Kultura w fabrycznych murach

Kultura w fabrycznych murach

Artyści wiedzą, czym zapełnić puste hale fabryczne

W dawnych obiektach fabrycznych jeszcze niedawno hulał wiatr, a zbieracze złomu wyrywali, co tylko dało się spieniężyć. Rozkładające się pozostałości po „dekadach przyśpieszonego rozwoju” można oglądać w większości przemysłowych miast i niekiedy aż serce ściska się z bólu. Nie tylko na wspomnienie dawnej świetności, ale i ze zwykłej obywatelskiej, gospodarskiej troski. Szkoda tego majątku.
Kiedy handel prywatny pokonał państwową produkcję, nasz krajobraz przemysłowy podupadł. Zaczął straszyć oczodołami wybitych okien i połamanymi bramami fabrycznymi, w których nie ma już kto stróżować. Trzeba było wielkiej wyobraźni i odwagi, by wyłożyć jakieś pieniądze na odbudowę, rewitalizację czy choćby adaptację fabrycznych pomieszczeń. Trzeba ogromnej fantazji, aby do tych murów zaprosić ludzi i jeszcze wmówić im, że w zamian otrzymają coś interesującego, wspaniałego.
Sprawę można oceniać dwojako. Tak jak chcieliby organizatorzy kulturalnych przedsięwzięć w industrialnych obiektach, i tak jak to wygląda od strony publiczności. Ci pierwsi najwięcej mówią o aurze, jaką stwarza stara architektura, i chwalą się swoimi możliwościami kreacyjnymi. Publiczność natomiast przychodzi, bo poszukuje czegoś nowego i niekonwencjonalnego, a poza tym nie ukrywajmy – stacjonarne i sformalizowane teatry, galerie czy muzea nie są dziś obiektami tanimi, tymczasem w zaadaptowanych pomieszczeniach proponuje się ceny „ulgowe” i liczne promocje.

Niezwykła magia miejsc
Zmartwychwstają na razie tylko niektóre upadłe anioły przemysłu. Jednak pierwszych kilkanaście pokazuje niezbicie, że niezależnie od wielkości obiektu można do starych hal wprowadzić ludzi, bo samo miejsce przyciąga ciekawskich, jest też na swój sposób piękne i kusi specyficzną atmosferą.
Podróż po Fabryce Trzciny (nazwa wzięta od nazwiska muzyka jazzowego Wojciecha Trzcińskiego), w której dawniej produkowano obuwie gumowe, zaczyna się zwykle od baru, gdzie scenografię stanowi staroświecka aparatura elektrycznej rozdzielni transformatorowej. Jednak z większości obiektów wymontowano stare maszyny. W Teatrze Wytwórnia, który rozgościł się w pomieszczeniach fabryki Koneser, nie czuć zapachu zacieru, choć w barku można zamówić wino. W monumentalnej łódzkiej Manufakturze, która zajęła dawną fabrykę Izraela Poznańskiego, atmosferę tworzy pięknie odnowiona XIX-wieczna architektura przemysłowa, ale środek jest całkiem współczesny. Wszystko zależy od projektu, a jeszcze bardziej od kasy. Warszawska Wytwórnia była najpierw remontowana za pieniądze własne pomysłodawców. Oni też sprzątali i wynosili gruz. Dopiero po jakimś czasie zdobyto dotację Ministerstwa Kultury, a dziś na każdą premierę teatru poszukuje się nowych sponsorów.

Sztuka – kosztowny dodatek?
Łódzka Manufaktura to poważne przedsięwzięcie kapitałowe, więc przeważającą część przemysłowej kubatury oddano we władanie „złotego cielca”. Niebawem wytryśnie tu „najdłuższa fontanna w Europie”, ale już teraz pieniądz się leje w kasach Géanta i kilku tuzinów butików, restauracji, w Cinema City i kręgielni. Termin otwarcia Muzeum Sztuki to dopiero rok 2008. Nie ma co się śpieszyć, bo kultura wyższa dochodu nie przynosi, a dotacje wydziela się jej z umiarem.
Podobny sposób na reanimację obiektów mają twórcy Starego Browaru w Poznaniu. Tutaj też ma się połączyć komercję ze sztuką, historię ze współczesnością i niezwykłość z codziennością. Pasaże handlowe sąsiadują z Dziedzińcem Sztuki promującym wydarzenia związane z malarstwem, rzeźbą, teatrem, muzyką, tańcem, happeningami i filmem. W miejscu, gdzie dawniej warzono piwo, powstało centrum biznesu i handlu, a sztuka będzie tylko kosztownym dodatkiem. Nie może być inaczej. Grażyna Kulczyk, wyłączny udziałowiec Fortis Sp. z o.o., będącej inwestorem Starego Browaru, mówi o magii tego miejsca, jednak magicznej różdżki, która wyczarowuje pieniądze, nawet w Poznaniu nie wynaleziono.
W Stoczni Gdańskiej znaleziono doskonałe miejsce na premiery filmowe i teatralne, pokazy mody, koncerty i widowiska plenerowe, a nawet kongresy, konferencje i sympozja. – To przestrzeń bez skali – mówią organizatorzy takich imprez jak koncert Jeana-Michela Jarre’a. – Sprostaliśmy tej produkcji – dodają – możemy sprostać każdym wymaganiom.

Centra kultury
Centrum Stocznia Gdańska proponuje pakiet usług: catering, nagłośnienie, oświetlenie, wielkie ekrany wideo, scenografię, ochronę i parkingi.
Teatr Nowa Łaźnia, który zainstalował się w pomieszczeniach fabrycznych Krakowa-Nowej Huty, zapewnił już sobie status teatru miejskiego, a więc jakieś pieniądze z budżetu samorządu, ale np. w hali Pafawagu we Wrocławiu o takiej sytuacji można tylko marzyć, a imprezy odbywają się od przypadku.
Wiele starych obiektów odkrył dla publiczności Jacek Głomb, dyrektor normalnego, stacjonarnego teatru w Legnicy. Coś go wyganiało z macierzystej siedziby, ale dzięki temu przywrócił miastu kilka obiektów, na które wydano już wyrok śmierci. Po występach legnickiego teatru w starej winiarni w Kościerzynie burmistrz cofnął decyzję o jej zburzeniu. – Największą satysfakcję mamy właśnie wtedy, gdy jakiś inwestor obejrzy nasz spektakl, zachwyci się budynkiem, kupi go i zacznie coś w nim robić – mówi Jacek Głomb.
Może więc animatorzy kultury albo biznesmeni z ambicjami skorzystają z szansy, jaką dają porzucone przez przemysł budynki fabryczne i stworzą w nich centra kultury? Publiczność nie musi siadać w pluszowych fotelach. To już udowodniła, przychodząc do teatrów i sal wystawowych, które mają w nazwie słowo fabryka lub wytwórnia.

 

Wydanie: 2006, 23/2006

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy