Łowcy nagród

Łowcy nagród

Organizatorzy teleturniejów bronią się przed zawodowymi graczami

Jedni chcą się zabawić, drudzy po prostu pragną pokazać w telewizji. Ale coraz częściej zamierzają wygrać duże pieniądze. Prosta droga do tego celu wiedzie przez teleturnieje. Producenci takich programów nie mogą narzekać na brak chętnych, bo kolejka oczekujących jest zazwyczaj długa. – Na udział w „Familiadzie” czeka kilka tysięcy rodzin – mówi producent Ryszard Krajewski. Trudno się dostać do „Milionerów”, gdzie wstępna selekcja jest ostra. W programie „Jaka to melodia?” trzeba przebrnąć przez eliminacje sprawdzające znajomość muzyki rozrywkowej. Chętni do udziału w „Miliardzie w rozumie” muszą rozwiązać test składający się z kilkudziesięciu pytań. Kandydaci do „Va banque” dostaną się do programu, pod warunkiem że prawidłowo odpowiedzą na 33 z 45 pytań. Testy stosowane są również w „Milionerach”. – Na pewno trzeba się wykazać pewnym poziomem wiedzy – podkreśla Krzysztof Staszewski pracujący przy realizacji teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.
Producenci przyznają, że liczba osób, które udział w teleturniejach traktują nie tylko jako zabawę, lecz jako dodatkowe źródło dochodów, stale się zwiększa. W zależności od programu można zarobić od kilkuset złotych do kilkuset tysięcy złotych. – Ci ludzie to zawodowi gracze. Są inteligentni i błyskotliwi. Do udziału w programie podchodzą bardzo poważnie. Przygotowują się perfekcyjnie, z determinacją – mówi Andrzej Burakowski, producent „Milionerów”.
– To stała grupa osób, które się zgłaszają. Właśnie one

uzyskują najlepsze wyniki

na testach eliminacyjnych – przyznaje Zbigniew Zawadzki zajmujący się teleturniejem „Miliard w rozumie”. – Dzięki teleturniejom ci ludzie żyją, bo udział w tego typu programach pozwala im obudzić w sobie ukryte zdolności. Czasami odkrywają, że gra oprócz satysfakcji może dodatkowo przynieść również pieniądze – dodaje socjolog Jacek Kurczewski.
Jednym z najbardziej znanych przykładów takiego gracza jest Zygmunt Krawczuk, motorniczy, który mieszka w Krakowie w hotelu robotniczym. Zajmuje tam pokój o powierzchni siedmiu metrów kwadratowych, cały wypełniony książkami. Krawczuk trzykrotnie wygrywał w teleturnieju „Va banque”. W „Wielkiej grze” brał udział 12 razy, niemal zawsze dochodził do finału, a siedmiokrotnie odbierał główną nagrodę. Nie poszczęściło mu się tylko w „Miliardzie w rozumie”. Jak mówi, startuje nie dlatego, że coś wie, ale dlatego, że nie wie, więc najbardziej interesują go tematy, o których nie ma pojęcia. Nagrody zdobyte przez Zygmunta Krawczuka w pierwszych pięciu teleturniejach były równe jego trzem pensjom w MPK. Szósta nagroda wynosiła tyle, ile roczne zarobki. Na równowartość siódmej musiałby pracować dwa lata. Ale nadal nie ma samochodu ani nie myśli o zmianie mieszkania. Wygrane wydaje na książki.
Jacek Cieślak z Bydgoszczy dwa razy zwyciężył w „Wielkiej grze”, zgarniając po 200 mln starych złotych. Opla corsę i wycieczkę do Jordanii otrzymał za zwycięstwo w wielkim finale teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Startował również w „Va banque” i „Miliardzie w rozumie”.
– To była okazja do sprawdzenia siebie. Przeczytałem kilka tysięcy książek, w domu mam wiele encyklopedii i słowników, namiętnie rozwiązuję szarady. A przy okazji szare komórki chciałem zamienić na złote. Ale nigdy specjalnie się nie uczyłem, nie mam zacięcia kujona. Wszystko, co wiem, to wiedza nabyta – śmieje się Ryszard Szmigielski z Łodzi, który wystąpił w ponad 20 teleturniejach.
– Startuję na bazie swojej wiedzy. Mam rodzinę, szkoda mi czasu na naukę. I tak cały czas siedzę w książkach, rozwiązuję szarady. Gdybym naprawdę chciał się uczyć do teleturnieju, na pół roku musiałbym wyłączyć się z życia, bo tyle czasu to zajmuje – mówi Ireneusz Milczarek z Włocławka, który kiedyś występował nawet w siedmiu kwizach rocznie.

– Gdy człowiek pokona doktorów,

już nie chce w polu robić – zapewnia Stanisław Gajos, rolnik spod Strzelna. Najchętniej rzuciłby ziemię dla gry, ale na gospodarce musi pomagać siostrom. W „Miliardzie w rozumie” za pierwszym razem dotarł do czwartej rundy i zainkasował 30 tys. zł. Za drugim – tylko do trzeciej, więc zarobił o 5 tys. zł mniej. Trzeci raz nie przywiózł do domu ani grosza, bo poległ na życiorysie Oktawiana Augusta. Najchętniej czyta o literaturze, poezji, filozofii i religioznawstwie. Robi notatki w specjalnych zeszytach, z ważnymi fragmentami zaznaczonymi kolorowym flamastrem. Przydaje mu się nałogowe oglądanie kwizów. Gdy w „Jednym z dziesięciu” usłyszał, z czego robi się marcepan, zdobytą w ten sposób wiedzę wykorzystał w „Miliardzie w rozumie”.
Ryszard Prange, inżynier z Poznania, wygrywał już w takich audycjach jak „Miliard w rozumie”, „Milionerzy”, „Jeden z dziesięciu” czy „Życiowa szansa”. Jednak nie uważa się za zawodowca. Interesuje się sportem, polityką, historią, lecz nie wkuwa na pamięć encyklopedii. Po prostu czyta gazety, ogląda telewizję. – W Polsce jest już grupa kilkudziesięciu osób, które utrzymują się wyłącznie ze sprzedawania swojej wiedzy. W moim przypadku to raczej hobby. Aby poświęcić się życiu z teleturniejów, musiałbym zrezygnować z dotychczasowej pracy – wyznaje.
Z przesiadywania w czytelniach i słuchania płyt utrzymuje rodzinę Marek Krukowski z Warszawy. Jego iloraz inteligencji według wskaźnika Mensy wynosi 164 (u przeciętnego człowieka 100-110). Dzięki teleturniejom zarobił już ponad 400 tys. zł. Nie ma etatu ani stałej pracy, wybiera tylko gry, w których od zawodników wymaga się szczegółowej wiedzy.
– Najtrudniejsze są przygotowania do „Wielkiej gry”. Trzeba szukać książek, a jest to czasochłonne. Jednak jeśli się zajrzy do książki, z której korzysta ekspert, wygraną ma się prawie w kieszeni – zdradza Arkadiusz Kopeć z Sosnowca, który wygrał kilkanaście teleturniejów.
Sławomir Kowalczyk z Kluczborka zapewnia, że do wygranej oprócz wiedzy potrzebna jest duża doza szczęścia. – Człowiek uczy się pewnych rzeczy, a potem trwa swoiste samoegzaminowanie. Przychodzi do głowy: o, tego nie wiem, więc trzeba sprawdzić. I tak w kółko. Po pewnym czasie staje się to męczące – wyznaje. – Ale do odpowiadania na poziomie większości teleturniejów nie trzeba mieć zbyt konkretnej wiedzy.
– Bez szczęścia ani rusz. Kiedyś w finale pewnego teleturnieju pokazali mi dwa pudełka. W jednym było 25 tys. zł, drugie było puste. Wybrałem puste – opowiada Ireneusz Milczarek. – Poza tym nie wolno bać się kamery. Na castingach mówią o nas „zwierzęta telewizyjne”. Obiektyw wywołuje u nas jakiś dreszczyk, dzięki któremu człowiek jest wyluzowany i dobrze gra.
Jednak coraz rzadziej mają do tego okazję. Ich twarze zbyt często pojawiają się na telewizyjnym ekranie, dlatego niektórzy producenci takich programów

zabezpieczają się przed wielokrotnymi graczami,

stosując karencję. – Przechodzimy eliminacje, ale nie zapraszają nas na nagrania programu – skarży się Ireneusz Milczarek. W „Milionerach” osoba, która jest jednym z dziesięciu graczy walczących o wyjście z grupy, nie może wystąpić w programie przez pół roku. Gracz, który spotkał się twarzą w twarz z Hubertem Urbańskim – przez rok. Uczestnik innych teleturniejów może wziąć udział w „Milionerach”, pod warunkiem że wygrał nie więcej niż 5 tys. zł. – Ale jest to bardziej kwestia uczciwości uczestnika, nie jesteśmy przecież policją – mówi producent Andrzej Burakowski. – U nas można wystąpić tylko raz – mówi Krzysztof Staszewski pracujący przy „Jednym z dziesięciu”. Producenci „Życiowej szansy” z zaostrzenia przepisów uczynili swoją zaletę. W teleturnieju Polsatu można wystąpić jedynie raz, w dodatku pod warunkiem że wcześniej nie brało się udziału w innych kwizach.
– W każdych eliminacjach zaledwie 15-20% to osoby nowe, o nieznanych twarzach – wzdycha Zbigniew Zawadzki. – Dlatego staramy się wyszukiwać nowicjuszy. Kiedyś mieliśmy świetnego lekarza z Częstochowy, który wygrał główną nagrodę. Ale nie oszukujmy się, to był wyjątek potwierdzający regułę.
– Mamy swój bank informacji. Wymieniamy się wiadomościami na temat eliminacji, nowych programów. Gdyby wpuścili nas do „Milionerów” albo „Życiowej szansy”, w ciągu tygodnia rozbilibyśmy bank – śmieje się Ireneusz Milczarek.


Przewodnik po teleturniejach

„Jaka to melodia?” – teleturniej muzyczny, który wymaga dużej znajomości repertuaru najpopularniejszych wykonawców. Główna wygrana wynosi 10 tys. zł. Zgłoszenia pod numerem telefonu (0-prefiks22) 547-65-76.

„Familiada” – rodzinny kwiz niewymagający szczególnej wiedzy. W każdym odcinku (rodzina może zagrać maksymalnie w trzech) do wygrania 15 tys. zł. Rodzina miesiąca otrzymuje samochód. Zgłoszenia listowne: ul. Inżynierska 4, 03-422 Warszawa.

„Va banque” – w teleturnieju bierze udział trzech zawodników, którzy odpowiadają na pytania z sześciu dziedzin wiedzy. Wygrana zależy od liczby uzyskanych punktów. Zgłoszenia: ul. Inżynierska 4, 03-422 Warszawa.

„Jeden z dziesięciu” – finaliści poszczególnych odcinków dostają zegarki szwajcarskie. Zdobywca największej liczby punktów otrzymuje tysiąc złotych i komputer. Laureat wielkiego finału wygrywa wycieczkę zagraniczną. Zgłoszenia listowne: 00-975 Warszawa, skr. pocztowa 188.

„Miliard w rozumie” – zabawa intelektualna. Na zwycięzców czekają nagrody pieniężne od 500 zł do 100 tys. zł, wycieczka zagraniczna oraz najnowsze publikacje wydawnictwa naukowego PWN. Zgłoszenia: 0-700-650-500 oraz przez Internet: www.pwn.com.pl.

„Wielka gra” – zawodnicy odpowiadają na pytania z danego tematu. Do wygrania maksymalnie 40 tys. zł. Informacje o eliminacjach podawane są w trakcie programu i na antenie Dwójki.

„Milionerzy” – dla ludzi o mocnych nerwach. Do miliona złotych prowadzi 15 pytań. Im dalej, tym trudniej. Zgłoszenia: 0-700-683-000.

„Życiowa szansa” – zanim się sięgnie po główną wygraną, czyli milion złotych, trzeba przebrnąć przez 10 pytań z różnych dziedzin. Zgłoszenia: 0-700-888-500, można również wysłać SMS-a pod numer 7643.


Najchętniej oglądane teleturnieje
Tytuł stacja widownia w mln widownia w procentach
1. „Pół żartem, pół serial” TVP 2 5,693 15,4%
2. „Jaka to melodia” TVP 1 4,056 11,0%
3. „Familiada” TVP 2 3,905 10,6%
4. „Życiowa szansa” Polsat 3,468 9,4%
5. „Kochamy polskie seriale” TVP 1 2,990 8,1%
6. „Jeden z dziesięciu” TVP 2 2,960 8%
7. „Milionerzy” TVN 2,668 7,2%
8. „Wielka gra” TVP 2 2,235 6,1%
dane wg AGB Polska, kwiecień 2002


Teleturniejowe wpadki
Producenci teleturniejów twierdzą, że coraz trudniej jest układać pytania konkursowe. Poziom zagadnień nie powinien wykraczać poza informacje, które można znaleźć w ogólnodostępnych źródłach, np. encyklopediach, leksykonach i prasie codziennej.
Jednak mimo wszelkich zabiegów wpadki zdarzają się wszędzie. Nieścisłości nie uniknięto nawet w uchodzącym za teleturniej z wyższej półki „Miliardzie w rozumie”. Zawodnik miał rozpoznać gatunek jabłka. Orzekł, że jest to reneta. Prowadzący program Janusz Weiss i jury oświadczyli, że to mekintosz, zawodnik obstawał przy swoim. Zadzwoniono więc do specjalisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Okazało się, że gracz miał rację, a wszystkiemu winna była sprzedawczyni, która rekwizytorowi sprzedała renety, choć prosił o mekintosze.
W „Jednym z dziesięciu” padło pytanie, kim był Stańczyk. Większość uczestników odpowiedziała, że chodzi o królewskiego błazna, ale jeden z graczy odpowiedział, że był to szef policji. Kilka dni wcześniej wydarzeniem opisywanym przez prasę była dymisja komendanta policji, Jana Stańczyka, więc odpowiedź należało uznać.

 

Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy