Leć, Jurko

Leć, Jurko

Krążę wokół niepołączonych, wydawałoby się, spraw, zdarzeń, kwestii z rosnącą bezradnością. Najpierw poczytam o złudzeniach merytokracji: „Sandel pisze, że problem z mitem merytokracji – z przekonaniem, że sukces zależy od naszej pracy i umiejętności – jest dwojaki. Nie chodzi tylko o to, że przy bliższym wejrzeniu okazuje się fałszywy. Kłopot polega również na tym, że ten mit służy do wywyższania garstki zwycięzców rynkowej gry i poniżania całej reszty. (…) Najwyższa pora zacząć mówić o merytokracji nie jako spełnieniu kapitalistycznej obietnicy, ale jako wyjątkowo perfidnym narzędziu retorycznym, które opakowuje okrucieństwo, przywileje i głębokie nierówności w pozory uczciwej gry rynkowej” – Tomasz Markiewka, „Nie stać cię na sukces, czyli okrutny mit merytokracji”, KrytykaPolityczna.pl.

Potem próbuję się rozeznać w regułach i zasadach szczepień przeciw covidowi w Polsce. Kto, kiedy, jak i dlaczego. Dlaczego Rzeszów, gdzie trwa prezydencka kampania wyborcza, w której startuje wiceminister sprawiedliwości, wykazuje izraelskie tempo i skuteczność szczepienia żydowskich Izraelczyków (w odróżnieniu od palestyńskich obywateli Izraela). W Poznaniu z kolei, gdzie wszystko jest dobrze zorganizowane, można podobno zaszczepić się z ulicy, podchodząc pod punkt szczepienia na koniec dnia, żeby się nic nie zmarnowało. Rejestruje się do szczepienia tych, którzy zgłosili chęć zaszczepienia w styczniu, choć wtedy nikt nie mówił, że ma to inny cel niż oszacowanie zapotrzebowania na szczepionki. Po raz pierwszy w historii Polski nasz rząd wziął udział w eksperymencie społecznym pod tytułem prima aprilis, ogłaszając żart dekady: „Szczepimy 40-latków, choć jeszcze nie ich kolej”, a po kilku godzinach bąknął: „E, sorry, pomyłka systemu, to nieporozumienie”.

Prezydent Duda dzwoni do króla Jordanii z niepodłączonego kablem telefonu na kabel, co widać na zdjęciu udostępnionym przez kancelarię prezydencką (200 mln zł rocznego budżetu). Rzecznik prezydenta tłumaczy, że kabelek jest podłączony gdzieś niewidocznie z boku, bo to telefon specjalny i ma wiele gniazdek do kabelków. W tym samym czasie, w kolejnej politycznej inicjatywie naśladującej węgierską autorytarię w stylu Ctrl C, Ctrl V, kopiuj, wklej, tzw. minister edukacji i nauki Czarnek ogłasza „wygaszanie” Polskiej Akademii Nauk poprzez powołanie Narodowego (a jakże…) Programu Kopernikańskiego, w ramach którego ma powstać Międzynarodowa Akademia Kopernikańska i m.in.: przyznawać Nagrody Kopernikańskie (równowartość 150 tys. dol.), nadzorować i wspierać Szkołę Główną Mikołaja Kopernika, wspierać rozwój młodych naukowców przez program Stypendiów Kopernikańskich, wspierać wymianę naukową przez Program Ambasadorów Międzynarodowej Akademii Kopernikańskiej, współpracować z Polskim Instytutem Naukowo-Kulturalnym (nowa instytucja). Trwa spór o pozyskiwanie energii z elektrowni jądrowych – pozorowany i pozorny, na niepoważnie. Kościoły otwarte poza regułami pandemicznymi.

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, była posłanka PiS, Krystyna Pawłowicz, dokonuje bezprzykładnego, stygmatyzującego werbalnego ataku na 10-letnie dziecko, które wspierane przez rodziców i szkołę rozważa zmianę płci, chce używać innego imienia. Trumpa Twitter się pozbył – cały świat odpoczywa, czy nie kolej na Pawłowicz?

NASA zapowiada, że 60 lat po pierwszym locie człowieka w kosmos helikopter Ingenuity, stanowiący wyposażenie marsjańskiego łazika Perseverance, odbędzie samodzielny lot nad Marsem. I wtedy wraca do mnie opowieść o Juriju Gagarinie, zwykłym radzieckim chłopaku, który ucząc się w szkole dla konstruktorów traktorów, trafił do aeroklubu, a potem do szkoły kadetów lotnictwa. Kilka lat później miał zostać pierwszym człowiekiem w kosmosie, zapisując się w historii ludzkości na zawsze (przynajmniej do kiedy historia będzie trwała). A niewiele brakowało, żeby to nie był on. W szkole pilotażu zbierał najgorsze oceny z lądowania, walił samolotem o płytę lądowiska tak, że mogło dojść do tragedii. Jego instruktor Jadkar Akbułatow wspominał, że był o krok od wyrzucenia Gagarina ze szkoły, kolejny lot miał być niezapowiedzianym sprawdzianem: być albo nie być, latać albo nie latać. I Jurko wylądował po mistrzowsku, szkoleniowa maszyna dotknęła kołami lądowiska łagodnie i nieodczuwalnie. Zdumiony instruktor zapytał Gagarina, jak tego dokonał. Jurij, którego niewysoki wzrost predysponował do późniejszych starań o lot w kosmos, odpowiedział: „Ja nigdy nie widziałem pasa, jestem za niski, a dzisiaj wziąłem sobie poduszeczkę pod tyłek”. I tak, dzięki zabranej w odpowiednim momencie poduszeczce, został tym, kim został. Nie wiem, jaki z tego morał. Może nie ma żadnego. Może tylko tyle, że czytając o Gagarinie, odpoczywam, a słysząc o wyczynach Krystyny Pawłowicz, mam reakcję, jakbym sam został poddany próbie na wirniku treningowym dla kosmonautów. Narzuca się też rozpiętość ludzkich dokonań, od Kopernika do helikoptera na Marsie, od spalenia Giordana Bruna do inkwizycyjnych zapędów dzisiejszych polskich „elit” rządowych. I że też ta Ziemia wszystkich nas wciąż mieści. I o Juriju Gagarinie będziemy pamiętać już zawsze, a o innych bohaterach tego felietonu – za chwilę nigdy.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 16/2021, 2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy