Listy od czytelników Nr 28/2016

Listy od czytelników Nr 28/2016

O czym nie wolno zapomnieć
Z dużym zadowoleniem przyjąłem apel o powołanie Komitetu Obrony Dobrej Pamięci. Zresztą PRZEGLĄD w taki czy inny sposób (stałe felietony, artykuły) systematycznie podnosi kwestię pamięci. Rzecz w tym, że to słuszne i prawdziwe przedstawianie problemu kończy się na poziomie tygodnika. Co zrobić, żeby słuszny apel nabrał realnego kształtu? Cały czas szukam miejsca, z którego bardzo ważna sprawa, sprawa przeszłości naszego kraju, przebijałaby się do opinii publicznej.
Pierwsza rzecz, o jakiej elity wyrosłe w większości z ruchu Solidarności powinny pamiętać, to słowa Józefa Piłsudskiego: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Marszałek Piłsudski nie jest (nie był) idolem Wielkopolan, ale w tej sprawie rację ma absolutną. Tymczasem całkowita negacja okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej świadczy o małości elit. Jeśli ktoś jest mały, trudno mu się wywyższyć. Poniża więc innych, bo wydaje mu się, że w ten sposób rośnie. Robią to od 25 lat, a lewica tylko się przygląda.
Przytoczę kilka przykładów lekceważenia przeszłości: prezydent Komorowski nazwał autostradę A2 Autostradą Wolności. W roku 1939 nosiła nazwę „Drang nach Osten”. Prezydent Duda odznacza, wręcz fetuje „żołnierzy wyklętych”. To nie byli żołnierze. Dowódca Armii Krajowej na kraj, gen. Leopold Okulicki, rozkazem z 19 stycznia 1945 r. zarządził rozformowanie AK. Dla ówczesnych władz oddziały „wyklętych” to były bandy. Było wiele różnych band: ukraińskie, niemieckie, złodzieje, szabrownicy. Walczyły z nimi wojska podległe właściwemu ministrowi, odpowiedzialnemu za bezpieczeństwo obywateli.
Czy gdyby teraz jakaś organizacja, np. byłych żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, zaczęła walczyć o odbierane im prawa, minister Błaszczak by nie reagował? Przy okazji zapamiętajmy, że prezydent czcił „wyklętych” na trzech uroczystościach, a na pierwszą w jego prezydenturze, 97. rocznicę jedynego zwycięskiego powstania, powstania wielkopolskiego, się nie pofatygował.
I jeszcze jedna, wręcz fundamentalna sprawa – „okupacja radziecka”. Walczyli z nią „wyklęci”, obecnie co drugi polityk wyciera sobie nią gębę, niszczy się pomniki i fałszuje pamięć o tamtych czasach. Zapamiętajmy jedno – gdyby nie było tej „okupacji”, granice wschodnie byłyby takie jak teraz, a granica zachodnia byłaby taka, jak przed 1 września 1939 r. Pisał o tym prof. Łagowski. Dobrze byłoby sporządzić mapkę obrazującą sytuację.

Łucjan Głowacki, Poznań


Klienci Volkswagena czekają na dobrą zmianę
W listopadzie zeszłego roku Tomasz Porawski, dyrektor Škoda Volkswagen Group Polska, wysłał do nieszczęsnych posiadaczy samochodów z silnikiem Diesla typu EA189 list, w którym zawiadomił, że „zamontowany w pana samochodzie silnik jest wyposażony w oprogramowanie optymalizujące emisję tlenków azotu (NOx) na stanowisku badawczym (NEDC). Jednocześnie chciałbym zapewnić, że pana samochód jest w pełni bezpieczny i sprawny pod względem technicznym”. Nasuwa się pytanie, czy pan Porawski nie rozumie, co znaczy „optymalizować”, czy też zakłada, że nie wiedzą tego adresaci listu. W dalszej jego części pan dyrektor żałuje, że firma nadużyła zaufania klientów, oraz zapewnia, że pracuje nad rozwiązaniami technicznymi. Po wielu miesiącach oczekiwania na zapowiedziane działania pisemnie zawiadomiłem dyrektora, że zapowiedź rychłego podjęcia działań naprawczych dała mi nieco nadziei na honorowe i ekwiwalentne w stosunku do poniesionej straty rozwiązanie owego problemu, lecz dotąd nie tylko nie został on rozwiązany, ale nadal powoduje przykre dla mnie konsekwencje, ponieważ drugi już potencjalny nabywca mojej škody yeti zniechęcił się wadą silnika. Dodałem również, że liczę na niezwłoczne poinformowanie mnie o trybie i terminach działań naprawczych, o tym, kiedy wada zostanie usunięta i czy samochód utraci część sprawności. Wkrótce otrzymałem standardową odpowiedź, jaką zapewne skierowano do tysięcy posiadaczy wadliwych silników. Wynika z niej mniej więcej to samo, co zapowiedziano w pismach z połowy listopada 2015 r.
Oszustwem Volkswagena zajęły się najpoważniejsze urzędy państwowe i agencje wielu państw, od Australii zaczynając, przez Chiny, Koreę Południową, Indie, USA i Kanadę, na państwach UE kończąc. U nas cicho. Żadna z ofiar tego oszustwa nie zna rezultatów działań podjętych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który jakiś czas temu postanowił ustalić, czy są podstawy do postawienia zarzutu naruszenia zbiorowych interesów klientów. A klienci pozostają bezradni. Otrzymują kolejne listy tej samej treści, pełne umizgów i opisów bliżej nieokreślonych zamierzeń. Niektórzy myślą o wystąpieniu na drogę sądową. Gotowość reprezentowania ich interesów zgłosiła m.in. kancelaria prawna Dauerman.
Samochody się starzeją i z każdym miesiącem tracą na wartości (im starszy pojazd, tym mniejsze odszkodowanie), a ich rynkowa atrakcyjność spada, gdyż coraz więcej krajów i miast, także polskich, zaczyna na granicach i rogatkach ustawiać urządzenia pomiarowe emisji toksyn. Zakazy wjazdu dotyczą nie tylko najstarszych modeli.
Tysiące Polaków zostało oszukanych i uderzonych po kieszeni. W ferworze politycznych przepychanek interes tej ogromnej grupy klientów do niedawna renomowanego koncernu został zmarginalizowany. Oni też czekają na dobrą zmianę, a także na to, by w imię elementarnej sprawiedliwości zadziałało prawo.

Ryszard Ulicki


Poznań to moja szkoła życia
Żaden historyk nie jest w stanie odtworzyć atmosfery poznańskiego Czerwca. Przebywałem wtedy w Poznaniu. Przez trzy dni nie zauważyłem żadnego hasła „Precz z socjalizmem”. Cegielszczacy powtarzali: „Od dwóch lat nikt z nami nie rozmawia i nie reaguje na nasze postulaty. To praca niewolnicza. Jeszcze te wysokie normy i podatek. Jak można wykonać normę, skoro brak materiałów? To gorsze niż wojna”.
Pamiętam ten dzień. Nad miastem śmigają odrzutowce, które częstują nas decybelami nie do wytrzymania. Wjeżdżają czołgi. Wdzierają się do nich cywile – nie po to, żeby strzelać, tylko wywracać tramwaje. Tłum atakuje więzienie i wypuszcza uzbrojonych więźniów. I to oni, mszcząc się na wymiarze sprawiedliwości, oddają pierwsze strzały. Byłem blisko gmachu UB i widziałem, z jaką wściekłością atakowano ten urząd, a funkcjonariusze, broniąc się, zaczęli najpierw strzelać w powietrze, następnie pod nogi, i dopiero gdy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, zostali zmuszeni odeprzeć atak, strzelając wprost. Robotnicy nie strzelali. Kiedy zauważyli, że polała się krew, zaczęli wracać do zakładów. To nie robotnicy wyrzucali zabawki ze żłobka, aby je podpalić. To nie robotnik wyrwał milicjantowi pistolet z kabury i strzelił w udo innej osobie. To nie robotnicy rozdawali automaty z samochodu ciężarowego. Kiedy kolega podszedł do ciężarówki i wyciągnął rękę, usłyszał: „Sp… bo ci serię w bebech wpakuję”. To nie robotnik ubrudził czerwoną farbą flagę narodową i pokazywał zagranicznej ekipie filmowej. Ale robotnicy obrazili się bardzo na Cyrankiewicza, który zagroził: „ Kto odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie”. Władza bardzo się bała uroczystości pogrzebowych, żeby nie doszło do jeszcze większego wybuchu. Był tylko ból i płacz po najbliższych, poległych i przeszło 800 rannych.
Poznań był dla mnie najlepszą szkołą życia. Nauczył mnie, jak szanować ludzi, służyć im i walczyć o ich godne życie. Jak myśleć samodzielnie i umieć ocenić, co jest dobre, a co złe.
Antoni Furchel, Malbork

Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy