Listy

Listy

*Ile emeryt traci na lekach?
Chcę opisać przygotowania, jakie robi Ministerstwo Zdrowia – myślę, że w porozumieniu z Ministerstwem Finansów – przed czerwcową rewaloryzacją emerytur i rent.
W dniu 1 stycznia lek Sectral, zaliczany do leków ratujących życie i szeroko stosowany w chorobach serca, zdrożał z dotychczasowego ryczałtu płaconego w wysokości 2,50 zł za 40 tabletek do 15,16 zł, czyli podwyżka netto wyniosła 12,66 zł. Dawka podtrzymująca, stosowana w chorobach serca to 2 tabletki dziennie. A zatem miesięcznie chory będzie musiał wydać na 60 tabletek o 19 zł więcej niż dotychczas, co w ciągu roku da sumę 228 zł.
Od 1 czerwca minister finansów zrewaloryzuje emeryturę o 5% z ułamkiem (tak zapisano w budżecie). Przy emeryturze 550 zł będzie to kwota 27,50 zł miesięcznie, co w skali rocznej da: 7 miesięcy x 27,50 = 192,50 zł.
Co z tego wynika? Opisany emeryt nie tylko nie otrzyma żadnej waloryzacji, ale z tej dotychczasowej emerytury zabierze mu się dodatkowo 35,50 zł (różnica między sumą wydaną na droższe leki a rewaloryzacją).
Szczególnie dramatyczny jest fakt, że najbardziej ucierpią emeryci najciężej chorujący. W tych przypadkach dzienna dawka leku wynosi 4,5 tabletki, za które w ciągu roku trzeba zapłacić 523,92 zł. Tacy emeryci stracą więc z posiadanej przed waloryzacją emerytury 523,92 – 192,50 = 331,42 zł. Dzieląc tę liczbę przez 12 miesięcy, daje to 27,62 zł miesięcznie.
Jeżeli środki na wypłatę rekompensat dla budżetówki były gromadzone w podobny sposób (jak wiadomo, po dojściu do władzy obecnej koalicji prawie wszystkie leki bardzo zdrożały), to czytając słowa p. Buzka skierowane do każdego mającego otrzymać rekompensatę, napisane na pięknym, drogim, czerpanym papierze, cytuję: “… Rząd, wypłacając należne Państwu pieniądze, kieruje się zasadą poszanowania prawa i sprawiedliwości społecznej”, nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.
Ryszard Niedźwiecki, Pabianice

*Religia w szkole

Przeczytałam z zainteresowaniem artykuł pt. “Religia w szkole” (z 10 kwietnia). Teza o tym, że jest bardzo dobrze, bo wszyscy lub prawie wszyscy uczniowie uczęszczają na lekcje religii, jest mocno naciągana. Pracuję w szkole, moje dzieci chodzą do szkoły, rozmawiam z nauczycielami. Wygląda to tak: Kościół zdobył kolejny obszar rzeczywistości polskiej, więc ją trzyma. Sam bardzo nie wie, co z nim zrobić. Nie słyszałam o tym, by rodzice lub uczniowie zgłaszali jakieś oczekiwania w stosunku do lekcji religii, nie słyszałam też, by prowadzący religię chciał zainteresować się jakimiś problemami szkoły – czasami się pokłócą, czasami pośmieją się z tego i tyle. Lekcje religii stały się obyczajem, obyczaj jest płytki, ale trwały.
Nikomu, podkreślam – nikomu nie zależy na tym, by spojrzeć na religię uwikłaną w jakiekolwiek konteksty. Tak jest wygodnie.
Chciałabym odnieść się do fragmentu artykułu: Etyka bez zainteresowania. Prowadzę zajęcia z etyki od siedmiu lat. Miałam różne grupy, uczyłam je rok lub cztery lata (pracuję w szkole średniej). Nasuwają mi się następujące uwagi: skoro nikt w szkole zajęć z etyki nie proponuje, to trudno ją wybierać, jeżeli się nie wybiera…, to pani z ministerstwa rozkłada ręce, że nie ma chętnych, chętni nie wiedzą, że mogą być chętni. To jest dobre rozwiązanie, bo problem sam się rozwiązuje. Dlaczego nie pytamy młodzieży? Młodzież może odpowiedzieć w sposób zaskakujący dla dorosłych. I co wtedy? New Age, postmodernizm, sekty, ogólny upadek.
Poważnie – młodzież, z którą pracuję, może i chce godzinami rozprawiać o problemach, które ogólnie możemy nazwać problemami etycznymi (dobro, zło, uzasadnianie wyborów moralnych, przyjaźń, miłość, cnoty itp.). Etyka, którą zaproponował MEN w szkole, była od samego początku ustawiona na spalonej pozycji. Konkurentka religii! Trzeba było coś zaproponować, bo wtedy pokazujemy, że jesteśmy tolerancyjni, dajemy wybór, jesteśmy europejscy. Są to, niestety, hasła bez pokrycia. Dlaczego bez pokrycia? W moim mieście etyka w ilościach śladowych odbywa się tylko w mojej szkole. Prowadzona jest dlatego, że się jej wyraźnie domagałam. Nie czuję, by otaczała mnie atmosfera tolerancji, raczej jestem tolerowana jako osoba nieszkodliwie uszkodzona umysłowo – a ponieważ czuję się tylko silna sympatią młodzieży, jakoś się toczy. Spory procent młodzieży klas zawodowych nie uczęszcza na lekcje religii, nie słyszałam, by ktokolwiek przejął się tym lub zaproponował coś w zamian. E. K.
(nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

*Po garnki do Częstochowy
Od kilku lat mieszkańcy Warszawy (a być może również innych miast) co pewien czas znajdują pod drzwiami lub w skrzynkach na listy foldery informacyjne o tym, że określonego dnia o określonej godzinie firma “Ital Net”, bądź inna – w sumie działają trzy – zaprasza na całodniową wyprawę do miejsc kultu religijnego (Częstochowa, Licheń) lub do Kazimierza nad Wisłą. Koszt wycieczki wraz z obiadem, przejazdem i ubezpieczeniem waha się od 4,50 zł do 9,90 zł od osoby. Jak informuje ulotka, prócz atrakcji turystycznych firma “Ital-Net” zaprasza dodatkowo na “prezentację atrakcyjnych produktów z możliwością ich zakupu” – cytat z reklamówki.
Byłem na takiej “pielgrzymce” z “Ital-Netem” na Jasnej Górze. Widziałem naprawdę szczęśliwych i zadowolonych ludzi. I bynajmniej nie dlatego, że dane im było nawiedzić klasztor. Lecz głównie z powodu dokonania “udanych” zakupów po naprawdę “okazyjnych” cenach. Cenach, które w efekcie okazały się paskarskie, ale o tym większość kupujących nie wie nawet do dziś.
Wyjazd z Warszawy o 6.40 rano. Parę kilometrów przed Częstochową autokar, z blisko 40 naiwnymi w wieku głównie emerytalnym zajeżdża pod restaurację. Tam przedstawiciele firmy – reklamujący się jako wyłączni w Polsce dystrybutorzy towarów Unic-Mann, a także sponsorzy teleturnieju telewizyjnego “Idź na całość” – wykorzystując podstawowe mechanizmy psychologiczne oraz stosując proste chwyty marketingowe – dokonują sprytnej prezentacji oferowanych przez siebie towarów.
Przykładowo oferują komplet nowoczesnych, funkcjonalnych, importowanych garnków, które w sklepach, zdaniem oferentów, musiałyby kosztować od 5000 do 6000 zł. Firma “Ital-Net” dla uczestników “pielgrzymki” na Jasną Górę wspaniałomyślnie stwarza jednak “niepowtarzalną” okazję! Ów komplet garnków sprzedaje za… 3000 zł i dodatkowo dokłada w prezencie (za darmo!) porcelanowy serwis stołowy. Ale uwaga, oferta ważna jest tylko tu i teraz. Po wyjściu z budynku okazja przepadnie bezpowrotnie!
Drogo, ale to przecież okazja. Cóż mają czynić manipulowani ludzie? Kupują…
Tym, którzy nie mają przy sobie potrzebnej kwoty (a jest większość) “Ital-Netowcy” oferują nawet i kilkuletnie raty (ściągane później przez bank) lub spisują wstępne umowy kupna, pobierając drobne zaliczki – wystarczy 10 zł.
Wszystko wygląda naprawdę bardzo atrakcyjnie do momentu, aż klient przypadkowo zorientuje się, iż wspomniany zestaw nie sprowadzanych rzekomo do Polski garnków, w rzeczywistości można kupić nie za 3000 zł, lecz za… 303,78 zł, zaś dokładaną przez firmę “darmowo” porcelanę, za 121,99 zł – ceny (z VAT) zaczerpnięte z kwietniowej oferty “Makro Cash & Carry”.
“Ital-Net” przewidział jednak, iż niekiedy klient może zorientować się, że oferta nie jest tak atrakcyjna. W spisywanej podczas wycieczki wstępnej umowie kupna przezornie zawarto paragraf stwierdzający, że “w przypadku naruszenia przez kupującego obowiązków wynikających z umowy jest on zobowiązany zapłacić wg par. 484 k.c. karę umowną w wysokości 20% ceny umownej za towar”. Dodatkowo ostatni punkt umowy mówi o tym, iż klient: “(…) Nie zawiera jej z przymusu oraz na rażąco niekorzystnych warunkach”.
Ilu naiwnych nabrano w ten sposób w ciągu ostatnich lat? Nie wiem. Tegoroczne umowy swą numeracją przewyższają już… cztery tysiące. Jedno jest pewne, za kilka dni z “Ital-Netem” wyrusza kolejna “pielgrzymka”. Ulotki już rozrzucono. Andrzej Dmoch, Warszawa

*Ślady nienawiści
W numerze 12 “Przeglądu” przeczytałem polemikę pana Małachowskiego z panem Niesiołowskim. Aby można było prowadzić rzeczową dyskusję, należy z niej wyłączyć swoje osobiste przeżycia, które mogą, ale nie powinny (sic!) wpływać na ocenę moralności adwersarza. Również poglądy polityczne winny być poskromione w takiej dyskusji. Dozwolone jest wyłącznie używanie argumentów wywodzących się nie z emocji, ale z obiektywnych faktów.
I tutaj muszę stwierdzić, że argumenty pana Niesiołowskiego są – chciałbym się oględnie wyrazić – miałkie albo dosadniej – żadne. Ten człowiek, wydawałoby się, zaślepiony w swej nienawiści (podobno do komuny), akceptuje z radością działalność byłego sekretarza KC PZPR, pana Króla (tego od “Wprost”), byłego sekretarza KC PZPR, pana Święcickiego, czy wielu innych, prominentnych, pezetpeerowskich działaczy z Leszkiem Balcerowiczem, wykładowcą w Wyższej Szkole KC PZPR na czele, ale zionie organiczną – zdawałoby się – nienawiścią (?) do prezydenta Rzeczypospolitej, Aleksandra Kwaśniewskiego, czy – na przykład – przewodniczącego, legalnie – podkreślam! – legalnie działającej, politycznej partii, pana Leszka Millera.
I tu właśnie myli się pan zasadniczo, drogi Panie Aleksandrze, w swej opinii na temat pana Niesiołowskiego. Nienawiść pana Niesiołowskiego jest sztuczna! Fałszywa! Ten człowiek doskonale wie, gdzie znajdują się konfitury i chce się do nich dorwać, ale mu to jego towarzysze partyjni (tak! towarzysze partyjni!!) utrudniają. Jakbym widział to, co przeżywałem w latach 1945-57… I to jest właśnie przyczyna meandrycznego zachowania się pana Niesiołowskiego!
Jest to człowiek z gruntu źle wychowany (z powodów od niego niezależnych), który albo udaje, że nie wie, o co chodzi – i to wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, albo – po prostu zachowuje się nieuczciwie. Tertium non datur!
Przykład? Proszę bardzo.
Jak długo nie było papieskiego werdyktu odnośnie kary śmierci, pan Niesiołowski apodyktycznie opowiadał się za jej utrzymaniem. Gdy Ojciec Święty zaapelował o zniesienie kary śmierci, pan Niesiołowski natychmiast zmienił front! Opowiada się teraz gorąco za jej zniesieniem!
Jest to – po prostu – ewidentna nieuczciwość we własnych przekonaniach! I nie chodzi tu o przekonanie w ogóle, ale o pseudoprzekonania, które pan Niesiołowski zmienia z dnia na dzień, zależnie od własnych, osobistych potrzeb!
I niech pan – drogi panie Aleksandrze – nie używa w stosunku do pana Niesiołowskiego tytułu “profesor”. Profesor to – przede wszystkim – zgodnie ze słownikiem języka łacińskiego – nauczyciel, a więc wychowawca młodzieży nie tylko w zakresie znajomości studiowanych zagadnień, ale przede wszystkim społecznego wychowania! Czy wyobraża pan sobie pana Niesiołowskiego jako wychowawcę (sic!) młodzieży? Wychowawcę ludzi zmieniających swe poglądy zależnie od politycznej koniunktury? Zależnej od tego, co powiedział pan X czy Y i kiedy to zrobił? I tacy ludzie zasiadają w obecnym Sejmie. I jeszcze otrzymują tytuły profesorów…
O tempora, o mores…
Jerzy Geisler, Warszawa

*Prywatyzacja PKN to grabież
Unia Pracy Regionu Lubuskiego uznaje za element demontażu państwa proces szybkiego wyzbywania się przez obecną koalicję AWS-UW wpływu na co najmniej kilka sfer życia gospodarczego, decydujących o finansach państwa i możliwościach sterowania procesami gospodarczymi naszego kraju. Zagraża to, w nieodległej perspektywie, suwerenności i zdolności zabezpieczenia interesów polskiego społeczeństwa. Dlatego sprzeciwiamy się formie i zakresowi rozpoczętej prywatyzacji Polskiego Koncernu Naftowego, który kontroluje obecnie 3/4 krajowego rynku paliwowego.
Polski Koncern Naftowy, który jest holdingiem 54 dużych spółek, który posiada ok. 2000 nowych bądź zmodernizowanych stacji benzynowych, bazy z rezerwami strategicznymi, nowoczesną, potężną rafinerią i ropociągi oraz tysiące nieruchomości rozsianych po całym kraju – przy bardzo skromnym szacunku posiada wartość nie niższą niż 5 mld dolarów. Według aktualnych notowań giełdowych, wartość 420 mln akcji Polskiego Koncernu Naftowego wynosi ok. 2,5 mld dolarów.
Tymczasem zarówno zarząd koncernu, minister skarbu, jak i minister finansów uznali za wiarygodną kwotę 130 mln dolarów, na jaką wyceniła koncern spółka konsultingowa. Oznacza to, że wartość rynkowa PKN została zaniżona 20-40 krotnie. Oznacza to również, że zachodni koncern naftowy jako inwestor strategiczny przejmie pakiet kontrolny PKN za ok. 70 mln dolarów, tj. za kilka procent jego rzeczywistej wartości.
Pomijając fakt, iż z uwagi na doskonałą sytuację techniczną, rynkową i finansową koncernowi nie jest potrzebny żaden inwestor strategiczny i żadna pseudoprywatyzacja, dokonuje się na naszych oczach i przy całkowitej bierności zneutralizowanej opinii społecznej grabieży resztek najwartościowszych składników majątku państwa. Uważamy, że dalsze kroki prywatyzacyjne PKN w obecnej formie winny zostać natychmiast wstrzymane.
Przewodniczący Lubuskiej Rady Wojewódzkiej
Unii Pracy
Krzysztof Zaręba

*Oświadczenie Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli

Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieście uznał dwóch działaczy ugrupowań prawicowych winnymi naruszenia nietykalności i znieważenia w dniu 3 maja 1997 roku posła Andrzeja Urbańczyka, ale zdecydował się warunkowo umorzyć postępowanie karne w tej sprawie na dwa lata. Obaj oskarżeni mają wpłacić kwotę w sumie 500 złotych na cele charytatywne.
Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli z zaniepokojeniem przyjęło powyższy wyrok. Uważamy, że może stanowić zachętę do politycznego chuligaństwa, do brutalizacji życia politycznego. Ten wyrok może być także kolejnym elementem wpływającym na pogłębienie się kryzysu kultury prawnej w naszym kraju. Zwykły obywatel spostrzega, że wystarczy działania chuligańskie przybrać w szaty działalności politycznej, aby faktycznie pozostać bezkarnym. Powoduje to brak szacunku społecznego dla obowiązujących norm.
Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli opowiada się za silnym państwem, a po integracji Polski z Unią Europejskiej za silną strukturą europejską. Słabe struktury państwowe czy wspólnotowe są zagrożeniem dla demokracji obywatelskich, ponieważ są glebą, na której wyrastają ciągoty za silną dyktatorską władzą. Będziemy wspierać dążenia do uformowania sprawnego aparatu ścigania i wymiaru sprawiedliwości, stworzenia bardzo solidnych, organizacyjnych i finansowych podstaw jego działania. Zamierzamy stworzyć pozytywny klimat społeczny wobec tych instytucji.
Jednocześnie stanowczo domagamy się jak największej efektywności i bezstronności ze strony aparatu ścigania i wymiaru sprawiedliwości, nieulegania naciskom politycznym czy zorganizowanych grup przestępczych. Wymagać to będzie zorganizowania efektywnego systemu kontroli wewnętrznej i zewnętrznej nad tymi instytucjami z uwzględnieniem czynnika społecznego.
Sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli
Krzysztof Mróź

*W Biurze Rzecznika są zmęczeni?
W związku z zamieszczonym w nr 13 z 27 marca br. listem otwartym czytelniczek do Rzecznika Praw Obywatelskich, interesuje mnie i sądzę, że i innych emerytów, z jakim efektem spotkał się ten list w Biurze RPO.
Wszystkim jest wiadomo, że los każdego listu, wniosku czy skargi w znacznym stopniu zależy od szczęścia, od kompetencji i zainteresowania odpowiedzialnego pracownika. Regułę tę potwierdza odpowiedź, jaką otrzymałem właśnie z biura RPO na mój list (PRO/333233/2000/VIII/EG). W styczniu br. informowałem Rzecznika Praw Obywatelskich dokładnie o tym, co podają w pkt. 2 autorki listu otwartego. O okradaniu w majestacie prawa emerytów, którym naliczano świadczenia według bezprawnych decyzji – jak uznał Trybunał Konstytucyjny – obniżonej kwoty bazowej poniżej 100%.
Zwracałem również uwagę na to, że w nowym prawie emerytalnym art. 110 faktycznie daje możliwość ponownego przeliczenia emerytury tylko osobom uzyskującym dochody poniżej 130%. Pozbywa się więc większość dorabiających emerytów prawa do ponownego przeliczenia swoich świadczeń. A takie prawa posiadali przy ustaleniu prawa emerytury. Jak to się ma do Konstytucji RP?
W odpowiedzi Biura zostałem pouczony, że “…Rzecznik podejmuje działania w ramach kompetencji wynikającej z ustawy z dnia 15 lipca 1987 r. o Rzeczniku Praw Obywatelskich (tj. Dz. U. z 1991 r. nr. 109, poz. 471 ze zm.). Przepisy cytowanej ustawy nie wyposażyły Rzecznika w prawo do inicjatywy ustawodawczej, tym samym pozbawiły Rzecznika bezpośredniego wpływu na przyjmowane przez Parlament prawne rozwiązania systemowe”.
Taką “rzeczową” odpowiedzią Biuro RPO równa do najgorszych. Wytłumaczenie znajduję w tym, że prof. Adam Zieliński kończy swoją kadencję Rzecznika Praw Obywatelskich, a pracownicy są już zmęczeni. A. K., Suwałki
(nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

*Kiedy zrobicie ankietę czytelnicza?
Byłem czytelnikiem “Przeglądu Tygodniowego”. Obecnie jestem czytelnikiem “Przeglądu “ od 1 numeru. Robicie świetną gazetę. Dopracowano się ciekawej szaty graficznej. Dopiero teraz widać, jak siermiężny pod tym względem był “Przegląd Tygodniowy”. Niestety, jedna rzecz się nie udała – fatalne, brzydkie liternictwo winiety tytułowej. Redaktor naczelny zapowiadał ankietę dla czytelników. Proponuję, aby razem z ankietą wydrukować projekty nowej winiety. Niech czytelnicy wybiorą. A może oprócz propozycji redakcyjnych zorganizować wśród czytelników konkurs na nową winietę?
Marian J. Rączka, Maków Podhalański

“Chełmek” nadal produkuje
W nawiązaniu do listu “Upadek opoki przemysłu obuwniczego” zamieszczonego w “Przeglądzie” z dnia 18.04.2000 r. informuję, że:
1. Fabryka Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego “Chełmek” S.A. nadal istnieje i prowadzi pełną działalność gospodarczą.
2. Zakład jest czynny, zatrudnia około 600 osób i realizuje pozyskane przez Zarząd firmy kolejne kontrakty.
3. PZPS “Chełmek” S.A. jest spółką akcyjną wielu akcjonariuszy, większościowym akcjonariuszem jest skarb państwa.
4. PZPS “Chełmek” S.A. obecnie podejmuje konstruktywną współpracę z każdą firmą, której interesy będą zbieżne z interesem PZPS “Chełmek” S.A.
5. Zarządowi PZPS “Chełmek” S.A. nic nie wiadomo, aby włoska firma Compar składała jakąkolwiek ofertę współpracy.
Proszę o zamieszczenie niniejszego sprostowania. Mniemam, że to odległość między Blackburn a “Chełmkiem” jest przyczyną błędnych informacji podanych w liście Pana Stanisława Niemczyka. Jego informacje są niezgodne z prawdą i szkodzą firmie PZPS “Chełmek” S.A. Prezes
Inż. Jerzy Repeta

Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy