Kto tu manipuluje historią?

Kto tu manipuluje historią?

Poważni autorzy, piszący o Polsce, podkreślają, że po 1956 r. liberalizacja była tak znaczna, że już nie można mówić o trwaniu systemu totalitarnego

Były ambasador RP w Paryżu, Jerzy Łukaszewski (Pamięć i polityka, ”Tygodnik Powszechny”, 6 lutego br.), włączył się w chór głosów nawołujących SLD do jeszcze mocniejszego bicia się w piersi i wołania „mea culpa”. Nieraz już podkreślałem (ostatnio dyskutując z tekstem Barbary Labudy na łamach „Gazety Wyborczej”), że uważam poważne ustosunkowanie się naszej formacji do przeszłości za konieczne i że poważną, bardzo krytyczną ocenę zbrodni, błędów i nieprawości popełnianych w całym okresie istnienia PRL (a nie tylko w okresie stalinizmu) zawierają dokumenty SdRP, : obecnie dokumenty programowe SLD. Czy więc nie ma już przedmiotu sporu?

Ambasador Łukaszewski trafnie pisze, że ”historia… była często przedmiotem manipulacji. Ale zawsze okazywała się u nas i gdzie indziej tworzywem odpornym na te zabiegi”. Tylko przyklasnąć! Rodzi się jednak pytanie: kto obecnie manipuluje historią?

Jerzy Łukaszewski utrzymuje. że w świetle reakcji na artykuł Barbary Labudy „znaczących osobistości SLD” oraz uchwal l Kongresu tej partii widać iż „przywódcy nowej partii wolą nie mówić jasno i dobitnie ani o tym, co działo się w Polsce przez 40 lat powojennych, ani kto ponosi za to odpowiedzialność”. Najbardziej życzliwa interpretacja tej wypowiedzi polegałaby na uznaniu, że ambasador Łukaszewski pisze o dokumentach, których nie czytał.

”Potępiamy zbrodnie totalitaryzmu komunistycznego, będącego zaprzeczeniem ideałów lewicy i wszelkie działania podejmowane w Polsce po 1944 roku przeciwko człowiekowi i społeczeństwu.

Składamy hołd ofiarom

tych zbrodni’”- to z uchwalonej przez I Kongres SLD deklaracji ””Nasze tradycje i inności”. Mówi się tam, że „nowa lewica nie skrywa starych grzechów i błędów, i nigdy ich nie zapomni”. Zaś we wcześniejszych dokumentach SdRP wyraźnie potępiała nieprawości nie tylko okresu stalinowskiego, lecz także późniejsze, na przykład antysemicką kampanię 1968 roku, czy antyrobotnicze represje z 1970 i 1976 roku. Deklaracja SLD przyznaje wręcz rację tym, ”którzy potrafili przeciwstawiać się niegodziwościom pojałtańskiego systemu i przyczynili się do dzisiejszego, demokratycznego porządku wolnej Polski”. Jeśli ambasador Łukaszewski tego nie czytał, to nie powinien siadać do pisania. Jeśli zaś miał przed oczyma tylko tekst tego czy innego polityka SLD, to powinien uczciwie przyznać, że inni pisali inaczej.

Jednak gdyby tylko o takie manipulowanie historią i jej ocenami szło w tym tekście, może nie byłoby warto podejmować polemiki. Są natomiast dwa natki poważniejsze, do których chciałbym nawiązać.

Pierwszy dotyczy pojmowania lewicy i stosunku lewicy do totalitaryzmu. Łukaszewski dowodzi, że PZPR żadną lewicą nie była, bo zbudowała system totalitarny i nim kierowała. „Utożsamianie PZPR i jej działalności z lewicą to nadanie pejoratywnego znaczenia temu pojęciu, to podkopanie zaufania do powstającej w Polsce nowej lewicy” – pisze. Myślę, że nieświadomie amb. Łukaszewski włączył się do sportu, który powstał na Kongresie SLD wokół sformułowania (z listu prezydenta Kwaśniewskiego i z pierwotnego projektu deklaracji), iż „pod sztandarami lewicy” popełniono zbrodnie i niegodziwości. Wielu delegatom to się nie spodobało, więc przyjęli (cytowana wyżej) formułę o zbrodniach totalitaryzmu. Myślę jednak, że ani Jerzy Łukaszewski, ani krytycy tego fragmentu listu Aleksandra Kwaśniewskiego nie mają racji. Posłużę się porównaniem, które

z pewnością oburzy

ambasadora Łukaszewskiego.

Kościół katolicki potępia dziś zbrodnie popełniane w czasach inkwizycji. Czy zdanie mówiące, że “pod znakiem krzyża płonęły stosy”, byłoby nieprawdziwe? Czy fakt, że inkwizycja jest potępiana, uzasadniałby stwierdzenie, że nie był chrześcijaninem Torquemada, lub że Kościół kierowany przez papieży: Lucjusza III, Grzegorza IX czy Pawła III nie był autentycznie chrześcijański? Oczywiście, nie. Rzecz bowiem w tym, że w historii bywają okresy zbrodni popełnianych „pod sztandarem” bardzo pięknych idei. Tak też było

(a w niektórych krajach nadal jest) z komunistycznym totalitaryzmem. Był zaprzeczeniem wolnościowych idei lewicy, ale wyrósł na jej glebie i – czy nam się to podoba, czy nie – był wpisany w historię lewicy.

To zresztą powodowało, że między totalitaryzmem komunistycznym a nazistowskim istniała zasadnicza różnica, której znaczenie Jerzy Łukaszewski pomniejsza, pisząc, iż “nie jest… istotne, w imię jakiego mitu ludzie byli mordowani, więzieni, upokarzani i zepchnięci na margines. Rozstrzygające jest, czy to się działo, czy nie”. Otóż od dawna zwracano uwagę (i to wcześniej na Zachodzie niż u nas), że różnica istotne między dwiema odmianami totalitaryzmu powodowała, że ruch komunistyczny (inaczej niż faszyzm i nazizm) w każdym pokoleniu rodził licznych ideowych odstępców, którzy odrzucali jego praktykę w imię jego teorii. Niektórzy stawali się następnie wielkimi postaciami antytotalitarnej opozycji. Jacka Kuronia „Wina i wiara” to jeden z najbardziej przejmujących dokumentów osobistych takiej drogi.

I druga sprawa. Jerzy Łukaszewski nie zgadza się z poglądem, że po 1956 r. system komunistyczny w PRL był w zasadniczy sposób inny niż w czasach stalinowskich. Dyktatura komunistyczna, jak pisze, „pozbyła się… swych rysów najbardziej krańcowych, ale nie zmieniła swej natury”. Prawda to i nieprawda zarazem. Oczywiście, po 1956 roku w Polsce

nadal nie było demokracji,

dyktatorsko rządziła PZPR, a państwo pozostawało pod hegemonią ZSRR, w stanie ograniczonej suwerenności. Wszyscy jednak poważni autorzy, piszący o Polsce tamtych czasów podkreślają, że po 1956 r. liberalizacja systemu była tak znaczna, że już nie można mówić o trwaniu systemu totalitarnego (m.in. Andrzej Walicki, w USA zaś Juan Linz, Alfred Stepan i wielu innych) i że zależność od ZSRR, choć pozostała, ulegała znacznemu ograniczeniu. Bez tego trudno byłoby wytłumaczyć, dlaczego najpierw w Polsce mogła pojawić się masowa opozycja demokratyczna i dlaczego Polska jako pierwsza weszła na drogę demokratycznych przemian. Można to wszystko zasłaniać wyliczaniem nieprawości systemu, które nadal istniały i których dziś nikt rozsądny nie neguje, ale będzie to właśnie manipulowaniem historią. Gdyby było inaczej, trudno byłoby zrozumieć wielkie poparcie, jakim cieszy się SLD – z pewnością większe niż którekolwiek ugrupowanie bliższe sercu ambasadora Łukaszewskiego. Trudno byłoby zrozumieć, dlaczego sondaże uparcie przyznają rację gen. Jaruzelskiemu w sprawie stanu wojennego jako „mniejszego zła” i dlaczego lata 70. wspominane są jako najlepszy okres powojennej historii Polski.

Jerzy Łukaszewski nieprawdziwie twierdzi, jakoby naszym poglądem było twierdzenie, że ”byli komuniści nie mają powodu, aby bić się w piersi”. Żadna formacja polityczna w Polsce tak wyraźnie nie uderzyła się we własne piersi, jak SLD. Inni na ogół lubują się w biciu w cudze (to jest nasze!) piersi. Zgadzam się jednak z J. Łukaszewskim, ze “pamięć zbiorowa formowała się często przez reakcję na próby zniekształcenia obrazu przeszłości '”. Także przez reakcję na zbyt jednostronną i krzywdzącą ocenę tej przeszłości, czego doznaliśmy, gdy prowadzona zaraz po wojnie kampania zohydzania ll Rzeczpospolitej przyniosła skutki odwrotne od zamierzonych. Tak dzieje się również obecnie, nad czym warto byłoby się zastanowić, przystępując do pisania na temat oceny (i manipulacji) historii.

 

Autor jest profesorem socjologii UW, działaczem SLD

Wydanie: 09/2000, 2000

Kategorie: Publicystyka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy