Lublin był pierwszy

Lublin był pierwszy

W drugiej połowie lat 70. sytuacja gospodarcza w Polsce była tak trudna, że nie dało się rządzić bez drastycznych podwyżek cen żywności i obniżania poziomu życia społeczeństwa. W 1976 r. wprowadzono kartki na cukier, w kolejnych latach podwyżki objęły między innymi: pieczywo, mięso, owoce i warzywa, kawę, alkohol i papierosy, ubrania i obuwie. W 1979 r. dochód narodowy, po raz pierwszy po wojnie, spadł w porównaniu z rokiem poprzednim. Odpowiedzialnością za kryzys obarczono premiera Piotra Jaroszewicza, którego zmuszono do rezygnacji. Jego następca – Edward Babiuch – próbował walczyć z kryzysem tradycyjną metodą, czyli nowymi podwyżkami. Wtedy jednak sytuacja przypominała już beczkę z prochem. Byle iskra mogła doprowadzić do wybuchu. I tak też się stało. Pod koniec czerwca 1980 r. do Centrali Przemysłu Mięsnego wpłynęło pismo wprowadzające od 1 lipca ceny komercyjne na tak “luksusowe” gatunki mięsa i wędlin, jak wołowina, kaszanka czy pasztetowa. W praktyce oznaczało to podwyżkę cen, gdyż dostanie nawet najpodlejszego gatunku mięsa w normalnym sklepie graniczyło z cudem. W odpowiedzi na podwyżkę kraj ogarnęła fala strajków. Pierwsi zaprotestowali robotnicy w zakładach WSK Mielec, Polmo Tczew i ZM Ursus. Strajkujący żądali podwyżek płac i wycofania cen komercyjnych, po spełnieniu żądań – wracali do pracy. Największe nasilenie strajków wystąpiło na Lubelszczyźnie. 8 lipca zastrajkowała WSK Świdnik, w następnych dniach lubelska Fabryka Samochodów Ciężarowych, Zakłady Przemysłu Skórzanego i Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów. Tutaj także przeważały żądania ekonomiczno-
socjalne. Według oficjalnych danych, strajki objęły 81 tysięcy osób w 177 zakładach pracy.
Wydawało się, że szybkie spełnienie lokalnych żądań i niewielkie sumy podwyżek wystarczą do ugaszenia strajków. Początkowo wszystko wskazywało, że tak będzie. Strajki zakończyły się 25 lipca, a ostatnim zakładem pracy, w którym trwał strajk, była Spółdzielnia Zabawkarska “Bajka”, która uzyskała zapewnienie podwyżki w wysokości 1000 zł i powiększenia zasiłków rodzinnych.
Materiały pochodzą ze zbiorów Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL oraz wydawnictwa “Miesiące” – “Przegląd Związkowy” nr 1/81, PRL w oczach STASI.

Wstęp, wybór i opracowanie Grzegorz Sołtysiak

Strajki na Lubelszczyźnie w lipcu 1980 r. w dokumentach i relacjach

Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz – byli przekonani, że strajki były wynikiem spisku działaczy partyjnych w celu obalenia I sekretarza PZPR i premiera rządu. W wywiadzie-rzece pt. “Przerywam milczenie” Piotr Jaroszewicz tak interpretował wydarzenia na Lubelszczyźnie:
“Z tego, co wiem, pierwszym zadaniem było usunięcie Babiucha ze stanowiska premiera, aby osłabić pozycję Gierka i utorować drogę pełnej realizacji scenariusza. Intrygę, jak twierdzi Babiuch, rozpoczęto, odgradzając go od Gierka już w maju 1980 r. Odsuwanie go, odcinanie od bezpośrednich kontaktów, dokonywane było pod wpływem i naciskami Kani. (…) Aby pozbyć się Babiucha i Gierka zorganizowano tak zwane zajścia lipcowe w Lublinie w 1980 roku”.

Meldunek Łódzkiej Rady Związków Zawodowych o nastrojach społecznych, 24 czerwca 1980.
(…) W zakładach pracy jest niekorzystna atmosfera do wprowadzenia podwyżki cen i zlikwidowania bonów na cukier. Pracownicy są zdenerwowani i niezadowoleni z braków, jakie występują na rynku, ukrytych i bardzo wysokich podwyżek cen na różne artykuły: żywnościowe, chemiczne, gospodarstwa domowego, wyposażenia mieszkań i twierdzą, że posiadanie biletów towarowych daje gwarancję zakupu cukru, której nie będzie po ich zlikwidowaniu. (…) W trakcie dyskusji podnoszono następujące problemy:
– dlaczego związków zawodowych używa się jako parawanu do podejmowania decyzji, które już z góry są przesądzone i w ten sposób osłabia się i podważa autorytet związków;
– dlaczego oszczędności robi się tylko kieszenią robotnika – dając mu w zamian mało, dotyczy to m.in. ograniczeń z zakresu świadczeń socjalnych;
– wnioskowano o likwidację wszelkiego rodzaju talonów, przedpłat, zapisów na samochody, pralki, maszyny do szycia itp.;
– wnioskowano o zlikwidowanie sklepów mięsnych sprzedających po cenach normalnych, bo i tak nie wiadomo, co ile kosztuje.

Informacja Warszawskiej Rady Związków Zawodowych na temat zaopatrzenia, 12 lipca 1980.
WRZZ informuje, że w miesiącach czerwcu i lipcu nasilił się wykup artykułów spożywczych ze sklepów detalicznych. Dotyczy to zwłaszcza soli, mąki, cukru, płatków zbożowych, kasz i smalcu. Spowodowane to jest prawdopodobnie obawą, że ze względu na długotrwałe powodzie może wystąpić brak tych artykułów na rynku.
WRZZ wspólnie z władzami miasta oraz Zarządem WSS “Społem” podejmuje działania zabezpieczające pokrycie potrzeb wzmożonych zakupów.
Oświadczenie KSS KOR, 2 lipca 1980.
W dniu 1 lipca br. wprowadzono w całym kraju znaczną podwyżkę cen niektórych gatunków wędlin i mięsa. Ponieważ nie ogłoszono oficjalnego komunikatu o podwyżce, więc społeczeństwo nie zna jej rozmiarów i zasięgu. (…) Wiadomo nam, że na wieść o podwyżce cen w dniu 1 lipca zastrajkowali robotnicy trzech przedsiębiorstw Zakładów Mechanicznych Ursus. W dniu 2 lipca łącznie zastrajkowało 40% 17-tysięcznej załogi Ursusa. Strajkujący domagają się dodatku drożyźnianego, rekompensującego podwyżkę cen oraz wysuwają żądania związane z warunkami płacy i pracy w poszczególnych przedsiębiorstwach. (…) Strajki trwają od dwu do kilku godzin. Są przerywane w wyniku pertraktacji z dyrekcją, która zobowiązuje się postulaty rozważyć i udzielić odpowiedzi w terminach późniejszych.

Relacja pracownika Polmozbytu w Lublinie, 9 lipca 1980.
U nas zaczęło się 9 lipca, na drugiej zmianie. Już wcześniej nie raz było tak, że protest był, bo warunki socjalne były nie do zniesienia Przede wszystkim chodziło o szatnię, którą zalewało, ubrania mokły. Nie raz opieszale podejmowano pracę, nawet z godzinę i dłużej ludzie nie chcieli się rozbierać i roboty zaczynać. A jak usłyszeliśmy, że zastrajkowano w Świdniku, to nam trochę przybyło odwagi i podjęliśmy decyzję. Tego dnia nie pracowaliśmy cztery godziny, a jeszcze przez trzy dni praca była niepełna, bez produkcji, tylko obsługiwaliśmy klientów, którzy kupili samochody i wyjeżdżali.
Nasza stacja jest mała, pracuje tu tylko 30-40 osób, a więc panowało bardzo duże napięcie, mieliśmy świadomość, że taką małą grupę łatwo rozbić albo nawet całą wyrzucić z pracy, ale już dłużej nie mogliśmy się oglądać. No i strajk przyniósł efekt natychmiastowy.

Relacja P. Dudziaka z Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie, 10 lipca 1980.
Niepokój zrodził się po godzinie 10.00. Kierowcy pierwsi przywieźli wieść jakby oczekiwaną od lat, a zaskakującą: “Świdnik stoi!”. Słyszało się te słowa podawane z ust do ust, przyjmowane z nadzieją i skrywaną radością. Przez fabrykę ciągnął szmer rozmów, dochodziły coraz to nowe wiadomości: “Jeszcze LZNS!”. Cisza pękła. Jednego dnia poszły pogłoski o nie sprawdzonym i nie popartym strajku dwugodzinnym na C-15, następny okazał się punktem kulminacyjnym. Szczupła w tym czasie załoga nie wytrzymała napięcia. Do protestu pierwsza przyłączyła się Tłocznia. Był 10 lipca 1980 r. “Nie podjęli pracy” – biegnie wieść z wydziału na wydział. Szukanie – gdzie jeszcze? Spiesznie jeżdżą Żuki, jak kurierzy działają ludzie z transportu wewnętrznego. Chaos narasta. Ludzie zbierają się w grupy i dyskutują. Pewna pracownica fizyczna, zastępująca urlopującą sekretarkę, spiesznie zakłada kombinezon. Nie pracują już wszyscy.
Czas się wlecze w bezczynności jak ślimak. Oczekiwanie w przerażającej ciszy stojących maszyn i urządzeń. I wreszcie decyzja: “Ludzie, ludzie – idziemy pod biurowiec!”.

Relacja z zakładów Azotowych w Puławach, 11 lipca 1980.
Jak w całym kraju, tak i u nas atmosfera niezadowolenia narastała, a kiedy Gierek w przemówieniu dał do zrozumienia, że podwyżek nie będzie, ludzie doszli do wniosku, że już pora wystąpić do dyrekcji. Przecież wszystko zaczęło strasznie drożeć, w stołówkach, w sklepach. 11 lipca zaczęły się rozmowy w szatni. Zwróciliśmy się do kierownika, aby w naszym imieniu wystąpił do dyrekcji. Ale kierownik nie mógł nic zrobić. Wtedy zażądaliśmy rozmów z kimś wyższym. Na początku to nawet nie był strajk. Można powiedzieć, że ludzie tylko między sobą pogadali. Ale postulaty już były, np. dotyczące przeszeregowań, warunków socjalnych (w hali ogrzewanie jest zimą tak złe, że temperatura spada do 7°C, żądano więc m.in. poprawy ogrzewania), były postulaty dotyczące nadużyć partii (że nie słucha się głosu robotników), żądano zaprzestania propagandy, która trąbiła o drugiej Polsce, a ludzie widzieli, że jest coraz gorzej. Ludzie przyglądali się w “Azotach”, jak pracują zagraniczne firmy, wiedzieli, ile tam można zarobić. Widzieli też, że nowe urządzenia nie dają takiej produkcji, jak się planowało, bo są źle wykorzystywane. Żądano, aby byle usprawnienia jakiegoś inżyniera nie traktować zaraz jako wniosku racjonalizatorskiego, bo to w końcu obowiązek inżynierów – usprawniać produkcję. (…) Zorganizowaliśmy grupę kilkunastoosobową. Przyjechał ówczesny dyrektor naczelny i obiecał nam podwyżkę
1,50 zł na godzinę. Widać było satysfakcję u ludzi, że był protest i dyrekcja od razu idzie na układy. Nie chodziło o pieniądze, ale o to, że chcieli rozmawiać i że już obiecali podwyżkę.

Kolejne dokumenty, w tym nieznany protokół z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR z 18 lipca, opublikujemy w następnym numerze.

 

Wydanie: 2000, 28/2000

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Lublin
    Lublin 1 lutego, 2019, 20:50

    Swietny artykul

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy