Lantanowce niczym ropa

Lantanowce niczym ropa

Chiny postanowiły ograniczyć eksport rzadkich metali o jedną trzecią. Zapowiada się nowa wojna surowcowa?

Cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb, lutet. Do tego skand, itr i lantan. To nie jest początek opowiadania science fiction ani ćwiczenie wymowy dla początkujących aktorów. To spory fragment tablicy Mendelejewa, który znajdziemy we wszelkiego typu elektronice. Są to surowce strategiczne, jak ropa, gaz czy węgiel, i newralgiczne dla naszego funkcjonowania, począwszy od telefonu komórkowego, a skończywszy na komputerach.
14 pierwszych pierwiastków tworzy grupę lantanowców; z dalszymi trzema włącznie mówi się na nie: metale ziem rzadkich. Chiny, ich największy światowy eksporter i praktyczny monopolista, kontrolujący w niektórych przypadkach aż 97% rynku, ogłosiły właśnie, że w 2011 r. zamierzają zmniejszyć kwoty eksportowe o 35%. Czytaj: dalsze 35%, bo zmniejszono je jeszcze w ubiegłym roku o, bagatela, 70%.
Jako oficjalny powód podano większe wymagania rynku wewnętrznego. Przedstawicielka chińskiego MSZ Jiang Yu zachęcała społeczność międzynarodową słowami: „Inne kraje także powinny wykorzystać swoje zasoby rzadkich metali i wspólnie wziąć odpowiedzialność za ich dostawy”.
Dalsze ograniczenia eksportu nie zostały na świecie dobrze przyjęte. W oględnych, ale dobitnych słowach decyzję krytykowali amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton i komisarz UE ds. handlu Karel De Gucht. Zapewnienie chińskiego Ministerstwa Handlu, że kwoty półroczne nic nie mówią o kwotach całorocznych, nie uspokoiło sytuacji.

Ropa nie, neodym tak

Cudów, którym zawdzięczają powszechne zastosowanie, metale ziem rzadkich nie dokonują same. Dodawane nawet w śladowych ilościach do „zwyklejszych” materiałów, odkrywają ich i swój potencjał. Można je znaleźć w telewizorach, zarówno kineskopowych, jak i płaskich; we wszelkiej elektronice – komputerach, telefonach komórkowych; w urządzeniach do obrazowania medycznego; w diodach świecących – to właśnie odpowiednie umieszczenie metalu rzadkiego powoduje, że diody emitują światło.
Dodatkowo są niezbędne na XXI-wiecznym polu bitwy jako budulec systemów naprowadzania, zagłuszania i wykrywania. Nie istnieje też bez nich zielony przemysł – do tego stopnia, że nazywa się je również zielonymi pierwiastkami. Nie ma bez nich elektrowni wiatrowych, nie ma paneli słonecznych (a przynajmniej tych wydajnych).
Największy problem z nimi polega nie na tym, że jest ich mało, lecz – jak podkreśla prof. Tadeusz Łukasiewicz z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych – że są niezastępowalne: – Charakteryzuje je bowiem określona struktura elektronowa, z czego wynikają takie, a nie inne własności decydujące z kolei o własnościach wytwarzanych przyrządów i podzespołów. Albo mamy taką domieszkę i uzyskujemy odpowiedni efekt, albo jej nie mamy i nie ma tego efektu.
Zadziwiające, z jak wielkim zaskoczeniem przyjęto chińskie posunięcie. Przyzwyczailiśmy się do rosyjskich wojenek gazowych i do tego, że każda wystrzelona w Zatoce Perskiej kula staje się uzasadnieniem dla paru groszy więcej przy dystrybutorze. Ale kłócić się o iterb?
Tymczasem już w 1992 r. sam architekt chińskiego cudu gospodarczego Deng Xiao-ping powiedział: „Ropa jest na Bliskim Wschodzie; w Chinach są metale ziem rzadkich”. W tym samym przemówieniu podkreślił wagę, jaką 17 szerzej nieznanych pierwiastków ma mieć w chińskiej gospodarce. „Jest to kwestia o znaczeniu strategicznym. Musimy mieć pewność, że zajmiemy się nią w odpowiedni sposób i wykorzystamy przewagę naszego kraju w metalach ziem rzadkich”.

Droga do monopolu

Siedem lat później prezydent Jiang Zemin napisał, że należy „poprawić rozwój i aplikację technologii związanych z tymi surowcami i zmienić surowcową przewagę w ekonomiczną supremację”.
Przez następne lata Kraj Środka systematycznie wycinał międzynarodową konkurencję i zyskał pozycję monopolistyczną. – Stosując ceny dumpingowe, podporządkowali sobie rynek. To było możliwe tylko w Chinach, ponieważ tam nie przejmują się zbytnio BHP i bezpieczeństwem. Przeróbka tych rud jest szkodliwa dla środowiska i pozostawia mnóstwo odpadów – mówi Mirosław Rutkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego.
Z jaką nonszalancją podchodzono do sprawy metali ziem rzadkich, pokazuje przykład nieznanej szerzej firmy Magnequench. Był to założony w 1986 r. oddział General Motors, odpowiedzialny za produkcję magnesów opartych na neodymie, znajdujących zastosowanie w laserach w systemach namierzania celów, w komunikacji satelitarnej i systemach radarowych.
W 1995 r. Chińczycy rozpoczęli podchody celem nabycia firmy. Ostatecznie rząd Stanów Zjednoczonych zgodził się na transakcję pod jednym warunkiem: przez pięć lat firma pozostanie na amerykańskiej ziemi. Kiedy w 2002 r. ten czas upłynął, cały sprzęt spakowano i wysłano za Pacyfik.
Nie trzeba dodawać, że sprzęt był tak bardzo high-tech, jak to tylko możliwe. Podówczas nie poświęcono sprawie zbyt wiele uwagi, bo transakcja była warta tylko 70 mln dol. Dzisiaj powraca w każdym tekście i opracowaniu tematu jako przykład nonszalancji amerykańskiego rządu.
Magnequench nie było jedyne na liście chińskich akwizycji. Państwu Środka prawie się udało nabyć największą zagraniczną firmę w tym biznesie – Molycorp. Strategiczne znaczenie tej firmy, zwłaszcza dla Stanów Zjednoczonych, ma posiadanie jedynego amerykańskiego złoża lantanowców w kalifornijskim Mountain Pass. Kiedy australijska Lynas Corporation potrzebowała zastrzyku gotówki do uruchomienia swojej najnowszej inwestycji, z pełnym portfelem pojawili się Chińczycy. Rząd odrzucił jednak tę ofertę, powołując się na strategiczne znaczenie spółki. Chińczycy posiadają udziały także w australijskiej Arafura Resources Ltd.

600 milionów komórek

W międzyczasie Kraj Środka puścił w ruch maszynę badawczą. Utworzono specjalne instytuty, zajmujące się tylko i wyłącznie metalami ziem rzadkich. Opracowywano w nich metody zastosowania oraz bardziej wydajnej rafinacji. Niemała w tym zasługa sędziwego dziś Xu Guangxiana, zwanego „ojcem chińskiej chemii metali ziem rzadkich”. W ten sposób uzyskano tam rynkowy prymat, mając w ręku zaledwie 30-40% światowych zasobów.
Zrozumiałe jest, że pozycja monopolisty niesie pewne rynkowe przywileje. Chińczycy nie chcą jednak sprzedawać drożej; chcą sprzedawać mniej. – Jeśli Chiny będą próbowały stosować metale ziem rzadkich jako broń polityczną, to jest to jednorazowy chwyt i gwarancja, że ich dotychczasowi klienci zwrócą się do pewniejszych dostawców – komentuje Mirosław Rutkowski.
Na rzeczy może być jednak coś więcej. Przede wszystkim chodzi o przemyt. W 2008 r. w nielegalny sposób miało opuścić kraj 20 tys. ton metali ziem rzadkich. W tym samym czasie oficjalny eksport wyniósł prawie 40 tys. ton. Czyli jedna trzecia rocznej produkcji wyciekła bez żadnej kontroli. Jeśli piszą o tym chińskie gazety, to znaczy, że problem znany jest władzom. Mówią więc: sprzedamy mniej, bo wiemy, że i tak dostaniecie swoje.
Po drugie, argument wewnętrznego popytu, podnoszony przez władze, może nie być li tylko listkiem figowym uzasadniającym praktyki monopolistyczne. W branży znany jest wykres autorstwa australijskiego specjalisty od metali ziem rzadkich Dudleya Kingsnortha, zwany krótko wykresem Dudleya. Prezentuje on popyt na lantanowce na tle ich podaży; w 2012 r. słupek „chińska produkcja” spotyka się z krzywą „chińskiego zapotrzebowania”.
Obecnie w Chinach jest 300 mln telefonów komórkowych, choć kraj zamieszkuje 1,3 mld ludzi. Jeśli nasycenie lokalnego rynku będzie rosnąć w dotychczasowym tempie, a biorąc pod uwagę kondycję gospodarczą kraju, tak właśnie ma być, liczba ta może zostać podwojona. Skąd wziąć materiały na 300 mln komórek?

Każdy może być górnikiem

Tymczasem świat nie zasypia gruszek w popiele. Producenci rzadkich metali jeden po drugim ogłaszają ambitne plany inwestycyjne, aby pokryć gwałtowny wzrost zapotrzebowania. W sytuacji surowcowych braków będą sprzyjać im rządy, banki i giełda. Tylko akcje Molycorp w ciągu roku podrożały o 500%. Przywrócona do życia ma być m.in. wspomniana już kopalnia z Mountain Pass, zamknięta przed laty z powodu nierentowności.
– Drugą ścieżką jest odzyskiwanie surowców towarzyszących – mówi Mirosław Rutkowski. Obrazowo można to przedstawić tak: w miejscach, w których wydobywa się pierwiastek A, bardzo często w śladowych ilościach występuje też pierwiastek B, który trafia na śmietnik. Zamiast wiercić w ziemi nową dziurę w poszukiwaniu B, lepiej dokładniej przejrzeć odpady. – W ten sposób KGHM odzyskuje srebro i kobalt, a ostatnio także ren – wyjaśnia Rutkowski. – Jako instytut, który pełni funkcję państwowej służby geologicznej, lubimy, żeby coś wydobywanego nie marnowało się, tylko było wykorzystane z pożytkiem.
Będziemy też musieli łaskawszym okiem spojrzeć na zużytą elektronikę. Stary laptop nie będzie się już kojarzył ze ślimaczo ładującymi się stronami, lecz ze stabilną przyszłością naszej cywilizacji. Ponieważ metale rzadkie wykorzystuje się w ilościach śladowych, nie opłacało się odzyskiwanie ich z zużytej elektroniki. Taniej było kupić od Chińczyków, od których i tak kupowaliśmy własne stare telewizory. – Nasze elektrośmieci lądują w kontenerach wysyłanych do Chin. Tam wytapia się je w piecykach, w warunkach zagrażajacych ludzkiemu bezpieczeństwu – mówi Rutkowski. – Przecież te minerały nie mają metryki. Część z nich musi pochodzić z brudnego recyklingu – dodaje. Teraz urban mining (górnictwo miejskie), bo tak mówi się na proces odzyskiwania minerałów z niechcianych produktów, zacznie się opłacać i u nas.
Możliwe jest jeszcze jedno rozwiązanie – zastąpić rzadkie pierwiastki łatwiej dostępnymi za pomocą nieznanych jeszcze związków.
Prof. Łukasiewicz jest w tej kwestii niezwykle sceptyczny: – Być może istnieją takie zastosowania, gdzie lantanowce można zastąpić, natomiast w elektronice nie da się tego zrobić. Dany materiał ma taką strukturę elektronową, jaką ma, i dlatego możemy go wykorzystać. Zamiast iterbu czy neodymu można stosować inne materiały, ale w efekcie otrzyma się produkty o zupełnie innych właściwościach.
Specjaliści przewidują, że nowe inicjatywy powinny pokryć światowe zapotrzebowanie, uwzględniając jego wzrost w perspektywie trzech-pięciu lat. Być może awantura o neodym będzie miała także pozytywne skutki. Nie ma tego złego…?

Wydanie: 02/2011, 2011

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy