniej ofiara gdyńskiej afery z kibicami sportowymi – który traci wysokie stanowisko, zostaje jednym z zastępców naczelnika CBŚ.
Niestety, na razie sporo pytań pozostaje bez odpowiedzi. Czy to jednak oznacza, że w gdańskim CBŚ nic się nie zmieni?
dziennikarz „Głosu Wybrzeża”

Wydanie: 02/2003, 2003

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Pułkownik
    Pułkownik 3 lutego, 2017, 19:30

    Miami na starość zrobiłeś się wyjątkowo gadatliwy, podsumuję jednym słowem trochę prawdy pomieszanej z bzdurami żeby lepiej się sprzedało, takie radio erewan.
    Pułkownik

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy