Macho to nie ja

Macho to nie ja

Nie jestem niczyim zakładnikiem. Ani SLD, ani SdPl, ani prezydenta

Prof. Marek Belka, premier rządu RP

– Był pan pewien, że wygra pan czwartkowe głosowanie? Że trzeci krok się uda?
– Nie byłem pewien. Denerwowałem się. Ale spodziewałem się, że bardzo prawdopodobne jest uzyskanie przez rząd wotum zaufania w trzecim kroku. Taka była kalkulacja. Tylko że to się nie stało samo z siebie. Musieliśmy nad tym wcześniej popracować. Jestem przekonany, że bez tej inicjatywy, którą podjąłem w ostatnim czasie…
– …czyli bez spotkań i umowy z Socjaldemokracją…
– …z wotum zaufania dla mego rządu wyszłyby nici.
– A nie jest tak, że zawierając umowę z SdPl, stał się pan ich zakładnikiem? I teraz będzie pan zmuszony do manewrowania między SLD, SdPl i prezydentem?
– Nie jestem niczyim zakładnikiem. Ani SLD, ani SdPl, ani prezydenta. Wiem, w co wszedłem. Zostałem zaproponowany przez prezydenta, a także przez przewodniczącego SLD, Krzysztofa Janika. To zagrało. Zdobyłem większość w Sejmie, po lewej stronie nastąpiła mobilizacja, jest w tym także mój osobisty udział. I wierzę, że tak będzie jeszcze nieraz.
– No właśnie, wotum pan wygrał, więc co dalej? W exposé zarysował pan bardzo poważny program. Patrząc na układ w Sejmie, na atmosferę tam panującą, nie ma zbyt wielkich szans, żeby go zrealizować.
– To nie jest tak, że mamy kod zerojedynkowy. Że albo wszystko, albo nic. Może nam się udać znaczna część planu albo połowa, albo mniejsza część. Nie jest tak, że albo odniesiemy stuprocentowy sukces, albo poniesiemy stuprocentową klęskę.
– Więc co osiągniecie?
– Wierzę w racjonalną debatę. Myślę, że trochę spokoju na polskiej scenie politycznej pomoże nie tylko ludziom w Polsce, biznesowi, poszukującym pracy, lecz także samej klasie politycznej. Samo uspokojenie sytuacji będzie już wielkim sukcesem.
– Wierzy pan, że uspokojenie sytuacji jest możliwe?
– Wierzę.
– Wierzy pan, że politycy opozycji odpuszczą?
– Tak. Myślę, że w tej chwili będą inni. Otrzymali silny bodziec, aby przemyśleć sobie pewne rzeczy.
– Co było tym bodźcem? Wybory europejskie? Dyskusja o konstytucji europejskiej? Głosowanie nad pańskim wotum?
– Wszystko razem. Także fakt, że lewica potrafiła się zmobilizować. Że wygrywa głosowania. Że jest przygotowana do merytorycznej dyskusji. I że ma siłę ją podjąć.
– Jest pan pewien, że poparcie dla pana to efekt mobilizacji lewicy? A może strach przed wyborami 8 sierpnia?
– Wyborów 8 sierpnia nie chciało również wielu tych, którzy głosowali przeciw. Mogli jednak przypuszczać, że mam większość, więc oddali głos na nie, pewnie z ulgą, że to głosowanie przegrali. Tak wygląda polska polityka, którą od paru miesięcy obserwuję. Można się zdenerwować. Ale jakoś wierzę, że wbrew retoryce ostatnich miesięcy, za to zgodnie z interesem kraju, a także opozycji da się rozmawiać o najważniejszych sprawach państwa.
– Także z opozycją?
– Także z opozycją. Wierzę też, że te rozmowy będą miały jakiś poziom. Wie pan, ja pamiętam, że historia nie kończy się na tym rządzie i na tej kadencji Sejmu. Że pewne dzisiejsze zaniechania mogą kosztować w przyszłości drogo. I myślę, że oni też o tym wiedzą.
– Miał pan przedsmak dialogu z opozycją podczas debaty nad wotum. Zobaczy pan, co będzie za tydzień, podczas debaty nad konstytucją europejską i ustaleniami z Brukseli…
– Te ugrupowania, które wyraziły poparcie dla mojego rządu, nie będą się wahać. Będą bronić ustaleń z Brukseli.
– A co z planem Hausnera? Z części jego zapisów, tych dotyczących zrównywania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz zapowiedzianej weryfikacji rent, pański rząd się wycofuje.
– Te dwie sprawy nie mają wielkiego znaczenia dla naprawy finansów publicznych. Wielkich oszczędności by nie przyniosły. Natomiast hałas, który wokół nich się tworzy, jest nieproporcjonalnie duży. To wszystko trzeba skalkulować. Koszty społeczne też mają cenę.
– Ustępuje pan, żeby nie było awantury?
– Jeżeli mam wybierać między niewielkimi uzyskami budżetowymi, osiągniętymi olbrzymim kosztem politycznym i społecznym, wielkim wrzaskiem polityków, mediów, a odpuszczeniem sobie tych spraw, tak żeby skupić się na rzeczach ważniejszych, wybieram to drugie. Bo lepiej oszczędzać miliardy niż miliony. Już to dziś mówiłem, więc tylko powtórzę – nie jestem macho. Nie zależy mi na fajerwerkach, na udowodnieniu, że mam rację, że jestem silniejszy. Chodzi mi o wyniki gospodarcze, o wyniki społeczne, o oddzielenie spraw państwowych od partyjnych, o naprawę atmosfery w polityce, w kraju.
– Zgodził się pan na poddanie się głosowaniu nad wotum zaufania 7 października, po budżecie. To ustępstwo wobec Marka Borowskiego.
– Gdybym się nie zgodził, pewnie byśmy dziś nie rozmawiali… Trzeba było znaleźć rozwiązanie uwalniające nas od fatalnego sierpniowego terminu wyborów. I takim rozwiązaniem jest moja zgoda na powtórne głosowanie nad wotum. Czy to wielkie ustępstwo? Nie wyklucza ono realizacji mego planu. Poza tym spójrzmy realnie – ten Sejm jest w stanie sparaliżować prace rządu w każdej chwili. Odwołując ministrów, blokując rządowe ustawy, atakując rząd. Gdybyśmy nie mieli większości, tak właśnie by było. A wtedy rzeczywiście nie byłoby sensu rządzić, walczyć, by ten rząd trwał dłużej. Więc nie podejmuję wielkiego ryzyka, godząc się na październikowe głosowanie. Bo jeżeli sytuacja będzie fatalna, tak czy inaczej ten rząd nie przetrwa jesieni, upadnie. Niezależnie od jakichkolwiek dzisiejszych deklaracji. Jeżeli będzie dobrze szło, to mamy szansę wygrać głosowanie w październiku i działać dalej.
Warszawa, 24.06, wieczorem, po głosowaniach w Sejmie

Wydanie: 2004, 27/2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy