Maj – klasówek szał

Maj – klasówek szał

Minister Czarnek każe nadganiać zaległości, fachowcy mówią: Stop! Dajcie uczniom żyć

– Zapowiadała się kapitalna klasa, byliśmy na zielonej szkole, zaliczyliśmy parę wspólnych wyjść, w tej chwili relacje się zerwały. Po powrocie będziemy się uczyć siebie na nowo. Nawet fizycznie, bo chłopcy wyrośli. Jeszcze w lutym uczniowie bardzo chcieli wrócić do szkoły, teraz nie chcą. Boją się szału sprawdzianów. Wiedzą, że będą na to naciskać rodzice i kuratoria. Cieszą się, że na maturze nie będzie egzaminu ustnego. Choć nasza szkoła nie straszy sprawdzianami, wiedzą, że umieją niewiele. Będzie im trudno – opowiada Anna Jóźwiak, polonistka z powiatowego miasta, wychowawczyni drugiej klasy pogimnazjalnej. Sześcioro uczniów z klasy Anny straciło dziadków z powodu zarazy. Ciężko chorują też rodzice. W efekcie i młodzi boją się choroby, popadają w fobie.

W dodatku pojawił się lęk o byt ekonomiczny. Wielu uczniów liceum mówi: poszedłbym do zawodówki, to teraz bym już pracował. Czy mam w tym momencie studiować, męcząc rodziców, czy powinienem raczej iść do roboty i kiedyś skończyć studia zaocznie? Bo rodzice w pandemii potracili pracę, padły małe prywatne biznesy. Chciałoby się mieć buty markowe, a nie te z bazaru, ale nie marudzi się matce, widząc jej stan. Dwie osoby z klasy Anny Jóźwiak znalazły zatrudnienie. Matka jednej straciła pracę, matka drugiej jest alkoholiczką. Dziewczyna wyprowadziła się, zarabia na siebie. Na osiemnastki zapraszało się pół klasy, teraz siedzi się w domu przed kompem. Nie ma klas, zespołów, są atomy. Posypały się szkolne związki. To także rzutuje na psychikę.

Zły jest stan psychiczny uczniów klas pierwszych. Oni nie czują wspólnoty ani między sobą, ani z nauczycielami. Nie zwierzą się z kłopotu, chyba że już jest dramat.

Od początku izolacji na dzieci i młodzież spadła więc lawina problemów emocjonalnych, społecznych i zdrowotnych. Nie można jednak w kółko mówić o samobójstwach młodych, w obawie, że dojdzie do efektu Wertera. Ale nie można nie zauważyć, że np. na Pomorzu rośnie liczba prób samobójczych dzieci i młodzieży w wieku 13-18 lat. W samym Gdańsku od początku tego roku próbowało odebrać sobie życie 22 nastolatków – prawie czterokrotnie więcej niż w ubiegłym roku.

Nie róbmy z nich „przegrywów”

Anna Jóźwiak boi się powrotu do szkoły, bo gdy brytyjscy eksperci radzą, by nie skupiać się na nadrabianiu zaległości, minister edukacji Przemysław Czarnek stwierdza: „My jesteśmy w Polsce, mówimy po polsku, myślimy po polsku i musimy nadrabiać zaległości, które na pewno powstały w toku nauki zdalnej”.

– Gdybym przejęła się tym odrabianiem, powinnam właściwie omówić ponownie materiał. Na próbnych maturach wyszło, że dzieciaki mają problem z ręcznym pisaniem, bo przez rok tego nie robiły – komentuje nauczycielka.

– W tej sytuacji kluczowe jest, abyśmy się wspierali – dopowiada Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, mającego 6 tys. członków oraz ok. 33 tys. sympatyków. – Musimy postawić coś w rodzaju grubej kreski, powiedzieć sobie: zaległości są nie do nadrobienia, bo uczniowie musieliby siedzieć w szkole po osiem-dziewięć godzin. Egzaminy i sprawdziany też są nie na miejscu. W dodatku resort nie bardzo chce nam dać czas do pracy z uczniami, którzy zniknęli z systemu. Wszyscy pytają o te nieszczęsne zaległości, wszystkim psują one krew.

Pleśniara denerwuje, że niby dyrektor ma autonomię. Mówi mu się: ty odpowiadasz za nadrobienie zaległości, jednocześnie wcale nie dając tej autonomii. Zamiast niej jest represyjny system kontroli.

– Chcemy prawdziwego uwolnienia podstawy programowej, żeby można było pracować w zależności od potrzeb danej szkoły, klasy. Ale do tego trzeba nowoczesnego przywództwa. Minister Czarnek zaś odpływa w światopoglądowe historie, nie pochyla się nad rozpoznaniem potrzeb uczniów. Znowu zostaliśmy ze wszystkim sami. Tak jak sami byliśmy w pierwszej fali pandemii. A skoro jesteśmy sami, nie przeszkadzajcie nam już więcej. Nie straszcie i nie zniechęcajcie – prosi Marek Pleśniar.

Zwraca poza tym uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Niektóre dzieci mają teraz megawakacje trwające już rok. Nawet po powrocie do szkół ze zwyczajnych wakacji IQ uczniów bywało niższe o 10 pkt. Wystarczył jednak wrześniowy trening intelektualny, by do października nadrobić straty. Mózg jest jak mięsień – nietrenowany zanika. Teraz strach to IQ mierzyć.

Uczniowie dostali porządnie w kość. Tym bardziej nie mamy prawa dorabiać im garbu, nazywając ich pokoleniem straconym. Tomasz Bilicki, nauczyciel WOS i koordynator prowadzonego przez Fundację Innopolis Centrum Interwencji Kryzysowej dla Młodzieży RE-START w Łodzi, nie cierpi tego określenia i walczy z ekspertami, którzy tak właśnie nazywają roczniki pandemii.

– Robimy młodym ludziom krzywdę, wpisując ich w rolę „przegrywów”. Ten mechanizm towarzyszy niskiej samoocenie. A przecież dzieciom od dawna brakuje pewności siebie. Przez rok doświadczyły wielu kryzysów, lecz ich przepracowanie może przynieść korzyści, prowadzić do wyciągnięcia konstruktywnych wniosków. Trudne emocje, takie jak smutek, złość, tęsknota, są ważnym komunikatem. Dzięki nim wielu młodych dowiedziało się, jak ważne są relacje – zdążyli zatęsknić za rówieśnikami i bliskimi. Dowiedzieli się, że nadmierne przebywanie przed komputerem nie służy zdrowiu ani fizycznemu, ani psychicznemu – mówi Bilicki. – Spójrzmy prawdzie w oczy, czy dziś pamiętamy, co umieliśmy na sprawdzian z okrytonasiennych? Czy brak tej wiedzy czyni nas gorszymi ludźmi? Czy jesteśmy przez to „przegrywami”? Człowiek swojej wartości nie buduje na znajomości prawych i lewych dopływów Wisły.

Tydzień ulgi

Dlatego w przededniu powrotu do szkół jest dobry czas, by nauczycieli chętnych do robienia sprawdzianów i nadrabiania materiału na siłę prosić: nie wzmacniajcie źródeł lęku. Miejcie postawę: zapraszamy was do szkoły. Powrót ma być festiwalem relacji, ważnym wydarzeniem, nie czasem rozliczeń. Instytut Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zaproponował kampanię „Tydzień ulgi”. Chodzi o podarowanie uczniom i uczennicom tygodnia bez sprawdzianów, odpytywania i zadań domowych. Czasu na socjalizację.

Są przykłady z zagranicy. Mieszkanka Danii: – Gdy tak czytam o tej waszej podstawie programowej, nic nie rozumiem. U nas w ogóle nie ma tego tematu. Dzieci wróciły do szkół i przez tydzień nie miały zajęć edukacyjnych, przebywały ze sobą.

Mieszkaniec Norwegii: – Dzieciaki nie chodziły do szkół tylko przez chwilę. Nie ma więc problemu z nadrabianiem materiału. Nie ma korepetycji, bo szkoła ma obowiązek nauczenia dziecka. Jeśli ono sobie nie radzi, całe grono pedagogiczne szuka rozwiązania, jak mu pomóc; nie zostawia się też dzieci na drugi rok w tej samej klasie. Dopiero w liceum młodzi rywalizują o oceny, by dostać się na dobre studia. Choć generalnie rywalizacja jest źle widziana, dzieci przygotowuje się do współpracy w grupie. Najważniejsze jest dobro wspólne. Dopiero gdy ktoś nie dostanie się na studia, zazwyczaj dokształca się przez rok prywatnie.

Można więc uczyć tak zwyczajnie, po ludzku, bez zadęcia. Bez papierologii. To przynosi efekty: Skandynawowie przodują we wszelkich rankingach, w tym w rankingu najszczęśliwszych ludzi na świecie.

– Pandemia przypomina czas wojny, gdy nad dydaktyką musimy postawić zdrowie psychiczne. Sam nikogo nie będę rozliczał. Już wystawiłem część ocen i dalej nie chcę oceniać. Pracuję z uczniami i uczennicami, a nie z ocenami. One nie są niezbędne do budowania relacji w szkole. Im bardziej nauczyciel był straszący, kontrolujący, tym jego uczniowie i uczennice gorzej sobie radzili z nauką zdalną. Nie byli nauczeni samodzielności. Tymczasem dowiedzieli się, że nie tylko nauczyciel jest źródłem wiedzy. Owszem, ważne jest wprowadzanie treści programowych. Ale róbmy to powoli. Najważniejsza jest reintegracja grupy, poznawanie siebie na nowo, bo przez ten rok wszyscy bardzo się zmieniliśmy. Przypominam poza tym, że zapisy odnośnie do podstawy programowej mówią, że należy ją realizować zgodnie z potrzebami i możliwościami uczniów. Jestem zwolennikiem wyselekcjonowania minimum, a pozostałe treści lepiej zostawić zainteresowanym. Młodych w tym momencie nie trzeba dodatkowo torturować podstawą programową. Lekcje nie muszą ociekać taką ilością detali – dowodzi Bilicki.

O tym, że ma rację, przekonują choćby komentarze na Facebooku PRZEGLĄDU. Iza: „Moje dzieci tęsknią za normalnością! Za nauczycielami, za zieloną tablicą… Za rówieśnikami…”. Daria: „Wcale się nie dziwię, że dzieci sobie nie radzą, ile mogą siedzieć przed komputerami?”. Marta: „Dzieci osłabiają wzrok, kupuję im krople do oczu. Zaczynają się garbić, więc chodzą w ramach rehabilitacji na kurs tańca. Boli też brzuch, co skończyło się USG jamy brzusznej, głowa boli, bo jest niedotlenienie. I tak totalna nuda, że córka wygląda, jakby była naćpana”.

Jak zasypać przepaść?

Ewa Radanowicz, dyrektorka szkoły w Radowie Małym w Zachodniopomorskiem, działaczka edukacyjna: – Po powrocie do szkoły doby nie wystarczy na uporanie się z bieżącymi problemami, np. część naszych dzieci w pandemii trafiła do domów dziecka i rodzin zastępczych. Trzeba nimi szczególnie się zająć. Mamy rodziny, gdzie po kilka osób zmarło na koronawirusa, dzieci są straumatyzowane. Wrócą w tak różnej kondycji psychicznej, że to może nas zaskoczyć. Dlatego nawet już nie słucham ani pomysłów ministra, ani władz lokalnych.

Dyrektor Radanowicz zauważyła, że starsi uczniowie wcale nie chcą wracać do szkoły takiej, jaka była: z odpytywaniem przy tablicy, ze sprawdzianami, z toną prac domowych. – Najbardziej boję się presji rodziców i władz na nadrabianie zaległości. Muszę zorganizować szkołę na nowo. Nie wiem, co z dziećmi, które nic nie robiły przez ten rok. W klasie będą z tymi, które intensywnie pracowały. Jak zasypać tę przepaść? – zastanawia się. – A będą i takie, które cofnęły się w rozwoju edukacyjnym. Na razie nie wiem, jak będzie można tak dalece różnicować pracę na lekcji. Najpilniejsze jest zastanowienie się, jak diagnozować braki, jak wyrównywać poziom, jak dostosować pracę szkoły, bo na pewno nie na zasadzie: nadgonimy. Należy przeanalizować podstawę programową i nadrabiać tylko to, co kluczowe. Metody pracy dostosować do poziomu, jaki prezentują dzieci.

Ewa Radanowicz nie wyobraża sobie nauczyciela, który będzie chciał pracować tak samo, jak pracował przed pandemią. I zdaje sobie sprawę, że część z nich może traktować powrót do szkół jako jeden wielki sprawdzian i kartkówkę. A prawda jest taka, że na siłę niczego wyrównać się nie da. – Absolutnym priorytetem jest psychika młodych, ustalenie, w jakim stanie do nas wracają – mówi. – Przewiduję miodowy miesiąc, radość z powodu kontaktów z rówieśnikami, a potem wysyp kłopotów. Będzie więcej sytuacji konfliktowych, kryzysowych, dlatego trzeba opracować system wsparcia.

Z perspektywy wioski popegeerowskiej i małej szkoły, którą kieruje Ewa Radanowicz, widać, że przydadzą się dodatkowe godziny dla chętnych – rząd przeznaczył 187 mln zł na godziny wyrównujące braki. Rodzice na pewno będą chcieli, aby dzieci z nich skorzystały, choć większość oświatowców jest zdania, że trzeba się pogodzić z tym, że tych kilka miesięcy zostało straconych i w krótkim czasie nie da się ich nadrobić.

Czytelnik PRZEGLĄDU Krzysztof: „Wszystko idzie w kierunku prywatyzacji szkół, bo przez obecny sposób nauczania nie ma szans, żeby wcześniej czy później dzieci się nie pogubiły. Dramat goni dramat”. Dzieje się więc to, co przewidywała w „Doktrynie szoku” Naomi Klein – wielkie kryzysy zamiatają pieniądze do kieszeni bogatych, usługi się prywatyzuje. Na korzystanie z nich nie wszystkich stać. Nierówności rosną. Bo owszem, ci, których na to stać, zabiorą dzieci do szkół niepublicznych lub obłożą je kursami i korepetycjami od najmłodszych lat. Ewentualnie zdecydują się na edukację domową. Mama z warszawskiego Żoliborza, psycholożka, zarzeka się: – Nie skażę moich dzieci na kilkugodzinne siedzenie przed komputerem. To droga na skróty do uzależnienia od elektroniki i do kłopotów emocjonalnych. Widzimy, jak po roku nauki zdalnej dzieci znajomych nie mogą się oderwać od urządzeń mobilnych. Nigdy tak nie było! Syn idzie od września do pierwszej klasy, córka za dwa lata. Jeśli nadal jedynym pomysłem rządu na pandemię będzie lockdown i zamykanie szkół, zabieram dzieci do edukacji domowej. Już rozmawiamy ze znajomymi o stworzeniu czegoś w rodzaju nieformalnej szkoły. Będziemy się wymieniać przy nauce dzieci. Każdy z nas ma wyższe wykształcenie, ogarniemy.

Kto jest przyjacielem

Agnieszka Jastrzębska, innowatorka edukacyjna, psycholog szkolna i nauczycielka fizyki w mającej 1000 uczniów szkole w gminie Lubin, walczy ze stereotypem, że w pandemii psycholog czy pedagog nic nie robi. To bardzo szkodliwe myślenie, bo pojawia się pokusa ograniczania tych etatów.

– Tymczasem do typowych kłopotów dzieci dziś musimy doliczyć te wynikające ze specyfiki zdalnej nauki i braku rzeczywistych kontaktów. Rodzice dziecka szukają pomocy tu i teraz, a nie za miesiąc czy półtora, bo takie są terminy w naszym mieście. Jeśli nie znajdą jej w szkole, będą musieli szukać prywatnie. To kolejny element różnicujący dzieci. Jednych stać na terapię, drugich, może nawet bardziej potrzebujących, nie stać. Psycholog szkolny zawsze był buforem, łatwiej zgłosić się do niego, niż od razu gnać do poradni. Dzieci przez prawie rok budowały fałszywą popularność internetową. Wypromowały w internecie ideał, a rzeczywistość od niego odbiega. Teraz więc bardzo lękowo reagują na powrót do szkół – tłumaczy Jastrzębska.

Psycholożka nie ma wątpliwości, że problemem będzie ponowne budowanie relacji rówieśniczych: – Zdalna nauka zredefiniowała także pojęcie przyjaźni. Przeprowadziłam badania na ten temat, robiąc 650 ankiet. Przyjacielem nie jest już ten, kto spędza z tobą dużo czasu i zawsze możesz na niego liczyć. To ten, kto daje lajki w internecie, kto buduje twoją popularność, choćby fałszywą, gra z tobą w gry.

Jastrzębska przygotowywała nauczycieli do niestandardowej pracy z uczniami. Ona sama nie stawia ocen, nie robi sprawdzianów. – Nie można zostawić szkoły bez wsparcia psychologa – mówi z przekonaniem. – Niektóre dzieci będą z powodu niezałatwionych problemów nosić piętno do końca życia.

Marek Pleśniar zauważa, że resort edukacji nie wesprze szkół w pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Dlatego stowarzyszeni, nie oglądając się na rządzących, wydali poradnik o wsparciu rówieśniczym, zawierający konspekty lekcji wychowawczych. Poradnik napisał Tomasz Bilicki. Odpowiednio przeszkolone przez psychologa szkolnego dzieci mają pomagać kolegom i koleżankom w nauce, ale również w rozwijaniu pasji, tych prawdziwych, a nie pompowanych potrzebami przypodobania się grupie. Bo jak ktoś umie opowiedzieć o prawdziwych pasjach, zyskuje naturalną popularność. Ci przeszkoleni uczniowie mogą także zapobiegać nękaniu i wykluczeniu. Muszą mieć opiekunów – superwizorów, przeszkolonych nauczycieli. Rodzice zaś muszą wyrazić zgodę na objęcie dziecka wsparciem rówieśniczym. Taka forma pomocy może się okazać najważniejsza. Po powrocie bowiem ważna będzie rola liderów grup rówieśniczych – kogo wskażą jako ofiarę, a kogo mianują na gwiazdę. Jeden uczeń przerażony wirusem będzie nosił maseczkę, rękawiczki i co chwila je dezynfekował, drugi będzie go wyśmiewał, bo pandemia to ściema. Nie tylko zatem od dorosłych będzie zależało, czy dzieci wrócą do szkoły z uśmiechem, czy z płaczem, a nawet czy znajdą się takie, które nie wrócą.

Rządzący poprzez swoją nieudolność – polscy uczniowie siedzieli przed komputerami rekordowo długo w porównaniu z innymi w Europie – zafundowali im kłopoty zdrowotne i emocjonalne, plus rozwarstwienie, od różnego poziomu wiedzy po nierówny dostęp do zajęć dodatkowych i opieki psychologicznej. Tegorocznym maturzystom zafundowali brak wiary, że maturę uda się zdać. Choć trzeba przyznać, że pod wpływem dużego oporu społecznego Ministerstwo Edukacji i Nauki przesunęło trudniejszy egzamin dla ósmoklasistów. Przyszłoroczne egzaminy będą więc w nieco udawany sposób okrojone z wymagań. Maturzystom, którzy ukończyli ośmioklasową szkołę podstawową zniesiono na pewien czas próg zdawalności egzaminu maturalnego z przedmiotu dodatkowego, choć zdaniem oświatowców cały nowy egzamin powinien być przełożony o dwa lata.

Obserwując szarpany taniec wokół otwarcia szkół, trudno nie odnieść wrażenia, że jednak nie doczekamy festiwalu relacji. Paweł Lęcki, polonista z Sopotu obserwowany na Facebooku przez 59 tys. osób, komentuje z sarkazmem: „Grunt, że w czasie pandemii wszystko dobrze przemyślano i powrót do szkół będzie pełen radości, poczucia bezpieczeństwa, integracji, relacji. (…) Nauczyciele staną w końcu przy tym jednym kserze w szkole, zrobią listę kolejkową, nakserują sprawdzianów, testów, w końcu młodzi nie będą ściągali ani grali w Fortnajta. I dobrze, że powrót będzie w maju, na chwilę przed wakacjami, choć i tak Polska najprawdopodobniej pobiła rekord zamknięcia szkolnictwa”. Niechlubny rekord, który odbije się dużą czkawką.

b.igielska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Karol Porwich/East News

Wydanie: 19/2021, 2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy