Listy od czytelników nr 9/2017

Listy od czytelników nr 9/2017

Sanatorium, ale jakie? Renata Górna, radca OPZZ, w tekście „Milczący »dialog« zdrowotny” (PRZEGLĄD nr 8) pisze o potrzebie dalszego rozwoju lecznictwa uzdrowiskowego (sanatoryjnego). W Szwecji praktycznie nie ma leczenia sanatoryjnego, natomiast znacznie lepiej niż u nas rozwinięta jest rehabilitacja w miejscu zamieszkania. Z powodu poważnego urazu kręgosłupa dwa razy korzystałem z leczenia sanatoryjnego. Koszt jednego pobytu to ok. 2 tys. zł, z czego same usługi rehabilitacyjne to ok. 400 zł, pozostałe 1,6 tys. zł – koszt zakwaterowania i wyżywienia. Do sanatorium przyjeżdżała zawsze liczna grupa kuracjuszy. Lekarz sanatoryjny na zaordynowanie zabiegów mógł poświęcić średnio 10 minut na osobę. W moim przypadku były to zabiegi nie tylko częściowo nietrafione, ale nawet szkodliwe. Co ważniejsze, pacjent często potrzebuje rehabilitacji natychmiast. Tymczasem po załatwieniu formalności dostaje skierowanie na turnus… za kilka miesięcy albo kilka lat. Czy to ma sens? Inna sprawa, że są tacy, którzy jeżdżą do sanatorium i dwa razy w roku, a rehabilitacji nie potrzebują. Z moich obserwacji wynika, że takich osób jest połowa, a w sanatoriach w Zakopanem czy Krynicy-Zdroju nawet więcej. Bolesław Kot, Wadowice Nie dam sobie odebrać głosu Wśród odpowiedzi na pytanie: „Jakie zmiany w Kodeksie wyborczym są naprawdę potrzebne?” (PRZEGLĄD nr 4) nie spodobała mi się wypowiedź prof. Małgorzaty Fuszary. „Mimo wad proporcjonalny system wyborczy jest lepszy niż większościowy. (…) Dlatego powinniśmy wrócić do systemu proporcjonalnego w wyborach na wszystkich szczeblach, także w najmniejszych gminach”. Tego typu wypowiedzi wprowadzają Polskę samorządową do Polski totalitaryzmu partyjnego. Nie przekonuje mnie powoływanie się na przykład Senatu. Jednomandatowy system wyborów do Senatu niczego nie zmienił, bo nie został zmieniony art. 108 konstytucji. W wyborach do Senatu wyborca ma podmiotowość do momentu wrzucenia głosu do urny. Potem staje się przedmiotem gierek i decyzji warszawskich central partyjnych. Aby wyborca czuł się obywatelem, mandat posła czy senatora powinien zależeć od wyborców w okręgu. Bardzo podoba mi się natomiast propozycja Rafała Górskiego dodania na kartach wyborczych kratki „żaden z powyższych” – opcji dla obywateli, którzy chcą uczestniczyć w wyborach, ale nie popierają żadnego z przedstawionych kandydatów. Od lat chodzę na wybory, ale nie oddaję ważnego głosu na listy partyjne. Przekreślam całą kartkę, dopisując niekiedy: „głos świadomie nieważny”. Głos ważny oddaję jedynie na przedstawiciela, którego mandat zależy od wyborców, czyli prezydenta miasta. I to chce mi pani prof. Małgorzata Fuszara odebrać? Józef Brzozowski Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2017, 2017

Kategorie: Od czytelników