Łzy się cisną do oczu

ZAPISKI POLITYCZNE

W hymnie narodowym są słowa: “dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. W okresie stanu wojennego kobiety układające na placach wokół kościołów krzyże z kwiatów śpiewały: “Zbyszek Bujak nas nauczył, jak zwyciężać mamy” – tu dygresja: to były te same osoby, z których rekrutują się dzisiaj zastępy armii dyrektora Rydzyka, czyli Radia Maryja, zasadniczo inaczej oceniane dawniej i dziś… zaś sam Zbyszek, współtwórca lewicowej partii, siedzi dzisiaj na tłustej posadzie przy rządzie prawicy… Cóż, tak toczy się światek i my tego nie zmienimy, nawet gdyby wybuchła za naszą namową nowa rewolucja, której bohaterowie, tak czy tak, szybko dostosowaliby się do nowych tendencji i korzyści.

Sądzę, że teraz my, wieloletni parlamentarzyści III Rzeczypospolitej powinniśmy, nieco zawstydzeni i odziani w pokutne worki, śpiewać chórem: “Wielki Gabriel nas naucza, jak się broni ludzi”. Nie muszę dodawać – chyba dla potomnych, gdyby się jeszcze nami interesowali – że idzie o dr. posła Gabriela Janowskiego, przewodniczącego Komisji Rolnictwa Sejmu RP III kadencji, który pierwszy i jak dotąd jedyny zachowuje się dokładnie tak, jak wielu z nas powinno się zachowywać teraz i dziesięć lat temu.
Różni mędrkowie prasowo-polityczni wybrzydzają na demonstracje posła Janowskiego, ale nikt z nich nie znalazł w sobie tyle odwagi, by czynnie sprzeciwić się temu, co różne patałachy ekonomiczne wyprawiają z Polską i z Polakami. Patrzę na odważne wyczyny Janowskiego z zazdrością, gdyż wiele razy w ciągu mojej dość długiej bytności w parlamencie byłem przeciwny różnym działaniom praktycznym, bądź ustawodawczym, rządzących kolejno ekip władzy i polityki, lecz moje bycie przeciw ograniczało się zaledwie do głosowania, ze zdarzającym się czasami wyłamaniem z dyscypliny klubowej. Tak zresztą robili wszyscy posłowie, modyfikując najwyżej nieco swój protest w tak łagodnych formach, jak nieobecność na sali, gdy zatwierdzano jakieś projekty ustaw, bądź gardłowanie przeciw złym decyzjom na posiedzeniach klubów. Nieliczni występowali publicznie, bywało że z ostrymi protestami, na sejmowej mównicy. Zdarzały się też przypadki przyłączania się posłów do demonstracji i protestów organizowanych przez związki zawodowe czy też partie polityczne.
Jednakże własne inicjatywy poselskie – w dziedzinie protestów przeciw różnym szkodliwym dla kraju wybrykom aktualnej władzy – nie dawały się zauważyć, a cóż dopiero zapamiętać. Byliśmy trochę jak barany prowadzone na rzeź i łatwo ulegaliśmy obietnicom polityków, mających decydujący głos w praktycznym wcielaniu w życie szkodliwych rozwiązań. Pamiętam, jak łatwo, jeszcze w Sejmie Kontraktowym, zgodziliśmy się na szokową terapię Balcerowicza. Byłem wówczas w Komisji Budżetu i Planu. Jedyne, na co potrafiliśmy się zdobyć, to była napisana przez Ryszarda Bugaja i nieco przez komisję docyzelowana uchwała, stawiająca rządowi pewne warunki i wymogi co do tej terapii. Balcerowicz uchwałę pokornie przyjął, choć nieco – dla pozoru – pomruczał. Sejm uchwalił nasz projekt. Terapia ruszyła i szybko okazało się, że prawie żaden z naszych wymogów nie jest szanowany, zaś mało które z przyrzeczeń wicepremiera jest dotrzymywane. Balcerowicz tłumaczył się “błędem diagnozy” czy jakimś podobnym wykrętem i nigdy nie uznał na forum sejmowym, że on i jego amerykański mentor, profesor Sachs, zwyczajnie nas, posłów bez doświadczenia, oszukali, nie wiem, czy ze złej woli, raczej sądzę, że z braku elementarnej kompetencji.
Gdy ruszyliśmy w teren, na spotkania z wyborcami, zasypywano nas dowodami na istnienie, po upływie tak krótkiego czasu, widocznych na każdym kroku złych, a w pewnych rejonach kraju wręcz katastrofalnych skutków tak wynoszonej do dzisiaj przez liberałów pod niebiosa reformy Balcerowicza. Jeszcze gorzej zaczęło się dziać w wielu regionach kraju, szczególnie na północnym wschodzie, gdy wyraziliśmy zgodę i uchwaliliśmy najgłupszą ustawę w całych długich dziejach Rzeczypospolitej – ustawą o likwidacji PGR-ów. Jej skutkiem jest skrajna nędza setek tysięcy ludzi z rodzin byłych pracowników tych gospodarstw, miliony hektarów ziemi leżącej odłogiem i rzadko spotykane zmarnotrawienie majątku narodowego.
Dzisiaj wyrzucam sobie i moim kolegom parlamentarzystom brak tej determinacji w obronie polskiego majątku narodowego i losu ludzi zdruzgotanych przez nieudolne reformy – jaką wykazuje poseł Gabriel Janowski. Powinniśmy byli wtedy przynieść do gmachu Sejmu RP płaty styropianu, materace, koce oraz jedzenie i zablokować pracę parlamentu do czasu, aż odwoła wszystkie głupoty, na jakie przyzwolił ekonomicznym partaczom. Gdyby to był bunt kilkudziesięciu, może kilkunastu, czy nawet choćby kilku zdecydowanych na walkę o los obywateli kraju posłów, dzieje naszej reformy ustrojowej potoczyłyby się inaczej.
Nie bardzo rozumiem naszą ówczesną bierność. Liczni spośród nas mieli piękne karty z opozycyjnej walki o demokrację, co nam rycersko przyznają teraz nasi przeciwnicy polityczni. Byli w Sejmie również ludzie z pięknymi kartami okupacyjnej walki z najeźdźcami, więźniowie łagrów i obozów koncentracyjnych, dokąd nie trafiało się za tchórzostwo. Niestety, żyliśmy gromadnie w euforii zwycięstwa i wydawało się nam, że wszystko, co tylko robimy, musi być zbawienne dla kraju. Wzorzec, jaki nam teraz podsuwa do naśladowania bohaterski Gabriel Janowski, szarpany brutalnie przez policję, szkalowany przez co głupszych dziennikarzy, obrażany gdzie tylko kto potrafi, nie mógł wtedy nam zabłysnąć jako godny naśladowania. Czym ryzykowaliśmy? Niczym. Czego nam zabrakło? Odwagi i rzetelnego przejęcia się losem ludzi, w obronie których – jak nam się wydawało – walczyliśmy z komuną i których zwyczajnie zdradziliśmy, za co nam, nowej klasie politycznej – klasie panów – ci oszukani i poniżeni płacą teraz pogardą i nienawiścią.
Ufam, że poseł Gabriel Janowski przejdzie do historii jako jeden z tych szaleńców bożych, co popychają świat do przodu. Nam zarzucą, że okazaliśmy się w obliczu zwycięstwa skundleni i przerażeni. Jest nad czym ubolewać. Łzy cisną się do oczu.
8 marca 2001 r.

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy