Linda – macho w teatrze

Linda – macho w teatrze

Bogusław Linda utrzymuje status ulubieńca publiczności bez względu na upływ czasu

 

Debiutował jako halabardnik z Barbakanu w serialu „Czarne chmury” Andrzeja Konica, ale wszystko można o Bogusławie Lindzie powiedzieć, tylko nie to, że stał się aktorskim halabardnikiem. Przeciwnie, w powojennym polskim kinie zajął miejsce w ścisłej czołówce tych nielicznych, których otacza nimb legendy – obok Zbyszka Cybulskiego i Daniela Olbrychskiego.

Człowiek do wszystkich ról

W kinie zagrał wiele postaci, ale tak naprawdę to Franz Maurer z „Psów” Władysława Pasikowskiego stał się uosobieniem tęsknot milionów i wyrazem ich rozdarcia. Jak kiedyś, po Październiku 1956 r., Maciek Chełmicki Zbyszka Cybulskiego z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy wyrażał niepokoje pokolenia, a jego ciemne okulary zaczęły królować na polskich ulicach, tak kurtka Maurera powielona w tysiącach egzemplarzy poczęła przemierzać kraj jak Polska długa i szeroka. Linda utrafił w czas, portretując twardziela z podciętymi skrzydłami, który zrywa się do lotu, macho podszytego liryzmem, człowieka o niełatwych doświadczeniach, który odważnie, choć nie bez wahań, stawia czoło złu świata. Udała mu się przy tym niebywała rzecz – połączenie w jednej postaci kontrastowych cech i zachowań, scalenie zmiennych postaw i wielkiej wrażliwości.

Jak to zwykle bywa z tak strzelistymi rolami, wykreowana postać zaczęła wieść życie niezależne, wielokrotnie cytowana czy aluzyjnie przywoływana przez innych twórców i widzów. Zachowania Maurera i jego powiedzonka weszły do języka potocznego albo uległy pastiszowemu przetworzeniu, jak choćby sławne: „Co ty wiesz o zabijaniu?”, które ćwiczy Cezary Pazura przed lustrem w „Kilerze”. To jeden z tych pseudocytatów, które rodzą się nie wiadomo jak i robią zawrotną karierę (tak było niegdyś z rzekomym „Brunner, ty świnio” Hansa Klossa). Zresztą Bogusław Linda nie próbował z tym walczyć. Więcej, hasło: „Co ty wiesz o zabijaniu?” bywało używane jako tytuł spotkań aktora z fanami.
Status ulubieńca publiczności utrzymuje Linda bez względu na upływ czasu, a także bez względu na powodzenie czy porażkę jego późniejszych ekranowych wcieleń. Jeśli chodzi o porażki, to pojedynek aktorski z Danielem Olbrychskim w „Panu Tadeuszu” najwyraźniej przegrał. Scenę spowiedzi Jacka Soplicy (którego grał u Wajdy) ukradł mu Olbrychski jako klucznik Gerwazy – nic nie mówił, tylko patrzył, ale tak, że wszyscy patrzyli na niego.

To jednak Lindzie nie zaszkodziło, w każdym razie nie ubyło mu wielbicieli. Dowód? Kiedy Jerzy Kawalerowicz przygotowywał się do ekranizacji „Quo vadis”, ogłosiłem w „Tele Tygodniu” (Tomasz Miłkowski był wówczas redaktorem naczelnym tygodnika – przyp. red.) plebiscyt na obsadę głównych ról. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że Bogusław Linda został zgłoszony przez czytelników jako potencjalny wykonawca wszystkich, od Winicjusza po Ursusa. Kilka osób sugerowało z rozpędu, aby powierzyć mu rolę pięknej Ligii. Ostatecznie zagrał Petroniusza.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 01-02/2015, 2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy