Listy

Listy

*Co znaczy dziś godność?
Ostatnie lata i zmiany z nimi związane przyniosły wiele zamętu w dotychczasowym rozumieniu wielu pojęć. Jednym z nich jest pojęcie godności. Pojęcie to było jednym z najważniejszych wśród ideowych celów pierwszej “Solidarności”. Aktualnie zaś stało się bardzo wygodną zasłoną dla realizacji skrajnie egoistycznych celów garstki “twórców” naszej rzeczywistości.
W latach 80. dążenie do godnego życia dla wszystkich dotyczyło poprawy warunków życia (nikt nie zakładał utraty minimum bezpieczeństwa socjalnego) oraz odzyskanie podmiotowości politycznej jednostki i społeczeństwa. W sumie sprowadzało się to do oczekiwania na socjalizm bez zwyrodnień i na Polskę niezależną. Godność miała być przywrócona jednostce i społeczeństwu.
Stało się zupełnie inaczej. Z góry wykluczono dyskusję nad tym, jak nową rzeczywistość budować i przyjęto oszukańczo tylko jeden z wielu istniejących wzorów kapitalizmu. W rezultacie zabrakło warunków dla realizacji prawa do godności dla wszystkich. Zapomniano, że potrzeba godności jest niezbywalna dla wszystkich ludzi. Jak zatem jest. Jedni uważają za rzecz oczywistą otrzymywanie ze środków publicznych wynagrodzenia za pracę stanowiącego astronomiczną wielokrotność nie tylko najniższego, ale nawet średniego wynagrodzenia innych. Określają swoje wynagrodzenie jako “godne”, “godziwe”. Poziom tych wynagrodzeń jest często ustalany przez samych zainteresowanych lub przez zespoły zainteresowane ich wysokością jako punktu odniesienia dla własnych uposażeń. Wynagrodzenie “godne” to po prostu wynagrodzenie wysokie lub bardzo wysokie. Nie ma ono nic wspólnego z jakością wykonywanej pracy ani tym bardziej z realną odpowiedzialnością. Nie wiąże się z poziomem niezbędnych kompetencji.
Co stało się z prawem do godności 2,5 mln bezrobotnych, tysięcy bezdomnych wyrzuconych z mieszkań na bruk? Co z godnością emerytów idących ze strachem do apteki, dzieci, których rodzice nie mają środków na wszystko, co pozwoliłoby dziecku nie czuć się gorszym? Co z godnością nauczycieli, kolejarzy, pielęgniarek itd., tych wszystkich, którzy całe życie zawodowe pracowali i pracują za “niegodne” wynagrodzenie? Co z godnością wszystkich, którzy nie z własnej winy znaleźli się w trudnej sytuacji? Radosny postulat brania spraw we własne ręce wspierany innym oszustwem mówiącym o tym, że jeżeli nie masz pracy, to jesteś niedostatecznie wykształcony lub nie potrafisz dostatecznie dobrze siebie zaprezentować – dodatkowo upokarza miliony ludzi, bo mija się z powszechnym doświadczeniem o wszechpotędze układów.
Nie można jednym dawać niezasłużonego komfortu materialnego, a masy skazywać na heroizm moralny i niedostatek. Jak niezasłużony jest to komfort, świadczy choćby brak rezygnacji z pełnionych funkcji (wcześniej zapowiadany) w związku z wprowadzeniem tzw. ustawy kominowej. Okazało się, jak bardzo przepłacaliśmy, jako społeczeństwo, pracę funkcjonariuszy publicznych. Z całą pewnością przepłacamy nadal. Uposażenia formalnie stały się mniej “godne” (chociaż nadal są bardzo wysokie) i z pewnością nie poczucie służby zatrzymało funkcjonariuszy publicznych na stanowiskach. Doświadczenie to uczy, że należy tą drogą iść nadal, aż uzyska się stan solidarności funkcjonariuszy publicznych z losem większości społeczeństwa, któremu mają służyć. Nie oznacza to wcale, że ciężka i realnie odpowiedzialna praca nie powinna być dobrze wynagradzana. Godność jednak nie ma tu nic do rzeczy, dopóki nie mówimy o jakości wykonywanej pracy publicznej. Tylko wtedy wysokie wynagrodzenie funkcjonariuszy publicznych nie będzie obrazą dla reszty społeczeństwa.
Obok pojęcia “godności” również pojęcie “solidarności”, jako jeden z kamieni węgielnych nowej rzeczywistości, straciło swój sens. Solidarność społeczna miała być lekarstwem na klasową wizję społeczeństwa karmiącego się walką klas. Otwartej walki klas już nie mamy, bo zupełnie zmieniła się struktura społeczna, ale solidarność też należy do przeszłości. Solidarność społeczna krótki miała żywot i pozostawiła po sobie głównie Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i Caritas (korzystający z dotacji państwa). Egoizm i prywata zastąpiły troskę o dobro wspólne. Powszechność korupcji w Polsce jest karykaturą brania spraw w swoje ręce i nie tylko godzi w porządek prawny, ale czyni z solidarnego społeczeństwa stada i stadka gryzących się wilków.
Trudno w tej rzeczywistości doszukać się zarówno godności, jak i solidarności.
Te krytyczne uwagi nie dotyczą wszystkich funkcjonariuszy publicznych. Prawdopodobnie są wśród nich tacy (pewnie nieliczni), którzy dysponując wewnętrznym poczuciem godności, wiążą je głównie ze służbą społeczeństwu, a nie z osobistymi korzyściami materialnymi.
Bogusław Wojtkiewicz, Bydgoszcz

*Na co poszły długi z lat 70.?
Ustrój, jaki istniał w Polsce za Gierka, jak wiadomo, skończył się długiem w wysokości 23 miliardów dolarów. Ogromne powodzenie piosenki Rosiewicza o zachodnich bankierach najlepiej świadczy o tym, co na ten temat sądzi przeciętny Polak. Myślę jednak, że dobrze byłoby ustalić, na co poszły te pieniądze.
Co ja zakładam. Od roku 1975 Polska wchodziła w spiralę długów bankowych. Pożyczano w jednych, by oddać w innych. Jak sądzę, odsetki pochłonęły od 5 do 10 mld dol. Przyjmijmy, że jest to 7,5 mld dolarów.
Co wiem na pewno. Za Gierka opłacało się projektować i budować nie tanie, a drogie inwestycje. Za przykład może posłużyć kopalnia węgla brunatnego “Bełchatów”. Eksploatację złoża można było zacząć od strony Szczercowa, gdzie węgiel jest praktycznie na powierzchni terenu. Tak się zresztą robi na całym świecie. Ale nie w Polsce. Węgiel zaczęto kopać z głębszej strony. W ten sposób inwestycja zamiast pół, kosztowała miliard dolarów, dzięki czemu łatwiej było budować drogi, domy, ośrodki wczasowe i co tam jeszcze, a i na zagraniczny wyjazd dyrektorów znalazło się trochę grosza.
To jest dopiero 8 mld dolarów. Ustalmy, na co poszła reszta forsy. Nie dlatego, żeby szukać winnych czy lustrować, ale żeby poznać prawdę nie owiniętą w polityczne bajdurzenia o zbrodniczym systemie. Liczmy pieniądze. Jestem przekonany, że znajomość tej prawdy pozwoli nam dużo lepiej gospodarować w przyszłości, zadając – być może – kłam przysłowiu, że Polak jest głupi i przed szkodą, i po niej.
Bogusław Koszarski

Wydanie: 2000, 52/2000

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy