„M jak miłość”, K jak kasa

„M jak miłość”, K jak kasa

Od kilkunastu tygodni po każdym odcinku „M jak miłość” telewizyjna Dwójka emituje kulisy powstawania tego serialu (można zobaczyć, co się dzieje na planie, jak kręcone są poszczególne sceny itd.). W międzyczasie ponaddziesięciomilionowa widownia (tyle widzów średnio śledzi losy bohaterów „M jak miłość”) ogląda kilkuminutowy blok reklamowy. Podobny scenariusz ćwiczy TVP 1 z serialem „Klan” i „Klanem od kuchni”. Czemu to wszystko służy?

Bajkowe triki

Trik polegający na kawałkowaniu pasma po raz pierwszy wykorzystano w „Wiadomościach”, wydzielając z głównego wydania sport i pogodę. Merytorycznie nic się nie zmieniło, a cały zabieg służył tylko i wyłącznie potrzebom reklamy. Z tych samych powodów rozbito wkrótce „Warto rozmawiać” czy filmowy cykl „Kocham kino”. Potem na tapetę poszły najpopularniejsze seriale. Wymyślono, że po każdym odcinku telewizja pokaże kulisy ich powstawania. Czy przy okazji nie dokonano profanacji tego telewizyjnego gatunku? – Nie można opowiadać bajki i zaraz potem pokazywać, jak ona jest zrobiona. To nagłe uderzenie widza obuchem w głowę: jeśli chociaż przez chwilę miałeś nadzieję, że cokolwiek w serialu jest prawdą, łudziłeś się – mówi prof. Wiesław Godzic, medioznawca.
Zamysł marketingowy, jaki zastosowano w tym wypadku, jest prawdziwym majstersztykiem. Zanurzonego w serialową rzeczywistość widza trzyma się przed odbiornikiem wizją kilkuminutowej rozrywki. W międzyczasie (na deser?) puszcza się mu reklamy. – To piłowanie gałęzi, na której się siedzi. Za wszelką cenę eksploatuje się zainteresowanie widza i sprzedaje je. To kramarstwo w najgorszym wydaniu. Widz nie jest już tylko widzem, ale ma być gapiem. W moim przekonaniu takie podejście obraża standardy moralności telewizji publicznej – twierdzi prof. Maciej Mrozowski.

Kasa, misiu, kasa

Pomysł kulis wymyślił i usilnie od początku lansował dział marketingu TVP z prezesem Piotrem Gawłem na czele. – I nie interesowało ich, że jest to zwykłe barbarzyństwo. Argument był tylko jeden: przynosi duże pieniądze – mówi prof. Mrozowski.
A gra rzeczywiście warta jest świeczki. Za 30-sekundowy spot reklamowy w przerwie między serialem „M jak miłość” a kulisami, trzeba zapłacić około 60 tys. zł (w zależności od dnia tygodnia). Przerwa trwa średnio trzy minuty. Łatwo więc obliczyć strumień gotówki, jaki trafia na konto telewizji. Reklamodawców nie brakuje, bo 10-milionowa widownia przed ekranem warta jest każdej ceny. Tak więc i w tym aspekcie „M jak miłość” okazuje się dojną krową TVP.
Tylko jak długo jeszcze? – Serial jest opowiadaniem sztucznym, ale wszyscy silnie się z nim identyfikujemy. A jak mam się utożsamiać z którąś z postaci, jeśli po kilku minutach okazuje się, że stoi za nią zwykły aktor? – zastanawia się prof. Godzic.
Identyfikacja, gra emocji, ucieczka w lepszy świat serialowej rzeczywistości, przenikanie się fikcji z prawdą – to na tym właśnie polega fenomen seriali. Telewizja nam to odbiera, odziera z resztek złudzeń. Zadziwia, że robi to nadawca publiczny. Jak bowiem wierzyć w edukacyjne przesłanie serialowych treści, skoro kilka minut później mówi się, że wszystko jest lipą? – To błąd w sztuce i pazerność na pieniądze – podkreśla prof. Godzic.
Potworna i na krótką metę.

 

Wydanie: 2005, 25/2005

Kategorie: Media
Tagi: Kamil Wolski

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy