Majorka – koniec balangi

Majorka – koniec balangi

Władze hiszpańskiej wyspy nie chcą już tłumów Niemców i Brytyjczyków zamroczonych piwem

„W naszej polityce dokonamy zwrotu o 180 stopni. Pijacka turystyka nie jest już na czasie. Ludzie, którzy chcą na urlopie szaleć, wrzeszczeć, wszczynać bójki i wymiotować na ulicach, mogą sobie jechać w inne miejsca na świecie”, stwierdził wiceburmistrz Palma de Mallorca, Alvaro Gijón.
Dodał też, że Majorka powinna stać się eleganckim miejscem wypoczynku, jak Las Vegas, Miami czy Saint-Tropez. Takim, w którym chętnie urlopują zamożni przybysze z krajów arabskich czy z Chin, szerokim strumieniem wydający tu pieniądze. „Nie poszedłbym z sześcioletnią córką do Ballermanna. To bardzo niebezpieczne, chociażby dlatego, że wszędzie leży potłuczone szkło”, stwierdził wiceburmistrz, odpowiedzialny w radzie stolicy za sprawy turystyki.
Alvaro Gijón zapowiedział, że w obecnej formie istnienie Ballermanna dobiegnie końca. Ballermann to sześciokilometrowy odcinek wybrzeża na wschód od Palmy, stolicy wyspy. Nazwali go tak niemieccy turyści. W ich języku Ballermann znaczy mniej więcej „szalony strzelec” czy „urządzający kanonadę”. Znajdują się tam balnearios – bary plażowe. Niemieccy urlopowicze nazywają je Ballermann (z kolejnymi numerami).
Alvaro Gijón nie ukrywa, że chciałby przynajmniej nieco zmniejszyć tłumy młodych przybywających na wyspę, 18-, 30-letnich plecakowych urlopowiczów z Wielkiej Brytanii i Niemiec. Mają oni raczej chude portfele, kwaterują w najtańszych hotelach i przez całe noce imprezują na plażach i ulicach strefy nadbrzeżnej Playa de Palma, kompletnie otumanieni tanim alkoholem z supermarketów, tak że restauratorzy i właściciele barów nie mają żadnych zysków. Zawiani turyści urządzają bijatyki, publicznie spłacają dług naturze, na oczach tłumów oddają się rozkoszom miłości, zaśmiecają plaże, ulice i promenady, terroryzują spokojnych urlopowiczów.
Hiszpańska wyspa należąca do archipelagu Balearów jest mekką turystów z Północy. Każdego roku wypoczywa tu 6 mln obcokrajowców, w tym 2 mln Brytyjczyków, 3,4 mln Niemców, liczni Skandynawowie i Austriacy. Wśród miejsc urlopowych wybieranych w ofercie last minute wyspa zajmuje w RFN pierwsze miejsce. Majorka cieszy się wyjątkowo imprezową sławą. Na letnie szaleństwa ściągają tu całe klasy maturalne, hałaśliwe kluby kibica i zabawowe grupy sąsiedzkie.

Smażalnia Teutonów

Niemiecka prasa często nazywa wyspę Teutonengrill, smażalnią Teutonów. Bary i restauracje w Playa de Palma noszą nazwy niebrzmiące po hiszpańsku: Oberbayern (Górna Bawaria), Bierkönig (Piwny król) czy Mega-Park, z głośników zaś niemal przez całą noc rozbrzmiewają przeboje na niezwykle wysokim poziomie w rodzaju „Scheiss drauf“ (w łagodnym przekładzie: „Zrób na to kupę”) czy „Hosen runter“ („Spuść spodnie”). Kultowym obyczajem stało się tu picie taniej sangrii z pięciolitrowych wiader. Zapoczątkowali  go jakieś 20 lat temu zagraniczni turyści, którzy urządzili imprezę przy plażowym barze Balneario 6. Kupioną w supermarkecie tanią wódkę, wino i rum zmieszali w wiadrze z drinkami z baru i rozpoczęli biesiadę. Kubełkowe bachanalia rozpowszechniły się na całą sześciokilometrową strefę Ballermanna. Gdy tylko na plaży zasiądzie turysta z wiadrem, wokół niego zaczyna się zabawa.
Niestety skutki urlopowych szaleństw są opłakane. Guillermo Navarro, radny miejski Palma de Mallorca, opowiada: „Kiedy ci młodzi mężczyźni konsumują ogromne ilości alkoholu, w palącym słońcu, do którego nie są przyzwyczajeni, często dochodzi do udaru słonecznego. Pijani zataczają się, stawiają oczy w słup, wymiotują, walą się na ziemię i po prostu tak leżą. Dla małych dzieci nie jest to piękny widok”.
Navarro zwraca uwagę, że Niemcy, Austriacy i Brytyjczycy to narody dbające w swoich ojczyznach o czystość i dobre obyczaje. Ale na zagranicznym urlopie, jak to subtelnie się mówi w Berlinie, Lipsku czy Monachium, „uwalniają ukrytą wewnętrzną świnię”.
„Rozumiem, że na urlopie każdy chce się wyszaleć, ale są pewne granice”, podkreśla radny.

Niebezpieczny balkoning

To na Majorce wśród młodych poddanych królowej Elżbiety II narodził się niebezpieczny obyczaj balkoningu, czyli skakania z hotelowego balkonu do basenu lub na inny balkon. W 2012 r. na wyspie zginęło tragicznie trzech uprawiających balkoning mocno podchmielonych Brytyjczyków, a trzech innych odniosło poważne obrażenia. W tym roku liczba ofiar takich wyczynów będzie wyższa. W maju 23-letnia Charlotte Faris przyleciała na Majorkę, by w długi weekend zabawić się z przyjaciółką w mieście Magaluf. Kilka godzin po przylocie już nie żyła. Młode kobiety od razu po zakwaterowaniu poszły na drinka. Kiedy wróciły w stanie upojenia, Charlotte wyszła na hotelowy balkon. Nikt nie widział, jak spadała głową w dół z drugiego piętra. Ratownicy medyczni bezskutecznie przez 20 minut próbowali ją ratować.
W lipcu z dziewiątego piętra hotelu Honolulu w Magaluf wypadł 31-letni Craig Knapp z Dundee. Według relacji świadków miał na sobie tylko kąpielówki. Pozostawił troje małych dzieci. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Londynie ostrzega Brytyjczyków udających się na Majorkę, „aby nie igrali ze śmiercią na balkonach”. Do tej pory takie apele pozostają bez odzewu.

Gwałt w nocnym klubie

Młode Angielki w piciu do nieprzytomności niewiele ustępują mężczyznom. Oszołomione alkoholem kobiety często padają ofiarą gwałtów. W zatłoczonych nocnych klubach, wśród ogłuszających wrzasków i hałaśliwej muzyki, gdy wszyscy są mocno pod wpływem, pary zaś bez skrępowania uprawiają seks, nie mogą liczyć na pomoc. Gwałciciele pozostają bezkarni, ponieważ turystki wstydzą się zgłaszać przestępstwo policji. Wyjątkiem okazała się 19-letnia Lauren Walsh, która w lipcu opowiedziała dziennikarzom, jak skrzywdzono ją na oczach setek imprezowiczów w przepełnionym klubie w Magaluf. „Nagle kilku mężczyzn zaatakowało mnie od tyłu. Napastnicy wciągnęli mnie na scenę, zdarli ze mnie ubranie i zgwałcili. Muzyka zagłuszała moje krzyki. Ludzie widzieli, co się dzieje, ale nikt nie ruszył z pomocą, wszyscy myśleli, że dobrze się bawię”, relacjonowała dziewczyna. Sprawców, którzy mówili po angielsku, nie udało się wytropić.
Władze Majorki są zaniepokojone faktem, że na wyspę ściągają nie tylko zagraniczni turyści, ale i oszuści oraz inni przestępcy. 24 lipca policja przeprowadziła na wyspie operację „Casablanca”, w której uczestniczyło 200 funkcjonariuszy. Stróże prawa dokonali rewizji w 30 lokalach i mieszkaniach, skonfiskowali noże, broń palną, narkotyki i samochody, aresztowali 24 osoby, przede wszystkim członków niemieckiego gangu motocyklowego Hells Angels oraz ich domniemanych wspólników. Wśród zatrzymanych znalazł się przywódca Aniołów Piekieł z Hanoweru, 48-letni były pięściarz Frank Hanebuth. Prokuratura podejrzewa gangsterów o pranie brudnych pieniędzy, zmuszanie kobiet z Europy Wschodniej do prostytucji oraz o wymuszenia i szantaże. Podobno Aniołowie Piekieł potajemnie filmowali na Majorce zamożnych obcokrajowców korzystających z usług prostytutek. W zamian za milczenie amatorzy płatnej miłości składali wysokie okupy (nawet do 420 tys. euro).
Władze postanowiły wprowadzić na wyspie lepsze obyczaje. W tym roku ogłoszono zakaz picia na promenadzie między balnearios 5 i 6 w godzinach od 22 do 1 nad ranem (raczenie się mocnymi trunkami w barach i dyskotekach jest dozwolone). Przestrzegania zakazu pilnują patrole policji, którym towarzyszy tłumacz. Na razie stróże prawa tylko upominają, ale opornym grozi konfiskata wiader z winem, a pijakom recydywistom – grzywny. Sukcesy są jednak umiarkowane. Przepędzeni balangowicze przenoszą się z kubełkami kilkadziesiąt metrów dalej. W przyszłym roku ma obowiązywać 24-godzinny zakaz picia na ulicach w całej strefie Playa de Palma. Ponadto delektowanie się mocnymi trunkami z wiader ma zostać wyjęte spod prawa. Rada miejska zamierza stopniowo, w ciągu pięciu-sześciu lat zamknąć i zburzyć 60% tanich hoteli w Playa de Palma. Mają je zastąpić hotele cztero- i pięciogwiazdkowe oraz obiekty sportowe dla bogatych.
Nie wiadomo jednak, czy plany zostaną zrealizowane. Właściciele hoteli i budynków przeznaczonych do zburzenia oczywiście nie zgadzają się na to. Także wielu miejscowych obywateli nastawionych jest sceptycznie. Połowa populacji Majorki pracuje w turystyce, która przynosi 80% dochodów wyspy. Czy zakazy alkoholowych bachanaliów nie doprowadzą do uszczerbku ekonomicznego?
Patricia Cieza de Leon z Santa Eugenia wyraziła wątpliwości: „Majorka zawsze miała różne rzeczy dla różnych ludzi. Bogaci turyści nie są lojalni. W każdej chwili mogą postawić żagle na jachtach i popłynąć do Chorwacji, podczas gdy 18-latek, który przyjechał tu imprezować, za 10 lat wróci z rodziną”. Brytyjski dziennik „The Independent” przypuszcza jednak, że czas turystów wymiotujących na ulicach Playa de Palma dobiega końca. Na wszelki wypadek gazeta opublikowała listę innych miejsc, w których urlopowicze mogą hołdować podobnym przyjemnościom. Znalazły się na niej m.in. grecka wyspa Kos, Malia na Krecie czy cypryjska Ayia Napa.

Wydanie: 2013, 32/2013

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy