Po lepszej stronie Olsztyna

Po lepszej stronie Olsztyna

Stawiguda od kilku lat jest w czołówce gmin, do których najchętniej przeprowadzają się Polacy. Nie tylko z powodu krajobrazu Marek Książek

– Pamiętam, jak na początku lat 70.

odwiedziłem tu swojego patrona i tak mnie zauroczyła okolica, że za wszelką cenę chciałem tu zamieszkać – wspomina prawnik z Olsztyna, który ma całoroczny dom w Pluskach. Gdy już zawodowo stanął na nogi, odkupił od prywatnego właściciela kawałek ziemi tuż nad brzegiem jeziora Pluszne (900 ha), gdzie najpierw postawił domek letniskowy; z czasem rozbudował go i spędza w nim większość czasu. Co prawda, oboje z żoną są już na emeryturze i mogliby się zameldować w gminie Stawiguda na stałe, ale nie chcieli zrywać związków z pobliskim Olsztynem.

– Dzisiaj już można mieć dwa domy, a nawet więcej – śmieje się prawnik, przycinając drzewa w wiejskim ogrodzie nad Plusznem.

Opowieści z łańskiego imperium

Pluski dzisiejsze różnią się od dawnych, gdy była to wieś sielska i anielska, zamieszkana przez rodowitych Warmiaków. Potem zaczęli oni, bardziej lub mniej dobrowolnie, wyjeżdżać do RFN, co opisali Agnieszka i Andrzej Krzysztof Wróblewscy w głośnym reportażu „Zgoda na wyjazd”. Wiązało się to z akcją łączenia rodzin w Niemczech, po podpisaniu w 1976 r. umowy Gierek-Szmidt, ale w pośredni sposób również z polityką powiększania „imperium łańskiego”, jak zwano tereny wokół ośrodka rządowego w Łańsku, których część należy dziś do gminy Stawiguda. Na przykład pobliska wieś Orzechowo została w tym czasie całkowicie wysiedlona. Do Łańska, najczęściej na polowania, przyjeżdżali przywódcy zaprzyjaźnionych krajów, w tym Leonid Breżniew, ale także król Belgów oraz szach Iranu. W okolicznych lasach czekała na nich zwierzyna do odstrzału, a obok ośrodka – Jezioro Łańskie (1000 ha).

Tymczasem opuszczone przez Warmiaków miejsca zasiedlali głównie „swojacy”, czyli prominenci z Warszawy, jak szef redakcji sportowej TVP Ryszard Dyja (w 2002 r. zmarł w Pluskach) czy szef Urzędu Rady Ministrów Janusz Wieczorek. Jakiś czas temu na stałe przeniósł się tam komentator sportowy TVP Marek Jóźwik, w młodości znakomity płotkarz, reprezentujący olsztyński klub Gwardia. W środku wsi miał swój domek fotoreporter Wacław Kapusto, wcześniej „nadworny” fotograf Gomułki i jego gości w Łańsku.

Gdy w 1980 r. powstała Solidarność, Pluski wzbudziły zainteresowanie działaczy nowego związku, którzy szukali przejawów partyjnego rozpasania. Miały się stać wręcz jego symbolem. Ówczesny rzecznik prasowy MKZ Solidarność w Olsztynie, późniejszy wiceszef Komisji Krajowej Solidarności Mirosław Krupiński, rozpętał nagonkę na posła i I sekretarza KW PZPR w Olsztynie Edmunda Wojnowskiego, jakoby ten swoją chałupę (60 m kw.), kupioną prywatnie w Pluskach, wyremontował na koszt państwa. Wojnowski pokazał rachunki, a przy okazji wyszło na jaw, że Krupiński, z zawodu projektant, też miał w Pluskach domek i stąd jego wiedza (fałszywa zresztą) o prominencie partyjnym. Kulisy tej „afery” próbował pokazać w TVP red. Tadeusz Samitowski, ale zrobił to na tyle nieudolnie, że sam stał się jej największą ofiarą. Za to Pluski – promocyjnie – zyskały!

Kilka lat później, w 1986 r., stało się głośno również o stolicy gminy, bo w USC Stawiguda brał ślub rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Umówił się na ceremonię w piątek 13 czerwca o godz. 13. Ślubu udzielał wójt Zygfryd Gładkowski, a zdjęcia robił Wacław Kapusto. Z tej uroczystości zapamiętano głównie to, że panna młoda, czyli Małgorzata Daniszewska, wystąpiła boso.

Na granicy wsi i miasta

Po transformacji ustrojowej Pluski stały się modne także wśród mieszkańców oddalonego o 20 km Olsztyna. Zwłaszcza gdy powstał tam luksusowy hotel ze SPA, basenem i aquaparkiem, gdzie wypadało bywać. Aspiracje życiowe rosły. Domy letniskowe lub całoroczne stawiali nad jeziorem sędziowie i komornicy, architekci, lekarze i biznesmeni, czyli ludzie dobrze sytuowani. Co widać po niektórych rezydencjach, stawianych jakby po to, by zainwestować w nie nadwyżkę kapitału. Do tego powstawały małe osiedla. Pluski powoli zaczęły się zapychać, mimo to dzięki przyrodniczej atrakcyjności przyciągały mieszczuchów co roku, bo jezioro wciąż kusiło, a gmina stwarzała warunki do budownictwa indywidualnego.

Właściwie otwarcie Stawigudy na sprzedaż terenów pod inwestycje budowlane rozpoczął nieżyjący już Teodozy Jerzy Marcinkiewicz, wójt w latach 1994-2014, a więc władający gminą całe 20 lat! To wtedy Stawiguda wskoczyła do czołówki najbogatszych gmin w Polsce, zasilając budżet głównie ze sprzedaży gruntów i podatków od nieruchomości. Niektórym nie podobał się „gubernatorski” styl rządzenia wójta, w 2012 r. urządzili nawet referendum w sprawie jego odwołania, ale wzięło w nim udział niecałe 13% uprawnionych i Marcinkiewicz jeszcze dwa lata pozostał. Dziś tamtego wójta wspomina się jako samorządowca, który miał jasną wizję rozwoju gminy i skutecznie ją realizował.

Stawiguda należy do tzw. gmin obwarzankowych, okalających Olsztyn, obok Gietrzwałdu, Jonkowa, Dywit, Barczewa i Purdy. Jak informuje obecny wójt Michał Kontraktowicz, wszystkie one, łącznie ze stolicą regionu, tworzą Miejski Obszar Funkcjonalny (MOF). Czyli wspólnie rozwiązują pewne problemy, np. związane z komunikacją czy budową dróg. Stawiguda ma swoje autobusy łączące wsie gminy, ale do i z Olsztyna kursują autobusy oznaczone miejskimi numerami, np. do graniczącego z miastem Bartąga, gdzie znajduje się wiejski cmentarz, na którym spoczywa coraz więcej mieszkańców Olsztyna. Natomiast żyjący i dbający o zdrowie olsztynianie z osiedli Jaroty i Generałów chodzą lub jeżdżą rowerami nad jezioro Bartąg (72 ha). Korzystając ze ścieżki pieszo-rowerowej, niedawno zbudowanej przez gminę Stawiguda. Na granicy obu jednostek samorządowych, które w naturalny sposób łączy rzeka Łyna, powstały nowe osiedla mieszkaniowe, a ich lokatorzy są zameldowani w gminie, choć praktycznie mieszkają w mieście.

– Naszym atutem jest położenie gminy po lepszej stronie Olsztyna – dodaje wójt Kontraktowicz. Co to znaczy? Przez Stawigudę wyjeżdża się drogą ekspresową w Polskę: w lewo do Warszawy, w prawo do Gdańska. Tereny gminy przecina też obwodnica Olsztyna i te rozwiązania komunikacyjne powodują, że poważne firmy coraz chętniej lokalizują tu swoje inwestycje, np. ostatnio Jeronimo Martins (portugalski właściciel sieci marketów Biedronka) buduje centrum dystrybucyjne.

Jak na wakacjach

Nie da się ukryć, że największym magnesem jest znakomite położenie gminy. Ze Stawigudy jedzie się do Olsztyna 15 minut. Tyle samo, ile np. z Tomaszkowa, gdzie nad Jeziorem Wulpińskim powstało osiedle domów jednorodzinnych, choć niektóre można nazwać rezydencjami. Są one własnością przede wszystkim przedsiębiorców, właścicieli lokalnych firm, ale i np. byłego olsztyńskiego dziennikarza, aktualnie obywatela RFN, który na emeryturze zjechał w rodzinne strony. Na razie nie zamierza meldować się w gminie, nie chcąc zrywać związków z Niemcami.

Cały urok Tomaszkowa i pobliskich wsi tworzy Jezioro Wulpińskie (700 ha), z tajemniczą wyspą Hertą od strony Dorotowa. Na początku XX w. tak zauroczyła olsztyńskiego restauratora Roberta Rogallę, że zbudował na niej restaurację i pensjonat. A potem pochował na wyspie syna, który zginął w słynnej bitwie pod Tannenbergiem w I wojnie światowej. Natomiast w ostatnich latach na scenie zbudowanej przy brzegu jeziora śpiewała m.in. Anna Maria Jopek – gwiazda festiwalu Wschód Piękna, organizowanego przez saksofonistę Grzecha Piotrowskiego. A to znaczy, że Wulpińskie, nazwane przez poetów Jeziorem Królewskim, stało się synonimem dobrego gustu i powodzenia. Dlatego wśród mieszkańców okolicznych miejscowości znajdziemy znanych olsztyńskich sportowców, takich jak Krzysztof Hołowczyc czy Joanna Jędrzejczyk.

Jak się mieszka na skraju Tomaszkowa, w osiedlu zwanym potocznie Wulpinkiem, opowiada menedżer dużego zakładu z Olsztyna: – O przeniesieniu się poza miasto myśleliśmy z żoną kilka lat. Chcieliśmy więcej przestrzeni do życia i zabawy dla dzieci, oczywiście w pobliżu jeziora. Padło na Tomaszkowo z uwagi na przepiękne położenie nad Jeziorem Wulpińskim i świetny dojazd do Olsztyna, do miejsca pracy. To tylko 10-15 minut i jesteśmy w centrum miasta, bez takich korków, na które człowiek natyka się, jeżdżąc z blokowisk – sypialni Olsztyna. Poza tym często z żoną jeździmy służbowo do Warszawy, a stąd oszczędzamy co najmniej pół godziny drogi. Mieszkamy tutaj już kilkanaście lat i podoba nam się brak anonimowości, bo w urzędzie gminy znają prawie wszystkich mieszkańców, nie mówiąc o naszym sołtysie i proboszczu. Jesteśmy tu po imieniu, robimy ogniska, organizujemy czyny społeczne, a przed pandemią nawet imprezy pod nazwą Bal Sąsiada. Kiedy wracamy z pracy, czujemy się trochę jak na wakacjach. W pobliskiej Rusi mamy z kolei wyciąg narciarski, więc żeby zimą poszusować na nartach, nie musimy od razu jechać w góry. Jedyne, co nas martwi, to dalsza rozbudowa osiedla przy dość wąskiej drodze. Obawiamy się, że za kilka lat i tu pojawią się korki.

Nie ma tego problemu olsztyński przedsiębiorca Ryszard Kokot, aktualnie mieszkający między Bartągiem a Gągławkami, wsią popegeerowską. Najpierw zbudował dom w Bartążku nad jeziorem Bartąg, stamtąd często jeździł rowerem po okolicy, w tym do lasów łańskich. Wtedy przy drodze dojrzał warmińską chałupę, okazało się, że z 1900 r. Dogadał się z właścicielem, miejscowym rolnikiem, kupił dom (poprzedni przekazał córce), który dostosował do współczesnych wymogów. Projekt przebudowy wykonał ceniony architekt Tomasz Lella, nic więc dziwnego, że nietypowy obiekt trafił na łamy miesięcznika „Murator”.

– Wiele jeżdżę po Polsce, dużo po świecie, nie ma kontynentu, na którym nie postawiłem stopy, ale w swoim domu, wśród warmińskiej natury, czuję się najlepiej. Tutaj mam swój azyl, to najlepsze miejsce do życia i odpoczynku. No i do pracy blisko – cieszy się Kokot. Jego dom stoi na uboczu, dlatego musiał zbudować szambo i studnię, ale nieco dalej powstało już osiedle, więc liczy, że i do niego dotrą zdobycze cywilizacji w postaci gminnego wodociągu i kanalizacji.

W krajowej czołówce

– Rzecz w tym, że oczekiwania mieszkańców i decyzje deweloperów wyprzedzają możliwości i działania gminy, bo każdy nowy projekt musi przejść przez standardową procedurę, a to trochę trwa – wyjaśnia wójt, podkreślając przy okazji, że budżet gminny wytrzyma te oczekiwania i potrzeby. Tylko z samego podatku PIT, płaconego przez mieszkańców, wraca do gminnej kasy ok. 20 mln rocznie, duże przychody są z podatków od nieruchomości (także od właścicieli domków letnich, niezameldowanych na stałe w gminie) i ze sprzedaży gruntów, coraz droższych. Michał Kontraktowicz porównuje, że 100-tysięczny Elbląg ma na inwestycje kwoty rzędu 62 mln, a 12-tysięczna gmina Stawiguda – 45 mln zł. Na same ścieżki pieszo-rowerowe przeznaczono 20 mln zł, większość z dofinansowania unijnego. Wójt pełni funkcję pierwszą kadencję, ale że wcześniej pracował w administracji i temat projektów unijnych jest mu dobrze znany, Stawiguda czerpie z kasy UE pełnymi garściami.

– Gmina jest bogata bogactwem swoich mieszkańców, a moją rolą jest pomnażanie pieniędzy – dodaje wójt. Nie stawia więc barier nowym osiedleńcom, których z każdym rokiem jest więcej. W 2018 r. mieszkało w gminie 8,6 tys. osób, aktualnie niemal 12 tys. Pod względem przyrostu mieszkańców Stawiguda za 2020 r. zajmowała pierwsze miejsce w Polsce! Za miniony rok również znalazła się w pierwszej trójce.

Fot. Marek Książek

Wydanie: 08/2022, 2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy