Łowcy wraków i piraci

Łowcy wraków i piraci

Do kogo należą skarby zatopione na dnie mórz?

Na dnie mórz i oceanów spoczywa jakieś 3 tys. wraków pełnych złota, srebra czy też kosztownych dzieł sztuki. Przez wieki te podwodne skarby były poza zasięgiem poszukiwaczy.
Obecnie jednak nowoczesna technika pozwala wytropić szczątki okrętów i podnieść szlachetne kruszce z dna.
Firmy zajmujące się wydobywaniem podmorskich skarbów dysponują nowoczesnymi statkami, wyposażonymi w systemy nawigacji satelitarnej, sonary i systemy komputerowe o wartości wielu milionów dolarów. Penetrowaniem dna zajmują się zdalnie sterowane, bezzałogowe batyskafy z potężnymi reflektorami, kamerami oraz automatycznymi ramionami do podnoszenia przedmiotów z dna. Inwestorzy chętnie finansują takie przedsiębiorstwa, licząc na fantastyczne zyski. Można bowiem spodziewać się wiadomości o odkryciach kolejnych wraków z ładunkiem szlachetnych kruszców. Ale nieuchronne stają się także spory dotyczące fundamentalnej kwestii – do kogo należy bezcenny ładunek. Prawo morskie nie jest jednoznaczne. W 2001 r. UNESCO przyjęło wprawdzie Konwencję o Ochronie Podwodnego Dziedzictwa Kulturowego, ale podpisało ją tylko 16 państw i konwencja, która uniemożliwiłaby rabunkową eksploatację wszystkich wraków, nie weszła w życie. Podpisów pod dokumentem UNESCO nie złożyli przedstawiciele Wielkiej Brytanii i USA. Amerykanie nieufnie podchodzą do wszelkich prawnych prób ograniczenia swojej swobody działania, Brytyjczycy zaś twierdzą, że ochroną można objąć najwyżej najcenniejsze wraki. Takie stanowisko obu morskich mocarstw „prywatni” łowcy wraków uznali za zielone światło.
Konflikty stały się nieuniknione. Obecnie toczy się ostry spór między rządem hiszpańskim a amerykańską firmą

Odyssey Marine Exploration

mającą siedzibę w Tampa na Florydzie. Jak pisaliśmy w „Przeglądzie”, w maju tego roku szefowie Odyssey, John Morris i Greg Stemm, poinformowali, że ekspedycja firmy odnalazła na Atlantyku na zachód od Gibraltaru „wrak z czasów kolonialnych”, z którego wydobyto 500 tys. srebrnych i setki złotych monet o masie ok. 17 ton. Wartość tego ładunku oceniono wstępnie na pół miliarda dolarów. Sensacyjną wiadomość podano dopiero wtedy, kiedy skarby były już bezpieczne w siedzibie Odyssey na Florydzie. Członkowie wyprawy potajemnie przewieźli zdobycz do brytyjskiego Gibraltaru, umieścili monety w plastikowych pojemnikach i wyczarterowanym samolotem wyekspediowali do USA. Szefowie Odyssey nadali swej operacji kryptonim „Black Swan”, nie podali jednak prawdziwej nazwy wraku ani jego dokładnego położenia. Zapewnili tylko, że skarb został wydobyty na wodach międzynarodowych, a więc wszystko odbyło się zgodnie z tradycyjnym prawem „kto znajdzie porzucone mienie, ten jest właścicielem”.
Prasa brytyjska przypuszczała, że srebrny łup pochodzi ze szczątków 700-tonowego okrętu

„Merchant Royal”,

który w kwietniu 1641 r. wyszedł z Kadyksu z ładunkiem srebrnych monet przeznaczonych na opłacenie 30-tysięcznej armii hiszpańskiej, stacjonującej we Flandrii. Na burzliwym morzu zaczął jednak przeciekać i poszedł na dno wraz z 18 członkami załogi w pobliżu Kornwalii. Brytyjski parlament przerwał obrady na wieść o katastrofie. Od tej pory „Merchant Royal” nazywany jest morskim El Dorado.
Ale dokumenty eksportowe, które musiała wypełnić firma Odyssey, świadczą, że srebrny wrak odnaleziony został 320 km na zachód od Gibraltaru. Nie może to więc być „Merchant Royal”. Prawdopodobnie rację mają eksperci w Madrycie, którzy twierdzą, że Amerykanie ograbili szczątki hiszpańskiej fregaty „Nuestra Seńora de las Mercedes”, uzbrojonej w 36 dział. W 1804 r. ten okręt żeglował z Montevideo do Kadyksu, mając w ładowniach milion srebrnych dolarów. „Seńora” przed docelowym portem wpadła jednak na brytyjskie okręty polujące na transporty srebra z hiszpańskich kolonii. Anglia pilnie potrzebowała wtedy środków na morderczą wojnę z napoleońską Francją.
Mimo przewagi przeciwnika kapitan fregaty nie chciał się poddać, więc zagrzmiały działa. Walka była zacięta, ale krótka. Jak podaje naoczny świadek, porażona burtową salwą „Seńora” eksplodowała i „pękła jak jajo”. Hiszpanie uważają, że mimo upływu ponad 200 lat ładunek srebra wciąż należy do nich. Urzędnicy w Madrycie rozsierdzili się więc nie na żarty – oto Amerykanie podstępnie zabrali srebro będące własnością Korony. „To zwykła grabież”, oburzała się wicepremier Maria Teresa Fernandez de la Vega. Minister kultury Cesar Antonio Molina określił poszukiwaczy skarbów jako współczesnych piratów i ostrzegł: „Przeciw piratom zawsze używano floty wojennej, prawa oraz państwa prawa”. Molina zapowiedział zdecydowane działania: „Nikt nie może przyjść i plądrować naszego dziedzictwa. Będziemy ich ścigać i oskarżać wszystko jedno gdzie”. I rzeczywiście rząd hiszpański złożył przeciwko Odyssey pozew w federalnym sądzie w Tampa na Florydzie, domagając się zwrotu skarbu. Nie wiadomo, jaki zapadnie wyrok. W przeszłości amerykańskie sądy kilka razy podejmowały decyzję „znalazca jest właścicielem”, ale w 2000 r. sąd apelacyjny w stanie Wirginia odebrał prawa do dwóch zatopionych hiszpańskich fregat amerykańskim odkrywcom i przywrócił je Hiszpanii. W każdym razie dopóki trwa spór prawny, Odyssey nie może zamienić srebra na gotówkę. Ale na wieść o sensacyjnym odkryciu kurs akcji firmy wzrósł trzykrotnie. Szefowie przedsiębiorstwa natychmiast sprzedali znaczną część swoich akcji. Sceptycy twierdzą, że informacje o wartości wydobytego skarbu są znacznie przesadzone. Być może Odyssey świadomie puściła w obieg elektryzujące wieści, aby podwyższyć kurs akcji i przyciągnąć inwestorów.
Na razie jednak o nowych zyskach mowy być nie może, aczkolwiek w szczątkach tajemniczego okrętu zostało podobno jeszcze kilkanaście ton srebrnych monet.
Hiszpanie bowiem nie żartują. Sędzia w Madrycie wydał nakaz przeszukania jednostek Odyssey, które znalazły schronienie w brytyjskim Gibraltarze. Kiedy w lipcu mały statek „Odyssey Alert” spróbował wyjść z Gibraltaru, został zatrzymany przez jednostki hiszpańskiej Guardia Civil i musiał zawinąć do hiszpańskiego portu w Algeciras. Został tam gruntownie przeszukany, załoga skarżyła się później, że hiszpańscy urzędnicy, pragnący za wszelką cenę poznać lokalizację wraku, uszkodzili cenny sprzęt elektroniczny.
16 października doszło do kolejnego spięcia. Z Gibraltaru wyszedł flagowy statek amerykańskiej firmy, 77-metrowy „Odyssey Explorer”. Zablokowała mu drogę hiszpańska korweta. Nastąpiło to na akwenie, który Gibraltar uważa za swoje wody terytorialne, aczkolwiek Hiszpania tego nie uznaje. Kapitan „Explorera”, Sterling Vorus, ustąpił dopiero po czterech godzinach, jak podkreślił, „pod groźbą użycia śmiertelnej siły” i skierował swój statek do Algeciras. W porcie dziesiątki hiszpańskich funkcjonariuszy spenetrowały statek, konfiskując wszystko, co mogłoby zawierać informacje na temat położenia wraku, nawet twarde dyski z komputerów należących do dziennikarzy znajdujących się na pokładzie. Ale załoga statku przewidziała taką możliwość. Komputery pokładowe z kluczowymi danymi „Explorer” zostawił w Gibraltarze.
Mimo to dyrektorzy Odyssey nie mają powodów do radości. Bez współdziałania Madrytu nie mają szans na wznowienie poszukiwań i mogą też utracić największą potencjalną zdobycz – złoty wrak okrętu liniowego „Sussex”.

Ten wspaniały żaglowiec,

ukończony w 1693 r., uzbrojony był w 80 dział. Po katastrofie krytykowano konstruktorów, którzy rozmieścili tak potężną artylerię tylko na dwóch pokładach, przez co statek stał się niestabilny. W grudniu 1693 r. „Sussex”, flagowy okręt admirała Francisa Wheelera, wyszedł z Portsmouth wraz z armadą 48 jednostek wojennych i 166 kupieckich. Konwój wiózł złoto i srebro dla Wiktora Amadeusza II, księcia Sabaudii. W zamian za gigantyczną subwencję włoski władca miał przyłączyć się do koalicji państw prowadzących wojnę z Francją Ludwika XIV. 27 lutego 1694 r. w angielskie okręty uderzyła potężna nawałnica. Trzeciego dnia nad ranem „Sussex” poszedł na dno jak kamień. Z 500-osobowej załogi ocalało tylko dwóch ludzi. Zwłoki admirała Wheelera, ubrane tylko w nocną koszulę, fale wyrzuciły na wschodnim wybrzeżu Gibraltaru. Wraz z okrętem zatonęło ok. 10 ton złotych monet. Ich obecna wartość może przekroczyć 4 mld dol. „Sussex” uważany jest za najbogatszy wrak w dziejach. Poszukiwacze z firmy Odyssey są pewni, że odnaleźli szczątki okrętu spoczywające na głębokości tysiąca metrów. W 2002 r. Odyssey zawarła układ z rządem brytyjskim, do którego wciąż należy bajeczny ładunek. Umowa przewiduje, że firma dostanie 80% wydobytego skarbu o wartości do 45 mln dol., 50% łupu o wartości od 45 do 500 mln dol. oraz 40% skarbu powyżej tej kwoty, a reszta przypadnie Koronie brytyjskiej. Odyssey chciała już zacząć eksplorację wraku, kiedy sprzeciw wyraziły władze hiszpańskiej Andaluzji. Ostatecznie Hiszpanie wyrazili zgodę na operację, pod warunkiem że wezmą w niej udział dwaj archeolodzy wyznaczeni przez Madryt. Ale władze hiszpańskie nie kwapią się z wysłaniem naukowców. Bez kompromisu w sprawie srebra z projektu „Black Swan” dyrektorzy Odyssey nie mogą nawet marzyć o złocie z „Susseksa”.

Klejnoty Atochy
Najbogatszym do tej pory wrakiem był hiszpański galeon „Nuestra Seńora de Atocha”, który w 1622 r. żeglował z Hawany z ładunkiem złota, srebra, biżuterii i szmaragdów, lecz poszedł na dno w sztormie koło wysp Florida Keys. W 1985 r. szczątki okrętu odnalazł amerykański łowca przygód Mel Fisher i wydobył na powierzchnię hiszpańskie dublony, których wartość została oszacowana na 400 mln dol. Władze Stanów Zjednoczonych wystąpiły z roszczeniami do skarbu, ale po ośmiu latach Sąd Najwyższy USA przyznał łup odkrywcy.

 

Wydanie: 2007, 46/2007

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy