Lepiej bez powiatów – rozmowa z Czesławem Kręcichwostem

Lepiej bez powiatów – rozmowa z Czesławem Kręcichwostem

W naszym państwie wszystkie szczeble władzy „mogą” coś zrobić, natomiast samorząd „musi”

Z Czesławem Kręcichwostem, burmistrzem Kudowy-Zdroju rozmawia Bronisław Tumiłowicz

Jest pan burmistrzem już piątą kadencję. Tyle razy poddawał się pan decyzji wyborców i tyle razy zwyciężał. Czy to wynik umiejętnego kierowania życiem gminy Kudowa-Zdrój, czy sprawnie prowadzonych kampanii wyborczych?
– Trudno mi się wypowiadać na temat powodów wybierania mnie na stanowisko burmistrza. Jestem z zawodu inżynierem, a nie politologiem ani człowiekiem biegłym w sztuce PR. Kiedy po raz pierwszy objąłem urząd, był rok 1994, początek naszej transformacji społecznej, politycznej i ekonomicznej. Miałem wizję zmian i zależało mi na tym, aby coś dla mojego miasta zrobić. Sytuacja w Kudowie była beznadziejna – mieliśmy tutaj 70-procentowe bezrobocie. W ciągu kilku miesięcy 1,5 tys. ludzi straciło pracę. Należało podejmować szybkie, nie zawsze popularne decyzje, zacząć od naprawy infrastruktury, a potem rozwijać miasto, które jest jednocześnie uzdrowiskiem, i myśleć o tym, aby bardziej przypominało podobne ośrodki na świecie. I tak minęło 17 lat. Wizja, którą miałem na początku, jest nadal realizowana, choć z korektami. Potrzeby społeczne, na które natrafiliśmy po drodze, zweryfikowały część zamierzeń. A gdy już brakowało środków na rozwój, pojawiły się na szczęście fundusze unijne. Wizja rozwoju dzisiaj jest równie ważna jak kiedyś.
Od jakich decyzji zaczynał pan 17 lat temu?
– Pierwsza była decyzja o modernizacji oczyszczalni ścieków według standardów, które nawet w Unii Europejskiej jeszcze wtedy nie obowiązywały. Zaczęliśmy od tego, aby całe miasto zaopatrzyć w wodociąg i kanalizację. W 2001 r. uruchomiliśmy gminny program likwidacji emisji dwutlenku węgla, bo uzdrowisko nie powinno ludzi truć, tylko kierować się zasadami ekologii. Pozamykaliśmy wszystkie tradycyjne kotłownie i w Kudowie właściwie nie występuje już zawód palacza. Mamy teraz gaz prawie w całym mieście, a równolegle wspólnie z Telekomunikacją Polską ułożyliśmy sieć teletechniczną. Kiedy chcemy dziś uruchomić telewizję kablową lub podłączyć jakiś obiekt do sieci światłowodowej itp., nie trzeba rozkopywać miasta, wystarczy podnieść pokrywy i wprowadzić nowe kable. Tak jest już od 10 lat.
Jakie są najważniejsze sprawy dzisiejszej Kudowy? Oświata, ochrona zdrowia, bezpieczeństwo?
– Dla mnie najważniejsze są dziś mało stabilne zasady finansowania samorządu, zwłaszcza w odniesieniu do środków pomocowych. Pragnąłbym też bardziej stabilnych przepisów dotyczących przepływu środków z podatków, które powinny trafiać do samorządu. Z mojego doświadczenia wynika, że w Polsce wszystkie szczeble władzy „mogą” coś zrobić, natomiast samorząd „musi”. Dlatego nie narzekam na gminną oświatę czy służbę zdrowia, choć sprawiają czasami rozmaite problemy. Jeśli ktoś się podjął sprawowania urzędu wójta, burmistrza czy prezydenta, to musi, działając w sferze realnych przepisów, mieć jakiś pomysł na rozwiązywanie pojawiających się problemów. Na tym stanowisku obowiązują proste zasady. Kiedy się coś zaczęło, trzeba to skończyć. Nie należy obiecywać czegoś, czego nie jest się w stanie zrobić. Lepiej obiecać mniej i mieć jakąś „górkę”, niż tłumaczyć, że nie wyszło. Oczywiście z pozoru łatwiej jest nic nie robić, niż podejmować niepopularne decyzje. Trudno też liczyć na to, że się zadowoli wszystkich, zwłaszcza gdy się kogoś pogoni za bałagan czy inne niedociągnięcia. Wśród takich mieszkańców jestem pewnie niepopularny. Staram się być realistą, tłumaczę często konieczność racjonalnego wydawania na konsumpcję i inwestycje, aby zapewnić zrównoważony rozwój całej gminy.
Wspomniał pan o funduszach unijnych. Trzeba umieć się o nie starać.
– Przede wszystkim, by je zdobyć, trzeba mieć wizję zadań i gotowe projekty oraz ludzi, którzy potrafią je stworzyć. Opieram się tutaj na własnych, dobrze przygotowanych merytorycznie pracownikach, którzy od pewnego czasu ze mną działają. Jestem od 1996 r. współtwórcą i przewodniczącym polsko-czeskie-go Euroregionu Glacensis i od początku zastanawialiśmy się i uczyliśmy, co nas spotka, gdy już będziemy w Unii Europejskiej, ćwiczyliśmy się w przygotowywaniu wniosków do funduszy europejskich. Dlatego dzisiaj tylko w wyjątkowych przypadkach prosimy o pomoc firmy spoza Kudowy, wolimy to przygotować u siebie, bo jest taniej i bardziej operatywnie. Mniej jest też kłopotów związanych z realizacją umów, mniej powoływania się na przyczyny obiektywne. Powodzenie Kudowy jest w sporej mierze zasługą jej mieszkańców, bierze się z tego, że miasto opiera się na działalności gospodarczej mieszkańców, pracy jednostek i zakładów budżetowych gminy, wszystkich zakładów i spółek funkcjonujących na jego terenie. Daliśmy szansę młodym ludziom, którzy tworzą sprawne zespoły, udało się też wyjść z gehenny wysokiego bezrobocia.
Podoba się panu podział administracyjny, w którym są gminy, powiaty, województwa i władza centralna?
– Inaczej to trochę wyglądało na początku, kiedy następowała decentralizacja władzy. Mój pogląd jest dzisiaj następujący – wystarczyłby podział na gminy i województwa. Budżet powiatu prawie w 100% składa się z wydatków sztywnych, tutaj nie ma miejsca na ambitniejsze plany i własną inicjatywę.
Kudowa-Zdrój szczyci się współpracą z naszymi najbliższymi sąsiadami, z Czechami i Niemcami. Które kontakty są korzystniejsze?
– Jedne i drugie dobrze służą miastu, są potrzebne, uzupełniają się. Każde służą do czegoś innego.
Do czego służą np. kontakty z Niemcami?
– Od dłuższego czasu prowadzimy szeroką współpracę transgraniczną. Mamy liczne kontakty z kontrahentami z Niemiec. Na początku płynęła do nas pomoc charytatywna, potem pojawiły się inne inicjatywy. Kiedy przez trzy lata bezskutecznie składałem za pośrednictwem parlamentarzysty prośby o pomoc w wyremontowaniu słynnej zabytkowej Kaplicy Czaszek, wreszcie znaleźli się partnerzy ze strony niemieckiej. Teraz mogę powiedzieć, że nie ma partnerów niepotrzebnych.
Kudowa jest od 49 lat miejscem corocznego Festiwalu Moniuszkowskiego. Czy wspieranie takiej imprezy kulturalnej jest dla miasta dźwignią rozwoju czy obciążeniem? W tym roku Ministerstwo Kultury nie dało na festiwal ani grosza.
– Wspieranie kultury jest naszym obowiązkiem i wielką szansą. Nie przyłączam się do chóru malkontentów i krytyków. W ciągu ostatnich 17 lat miałem możliwość obserwować pracę wielu szefów tego resortu. Byli wśród nich tacy, którzy jak Michał Ujazdowski nie pomagali festiwalowi, byli inni, lepsi, ale chyba nigdy nie mieliśmy kogoś tak dobrego jak Bogdan Zdrojewski. Fakt, w tym roku nie wsparł Festiwalu Moniuszkowskiego, ale tak samo potraktował 10 innych imprez festiwalowych. Zapewne sporo środków pochłonęła nasza prezydencja. Jednak w kulturze nie można wszystkiego mierzyć pieniędzmi, należy też szukać innych źródeł finansowania. W przyszłym roku 50. Festiwal Moniuszkowski z pewnością będzie okazalszy.
Zbliżają się wybory parlamentarne. Czy nie kusiło pana sprawdzenie swej popularności na forum ogólnokrajowym?
– Niemal przed każdymi wyborami otrzymywałem różne propozycje. Nie dałem się skusić. Jestem niezależny i nigdy nie należałem do żadnej partii. Przepracowałem w Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego 23 lata. Osiedle Fabryczna było wtedy centrum Kudowy-Zdroju, bo zakłady pracy miały moc miastotwórczą. Budowały np. przekaźnik telewizyjny, budynki mieszkalne, dbały o szkołę zakładową, przedszkole i żłobek. Miastu było przez to łatwiej. W pewnym momencie, gdy zakłady podupadły, ludzie z osiedla zaczęli mówić: „Wszyscy o nas zapomnieli”. Proszę jednak dziś je odwiedzić i zobaczyć, ile zrobiono w ramach realizacji programu rewitalizacji terenów poprzemysłowych przy aktywnym udziale mieszkańców osiedla.
To dlatego został pan samorządowcem?
– Pewnie tak. Pod koniec lat 80. poszukiwano niezależnego kandydata do miejskiej rady narodowej. Od tego momentu zacząłem aktywniej się zajmować sprawami publicznymi. Ale w działalność stricte polityczną nie dałem się wciągnąć. Zresztą dziś w Radzie Miasta Kudowy-Zdroju nie ma żadnego klubu partyjnego, co nie znaczy, że radni nie mają politycznych sympatii. Rada jednak nie jest zdominowana przez żadną siłę polityczną.
Czy to znaczy, że w radzie nie ma żadnej opozycji?
– Opozycja jest, ale bez konkretnych barw partyjnych. I jest potrzebna, choćby ze względów higienicznych, aby burmistrzowi nie przewróciło się w głowie, by nie myślał, że jest najmądrzejszy i wszystko wie najlepiej. Jeszcze kilka lat temu brałem udział w wyborach, w których nie pojawił się żaden kontrkandydat. W ostatnich miałem już konkurentów. Jednak wciąż jeszcze mam wrażenie, że myślę szybciej od innych, i wymagam takiego samego tempa od współpracowników. Zdarza się przez to, że trzeba polecenie powtarzać kilka razy, bo niektórzy za pierwszym razem nie rozumieją. A przecież nie mówię do siebie, tylko do urzędników, którzy przede wszystkim powinni służyć mieszkańcom.


Czesław Kręcichwost, burmistrz Kudowy-Zdroju – z wykształcenia inżynier mechanik; po ukończeniu studiów zamieszkał w Kudowie-Zdroju, pracował w Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego, gdzie awansował na zastępcę dyrektora. Działalność samorządową rozpoczął pod koniec lat 80., gdy jako kandydat niezależny został wybrany do miejskiej rady narodowej. W latach 1988–1990 był jej ostatnim przewodniczącym. W 1992 r. pracował na stanowisku dyrektora Miejskich Zakładów Użyteczności Publicznej. Później został wybrany do rady miejskiej I kadencji. W latach 1992–1994 był wiceburmistrzem Kudowy-Zdroju. W 1994 r. wybrano go na burmistrza olbrzymią przewagą głosów (17 z 22). Ponownie został wybrany na to stanowisko w 1998 r. W 2002 r. zwyciężył w I turze bezpośrednich wyborów na burmistrza, zdobywając 57% głosów. W następnych wyborach, z 2006 r., zapewnił sobie reelekcję w I turze (78% głosów). W 2010 r. ponownie został burmistrzem, zdobywając 50,66% głosów. Znany jest z tego, że każdego dnia przed pracą objeżdża kontrolnie całe miasto.

Wydanie: 2011, 38/2011

Kategorie: Kraj, Wywiady

Komentarze

  1. xarxar
    xarxar 19 września, 2011, 16:06

    Popieram pomysł likwidacji powiatów.
    To pasożyty na tkance gmin.Ponadto ich istnienie(powiatów
    naturalnie) znacznie oddaliło urząd od obywatela bardzo utrudniając załatwianie wielu spraw bo to co było w gminach
    zabrano do powiatu- tym samym utrudniając życie obywatelowi!!! Pomysł z lat 70-tych Gierkowski (by rozbić
    kliki dawne wojewódzkie i powiatowe) był GENIALNY W SWEJ
    PROSTOCIE I SKUTECZNOŚCI!!!
    Czas też przywrócić szkołę podstawową 8-klasową.
    Sentymenty gimnazjalne truposzów z XIX wieku trzeba zlikwidować dla dobra dzieci i młodzieży!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy