Lewica słaba czy silna?

Lewica słaba czy silna?

Dlaczego są wyborcy, ale głosują na innych

Wsłuchiwanie się w to, co mówią liderzy lewicy, zwłaszcza największej partii lewicowej, czyli Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jest zajęciem perwersyjnym. Oto Andrzej Rozenek, bardzo zaangażowany w odbudowę SLD i w sprawy tzw. ustawy dezubekizacyjnej, mówi tak: „Sojusz długo był partią, której inni mówili, czego to jej niby nie wolno robić. A przecież SLD jest równoprawnym uczestnikiem gry politycznej. I dość z pouczaniem! Ja się w pełni identyfikuję z tym, co robi Włodzimierz Czarzasty. SLD będzie silną lewicą, ale tylko wtedy, gdy nie będzie się wszystkim dookoła kłaniał i przepraszał, że żyje”.

Człowiek jeszcze nie zdążył przetrawić tych słów, gdy odezwał się tak mile wspominany przez Rozenka Czarzasty. „Uznaję liderostwo Grzegorza Schetyny jako lidera opozycji w Polsce – ogłosił w Radiu Zet, zaraz dodając: – Ale liderostwo to również jest odpowiedzialność: dzwonienie, komunikowanie się, rozmowa. I tego, Grzegorzu, życzy ci twój kolega Włodzimierz”.

Rozumiem więc, że w ramach niekłaniania się nikomu Włodzimierz Czarzasty zrobił łaskę Grzegorzowi Schetynie. Ciekawe tylko, czy w dowód wdzięczności Grzegorz zadzwonił do niego i porozmawiał…

A co słychać w partii aktualnie mniejszej, czyli w Razem? Ech, trochę słychać, ale dominuje cisza. Nie jest to cisza przypadkowa. Adrian Zandberg w rozmowie z Jakubem Majmurkiem tłumaczy ją tak: „Polska nie siedzi cały czas w okopach telewizji informacyjnych, pomiędzy TVN 24 a TVP Info. Znaczna część wyborców decyzję o tym, na kogo zagłosuje, podejmuje w ostatnich miesiącach przed wyborami. Wybory wygrywa się, docierając do tej grupy (…). Udowodniliśmy to zresztą spektakularnie w ostatnich wyborach. W kampanię weszliśmy z 1% poparcia, wyszliśmy z prawie 4%. Jestem spokojny o rok 2019”. A mamy rok 2018. To czas, kiedy Razem w ciszy i spokoju zbiera siły. Pewnie z wywieszką na drzwiach: Do not disturb.

Zandberg wylicza, z kim Razem nie po drodze – z PiS, z PO, z Nowoczesną, z SLD, właściwie ze wszystkimi. Ale chyba najbardziej z SLD.

„Z tego, co wiemy o wyborcach Razem, dla większości z nich głosowanie na Millera i spółkę w ogóle nie wchodzi w grę. Słyszymy od nich często, że gdyby Razem poszło pod rękę z aferzystami spod znaku »chwała nam i naszym kolegom« – to ponownie na nas nie zagłosują”, mówi Zandberg, dodając coś jeszcze o zbrodniach junty wojskowej w latach 80. Innymi słowy, troskliwie dopieszcza swój dwuprocentowy elektorat, trzymając za drzwiami rzeszę potencjalnie kilkakrotnie liczniejszą.

O innych organizacjach lewicy nie ma co wspominać. Pojawiają się incydentalnie. I też są pokłócone. Tak wygląda złoty sen Grzegorza Schetyny.

Jeżeli żelazną zasadą Jarosława Kaczyńskiego jest niedopuszczanie, by na prawo od PiS wyrosła jakaś realna siła polityczna, to – na zasadzie lustrzanego odbicia – żelazną zasadą Schetyny jest osłabianie wszystkiego, co może wyrosnąć na lewo od PO. To zresztą nie jego pomysł, odziedziczył go po Donaldzie Tusku, który pracowicie niszczył SLD i jego liderów.

Pamiętamy tę taktykę Platformy – PiS przedstawiano jako największe zagrożenie, straszono nim, natomiast lewicę deprecjonowano i wycinano. Że jest bez znaczenia, że w zasadzie jej nie ma, że lewica w Europie też przegrywa, że jej postulaty są egzotyczne itd. Że głos na nią to głos stracony. Normalność – w tej opowieści – była w Platformie.

Platforma niszczyła lewicę na różne sposoby. Na Cimoszewicza (wiemy, o co chodzi). Na Arłukowicza, czyli wyciągając lewicy liderów i dając im miejsca na swoich listach. Na Millera, czyli wciąż oskarżając – że stary komuch, że się nie rozliczył z PZPR, że chce sojuszu z PiS itp. Liderzy lewicy, i tej SLD-owskiej, i tej „nowej”, byli tu bezradni. Ogrywano ich jak dzieci.

SLD-owcy dawali się zakrzyczeć. I pewnie tym należy tłumaczyć hołd Czarzastego złożony Schetynie. Tydzień wcześniej lider SLD mówił o nim twardym tonem, nazywał go kłamczuszkiem. Doczekał się odpowiedzi. Żyletką po oczach. TVN wyemitowała program, w którym Czarzasty został zmieszany z błotem. Dlatego w trybie alarmowym zwołał zebranie na Złotej, jak wyjść z kryzysu. I wystarczyło…

Z „nową” lewicą platformersi postępują inaczej. Czasami ją dopuszczają do swoich mediów, czasem zganią, nazywając komunistami albo lewakami. Zawsze przy tym wzdychając, że to taka młodzież, niedoświadczona, z nierealnymi marzeniami.

Gdy już się rozprowadzi liderów, można zabierać wyborców. Różnie. Sposobem na Tuska (tłumacząc im, że nie można marnować głosu, a Platforma to prawie lewica) albo na Kopacz (prosząc wyborców lewicy o wsparcie w trudnej walce z PiS). Do tej pory te manewry kończyły się sukcesem.

A czy uda się teraz? To pytanie kluczowe, bo od 2005 r. za każdym razem w wyborach większa część elektoratu lewicy głosowała na PO, a nie na partie lewicowe. Tak było nawet w 2015 r., kiedy wyborcy mieli już dość PO i jej aparatczyków i zagłosowali za PiS. Wydawało się wówczas, że elektorat lewicy wreszcie pójdzie po rozum do głowy i zorientuje się, że używa się go jako mięsa armatniego. Ma oddać głos i siedzieć cicho. Zapomnieć o swoich poglądach i marzeniach. I pogodzić się z tym, że:

• W sprawach stosunków państwo-Kościół niczego nie można zmienić. Zresztą Kwaśniewski podpisał konkordat, więc o co chodzi?

• W kwestii praw reprodukcyjnych kobiet też niczego nie można zmieniać, bo obecny kompromis (ha, ha!) jest najlepszym rozwiązaniem. A gender i te inne rzeczy, LGBT itd. to przecież dotyczy garstki.

• W sprawie podatków, ich bardziej sprawiedliwego naliczania, też nie wolno niczego ruszać, bo przecież nie wolno podwyższać podatków, czyż nie?

• Związki zawodowe i prawa pracownicze to przeszłość, to hamulce rozwoju gospodarki.

• Socjal to marnotrawienie pieniędzy.

• Reprywatyzacja to trudna sprawa, więc niech będzie tak, jak było, bo przecież odrzucenie reprywatyzacji to bolszewizm, prawda?

• Jeżeli już jesteśmy przy bolszewizmie, wiadomo, że IPN musi zostać, że Polska Ludowa była moskiewską okupacją, a PRL-owscy urzędnicy, funkcjonariusze i inni… Niech się cieszą, że więcej im się nie zabiera. A poza tym złóżmy hołd „żołnierzom wyklętym”. I oddajmy głos na Kazimierza Michała Ujazdowskiego.

Wyborcy lewicy mają więc jak w banku – głos na PO to powrót platformerskich towarzyszy do władzy, to kolejna dojna zmiana, no i w następnych wyborach wygrana PiS na poziomie większości konstytucyjnej.

Lewica musi więc się ogarnąć nie tylko ze względu na swoje marzenia – jednych o władzy, drugich o zmienianiu kraju, ale i dla Polski. Żeby nie wpadła na zawsze w ręce PiS.

Ogarnąć się muszą działacze lewicy. Naprawdę, panie i panowie, to wstyd, że dostajecie łomot od otłuszczonych platformerskich aparatczyków, którzy są od was i mniej mądrzy, i bardziej leniwi.

Ale ogarnąć się muszą też lewicowi wyborcy. Podobno charakteryzują się analitycznym myśleniem, kierują się rozumem, więc skąd ta nadreprezentacja w ich gronie ludzi naiwnych?

Łatwo powiedzieć – ogarnijcie się. Lewica wciąż jest pod presją. Z jednej strony, mamy rozpuszczane plotki, że SLD dogaduje się z PiS. Z drugiej – woła się o potrzebie jedności opozycji. Że kto przeciw, ten pożyteczny idiota PiS. Ale to hasło to podstęp. Bo co ono oznacza w praktyce? Że ugrupowania opozycji podporządkowują się PO i Grzegorzowi Schetynie. Sto razy bardziej chodzi tu o wasalizację, ogranie partnerów niż o jedność. Jeżeli ktoś nie wierzy, niech zaproponuje: OK, niech będzie jedna opozycja, ale jej liderem niech zostanie pani Lubnauer albo pan Kosiniak-Kamysz. Platforma pierwsza taką propozycję odrzuci.

Pilnujmy się więc, by nie dać się zakrzyczeć naganiaczom Schetyny.

Chciałoby się napisać: kłopotem lewicy jest jej słabość, musi zatem, tak jak mały piesek w stosunku do dużego, łasić się i pokazywać brzuch. Sęk jednak w tym, że tak nie jest.

W historii III RP często się zdarzało, że dane nurty polityczne były słabe, znajdowały się na marginesie, a potem rozkwitały. I Tusk, i Kaczyński mieli momenty, że nie wchodzili do Sejmu, bo zatrzymywała ich bariera 5%. Nie o słabość więc tu chodzi, bo ona może się zdarzyć. Sprawa braku liderów? Ich miałkość? To też niezbyt wielki kłopot. Weźmy prawicę – rosła także w czasach, gdy brakowało jej wyrazistych przywódców.

Myślę też, że nie są największymi problemami lewicy skłócenie i podziały. Ten stan to również norma w III RP. Problemem lewicy jest to, że jej wyborcy nie ufają jej działaczom. Tych z SLD uważają za łowców posad, gotowych wszystko przehandlować za drugorzędne stanowisko. Dowodów na takie podejście wyborcy mają aż nadto. Natomiast tych z „nowej” lewicy najzwyczajniej nie uważają za ludzi kompetentnych i poważnych.

Działacze lewicy, i ci z SLD, i ci z Razem, a także z innych grup, mają zatem wspólny interes – muszą odbudować swoją zszarganą opinię w oczach elektoratu. Nie tylko tego żelaznego, paroprocentowego, ale również szerszego.

Czy to możliwe w sytuacji, kiedy media są w rękach sympatyków PiS i PO, a obecność lewicy jest w nich koncesjonowana i kontrolowana? Oczywiście nie. Dlatego racją stanu polskiej lewicy jest budowa własnych instytucji – portali, think tanków, kwartalników, miesięczników, stacji telewizyjnych i radiowych, miejsc, gdzie działacze, sympatycy, eksperci mogliby prezentować siebie i swoje opinie, dyskutować, polemizować. Wspólna rozmowa – to zawsze lepsze i ciekawsze niż docinanie sobie w kibicujących Platformie mediach. Ten ruch zresztą już jest, krzątanina trwa, ale to wciąż za mało. Widać to zresztą w mediach – przedstawiciele lewicy, zwłaszcza SLD, w różnych dyskusjach unikają wielu tematów, inne oddają walkowerem, do wielu dyskusji są po prostu nieprzygotowani. To nie jest waga ciężka.

A szkoda, bo jeśli chodzi o przeszłość i przyszłość, lewica ma wiele do powiedzenia i do wygrania.

Najpierw może dwa zdania o przeszłości. Adrian Zandberg brak w mediach partii Razem tłumaczy nieporadnie tym, że PiS i PO wolą mieć do czynienia z SLD, bo Sojusz łatwo w razie czego zaszantażować historią. Historią PRL, oczywiście. To naiwne tłumaczenie. Historią PRL można szantażować, ale równie łatwo na tym szantażu się wywrócić. SLD oczywiście jest skazany na tłumaczenie Polski Ludowej, ale powinien to traktować nie jako dopust boży, tylko jako okazję do zdobywania dodatkowych punktów.

Wiadomo, Polska Ludowa przegrała, Polacy ją odrzucili; gdyby była państwem idealnym, trwałaby do dzisiaj. Ale przecież nie była takim państwem, jakie opisują politycy i publicyści obozu postsolidarnościowego, czyli PiS i PO. To nie była Generalna Gubernia ani republika radziecka.

Sondaż CBOS sprzed paru lat pokazuje, że 44% Polaków pozytywnie ocenia PRL. Dlatego ataki PiS na Polskę Ludową, ustawa degradacyjna, zmiany nazw ulic, propaganda w mediach publicznych, zaowocowały wzrostem poparcia dla SLD. Można tylko się dziwić, dlaczego ten wzrost jest tak mały…

Może dlatego, że politykom SLD, gdy rozmawiają o Polsce Ludowej, brakuje wiedzy na temat tamtych czasów? A może brakuje im odwagi, by się przeciwstawić różnym kłamliwym opiniom? Jeżeli tak, to wyręczmy ich Janiną Ochojską, która niedawno w „Dzienniku Gazecie Prawnej” mówiła tak: „Jestem jak najdalsza od wychwalania tamtego systemu, mówienia, że za komuny było lepiej, bo walczyłam z komuną, działałam w opozycji, współtworzyłam Solidarność w Toruniu. Jednak prawda jest taka, że jako niepełnosprawne dziecko i nastolatka miałam pełen dostęp do rehabilitacji, sprzętu ortopedycznego, leczenia szpitalnego, opieki sanatoryjnej. Dostęp do wszystkiego, co pozwoliło mi osiągnąć sprawność pozwalającą na samodzielność, na skończenie studiów, na stworzenie Polskiej Akcji Humanitarnej. Poza tym przed 1989 r. z jednej strony była opieka leczniczo-rehabilitacyjna, z drugiej – wychowawcza. Sukces polskiej rehabilitacji polegał na tym, że opierał się również na wychowywaniu do samodzielności takich dzieci jak ja, dotkniętych epidemią polio. Jako nastolatka byłam przekonana, że muszę się uczyć, muszę być samodzielna, muszę pracować, muszę coś osiągnąć”.

Opowieść Janiny Ochojskiej warto zadedykować Zandbergowi i jego przyjaciołom z Razem. To oni muszą przepracować sprawę Polski Ludowej, która owszem, była państwem niedemokratycznym, ale była też państwem lewicowym. Muszą oddzielić ziarno od plew z tamtych czasów. Od PRL nie uciekną, zawsze znajdzie się ktoś, kto im rzuci w twarz: komuniści! Czy muszą więc na siłę uwiarygadniać się przed hejterami?

A przyszłość? Żeby się nie rozpisywać, proponuję magiczną formułę – propozycje partii Razem dotyczące socjalu, opieki zdrowotnej, mieszkań komunalnych, czasu pracy itd. skierujmy do ekspertów SLD. A oni niech opracują je tak, by były możliwe do wprowadzenia.

I parę zdań na zakończenie. To nieprawda, że elektorat lewicy jest jak Yeti, że wszyscy o nim mówią, ale nikt go nie widział. Ci wyborcy są. I można ich, poprzez różne badania, zauważyć.

W niedawnym badaniu SW Research dla serwisu Rp.pl proszono o wskazanie najlepszego prezydenta po roku 1989. Wygrał Aleksander Kwaśniewski, otrzymując 36,2%. Na drugim miejscu, z wynikiem 11,9%, uplasował się Andrzej Duda. A za nim – Lech Kaczyński (11,7%), Lech Wałęsa (7,8%), Bronisław Komorowski – dopiero piąty (4,8%) i Wojciech Jaruzelski (1,9%).

Gdy CBOS badał przed rokiem osoby w wieku 18-24 lata, 26% zadeklarowało poglądy prawicowe, a 14% – lewicowe. Biorąc pod uwagę totalną dominację prawicy w przestrzeni publicznej, ten wynik lewica powinna uznać za znakomity. Zwłaszcza że niemal połowa Polaków (48%) negatywnie ocenia relacje polskiego Kościoła i PiS, oceniając je jako zbyt bliskie, 63% badanych uważa, że Kościół powinien zachować neutralność wobec polityki rządu PiS, a 70% nie chce politycznych kazań (to wyniki sondażu Ariadna).

80% Polaków uważa, że rząd powinien przyjąć postulaty protestujących niepełnosprawnych (IBRIS).

I jeszcze trzy sondaże CBOS. 37% Polaków jest za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, a tylko 15% za jej zaostrzeniem. 41% ankietowanych uważa, że wprowadzenie stanu wojennego było słuszną decyzją, a jedna trzecia (35%) jest przeciwnego zdania. 44% Polaków pozytywnie wypowiada się na temat PRL. Ważne dla nich były zabezpieczenie socjalne, pewność pracy, dostępna służba zdrowia.

Wyborców więc nie brakuje. Pytanie tylko, kto wygra bój o ich dusze.

Wydanie: 2018, 22/2018

Kategorie: Publicystyka

Komentarze

  1. Dorota Pawłowska
    Dorota Pawłowska 30 maja, 2018, 09:49

    Dlaczego nie głosujemy na lewicę? Bo partie lewicowe i ich liderzy niczego pozytywnego sobą nie reprezentują. Kilka lat temu, jeszcze przed wygraną PiS, w „Kawie na ławę” pan Czarzasty mocno wchodził w tyłki gościom z PiS. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom i uszom, i choć zawsze wcześniej głosowałam na lewicę, przeżyłam takie upokorzenie, ze naprawdę trudno będzie mnie teraz namówić na głos na lewicę. Zwłaszcza że, jak słyszę, teraz wchodzi bez wazeliny Schetynie. Co jest z tym gościem nie tak? Co jest nie tak z Rozenkiem, który to popiera, i z całym SLD? Dorota z Pomorza

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Radoslaw
    Radoslaw 30 maja, 2018, 21:35

    „mówi Zandberg, dodając coś jeszcze o zbrodniach junty wojskowej w latach 80 ”
    Panie Zandberg – w latach 80, o których najwyraźniej guzik pan wie, na murach można było sobie przeczytać hasła „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Ja rozumiem, że kilkadziesiąt ofiar (w przytłaczającej większosci niezamierzonych czy wręcz przypadkowych) owej junty bardzo pana oburza, natomiast groźby eksterminacji 3.5 miliona ludzi, wygłaszane przez przeciwników tejże junty – już nie? Myśli pan, że to były czcze pogróżki? Bardzo się pan myli. A czy zdaje sobie pan sprawę, że dziś pan byłby na czołowym miejscu listy do ozdabiania drzew swoją doczesną powłoką, gdyby ta zbrodnicza wojskowa junta nie podjęła stanowczych środków w owych latach 80? Tylko dzięki tej zbrodniczej juncie pan w ogóle jeszcze żyje. Ale niech pan jeszcze trochę na nią napluje, niech pan się demonstracyjnei pooburza „zbrodniczą okupacją lat 1945-89”, a bardzo pan w ten sposób pomoże w ustanowieniu dyktatorskiej władzy polskiej prawicy, która już wkrótce dobierze się panu do skóry. Ustawę dekomunizacyjną można bardzo szeroko interpretować i pan, razem ze swoją partią, też może się stać jej celem.
    Jestescie tolerowani tak długo, jak długo macie marginalne znaczenie w polskim życiu publicznym. Zaczniecie rosnąć w siłę, to wtedy pan zobaczy, do czego zdolne są PRAWICOWE junty, w dodatku mające w ręku media, wymiar sprawiedliwości i poparcie wielkiego kapitalu.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy