Kurwiki, orgazmy i owies

Wielce Szanowny Pan Redaktor Jerzy Urban zupełnie jak w piosence: „Umówiłem się z nią na dziewiątą” wpadł w pewną sobotę o dziewiątej rano na randkę z Marią Janem posłem Rokitą oraz posłanką Renatą Beger, w której oczach na widok eleganckiego garnituru Szanownego Redaktora coś zamigotało.
Oczywiście, urodą J.U. nie dorównał panu Niemczyckiemu – Banderasowi, który stał się jedną z najlepszych partii Rzeczypospolitej: przystojny tak jak wymowny, zaś wymowny tak jak bogaty. Kilka koleżanek z różnych sfer oraz kół zbliżonych do trójkątów pytało mnie, czy nie znam przypadkiem pana N., bo każda chciałaby mieć z nim małe billingi.
Posłanka Beger natomiast chciała dowiedzieć się, jakim jest pan Niemczycki człowiekiem. Jako osoba delikatna nie zapytała wprost, czy lubi owies jak koń seks, czy też odwrotnie.
Redaktor Jerzy Urban natomiast dowcipem, szczerością oraz zdolnością ujmowania skomplikowanych zjawisk społecznych pod łokieć z pewnością przewyższył Prezesa N. Także wyczuciem suspensu jak u Hitchcocka; na początku jego wyznania było tylko trzęsienie ziemi, a potem napięcie stale rosło. Gdy wyciągnął karteluszek z nazwiskami najwyższych głów i szyi w państwie, które to głowy on odwiedzał, szyje zaś odwiedzały jego, ze wszystkich okien mieszkań telewidzów rozległy się gromkie okrzyki. „Matrix” braci Wachowskich – czy to krewni Mietka? – z całą ich filozofią, to małe, mętne, przereklamowane piwo.
Jednak Jerzy Urban zapłacił za swoje wystąpienie przed komisją najwyższą cenę. On mianujący się Belzebubem zarówno Drugiej, jak i Trzeciej Rzeczypospolitej uznany został przed ludność miast i wsi za prawdomównego, odważnego (nie dość, że nie boi się Redaktora Michnika, to jeszcze jada z nim kolacje) i jedynego sprawiedliwego w naszej Sodomie i Gomorze. Zeznawać zaś mógł tylko dlatego, że udało mu się niegdyś uniknąć Komory, z której rzadko gaz się ulatniał, bo była perfekcyjnie przygotowana przez naszych, uzdolnionych technicznie, sąsiadów z Europy.
Teraz Szanowny Redaktor tygodnika „NIE” musi od nowa budować swą strzaskaną opinię. Robi więc wszystko, by zohydzić się publice, brzytwy się chwyta i trzyma. Wszelkie działania mafijne sobie przypisując, sam na siebie donosy składa, ale „co minęło, to nie wraca”, jak mówi piosenka, żeby na uszach stanął (przepraszam, tak się tylko mówi), przejdzie do historii jako mąż sprawiedliwy.
A jaki był ujmująco grzeczny przed komisją dla wszystkich członków, oraz członkiń! Posłanka Beger była nim zafascynowana. Komisja Śledcza nie wyjaśniła, czy to, co w tamto długie, pamiętne przedpołudnie migotało w oczach Renaty B., to były kurwiki, czy też jakieś inne stworzonka.
Kobieta – posłanka udzieliła wywiadu. Na pytanie dziennikarza o seks odpowiedziała, że go lubi tak jak koń owies, a więc w sposób naturalny, że koledzy mówią, że ma kurwiki w oczach, oraz że nie udaje orgazmu. Co się zaczęło dziać po wywiadzie pani Posłanki, to się za przeproszeniem, by zostać przy seksie – w pale nie mieści.
Ta odpowiedź wydaje się całkiem normalna, tyle że udzielona w lekkim tonie; może też powodowana nudą pani B., postanowiła zmienić swój wizerunek albo – jak mawiała kiedyś przepiękna rzeczniczka premiera ludowego Kargula, pardon, strażaka Pawlaka – imidż. Gdyby powiedziała, że lubi krewetki, to inna sprawa, to mogłoby wzbudzić obrzydzenie, przynajmniej moje, ale seks? Feministki bardzo się ucieszyły z tej wypowiedzi, bo jak powiedziała Magda Środa w programie „Co pani na to?” (po spotkaniu w Grupie Parlamentarnej Kobiet, w którym uczestniczyłam jako gość, dziękujemy wszystkim paniom działającym w samorządach za poparcie), dowodzi to, że kobieta jest istotą seksualną i jako taka miewa popęd. Jest więc podmiotem, a nie przedmiotem.
Po tym wywiadzie różni świętoszkowaci Tartuffowie, członkowie Wysokie Komisji, zaczęli przepraszać za wypowiedź posłanki, jakby to, że lubi seks i nie udaje orgazmu, ośmieszało bardziej niż to, że przesłuchując, permanentnego orgazmu doznaje.
Nie rozumiem, dlaczego Posłanka B. nie siedziała w pierwszym rzędzie na Kongresie Samoobrony obok Leppera. Po jednej stronie panującego siedział mąż posłanki Beger, z drugiej zaś Genowefa Wiśniowska. Widać lider czuje się zagrożony wyrazistym wizerunkiem pani Renaty. Jest nudny ze swoją namiętną nienawiścią do Balcerowicza, wiadomo, że czasem od obsesyjnej nienawiści tylko krok do miłości.
Wszyscy są złodziejami, wszyscy już byli w rządzie, nakradli się, a my jeszcze nie rządziliśmy! – wołał wkurwiony pan Przewodniczący, przestrzegając przed Europą, choć już nawet ojciec Rydzyk w tej sprawie ustąpił. Wkurwiać się to nie to samo, co mieć kurwiki. Logika tego rodzaju wystąpień jest zabójcza, bo może naród rozumieć to tak: skoro wszyscy politycy są złodziejami, a ja jestem politykiem, więc eo ipso, ja też jestem złodziejem. Wszyscy się już nakradli, a teraz my chcemy przejąć rządy. Po co chcemy przejąć, jeśli wszyscy politycy są złodziejami? Żeby się nakraść. Jak wali się na odlew, trzeba uważać bardziej niż wtedy, gdy myśl podajemy aluzyjnie, przez kwiatek.
Gdyby Szanowna Posłanka Renata Beger, członkini Komisji Śledczej, została Panią Przewodniczącą partii, mogłaby w szerokim krawacie w biało-czerwone paski pozować dla „Playboya”, trzymając transparent: „Kurwiki w oczach niezbywalnym prawem każdej kobiety”, a wtedy Samoobronie wszystko zamiast w dół, poszłoby w górę. Czy Redaktor Urban, jako ten, któremu wierzą, nie mógłby jej poprzeć?

Wydanie: 2003, 23/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy