Lisy w pudłach

Lisy w pudłach

Niektóre kobiety chowają jeszcze na strychach, na dnie pudeł, lisie skóry. Te upiorne – ze szklanymi oczami i ogonami. Raz do roku jedna czy druga pani wyjmuje lisa, trzepie go ostrożnie na balkonie jak staroświecki dywanik. Zdarza się, że to prezent od zmarłego męża, ślubna pamiątka. Czasem lis zostaje po cioci, razem z żelaznymi świecznikami i zepsutym zegarem. Jeszcze 30, 40 lat temu te lisy – w funkcji szalika – cierpliwie otulały szyje uczestniczek mszy świętych. Co niedzielę tysiące martwych lisów słuchało homilii, milcząco brało udział we wspaniałych adoracjach. Teraz lis szyjny to już, wiadomo, wstyd; nikt nie obnosi się czule z lisem. Pochowano je głęboko w szafach. Parę miesięcy temu przypadkiem na strychu u jednej cioci znalazłam takiego. – Ma obcięte łapy – zauważyłam. Przednie łapki dyndały smutno, a z tyłu wisiał przykurzony ogon. – Kiedyś syn się na mnie obraził i z zemsty obciął tylne łapy lisa. Nawet chciałam je przyszyć, ale jakoś się nie złożyło, a potem się zgubiły – wyznała ciocia z odrobiną rozrzewnienia, odpalając papierosa.

Nasze dzieci krzywią się z niedowierzaniem, kiedy słyszą, że lis zombie był niedawno symbolem luksusu w Polsce. I kryształy – dodajemy z nostalgią. Kryształy. Grubo rżnięte wazy i wazony, w których więdły imieninowe goździki. Meble z jasnej sosny, boazeria. Zrywaliśmy ją potem ze wstydem, kładąc regipsy i gładzie, burząc ścianę między salonem i kuchnią. Czerwone złoto, które na naszych oczach straciło wartość, próbowaliśmy przetopić na ażurowe celebrytki. Bezskutecznie. Ponura brunatna czerwień przebijała się, świeciła i przypominała o starych szufladach, gdzie między żyletkami, na wpół wypalonymi świecami i blaszanymi pojemniczkami z maścią tygrysią poniewierały się grube obrączki po jakichś naszych zmarłych.

Niektóre przedmioty do nas wróciły, ale wróciły ironicznie, przeskalowane, w innych wersjach. Żaluzje – ale tylko drewniane. Lodówki wyglądające jak sprasowane trabanty – różowe i błękitne, żeby było wiadomo, że to żart. Nawet marszczone, materiałowe, olbrzymie gumki do włosów, ale jedynie jako cytat stamtąd, z tamtego świata.

Współczesność ma już inne fetysze, kapitalizm śni inny sen. Jak pisał Walter Benjamin – nowinki inspirują zbiorowe rojenia o bajkowej krainie obfitości. Autor „Pasaży” pisał o nieświadomości zbiorowej kapitalizmu we Francji między rokiem 1927 a 1940. Robił klasyfikację szyldów, identyfikował moment, kiedy po raz pierwszy pojawił się męski sprzedawca (zwany subiektem), studiował zachowania konsumenta w domu towarowym i pasażu. I nawet mu się nie śniły pliki cookies, śledzące nas w internecie, szyjące reklamę specjalnie dla nas, znające nasze najskrytsze upodobania lepiej, niż znamy je my. Mówiące tylko do nas, tylko w naszym języku, w kolorach, które lubimy.

Śmiejemy się niby, oglądając ordynarne wstawki product placement w polskich filmach z lat 90., kiedy aktorka robi kanapki z ketchupem i przez pół minuty świeci nam po oczach dziwnie ustawioną etykietą. Żeby kamera nie przeoczyła żadnych szczegółów. Ale nasz kochany, upadający od stuleci kapitalizm ma już nowe sposoby, żeby nas wikłać w sen o utopii, nowościach, które tylko po cichu cytują prehistorię.

Nasze symbole luksusu, nasze fetysze, też będą tylko przebrzmiałym grepsem. Co będziemy wstydliwie zdejmować z półek za 20 lat? Z czego będą czule żartować nasze dzieci? Może smartfony będą symbolem nowobogackiej nerwicy, samochody – zbrodnią przeciwko ludzkości, a telewizory szczytem obciachu? Torby na laptopa staną się corpus delicti zbrodniczej antyekologicznej opresji, a papierowe kubki na kawę niewybaczalnym grzechem przeciwko planecie? Chociaż zaraz… to już się dzieje. I może tu powinien nastąpić zbawienny regres: w PRL nasze mamy myły reklamówki. Jedna reklamówka obsługiwała tygodnie zakupów. Szanowano ją, rozwieszano na sznurku na pranie, wycierano ścierką – żeby przetrwała jak najdłużej. Jedna reklamówka na miesiąc – jako cytat z przeszłości – nowy symbol nowoczesności. Co Państwo na to? Ja spróbuję.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy