Łajdak Wuja Sama

Łajdak Wuja Sama

Saddam Husajn stał się potężny tylko dzięki pomocy USA

W Bagdadzie krąży obecnie dowcip: „Po co Bush przysyła nam inspektorów? Przecież USA i tak wiedzą, gdzie są nasze fabryki broni chemicznej. Budowali je w końcu amerykańscy inżynierowie”.
Może jest w tym coś z prawdy. W każdym razie Saddam Husajn, przeciw któremu Stany Zjednoczone przygotowują zbrojną krucjatę, w latach 1980-1988 był szermierzem polityki USA nad Zatoką Perską. Prezydenci Ronald Reagan i George Bush senior bardzo wysoko cenili z tego powodu despotę znad Eufratu. Nie ma wątpliwości, że tylko dzięki wszechstronnej pomocy Waszyngtonu Saddam Husajn mógł wyjść obronną ręką z morderczego konfliktu z Iranem i zbudować swą machinę wojenną. Stephen Bryen, zastępca sekretarza obrony ds. handlu zagranicznego w administracji Reagana, przyznaje: „To my stworzyliśmy tego potwora. To my pozwoliliśmy, aby materiał wojenny dotarł do Iraku”.
Początkowo kontakty między Waszyngtonem a Bagdadem nie były dobre. Po klęsce państw arabskich w wojnie sześciodniowej z Izraelem Irak zerwał stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi, zaś w 1972 r. zawarł układ o przyjaźni z Moskwą. Rolę strażnika interesów USA nad Zatoką Perską pełnił wtedy Iran, który pod rządami szacha wydawał się prawdziwą potęgą. W 1979 r. irański monarcha został jednak obalony. Władzę w Teheranie objęli fanatyczni mułłowie. Ajatollah Chomeini wzniósł sztandar rewolucji islamskiej, zapowiadając bezpardonową rozprawę z amerykańskim Wielkim Szatanem. Irańscy „studenci” wzięli ponad 50 zakładników w ambasadzie USA w Teheranie.
Ten rozwój sytuacji wywołał niepokój w Bagdadzie i Waszyngtonie. Świecki reżim Saddama Husajna lękał się wojujących szyickich islamistów z Iranu, zresztą Persowie od wieków byli przeciwnikami irackich Arabów. Sekretarz stanu USA, Alexander Haig, rozpoczął działania dyplomatyczne mające na celu uzyskanie „strategicznego konsensusu” z Irakiem. Saddam Husajn odrzucił ofertę, licząc, że sam poskromi groźnych mułłów. W 1980 r. rozpętał wojnę z Iranem, zamierzał zdobyć bogatą w ropę prowincję Chozestan. Po początkowych sukcesach ofensywa dywizji pancernych Bagdadu załamała się. Armia irańska, wsparta przez walczących z pogardą śmierci Strażników Rewolucji, przystąpiła do kontrataku. Wydawało się, że masy irańskich wojowników zaleją Irak i wzniecą rewolucję islamską na Bliskim Wschodzie. Klęska Saddama Husajna wydawała się pewna. Chomeini liczył na powstanie szyitów, stanowiących ponad 60% ludności Iraku, i wzniósł hasło: „Droga na Jerozolimę wiedzie przez Bagdad”.
Waszyngton postanowił nie dopuścić do podobnej katastrofy. Tak doszło do pragmatycznego sojuszu z Irakiem, opartego na cynicznych zasadach realpolitik. Geoffrey Kemp, szef sekcji Środkowego Wschodu w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa za rządów Reagana, przytoczył w tym kontekście tradycyjną zasadę polityki USA: „Naprawdę nie byliśmy naiwni. Wiedzieliśmy, że Saddam to s…syn, ale to był nasz s…syn”.
Irak pozostawał jednak na amerykańskiej liście państw popierających terroryzm, w związku z tym nie mógł otrzymać z Waszyngtonu kredytów czy innej pomocy. Po intensywnych konsultacjach dyplomatycznych osławiony Abu Nidal, sprawca krwawych zamachów w portach lotniczych Rzymu i Wiednia, przeniósł się z Bagdadu do Damaszku, ale jego ludzie pozostali w irackiej stolicy. W marcu 1982 r. prezydent Reagan bez konsultacji z Kongresem skreślił Irak z czarnej listy. Biały Dom nie zmienił tej decyzji nawet trzy lata później, gdy Saddam Husajn udzielił schronienia Abulowi Abbasowi, organizatorowi porwania statku pasażerskiego „Achille Lauro”. Ówczesny dyrektor wydziału antyterrorystycznego w Departamencie Obrony, Noel C. Koch, opowiada: „Nikt nie miał wątpliwości co do dalszego zaangażowania Iraku w terroryzm. Musieliśmy mu jednak udzielić pomocy w wojnie z Iranem”. W końcu 1983 r. do Bagdadu zjechał obecny sekretarz obrony i jeden z najważniejszych „jastrzębi” w administracji Busha, Donald Rumsfeld, aby negocjować przywrócenie stosunków dyplomatycznych. Saudyjski ambasador w Waszyngtonie, Bandar bin Sultan, powie później: „Zawarto coś w rodzaju sojuszu. Bagdad dostał od Stanów Zjednoczonych wszystko, czego chciał”. W grudniu 1982 r. Korporacja Kredytów Towarowych (CCC) po raz pierwszy udzieliła gwarancji kredytowych na sumę 300 mln dol. na eksport amerykańskiej pszenicy i ryżu do Iraku. Gwarantem pożyczki był rząd USA. W 1987 r. wartość pomocy CCC dla Bagdadu wynosiła już 567 mln. W latach 1983-1989 USA zakupiły iracką ropę za 5,5 mld dol. Dzięki temu wojenna kasa Saddama Husajna była pełna. Co więcej, znajdująca się w Atlancie filia włoskiego banku Nazionale del Lavoro (będącego pod kontrolą współpracującego z USA rządu Italii) w latach 1983-1990 udzieliła Bagdadowi kredytu w wysokości 3 mld dol. Irak stał się piątym co do wielkości importerem amerykańskiej pszenicy i największym importerem ryżu, jednak – jak twierdzi dziennik „Financial Times” – część tych funduszy Saddam Husajn przeznaczył na zakup towarów „podwójnego przeznaczenia”, które użyto do celów wojskowych. Bank del Lavoro miał być nawet w tej sprawie postawiony przed sądem. Oskarżyciele twierdzili, że pieniądze z Atlanty Irak wykorzystuje w celu pozyskania broni nuklearnej, ale dochodzenie zablokował prokurator generalny USA, Richard Thornburgh. W latach 1985-1990 firmy amerykańskie sprzedały Irakowi nowoczesną technologię, także o przeznaczeniu militarnym, za pół miliarda dolarów. W 1986 r. wydano nawet zgodę na wywóz kompleksowego systemu komputerowego Saad 16, który mógł zostać użyty do sterowania pociskami balistycznymi. Pięć lat później podczas wojny o Kuwejt amerykańscy piloci ryzykowali życiem, aby zbombardować irackie instalacje z Saad 16. Waszyngton zachęcał inne kraje, także Arabię Saudyjską i Kuwejt, do udzielania pomocy i sprzedaży broni Irakowi. Ponadto w ramach operacji „Wierność” nakłaniał stolice eksportujące materiał wojenny do Iranu, by poszukały innych odbiorców.
CIA przekazała Irakowi precyzyjne zdjęcia satelitarne pozycji irańskich nad strategicznym szlakiem wodnym Szaat-al-Arab. Z Waszyngtonu nie podniósł się ani jeden głos protestu, gdy od 1983 r. Saddam Husajn zaczął używać zakazanych przez konwencje międzynarodowe gazów bojowych jak sarin czy tabun. Wśród toksycznych oparów zginęły w męczarniach dziesiątki tysięcy młodocianych żołnierzy irańskich, pozbawionych masek przeciwgazowych, ale marsz rewolucji islamskiej został powstrzymany. Istnieją poszlaki, że w budowie irackich instalacji broni chemicznej miały udział nie tylko firmy niemieckie, ale także specjaliści z USA.
Swego przerażającego arsenału broni biologicznej „rzeźnik z Bagdadu” zapewne nie zdołałby stworzyć bez pomocy Wuja Sama. W 1986 r. Amerykańska Kolekcja Kultur Bakteryjnych w Rockville (Maryland) wysłała zwykłą pocztą do Iraku próbki 24 śmiercionośnych patogenów, w tym bakterie wąglika oraz laseczki jadu kiełbasianego i zgorzeli gazowej. Bagdad musiał zapłacić tylko symboliczne 78 dol. za próbkę.
W tym samym roku doszło do poważnego spięcia, kiedy okazało się, że ramach tzw. afery Iran-Contras administracja Reagana sprzedaje broń także ajatollahom z Teheranu. Saddam kipiał gniewem na perfidnego „sojusznika”. Aby ułagodzić despotę znad Tygrysu, USA złożyły solenne przeprosiny. W ramach rekompensaty Stany Zjednoczone postanowiły podnieść swą flagę na kuwejckich zbiornikowcach przewożących iracką ropę. Dzięki temu tankowce były bezpieczne przed atakami sił zbrojnych Chomeiniego, zaś lotnictwo Saddama mogło bezkarnie bombardować irańskie statki. W maju 1987 r. rakiety Exocet wystrzelone z irackiego myśliwca trafiły pomyłkowo amerykańską fregatę „Stark”, zabijając 37 marynarzy. Według dziennikarza stacji BBC, Johna Simpsona, amerykańskie okręty wojenne w Zatoce Perskiej potajemnie kierowały irackie rakiety na irańskie cele. Przypadkowo jednak dwie rakiety Exocet dostały się w wiązkę sygnałów radiowych, którymi „Stark” wskazywał samolotom Saddama Husajna irański statek. W każdym razie Waszyngton zadowolił się przeprosinami Bagdadu i obietnicą zapłaty 27 mln dol. odszkodowania.
W sierpniu 1988 r. znużony wojną Iran wreszcie poprosił o rozejm. Despota z Bagdadu natychmiast wziął się za mordowanie przy użyciu gazów bojowych zrewoltowanych Kurdów. Tym razem w USA, które przez lata patrzyły spokojnie na śmierć zagazowanych Irańczyków, rozległy się protesty. Saddam był zdumiony, zaczynał pojmować, że potraktowano go według zasady: Murzyn zrobił swoje. Amerykańscy politycy nie tracili jednak nadziei, że Irak stanie się klienckim państwem Stanów Zjednoczonych. Projekt sankcji ekonomicznych wobec Bagdadu przyjęty już przez Senat upadł na skutek sprzeciwu administracji Reagana. Opętany manią wielkości Saddam, uważający się za nowego Nabuchodonozora, nie zamierzał wszakże słuchać rozkazów znad Potomacu. 2 sierpnia 1990 r. najechał i zdobył Kuwejt, z którym Irak od początku prowadził spory graniczne. Członkowie irackiej elity władzy do dziś twierdzą, że był to krok niemal prewencyjny. Ich zdaniem, Stany Zjednoczone, które po upadku ZSRR stały się jedynym supermocarstwem, i tak postanowiły pod pierwszym lepszym pretekstem złamać potęgę państwa nad Tygrysem. Wiele wskazuje na to, że politycy w Waszyngtonie rzeczywiście doszli do wniosku, iż należy poskromić „Frankensteina z Mezopotamii”, który wymknął się spod kontroli. Istnieje wiele „teorii spiskowych”, zgodnie z którymi Waszyngton podstępnie wciągnął irackiego dyktatora w kuwejcką pułapkę, by zyskać powód do wojny. W każdym razie gdy dywizje irackie stały już przy granicą emiratu, z USA napływały dziwne sygnały. 25 lipca 1990 r. ambasador Stanów Zjednoczonych w Iraku, April Glaspie, podczas spotkania z Saddamem Husajnem oświadczyła: „Nie mamy opinii co do konfliktów międzyarabskich, takich jak wasz spór z Kuwejtem”. Sześć dni później zastępca sekretarza stanu ds. Bliskiego Wschodu, John Kelly, publicznie przyznał, że Stany Zjednoczone nie są zobowiązane traktatowo do zbrojnej obrony Kuwejtu. Dyktator z Bagdadu mógł sądzić, że agresja ujdzie mu płazem. Prezydent George Bush senior zmontował jednak przeciw Irakowi potężną koalicję, a propaganda wojenna Waszyngtonu uczyniła z Saddama – niedawnego sojusznika – „nowego Hitlera”. Dyktator z Bagdadu przegrał wojnę, ale utrzymał się przy władzy. Teraz pod pretekstem rozbrojenia Iraku George Bush junior zamierza dokończyć dzieło. Amerykanie posunęli się już tak daleko, że zmiana reżimu w Bagdadzie jest nieunikniona. Jedność Iraku, zamieszkanego przez szyitów, sunnitów i Kurdów, może utrzymać tylko człowiek silnej ręki, zresztą w regionie nie ma tradycji demokratycznych. Prawdopodobne jest więc, że władzę nad Tygrysem obejmie pod egidą Waszyngtonu kolejny despota. Będzie on jednak z pewnością „amerykańskim s…synem”.

 

 

Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy