Legalni piraci

Kiedy złodziej ukradnie zubożałemu, wybitnemu twórcy podróżującemu środkami komunikacji miejskiej portfelik z gotówką, nawet mniejszą niż najniższa krajowa pensja, wówczas twórca-wytwórca dóbr kultury czuje się poszkodowany. Kiedy wydawca, producent, dystrybutor, a zwłaszcza nadawca nie zapłaci twórcy należnych mu prawem autorskim tantiem, twórca pokorny jest jak trusia. Zwłaszcza kiedy owe należności jednorazowo są mniejsze niż najniższa średnia krajowa.
W ubiegłym tygodniu spierali się twórcy dóbr kulturalnych o propozycje ministra kultury, Celińskiego. Czy jeden procent z budżetu państwa „na kulturę” wystarczy, czy nie. Mózgi i portfele rozgrzewała perspektywa dodatkowych wpływów z totolotka. Już każdy widział swą przyszłą wysoką wygraną.
Oczywiście, spór o budżetowe procenty jest fundamentalny. Ale przede wszystkim dla instytucji kultury. Dla utrzymania prestiżowych muzeów, teatrów i bibliotek. Los ekonomiczny zależy nie tyle od budżetowego procentu, ile od ustaw, które się obecnie w ministerstwie i parlamencie ucierają.
W najbliższych latach nie ma co liczyć na pokaźny budżet państwa, zatem i procencik będzie chudziutki. Sztuki piękne mogą zachęcać społeczeństwo do hazardu, ale na decyzjach maszyny losującej też trudno kulturę opierać. Są jednak instytucje, które mogą już kulturę współfinansować.
Trwa obecnie spór o granicę monopolizacji mediów w naszym kraju. Spór o prymat radiofonii publicznej, „misyjnej kulturowo” nad mediami komercyjnymi.
I elektroniczne media publiczne, i komercyjne są zyskowne. Problem w tym, które i ile ze swych zysków przeznaczają na współfinansowanie rodzimej twórczości. Które zatrudniają krajowych twórców, płacąc im za to rzetelnie. Jeśli telewizja publiczna część zysku przeznacza na produkcję ważnych dla kultury narodowej filmów, np. „Przedwiośnia”, czy debiutów, np. „Pokolenie 2000”, to warto wzmacniać ją abonamentem.
Jeśli telewizje komercyjne zysk przeznaczają na zakup pakietów amerykańskich filmów albo komercyjne produkcje typu „Gulczas, a jak myślisz?”, to szkoda gadać o preferencjach dla nich. Jeszcze gorzej, kiedy komercyjne rozgłośnie radiowe szantażują domagających się tantiem twórców. Jeśli chcecie pełnej zapłaty, to możemy przestać was nadawać, sugerują. Niekiedy twórcy dowiadują się, iż powinni być wdzięczni nadawcom za upowszechnianie ich twórczości, bo „to bezpłatna reklama, promocja”.
A mamy w kraju taką sytuację, że budżet jest za biedny, by utrzymywać instytucje kultury i twórców wespół. Za to wydawcy, nadawcy i producenci sprzedający z zyskiem dobra wytworzone przez twórców traktują ich jak azjatyckich kulisów. Dystrybutorzy filmów kinowych, kaset wideo, producenci i dystrybutorzy kin domowych nie chcą łożyć na twórców, współprodukować krajowych filmów, a nawet terminowo płacić tantiem. Producenci, dystrybutorzy urządzeń kopiujących książki, nuty i grafiki tylko śladowo rekompensują twórcom straty wynikające z masowego powielania ich dzieł.
Każde dzieło jest własnością intelektualną twórcy. Każde nieuhonorowane finansowo powielanie książki, dzieła muzycznego czy plastycznego to zwykłe okradanie twórcy. Z jego własności intelektualnej.
Wiele jest w naszym kraju akcji „antypirackich”. Przestrzegających przed kopiowaniem i sprzedawaniem przez nielegalnych producentów i dystrybutorów.
Kiedy jednak podobnego „piractwa”, kradzieży własności intelektualnych dokonują legalne, wielkie wytwórnie, wydawcy i nadawcy niedopłacający twórcom, to zwykle artyści i media milczą.
Nie zdają sobie sprawy, że ich koledzy w cywilizowanej Europie mają rozbudowane finansowo prawa autorskie. Nadal bardziej oburzają się, kiedy kieszonkowiec świśnie im groszową portmonetkę niż wtedy, gdy producent czy nadawca ukradnie wart kilkadziesiąt tysięcy pomysł.

Wydanie: 15/2002, 2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy