Lipa na Wierzbickim

„Są materiały sugerujące współpracę Kwa­śniewskiego ze służbami specjalnymi PRL” – do­niosła na pierwszej stronie „Gazeta Polska” 26 lipca. A na stronie trzeciej poinformowała piórem red. Anity Gargas, iż „za złożenie fałszywego oświadczenia lustracyjnego grozi skreślenie z listy kandydatów na prezydenta i zakaz ubiegania się o wszelkie urzędy publiczne przez 10 lat”. Tego dnia szef sztabu wyborczego Mariana Krzaklew­skiego, poseł Wiesław Walendziak, w rozmowie z posłem SLD, Józefem Oleksym, w telewizyjnym „Monitorze” sugerował, że wszelkie materiały dotyczące współpracy prezydenta Kwaśniewskiego należy poważnie i dogłębnie rozpatrzyć.

Następnego dnia okazało się, że rzecznik inte­resu, podobno, publicznego, pan sędzia Nizieński, ma przekazaną mu przez służby notatkę o agen­cie „Alku”, dziennikarzu „Życia Warszawy” w pierwszej połowie lat 80. Ponieważ Kwaśniew­ski wykonywał zawód dziennikarski, ma na imię Aleksander i posiada Sb-ecki, paszportowy numer identyfikacyjny jak ów „Alek”, to prawa, prokrzaklewska strona jęła sugerować, iż prezydent był agentem. Lub – być może – był. A skoro być mo­że, to jednak nie może kandydować.

W redakcji „Gazety Polskiej” pracuje na stano­wisku zastępcy redaktora naczelnego Elżbieta Isakiewicz. W 1982 roku ówczesny redaktor na­czelny „itd.”, Aleksander Kwaśniewski, przyjął ją do pracy w tym studenckim tygodniku. Jako wyróżniającą się, młodą, zdolną reporterkę. Ela Isa­kiewicz przepracowała ponad sześć lat w „itd.”. Znała Kwaśniewskiego doskonale. Doskonale wie, przepraszam, powinna wiedzieć, że Kwaśniewski trafił do tygodnika jako młody, zdolny, wyróżniający się działacz studenckiej kultury, działacz SZSP. Kwaśniewski nigdy nie był „dziennikarzem piszącym”, czyli facetem robiącym reportaże, wy­wiady, notatki, informacje. Zawsze był menedże­rem, szefem. Jako naczelny „itd.” czasami pisywał polityczne komentarze na stronę trzecią. Jeśli przejrzymy stare roczniki, bez trudu zauważymy, iż Kwaśniewski w swych komentarzach unikał ide­ologizacji w opisie rzeczywistości. Starał się pre­zentować charakterystyczny dla niego pragma­tyzm, zdrowy rozsądek. Często na trzeciej stronie zastępował go któryś ż zastępców. W „itd.” było wielu mistrzów pióra, zaś „szef” był jeden. Nie pchał się na łamy, nie trzaskał wierszówek wielo­stronicowym nudziarstwem, jak wówczas niektó­rzy inni naczelni.

O tym wszystkim zastępczyni redaktora Wierz­bickiego, wykreowana przez Kwaśniewskiego, zdolna reporterka Ela Isakiewicz powinna pamię­tać. I na informację „Kwaśniewski – dziennikarz gazetowy”, czyli gość od szybkiego pisania, po­winna puknąć siebie i swego naczelnego w głów­kę. I zablokować druk takiego idiotyzmu. W imię prawdy, rzetelności dziennikarskiej, której uczyła się w „itd.”.

Wiesław Walendziak też był niedawno dzienni­karzem. Jest na tyle inteligentnym człowiekiem, iż nie powinien uwierzyć, że naczelny „itd.”, a po­tem „Sztandaru Młodych”, Kwaśniewski, dorabiał sobie wierszówkami w „Życiu Warszawy”. Jednak Wiesław Walendziak bez znieczulenia, bez zmru­żenia oka nie zaprzeczył w telewizji lansowanym przez bliską mu „Gazetę Polską” bzdurom.

Isakiewicz została wylansowana przez redakto­ra Kwaśniewskiego. Wiesław Walendziak został szefem telewizji publicznej przy wsparciu lidera SLD, Kwaśniewskiego. Czy teraz w ramach wdzięczności chcą się odgryźć?

Wydanie: 2000, 31/2000

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy