Lanie za dziewiąte przykazanie

Lanie za dziewiąte przykazanie

Sąd w Wadowicach rozgrzeszył sprawców pobicia księdza

Trzy lata temu w jednej z miejscowości niedaleko Wadowic dotkliwie pobito księdza. Przybyli na miejsce zdarzenia policjanci spisali sprawców, którzy nie kryli, że stłukli księdza, bo mu się należało. Byli to ojciec oraz dwoje jego kilkunastoletnich dzieci, a także jego brat i bratowa. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Wadowicach. Prokurator i ksiądz jako oskarżyciel posiłkowy żądali wysokich kar. Przez trzy lata do mediów nie dotarła żadna informacja o tym procesie. Kościół nie chciał nagłaśniać sprawy, sąd i oskarżeni nie byli skłonni o niej mówić. Nasza redakcja czekała na uprawomocnienie się wyroku i stało się to 2 maja br. Spodziewaliśmy się, że prokuratura odwoła się od wyroku sądu. A w tym procesie to właśnie wyrok jest najistotniejszy. Sąd w Wadowicach odstąpił od ukarania sprawców. Bardziej niż na paragrafy kodeksu karnego zwrócił uwagę na zasady moralne, może nawet na 10 przykazań boskich, zwłaszcza na dziewiąte – nie pożądaj żony bliźniego swego – i może też na szóste – nie cudzołóż. Skoro w takim miejscu jak Wadowice sędzia odważył się zrozumieć wszystkie przyczyny, które doprowadziły do pobicia księdza i nie ukarał sprawców, to z naszym sądownictwem nie jest tak źle, jak twierdzi minister Ziobro.

Bazi, bazi z wikarym

Ksiądz Gracjan* jako katecheta w miejscowej szkole przygotowywał dwoje dzieci Piotra i Iwony do komunii, był goszczony w ich domu i nic nie zapowiadało problemów z tej znajomości. Ale ksiądz już wtedy bardzo zainteresował się panią domu i gdy po pewnym czasie objął funkcję wikarego w sąsiedniej parafii, zaczął coraz częściej z nią się spotykać. Do Piotra, męża Iwony, dochodziły na ten temat różne plotki, które starał się bagatelizować. Z początkiem 2014 r. małżonkowie pojechali razem do Egiptu.

Kiedy dzieci zaczęły przynosić ze szkoły wiadomości, że mama spędza czas na sąsiedniej plebani, a potem Iwona powiedziała mężowi, że jedzie sama na Kretę, natomiast ludzie mówili, że wyjeżdża tam również ksiądz Gracjan, Piotr zrozumiał, że sprawa jest poważna. Chcąc mieć dowody zdrady, w samochodzie małżonki i w miejscu jej pracy ukrył urządzenia podsłuchowe. Tym samym dowiedział się, gdzie kochankowie się spotykają i co mówią na jego temat.

Kiedy rozmowy z żoną nie przyniosły skutku, Piotr pojechał do krakowskiej Kurii Metropolitalnej, gdzie spotkał się z biskupem Grzegorzem Rysiem. Biskup zapewnił go, że podejmie stosowne działania w celu zapobieżenia dalszemu rozwojowi sytuacji, ale nie wiadomo, czy cokolwiek zrobił, bo romans Iwony z wikarym trwał w najlepsze. Piotr nie bardzo wiedział, co ma robić dalej. W dodatku dzięki aparaturze podsłuchowej słyszał, jak jego żona umawia się z „kochanym skarbeczkiem najdroższym”, bo „my se musimy zrobić bazi, bazi”. Ale to nie słowa o „bazi, bazi” najbardziej zdenerwowały Piotra. Podsłuchując żonę, dowiedział się, co ksiądz wikary myśli o nim. Taśmy z podsłuchów zostały zbadane pod względem ich autentyczności przez biegłego sądowego, specjalistę z dziedziny fonoskopii, odsłuchane na rozprawie i dopuszczone w procesie jako dowód rzeczowy. Oto tylko mały fragment słownictwa i stylu językowego księdza:

Ks. Gracjan: – Że też, k…, Duch Święty zaspał wtedy, jakżeś go poznała. Gdzie on wtedy był?

Iwona: – Kto?

Ks. Gracjan: – Duch Święty. On (Piotr – przyp. red.) wybrał dobrze, bo się dobrze, k… urządził, o to chodziło, k… raczej nie powiesz, że on się, k… zakochał w tobie. On na pewno dobrze, k… przejrzał wszystko, co i jak, zanim ożenił się z tobą. A jakby tak ch… zdychał, to ty, k… będziesz go ratować?

Bójka zamiast rozmowy

Syn i córka Piotra i Iwony nalegali na ojca, że koniecznie trzeba coś z tym zrobić, bo cała miejscowość mówi o tym „bazi, bazi” z księdzem. Trzeba wobec tego porozmawiać z księdzem Gracjanem w obecności ich matki. Syn miał w telefonie aplikację pozwalającą ustalić miejsce logowania się innego telefonu i ustalił, że 23 czerwca 2014 r. matka przebywa w pustym domu jej brata, który pracuje w Anglii, i z pewnością musi tam być z księdzem wikarym. Wiadomość tę przekazał ojcu.

Pojechali tam w piątkę – Piotr, dwoje jego dzieci, brat i bratowa Piotra. Siłą otworzyli drzwi na parterze i wbiegli na piętro, gdzie w sypialni zastali księdza Gracjana, który był bez koszuli i próbował szybko włożyć spodnie. Iwona też była niekompletnie ubrana. Z rozmowy nic nie wyszło, za to doszło do rękoczynów. Aby mieć obraz tego, co tam potem się działo i jakim językiem posługiwano się, wystarczy kilka cytatów z akt sądowych:

Piotr: – Zapytałem księdza, co robi tu z moją żoną, to on mi odpowiedział: „Spier… gnoju”. […] Powiedziałem żonie, aby się spakowała, a ksiądz do mnie „Ty sku… po coś tu przywiózł te dzieci”. […] Ksiądz złapał kawałek rozbitego szkła i krzyczał: „Jak mnie nie wypuścisz, to cię zaj…”. Wielokrotnie powtarzał: „Zabiję cię, sk…”. Ja do niego: „Ty jesteś księdzem, tak kochasz bliźniego, przecież nie wolno ci sypiać z moją żoną, dlaczego to robisz?”. A on do mnie: „Spier… ty ch…”.

Ksiądz Gracjan: – W pewnym momencie usiłował zdjąć ze mnie spodnie i krzyknął do kogoś: „Podaj nóż, to go wykastrujemy”. Podczas tego zdarzenia cały czas przewijały się groźby: „Już nie żyjesz, zabiję cię”.

Iwona: Mąż krzyczał: „Ściągnijmy mu spodnie i obetniemy jaja”. Bito nas i robiono zdjęcia, grożąc, że będą je rozwieszać po słupach.

Ksiądz Gracjan: Bili mnie po głowie i twarzy pięściami. Gdy leżałem na ziemi czy na łóżku, oni kopali mnie po całym ciele, także w głowę. Robili to jednocześnie, jeden z nich uderzał mnie po głowie kablem elektrycznym.

Przybyli na miejsce policjanci zabrali wszystkich uczestników bójki najpierw na szpitalny oddział ratunkowy, a nad ranem na przesłuchania. Jak napisali w notatce policyjnej, cała podłoga w sypialni była zakrwawiona i pełna rozbitego szkła. Dużo krwi było również na materacach. Każdy z uczestników odniósł mniejsze lub większe obrażenia. Na szczęście niezbyt poważne.

Na komendzie policji ksiądz Gracjan przedstawił kartę z oddziału ratunkowego z wyliczeniem obrażeń i stwierdził: – W wyniku bicia mnie pięściami, kopania i uderzania kablem elektrycznym odniosłem obrażenia głowy, nóg, rąk oraz pleców i zgłaszam zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Kiedy policjanci pod nadzorem prokuratora rozpoczynali śledztwo, Piotr napisał do krakowskiego metropolity kardynała Stanisława Dziwisza:

„Ksiądz (…) uwiódł moją żonę i odbywa z nią regularnie stosunki seksualne, spożywa wspólnie z nią napoje alkoholowe, manipuluje nią i wyłudza pieniądze. (…) W dniu 23 czerwca 2014 r. ja wraz z rodziną zastaliśmy księdza in flagranti z moją żoną leżących półnago w łóżku w mieszkaniu brata żony w miejscowości (…), gdzie doszło do zajścia i wzajemnej szamotaniny (2 fotografie w załączeniu)”.

Kardynał Dziwisz skierował sprawę do Sądu Metropolitalnego Archidiecezji Krakowskiej, który wymierzył księdzu karę półrocznego pobytu w klasztorze, utratę funkcji wikarego i przeniesienie do innej parafii w charakterze pomocy duszpasterskiej. Po zaledwie dwóch miesiącach spędzonych w klasztorze ksiądz Gracjan rozpoczął pracę w innej małopolskiej parafii i znowu spotykał się z Iwoną. Potem zmienił parafię i ponownie został wikarym.

Do Sądu Okręgowego w Krakowie obydwoje małżonkowie wnieśli pozwy rozwodowe. Małżeństwo zostało rozwiązane z winy żony.

Oskarżyciel czy sprawca

A tymczasem przed sądem rejonowym rozpoczęła się sprawa karna przeciwko czterem osobom o pobicie księdza Gracjana. On sam został w tym procesie oskarżycielem posiłkowym. Akt oskarżenia nie objął tylko niepełnoletniej córki Piotra.

Wydawało się, że proces sprawców pobicia księdza w Wadowicach, papieskim mieście, stawia ich z góry na przegranej pozycji. Przecież w stolicy kremówek, gdzie można nawet kupić cegłę z rodzinnego domu Karola Wojtyły, gdzie liczba imprez związanych z Janem Pawłem II jest dużo większa niż świąt państwowych, a nowy herb miasta upodobniono do watykańskiego, sąd musi surowo ukarać sprawców pobicia kapłana. Ksiądz uczestniczył w każdej rozprawie i był pewien, że wyłączna wina leży po stronie tych, którzy na niego napadli. Przekonany o swojej racji domagał się od sądu sprawiedliwości.

Tymczasem obrońca oskarżonych, mecenas Janusz Zakrzewski z Krakowa, prawnik z wieloletnim doświadczeniem, sprawę przedstawił zupełnie inaczej. Na każdej rozprawie udowadniał, że najbardziej winien jest tu ksiądz, który rozbił oskarżonemu małżeństwo, za nic mając święty sakrament małżeństwa i boskie przykazania. W każdym zawodzie obowiązują wartości moralne i etyczne. Dlaczego więc sędzia lub prokurator ma być surowo karany, gdy popełni wykroczenie lub przestępstwo, a usprawiedliwia się zachowanie kapłana, który na sali rozpraw patrzy oskarżonym prosto w oczy i ani przez moment nie wstydzi się tego, co zrobił.

– Czy krzywdę spowodował oskarżony, czy kapłan? – pytał mecenas Zakrzewski w mowie obrończej. – Ksiądz chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobił, i jeszcze kłamie, umniejszając swoją rolę w przyczynieniu się do tego zdarzenia. Świadczy o tym też jego każdorazowa obecność w sądzie, buńczuczna, obojętna, zimna. A przez niego inne osoby będą cierpiały do końca życia. Dzieci nie mają matki, ich matkę ma za to kapłan. Czy podejmując romans z żoną oskarżonego nie spodziewał się, że rozbije małżeństwo, może myślał, że zostanie pochwalony, rozgrzeszony? A może jeszcze trzeba go przeprosić? To postawa cyniczna i bezduszna. Wydaje mi się, że błądzimy tu w zakresie pewnego kodeksu wartości moralnych. Syn, który widzi swoją matkę w objęciach księdza kochanka, musiał stracić panowanie nad sobą. Jak inaczej mógł się zachować? Czy ci ludzie, tutaj oskarżeni, nie działali przypadkiem w sytuacji obrony koniecznej, dla ratowania małżeństwa. W ich mniemaniu ich interwencja miała temu zapobiec. Czy przypadkiem na ławie oskarżonych nie powinien zasiąść obecny tu ksiądz?

Mecenas Zakrzewski zwrócił też uwagę na język, jakim posługuje się prywatnie ksiądz. Niemal w każdym jego zdaniu, co zostało zapisane na przedstawionych sądowi nagraniach z podsłuchów, klnie mocniej niż furman, nie obrażając tego ostatniego. Używane przez niego wulgaryzmy świadczą o wielkim stopniu demoralizacji tego kapłana, karanego zresztą już dwukrotnie za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu.

Mowę obrończą mecenas Zakrzewski zakończył stwierdzeniem, że prawdziwym sprawcą kłopotów małżeńskich Piotra i Iwony jest ksiądz, który siedzi na sali sądowej w roli oskarżyciela posiłkowego i żąda sprawiedliwości. To on, a nie oskarżeni, powinien poczuć się odpowiedzialny za to, co się stało. Oskarżeni, jego zdaniem, działali w słusznej sprawie. Chcieli chronić małżeństwo i dzieci.

Małżeństwo – rzecz święta

Sędzia Robert Leśniak, który wydał wyrok w tej sprawie, to również doświadczony prawnik, przewodniczący II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Wadowicach. Wina wszystkich oskarżonych w odniesieniu do zarzucanych im czynów nie budziła wątpliwości – pobili, padały groźby utraty życia, za co może grozić kara nawet trzech lat więzienia.

Ale przecież pobicia dokonał zdradzony, ale kochający maż, jego dzieci, brat i bratowa, osoby bliskie Iwonie. Pojechali, aby skłonić kochanków do zakończenia związku budzącego zgorszenie, a Iwonę do powrotu do domu, do męża i dzieci. To agresywna postawa księdza Gracjana spowodowała, że został w rezultacie pobity. Czy wybrać kodeks karny, czy próbować zrozumieć działania sprawców i zwrócić uwagę na sprawy moralności kapłana?

W papieskim mieście, gdzie wszystko jest święte, sędzia Robert Leśniak pouczył księdza, że w każdym zawodzie obowiązują zasady etyczne, nie można co innego mówić z ambony, a co innego robić. Nauczać o boskich przykazaniach, a samemu ich nie przestrzegać. Gdy pięcioro członków rodziny zastało księdza i Iwonę in flagranti, jak sędzia ujął to w uzasadnieniu wyroku, nie zetknęli się ze wstydem z ich strony, ale obrzucono ich wyzwiskami i w sposób wulgarny nakazano im opuszczenie domu. To były prawdziwe powody bójki. Nie można powiedzieć, że sąd stanął po stronie napastników, bo byłaby to nadinterpretacja wyroku, ale sąd zrozumiał motywy, które kierowały ich postępowaniem.

Wobec wszystkich czworga oskarżonych sąd postanowił warunkowo umorzyć postępowanie karne, ustalając mężowi i synowi Iwony okres próby na dwa lata, a bratu i bratowej na okres jednego roku.

Ani Prokuratura Rejonowa w Wadowicach, ani ksiądz jako oskarżyciel posiłkowy nie złożyli apelacji.

*Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione

Wydanie: 20/2018, 2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anna
    Anna 5 czerwca, 2018, 09:11

    Zdegenerowany kler ! Zdegenerowany kościół !

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 5 lipca, 2018, 14:33

    Powinni nazwisko tego DROBNEGO zwaniaczka podać do publicznej wiadomości.
    Mężowie w innych parafiach powinni wiedzieć….

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. SS
    SS 13 grudnia, 2018, 10:50

    Czy tym Księdzem nie był Paweł D.?

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. On
    On 5 czerwca, 2020, 22:38

    Ten Paweł D. to nie tylko żonami się „opiekował”. Młode dziewczyny też go interesowały.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy