Kwity na haku

W bogatych krajach kapitalistycznych, a my już do takich aspirujemy, ludzie często zajmują się kolekcjonowaniem różnych przedmiotów, czasem są to wartościowe obrazy, czasem aniołki odpustowe, stare samochody, korkociągi czy kapsle.

Jednak nigdy dotąd nie słyszało się, by gdziekolwiek indziej rozwinęło się kolekcjonerstwo, jakie kwitnie u nas. Wiele osób, i to ważnych w państwie, zajmuje się zbieraniem haków i kwitów. Zbieractwo pochlania ich do tego stopnia, że na inne zajęcia, do których zostali powołani, nie zostaje już czasu. Jakiś czas temu modne było kolekcjonowanie teczek, czarnych, czy też papierowych, ale teczkami zajęli się dziś zawodowcy, amatorom zostawiając haki i kwity. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego wśród rządzącej elity upowszechnia się język więzienny, tak zwanego grypsera, z której to skarbnicy pochodzą obie nazwy. Na forum publicznym, odbywają się wielkie licytacje, kto ma największą, najpiękniejszą kolekcję haków, kto zebrał najwięcej kwitów.

Najcenniejsze w kolekcji są haki na Kwacha, cokolwiek to znaczy. W zbieraniu wszystkie chwyty są dozwolone. Nieraz w historii zdarzało się, że kolekcjoner dla powiększenia swej kolekcji był w stanie zrobić wszystko. Dla takiego na przykład jaja Faberge czy obrazu da Vinci kolekcjonerzy wynajmowali złodziei, a nawet zabójców. Kolekcjonowanie bowiem wciąga jak koka lub hera.

Najbardziej wartościowe jednak wcale nie są, jak mogłoby się wydawać komuś, kto szuka logiki w życiu, kwity na przeciwnika politycznego, lecz co ciekawe, największą wartość mają haki i kwity na swoich. Można takiego haka wymienić na jakieś stanowisko, można hakiem zaszantażować kolegę, można zebrane kwity i haki sprzedać lustratorom, i zyskać spokój sumienia, oczywiście, swój.

W miarę jak zbliża się termin wyborów, nerwy puszczają nawet wytrawnym graczom. Ludność miast i wsi siedząca przed telewizorami, zwana też w slangu showbiznesowym ludożerką lub publisią, nie wie, co myśleć i myśleć przestaje, bo jak tu mózg ma nie pęknąć, jeśli tego samego dnia na ekranie telewizyjnym pojawia się jeden minister i ogłasza, że wysoki działacz z jego grupy kazał mu znaleźć haka na Kwacha, a jeśli by tego nie zrobił, to znajdzie się kwit na niego; drugi były minister, wysłużony „pampers”, twierdzi. że ten, któremu kazano szukać, sam proponował, że znajdzie. Proponował nie byle komu. bo premierowi legalnego rządu. którego to premiera rzecznik ogłasza zaraz, że nic takiego nie miało miejsca.

Abolicję dla szpiegów się wprowadzi, może coś szpiedzy znajdą, przecież coś gdzieś musi być. Wy nam przyniesiecie kwity w zębach, a my was oczyścimy, każde dziecko może sobie teraz wyobrazić filmowy dialog z serialu 'Kwit na haku’. Pismo mówi, szukajcie, a znajdziecie, a wytrawni tropiciele czują pismo nosem. Coś gdzieś musi znaleźć, każdemu jego hak, dla każdego jego kwit.

Kolekcjonerzy chwytają się różnych sposobów, a naród, jak to naród, dawno już ogłoszono, że to zbiór przypadkowych osób, a więc to kompletnie zagubione społeczeństwo popiera Kwacha, na którego szukają haka.

Trzeba znaleźć kwit na naród. Stary Bertolt Brecht pytał w wierszu: „Czy rząd nie mógłby wybrać innego rozwiązania: rozwiązać naród i wybrać nowy?”.

A z naszego podwórka, jak ulał, pasuje do sytuacji hasło wymyślone kiedyś przez Ireneusza Iredyńskiego. Tym hasłem lud zgromadzony przed telewizorami może kwitować kolekcjonerskie harce, a brzmi ono w pełnej krasie: ”Hak im w smak”.

Wydanie: 10/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy