Lewica nie powinna tchórzyć w sprawie reprywatyzacji

Lewica nie powinna tchórzyć w sprawie reprywatyzacji

Reprywatyzacja jest jednym z najbardziej osieroconych tematów w polskiej polityce. Przez 32 lata żadna formacja nie znalazła dość siły, determinacji i czasu, by uregulować prawnie kwestię zwrotów – lub niezwracania – majątków. Choć cała sprawa kosztowała Polaków miliardy złotych, skomplikowanie tego zagadnienia i związane z nim ryzyko zniechęcały większość polityków do wzięcia reprywatyzacji na sztandary. Swoje też zrobiła perspektywa zmierzenia się z jednej strony z międzynarodową presją, a z drugiej z potężnymi prawnikami i faktyczną mafią w kraju. I tak prowizorka przechodziła z jednej kadencji na drugą, dramat ludzi trwał, prawną próżnię zaś wypełniały rozstrzygnięcia sądów idące często na rękę oszustom.

Proceder reprywatyzacji może wreszcie zakończyć, jak się zdaje, nowelizacja prawa administracyjnego, również przecież prowizoryczna. Przegłosowana przez większość Zjednoczonej Prawicy przy udziale opozycji, a wynikającą z rozumowania, które przedstawił Trybunał Konstytucyjny jeszcze za kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Czy w związku z tym słychać głosy zadowolenia, czy są świadectwa determinacji, by chociaż ten aspekt sprawy domknąć? Niekoniecznie.

W jednym z pierwszych radiowych poranków po tym, jak już politycy w Polsce i Izraelu starli się o reformę, posłanka Lewicy Magdalena Biejat tłumaczyła, że generalnie reformę poparła i kierunek jest słuszny. To dobre prawo, przekonywała, jednak bez żaru w głosie. Trochę jak Gowin, który niegdyś głosował, ale się nie cieszył. Ewidentnie świeżo naruszone relacje z Izraelem i niewygoda kolejnego głosowania razem z PiS odebrały lewicowej posłance entuzjazm i chęć do obrony reformy.

To zastanawiające. Przecież ta sama Magdalena Biejat niemal równo rok temu proponowała w imieniu klubu Lewicy ustawę reprywatyzacyjną bardzo podobną w założeniach do pomysłu manewru prawnego z Kodeksem postępowania administracyjnego, który ostatecznie przez Sejm przeszedł. Ba, przewidującą nawet 10-procentowe rekompensaty dla byłych właścicieli. „Dla nas jako Lewicy prawo do tego, żeby dom był bezpiecznym miejscem, jest prawem nadrzędnym i chcemy zakończyć z dramatem lokatorów, żeby ten proceder, że ludzie tracą dom, zakończyć raz na zawsze, raz na zawsze zakończyć niepewność ludzi, którzy mieszkają w kamienicach”, mówiła wówczas posłanka. I to tej jednoznaczności brakuje po opozycyjnej stronie dzisiaj, gdy jesteśmy dużo bliżej zakończenia reprywatyzacji.

Teraz należałoby o ostateczne uregulowanie reprywatyzacji upomnieć się nie półgębkiem, nieśmiało, ale wyraźnie i głośno. Nie pomimo tego, że kwestia reprywatyzacji budzi kontrowersje i emocje, ale właśnie z tego powodu! Fakt, że temat ten wraca do głównego nurtu, pozwala przelicytować PiS od strony socjalnej i zwrócić uwagę na patologie rynku mieszkaniowego w ogóle. Gdzie jest duża ustawa reprywatyzacyjna? Gdzie rzucenie na kolana mafii? Gdzie te setki tysięcy mieszkań? To wszystko pytania, które w przeciwieństwie do rytualnego sporu z izraelską prawicą do czegoś jednak prowadzą.

A w sprawie reprywatyzacji Lewica – czy lewica ogólnie – nie musi kluczyć i szukać półśrodków. Przeciwnie, to jedna z tych spraw, w których może zająć jednoznaczne stanowisko, nie idąc na żaden ideologiczny ani językowy kompromis. Fałszem jest podział na „dobrą i właściwą” legalną reprywatyzację oraz dziką, nielegalną reprywatyzacyjną patologię. Ten temat jest tylko tak trudny, jak trudnym się go uczyni w dyskusji. Można dzielić włos na czworo i mnożyć kategorie tych, którym „się należy”, dywagować nad zasadnością oddawania mienia, o które nikt żyjący nie jest już w stanie się upomnieć, nawet gdyby miał do niego tytuł. Tylko po co?

Według szacunków reprywatyzacja uszczupliła zasób mieszkań komunalnych w Polsce o 30 tys. i sam ten fakt powinien wystarczyć, by teraz zachować się pryncypialnie i potępić ją w całości. Dosłownie dzień później zaś media przyniosły informację o tym, że kolejny fundusz inwestycyjny wykupuje w samej Warszawie setki mieszkań hurtem, by podbić ich ceny. Kto przy zdrowych zmysłach chce w tej sytuacji jeszcze dyskutować nad sensownością dalszych zwrotów czy odszkodowań?

Hasło, które PRZEGLĄD promował na okładce w zeszłym roku – nic i nikomu się nie należy – nigdy nie było aktualniejsze niż teraz. To nie jest czas na niuansowanie i rozwadnianie swoich postulatów. Reprywatyzację należy nie zagadać, ale zakończyć.

j.dymek@tygodnikprzeglad.pl

dymek.substack.com

Wydanie: 2021, 28/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy