Lis czyli AIDS

„Straciłem do Tomka zaufanie”, rzekł Luizie Zalewskiej z „Rzeczpospolitej” prezes TVN, Piotr Walter. „Nie pozwolono mi w „Faktach” wygłosić oświadczenia, że zdecydowanie chcę być dalej dziennikarzem”, rzekł Ewie Tarasiuk w „Super Expressie” Tomasz Lis.
I co teraz? Dziennikarskie śledztwo? Gdzież są gwiazdy tego gatunku? Czy wyjaśnią, jak było naprawdę? Kto szczuł i co było grane w tym „polowaniu na Lisa”? Czy skończy się na popularnych w środowisku plotkach?
Pierwszej, że Lis został przetrzepany, bo wszedł w szkodę Jolancie Kwaśniewskiej. Kandydatce na prezydenta RP licznych krajowych środowisk, także rodziny Walterów. Nie po to rodzina lokuje w przyszłych pięcioletnich obligacjach prezydenckich, żeby jej jakiś prezenterek zbijał oprocentowanie. Niczym Rokita kurs złotówki głupawymi brukselskimi deklaracjami.
Ale jesteśmy w Polsce, grubo rok przed prezydenckimi wyborami i daleko do założenia prezydenckiej lokaty. Jeśli nawet siła najemna w postaci Lisa coś by tam namieszała, to przecież można pracownika pouczyć. Prostymi, żołnierskimi, znanymi Lisowi słowami. I dać mu szansę wykonania aktu strzelistego – deklaracji, że do polityki „nigdy w życiu”.
Albo plotce drugiej, że Lis został z komercyjnej stacji wypluty, bo pensja była dla właścicieli za droga, bo dodatkowe bonusy, bo gwarancja zakazu pracy w weekendy. Bo Lis interes rozruszał, zrobił swoje i teraz może odejść. Następca będzie tańszy, mniej gwiazdorski, przetrącony już na starcie wizją wygnanego z kontraktowego raju Lisa. Nie będzie brykał jak Lis puszący się w TOK FM, gwiazdujący w konkurencyjnym Polsacie, ujawniający polityczne poglądy w napisanej książeczce.
Nie jestem dziennikarzem śledczym, nie znam warunków kontraktu TVN-Tomasz Lis. Nie wiem, za ile. Co było mu naprawdę wolno, a co groziło wyrzuceniem z roboty.
Jeden z bojowników o zauważenie problemu AIDS we Francji rzekł, że dostrzeżono zagrożenie dopiero wtedy, gdy wirusa mieli już nie ćpuny, geje i kloszardzi, lecz chłopcy z najlepszych paryskich dzielnic. Kiedy wirus wszedł na salony.
O tym, że w Polsce potrzebne jest prawodawstwo chroniące dziennikarzy, traktowanych obecnie jak małpy przez panów właścicieli medialnych cyrków, pisano w „Przeglądzie” nie raz. Dyskutowano też w Sejmie. Zawsze wtedy słyszeliśmy kontrargumenty. Dziennikarstwo to zajęcie twórcze, gwiazdorskie. To nie jest wyrób pinesek, wsuwek do butów. To humanistyczna relacja między światłym właścicielem mediów a reprezentującym wolny zawód dziennikarzem. Dziennikarz, który jest czwartą władzą w naszym kraju!!! Kontrolującą swą pozycją i siłą moralną pozostałe przeżarte moralnie władze. Co prawda, już wyrzucano z roboty dziennikarzy, więzieniem im grożono, ale do tej pory bywało to na prowincji. Szczyt warszawski wolny był od takiego ręcznego sterowania. Co prawda, wywalono wcześniej Skowrońskiego z Zetki, wyrolowano Olejnikównę z TVN, ale tak spektakularnego wywalenia jak Lisa jeszcze nie było.
Przypadek Lisa pokazał, że nawet dziennikarz gwiazdor gardłujący za wolnością, upodmiotowieniem, społeczeństwem obywatelskim jest swym zawodowym kontraktem praw swych obywatelskich pozbawiony. Zredukowany do pięknie ufryzowanej gadającej głowy. Wolno mu krzywić się na cenzurę konkurencyjnej publicznej, ale wolnym człowiekiem być już nie.

 

Wydanie: 08/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy