Licytacja krzywd

Licytacja krzywd

Z jednej strony mamy do czynienia z propolsko nastawioną elitą polityczną oraz niechętnym Polsce społeczeństwem (Niemcy), a z drugiej z proniemieckim społeczeństwem oraz antyniemieckimi elitami (Polska)

Jeszcze niedawno stosunki polsko-niemieckie były stawiane za wzór poprawności oraz przezwyciężania trudnej przeszłości. Ich realnym wymiarem było twarde i niezawodne poparcie Niemiec dla polskich starań o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Gdyby nie determinacja i poparcie niemieckich polityków, Polska jeszcze długo musiałaby czekać w przedpokoju Wspólnoty. Jest to tym bardziej godne przypomnienia, że niemiecka elita polityczna czyniła to w dużym stopniu wbrew opinii własnego społeczeństwa, które w swojej zdecydowanej większości było przeciwne rozszerzeniu UE o Polskę. Wystarczy wspomnieć chłodną reakcję niemieckiego establishmentu na postulat komisarza Güntera Verheugena o możliwości przeprowadzenia w tej sprawie ogólnoniemieckiego referendum. Ta mało przemyślana propozycja niemal nie skończyła kariery tego skądinąd bardzo przyjaznego Polsce polityka.
Dzisiaj jesteśmy konfrontowani z zasadniczo odmienną sytuacją. „Dajmy sobie już spokój z tą Polską!”, krzyczą tytuły niemieckich gazet. Polityki aktualnej polskiej władzy nikt nad Sprewą i Renem nie rozumie. Przyjazne gesty i wyciągnięte ręce trafiają raz za razem w próżnię. A jeśli pojawia się nadzieja na zbliżenie, zostaje zaprzepaszczona kolejnymi wypowiedziami polskiego rządu.

Niemcy wracają do gry

„Niemcy wracają do gry” stwierdziła w jednym ze swoich pierwszych przemówień na tematy europejskie kanclerz Angela Merkel. Nie jest to jedynie polityczna retoryka. Niemcy odzyskały wysoki poziom rozwoju gospodarczego, odnotowują rekordową nadwyżkę handlową, a przede wszystkim – odzyskały wiarę w efektywność niemieckiego modelu gospodarczego. Po kilku dziesięcioleciach „cudu gospodarczego” wiara ta została zachwiana kryzysem gospodarczym i społecznym, który ogarnął Niemcy po 1995 r. Presja konkurencyjna z zagranicy oraz nawarstwiające się problemy społeczne czyniły system „społecznej gospodarki rynkowej” coraz bardziej niewydolnym. Niebezpiecznie wzrósł deficyt budżetowy, powodując przekroczenie przez Niemcy ograniczeń Unii Gospodarczej i Walutowej. Jednakże wbrew czarnym wizjom przedsiębiorstwa niemieckie dostosowały się do warunków ostrej konkurencji, a zaawansowanie kluczowych reform systemu opieki społecznej, rynku pracy i opieki zdrowotnej pozwoliło postawić niemiecki budżet na nogi. Pomogła temu poprawa globalnej koniunktury, szczególnie korzystna dla państw zorientowanych proeksportowo, wśród których Niemcy od wielu lat są mistrzem świata. Efektem tych procesów jest powrót Niemiec – po okresie stagnacji – do roli głównej lokomotywy Unii Europejskiej, w jej politycznym i gospodarczym sensie. Sprzyja temu kalendarz polityczny, który wyniósł Niemcy w 2007 r. do przewodnictwa Unii Europejskiej oraz grupy G8.
Z perspektywy Polski rozwój i aktywność Niemiec jest zjawiskiem ze wszech miar pozytywnym. Z racji wysokiego udziału Niemiec w obrotach handlowych Polski z zagranicą (ponad jedna trzecia polskiego eksportu), koniunktura gospodarcza w naszym kraju zdecydowanie się poprawiła. W wymiarze politycznym aktywność Niemiec przypada na okres słabości polskiej polityki zagranicznej. Dostrzega się odpowiedzialne podejście Niemiec do tego problemu. Berlin stara się mimo wszystko nadać stosunkom polsko-niemieckim pozytywną dynamikę, wychodząc z nowymi propozycjami współpracy. Niestety, nie tylko w tańcu, ale także w polityce międzynarodowej sprawdza się powiedzenie, że do tanga trzeba dwojga.
Antyniemieckość polskiego rządu i stojących za nim ugrupowań politycznych jest dla polityków niemieckich nie lada wyzwaniem. Szczególnie że egzystuje jednocześnie z generalną nieufnością wobec UE, którą polscy prezydent i premier traktują jako zagrożenie dla suwerenności naszego kraju. Torpedowane są próby prezydencji niemieckiej poszukiwania dróg wyjścia z europejskiego kryzysu konstytucyjnego. Polsko-niemiecka schizofrenia oddziałuje tym samym destabilizująco na całą UE, ograniczając możliwości dalszego postępu integracji europejskiej.
Wobec nieefektywności polityki „dobrej woli” w stosunku do Polski znaczna część niemieckich ekspertów zaczyna poszukiwać alternatywnych dla traktatu konstytucyjnego wariantów rozwoju UE. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydarzeń jest stworzenie twardego jądra państw UE, skłonnych w małym gronie posunąć integrację do przodu. Należą do nich głównie Niemcy, Francja oraz państwa Beneluksu. Gwoli prawdy, dla uważnych obserwatorów już dzisiaj jest jasne, że proces ten się rozpoczął. Odbywa się to w ramach Eurogrupy, czyli 12 państw członkowskich Unii Gospodarczej i Walutowej, w których obowiązuje wspólna waluta euro. Właśnie w tym gronie podejmowane są obecnie decyzje dotyczące najważniejszych projektów UE, w tym w obszarze podnoszenia konkurencyjności i innowacyjności Wspólnoty, walki z globalnym ociepleniem oraz bezpieczeństwem energetycznym. Kto jest poza tą grupą, ma nikły wpływ na europejski bieg wydarzeń. Powinien o tym wiedzieć polski rząd, który tkwi w fikcyjnym poczuciu władzy i wpływu w UE, wynikającym z obowiązywania tzw. systemu nicejskiego podczas głosowań w Radzie Europejskiej. Nicejska liczba polskich głosów oraz prawo weta jest słabym instrumentem wobec jednolitej decyzji Eurogrupy gotowej do realizacji awangardowych pomysłów we własnym gronie. Dlatego niechęć do wspólnej waluty oraz odsuwanie terminu jej przyjęcia jest działaniem wbrew polskiej racji stanu, czyli umacnianiu pozycji Polski w Europie. A europejski pociąg do przyszłości nie będzie na Polskę czekał. W ocenie ekspertów dyskutujących w Fundacji Amicus Europae, odzyskanie przez nasz kraj podobnej pozycji w Unii, jaką mieliśmy w 2005 r., zajęłoby nam – tylko po dwóch latach rządów braci Kaczyńskich – minimum dwa-trzy lata.

Powrót do przeszłości

Wiele miejsca w polskiej prasie i debacie publicznej zajmuje problematyka historyczna, związana głównie z historią II wojny światowej. Bracia Kaczyńscy oraz koalicja rządowa nie pominą żadnej okazji, aby zaognić na tym tle stosunki z naszym zachodnim sąsiadem. Dzieje się to mimo pojednawczych gestów oraz rozsądnego podejścia niemieckiego rządu, który wielokrotnie odcinał się do ewentualnych roszczeń niemieckich przesiedlonych.
Niemcy w ostatnich kilku latach pozbyły się moralnego poczucia bycia głównym „katem i winowajcą” Europy. Wpisuje się to w ogólnoeuropejskie zjawisko odkrywania czarnych kart historii innych narodów, o których wiedza znana była dotychczas głównie historykom. Zbrodnie sowieckie w Rosji, Jedwabne w Polsce, deportacje Żydów przez reżim Vichy we Francji, kolaboracja antyżydowska w państwach bałtyckich, udział przedsiębiorstw amerykańskich w realizacji Holokaustu, zbrodnie ludobójstwa w byłej Jugosławii udowodniły Niemcom, że tak naprawdę żaden naród nie jest bez skazy. W efekcie tego procesu Niemcy w większym stopniu uświadomili sobie krzywdy doznane przez niemieckich cywilów oraz osoby deportowane z terenów byłej III Rzeszy – z Polski, Rosji i Czech. Niemcy poczuli się także ofiarami, przyszło większe poczucie własnej krzywdy i prawa do oceniania postępowania innych. Jest to zjawisko niedowracalne i w sumie niezbędne, pod warunkiem utrzymania go w ogólnohistorycznym i moralnym kontekście II wojny światowej.
Emancypacja Niemiec stawia trudne wyzwania także przed Polską, której obywatele (w tym Żydzi) stali się głównym celem hitlerowskiego ludobójstwa. Polski rząd powinien jednakże uświadomić sobie, że ślepym uporem i pomniejszaniem cierpień Niemców nie przydamy pamięci ofiarom nazistowskich Niemiec, a tym bardziej chwały naszym bohaterom. Szczególnie że i w Polsce odradzają się sentyment kresowy oraz pamięć o polskich ofiarach przesiedleń ze Wschodu. Dlatego należałoby znaleźć odpowiednią formę dla akceptacji i uczczenia pamięci niemieckich ofiar. Pilnując oczywiście kontekstu historycznego oraz odróżniając cześć dla ofiar od spraw własnościowych. Podobnie jak w przypadku Jedwabnego taka decyzja przyniosłaby Polsce uznanie – nie wstyd; chlubę, nie ujmę. Przyczyniłaby się także do ogromnego wzrostu pozytywnego obrazu Polski i Polaków w Niemczech, co w krótkim czasie mogłoby nadać nowy impuls dla kontynuacji procesu pojednania.
Niestety, ze świadomością szans z tym związanych trzeba będzie chyba poczekać na polityczne zmiany w Polsce. Rząd i prezydent wydają się preferować licytację krzywd z organizacjami niemieckich przesiedlonych aniżeli prawdziwy dialog z odcinającym się od tych deklaracji rządem kanclerz Angeli Merkel. W europejskim systemie naczyń połączonych jest to kolejny element godzący w pozycję Polski w Europie oraz polską rację stanu. Tym ważniejsze zadanie dla opozycji, która nie powinna narzucić sobie języka agresji, lecz prezentować pozytywną alternatywę dalszego rozwoju polsko-niemieckich relacji w ramach postępującego procesu integracji europejskiej.

Równowaga nierównowag

W Unii Europejskiej 15 państw mówiło się o pewnej „równowadze nierównowag” (équilibre des déséquilibres), która przez wiele lat pozwalała na stabilną współpracę jej największych państw członkowskich – Francji i Niemiec. Przewaga polityczna Francji była równoważona potęgą ekonomiczną Niemiec – i na odwrót. Dyskusja w Fundacji Amicus Europae przyniosła niestety odmienną konkluzję o aktualnym stanie naszych stosunków z zachodnim sąsiadem. Z jednej strony, mamy do czynienia z propolsko nastawioną elitą polityczną oraz niechętnym Polsce społeczeństwem (Niemcy), a z drugiej, z proniemieckim społeczeństwem oraz antyniemieckimi elitami (Polska). Zresztą nie trzeba wierzyć badaniom (prowadzonym m.in. przez Instytut Spraw Publicznych), aby przekonać się o prawdziwości tej tezy – wystarczyło przyjrzeć się reakcji młodych Polaków na obecność i słowa Angeli Merkel podczas jej marcowego wykładu na Uniwersytecie Warszawskim. Francusko-niemiecka równowaga sprzyjała pojednaniu i współpracy; polsko-niemiecka ma charakter raczej destruktywny. Nad mentalnością Niemców możemy tylko ubolewać oraz starać się poprzez nasze działania obalać utrwalone stereotypy. Polską schizofrenię można na szczęście wyleczyć zmianą rządu.

•
Więcej obserwacji na temat stosunków polsko-niemieckich znajdzie się w przygotowywanym opracowaniu Fundacji Amicus Europae, które będzie można znaleźć na stronie www.kwasniewskialeksander.pl. Publikacja będzie wynikiem spotkania dyskusyjnego, które odbyło się pod przewodnictwem Aleksandra Kwaśniewskiego w dniu 3 marca 2007 r. w siedzibie fundacji w Warszawie. W dyskusji wzięli udział m.in. Jan Barcz, Marek Borowski, Andrzej Byrt, Witold Małachowski, Andrzej Sakson, Jolanta Szymanek-Deresz i Mieczysław Rakowski.

Autor jest dyrektorem Fundacji Amicus Europae

 

Wydanie: 17-18/2007, 2007

Kategorie: Opinie
Tagi: Ireneusz Bil

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy