Mała reprywatyzacja – wielka hucpa!

Mała reprywatyzacja – wielka hucpa!

Wszystko to daje podstawy do sformułowania skargi konstytucyjnej w celu zbadania zgodności z Konstytucją art. 156 k.p.a. w zakresie, w jakim pozwala on na stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnych bez względu na upływ czasu, co godzi w chronioną art. 2 Konstytucji wartość, jaką stanowią bezpieczeństwo i pewność obrotu prawnego.

Inne istotne wady cechujące „małą reprywatyzację”

Warszawska reprywatyzacja to nie tylko stosowanie prawa wstecz wbrew konstytucyjnym ograniczeniom. To także szereg innych popartych faktami zagadnień budzących poważne zastrzeżenia prawne. Niemal wszystkie z nich jeszcze bardziej wzmacniają zasadność wniosku poddającego w wątpliwość konstytucyjność art. 156 k.p.a., a także dowodzą wprost, wbrew upowszechnionemu w środowisku prawniczym przekonaniu, że jednak skutków prawnych decyzji dekretowych sprzed dziesięcioleci obiektywnie nie sposób było odwrócić. Nie wszystkie z wad konstrukcji pseudo-instytucji „małej reprywatyzacji” cechują każde postępowanie prowadzone w tym trybie, jednakże wszystkie z nich w pewnym stopniu zostały bezpodstawnie zbagatelizowane w toku postępowań dekretowych.

    1. Za zupełne nieporozumienie należy uznać dokonywanie oceny w toku „małej reprywatyzacji” zgodności celu wywłaszczenia dokonanego w okresie PRL z celem, na jaki nieruchomość dekretowa jest przeznaczona aktualnie. Wywłaszczenia dekretowe miały przede wszystkim na celu umożliwienie odbudowy miasta, która ze względu na ogrom wojennych zniszczeń i poważne straty w ludności możliwa była w praktyce jedynie w formie działań publicznych. Jest to niezaprzeczalny historycznie fakt. Poza tym w okresie PRL, gdy w świetle obowiązującego wówczas prawa własność prywatna nie była wiodącą formą własności, a do obowiązków władzy publicznej należało zapewnienie mieszkań ludności, następcza odmowa przyznania dawnym właścicielom wielorodzinnych budynków mieszkalnych prawa użytkowania wieczystego podyktowana była preferowanym publicznym (społecznym) charakterem mieszkalnictwa wielorodzinnego. Odmienna ocena celu wywłaszczenia zgodnie z obecnie obowiązującymi kryteriami kwalifikowania celu publicznego jest pozbawiona podstaw prawnych i ułomna intelektualnie. Stosując odmienne kryteria oceny decyzji od tych, jakie obowiązywały w dniu jej wydania można stwierdzić nieważność każdej decyzji podjętej w czasach poprzedniego ustroju. Jest to kolejny fundamentalny logiczny błąd całej koncepcji „małej reprywatyzacji”, nad którym nie sposób przejść do porządku dziennego. Stwierdzanie nieważności decyzji dekretowej na podstawie takiej, że została ona wydana z naruszeniem przesłanek art. 7 ust. 2 Dekretu jest historycznym nieporozumieniem. Właściwe organy władzy publicznej PRL dlatego odmawiały ustanowienia prawa użytkowania wieczystego poprzednim właścicielom nieruchomości dekretowych, ponieważ w obowiązującym wówczas systemie prawnym nie było miejsca dla własności prywatnej wielorodzinnych budynków mieszkalnych. Dlatego na mocy Dekretu uznawano wówczas sytuację taką za niedającą się pogodzić z ówczesnymi odpowiednikami planów zagospodarowania przestrzennego. Fakt, że właścicieli kamienic w innych miejscowościach nie wywłaszczono na masową skalę, nie oznacza, że w okresie PRL prywatna własność budownictwa mieszkaniowego wielorodzinnego była do pogodzenia z wdrażanym wówczas systemem społeczno-gospodarczym wyrażonym w obowiązującym wówczas prawie. To że pod rządami Konstytucji z 1997 r. ocena takiej sytuacji jest zupełnie odmienna, ze względu na prymat własności prywatnej, nie oznacza, że decyzje dekretowe sprzed dekad zostały wydane z rażącym naruszeniem prawa.
    2. Powyższe wiąże się z zagadnieniem stosowania w prowadzonych przez stołeczny ratusz postępowaniach dekretowych przedwojennych planów zagospodarowania przestrzennego, w szczególności ogólnego planu zabudowania z dnia 11 sierpnia 1931 r. Budzi to szereg poważnych wątpliwości prawnych. Po pierwsze – ze względu na rozmiar zniszczeń wojennych stolicy stosowanie planu przedwojennego nie można uznać za prawidłowe z punktu widzenia urbanistycznego. Po drugie – prawnie jest to również wątpliwe. Przepisy prawa budowlanego obowiązujące po wojnie ustalały nowe zasady sporządzania planów zagospodarowania przestrzennego i uchylały przepisy rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 16 lutego 1928 r. o prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli, które to z kolei stanowiły podstawę uchwalenia planu ogólnego z 1931 r. Po trzecie – przepisy rozporządzenia z 16 lutego 1928 r. wymagały, aby w celu odbudowy osiedli, zniszczonych wskutek klęski żywiołowej sporządzano plany zabudowania. Zatem, nawet jeżeli przyjmie się założenie, że przedwojenne przepisy o planowaniu przestrzennym obowiązywały również po wojnie, należy uznać, że w wyniku katastrofy wojennej istniał prawny obowiązek sporządzenia nowych planów, przez co znaczenie prawne traciły plany poprzednio obowiązujące. Po czwarte – plan ogólny z 1931 r. obejmował jedynie ogólne wytyczne urbanistyczne o bardzo ograniczonej szczegółowości. Przywoływanie ich jako podstawę rozstrzygnięć dekretowych po 70 latach jest zdumiewające. Po piąte – w końcu w 1945 r. w Biurze Odbudowy Stolicy pod kierunkiem Zygmunta Skibniewskiego opracowano plan zagospodarowania, który do 1947 r. stanowił podstawę programową opracowań szczegółowych odbudowy i projektowania nowych zespołów urbanistycznych.
    3. Kolejnym bardzo ważnym zagadnieniem wskazującym na wadliwość koncepcji „małej reprywatyzacji” jest właściwe zdefiniowanie istoty prawa własności i granic jego ochrony. To najbardziej fundamentalne z praw rzeczowych podlega najszerszej ochronie. Niezaprzeczalnym faktem jest, że na mocy Dekretu to m.st. Warszawa pozostaje właścicielem wszystkich nieruchomości dekretowych wraz ze stojącymi na nich budynkami. Dawni właściciele, a szczególnie ich „następcy prawni” posiadają jedynie roszczenia do tych nieruchomości. Roszczenie tym różni się od tytułu własności, że jest tylko roszczeniem, które z formalnego punktu widzenia może być bezpodstawne, wygasłe lub nieskuteczne. Roszczenie wyraża jedynie subiektywne przeświadczenie wnioskodawcy o jego prawach podmiotowych. To stołecznej gminie przysługuje tytuł własności do nieruchomości dekretowych, skoro ustawami nie wzruszono Dekretu. Należy mieć na uwadze, że dawnym właścicielom ponownymi decyzjami dekretowymi przyznawane jest prawo użytkowania wieczystego gruntów i de facto, bo nie na mocy takich decyzji, przekazywane jest odrębne prawo własności do budynków – odnośnie budynków patrz także poniżej. Z oczywistych względów Konstytucja daje pierwszeństwo ochronie własności prywatnej. Jak pokazały doświadczenia PRL, jednostka nie jest w stanie wygrać z aparatem państwowym. Niemniej pod rządami Konstytucji brak też dostatecznego uzasadnienia dla nieudzielania odpowiedniej ochrony mieniu państwowemu lub komunalnemu, stanowiącemu własność zbiorową. Od zarządców wspólnego mienia członkowie samorządowej i państwowej wspólnoty mogą słusznie domagać się dołożenia staranności, jaka cechuje praworządnego prywatnego właściciela, a co więcej – zdania im sprawy ze sposobu sprawowania takiego zarządu. Na gruncie Konstytucji i innych powszechnie obowiązujących norm prawnych nie sposób zaprzeczyć tym truizmom.
    4. Rozważania zawarte w pkt. 3 powyżej prowadzą wprost do wniosku, że w toku „małej reprywatyzacji” osobom, które, nierzadko w okolicznościach charakteryzujących cywilnoprawną instytucję wyzysku, nabyły roszczenia od dawnych właścicieli lub ich spadkobierców, udzielana jest ipso facto ochrona prawna równa konstytucyjnej ochronie własności i dziedziczenia. Nie znajduje to dostatecznego uzasadnienia prawnego m.in. ze względu na scharakteryzowaną powyżej istotę roszczenia i jego oczywiste subiektywne konotacje. Co do zasady, następstwo prawne ma miejsce w drodze sukcesji uniwersalnej lub syngularnej poprzez dziedziczenie lub zbycie – w przypadku spraw dekretowych – zbycie nieruchomości. Zbycie roszczenia nie jest tożsame ze zbyciem nieruchomości. Nabywcy roszczenia w drodze umowy nie można utożsamiać z wywłaszczonym właścicielem. Pierwszy z nich często jest li tylko spekulantem, liczącym na to, że uzyska to, czego drugi, z jakże różnych powodów, nie jest w stanie uzyskać. Dlatego właśnie ustawa o gospodarce nieruchomościami od 2000 r. chroni prawnie tylko spadkobierców poprzednich właścicieli nieruchomości wywłaszczonych w trybie tejże ustawy. Natomiast w przypadku „małej reprywatyzacji” nabywcy roszczeń traktowani są na równi z dawnymi właścicielami lub ich spadkobiercami – tym samym bez dostatecznego uzasadnienia prawnego pozwolono im obejść granice ochrony konstytucyjnych gwarancji i praw.
    5. Jak już argumentowano powyżej upływ czasu prowadzi do zatarcia dowodów zdarzeń mających istotny wpływ na określenie rzeczywistego stanu prawnego nieruchomości. Ze względu na zdarzenia losowe, urzędowe okresy archiwizowania dokumentów, właściwości materiałów piśmienniczych, a także możliwą szkodliwą działalność człowieka, można przyjąć, że wiele istotnych dokumentów odnoszących się do wywłaszczanych nieruchomości po prostu nie przetrwało do czasu, kiedy po ponad pół wieku ponownie rozpatrywano wnioski dekretowe. Istnieje zatem poważne zagrożenie, że przy rozpatrywaniu spraw dekretowych urzędnicy działają na podstawie niepełnej informacji. Przeciwnicy stołecznej reprywatyzacji wielokrotnie zwracali uwagę, że postępowania dekretowe cechuje brak odpowiedniej weryfikacji istotnych dla rozstrzygnięcia okoliczności, w tym tytułów prawnych do nieruchomości zgłaszanych przez strony. Taki stan rzeczy jest poniekąd zrozumiały na gruncie przepisów postępowania administracyjnego o dowodach z dokumentów, zgodnie z którymi domniemywa się prawdziwości dokumentów urzędowych przedstawianych jako dowody przez strony. Niestety dotyczy to także potencjalnych falsyfikatów, których autentyczności urzędnik nie ma ni obowiązku ni możliwości zakwestionować. W tym kontekście pamiętać należy, że k.p.a. nie ma na celu prowadzenia postępowania w typowych dla „małej reprywatyzacji” warunkach swoistej archeologii prawniczej i w oparciu o szczątkowe ustalenia faktyczne. Zdecydowana większość postępowań administracyjnych prowadzonych w Polsce dotyczy znacznie mniej skomplikowanych stanów prawnych i faktycznych, gdyż odnosi się do spraw bieżących, względnie niedawnych. Z tego względu przepisów k.p.a. nie można uznać za narzędzie odpowiednie do prawidłowego regulowania zagadnień reprywatyzacyjnych.
    6. Częstokroć nieruchomości dekretowe, które zostały zwrócone po 1989 r., nie są tymi samymi nieruchomościami pod względem prawnym i faktycznym, które zostały wywłaszczone. Wprawdzie grunt znajduje się w tym samym miejscu, jednakże zmiany stanu prawnego nieruchomości, w tym przede wszystkim ich granic geodezyjnych i oznaczeń adresowych, ewidencyjnych i hipotecznych, a także zmiana stanu zabudowy sprawiają, że w dużej ilości przypadków nieruchomość zwracana nie odpowiada nieruchomości wywłaszczonej. Z tej przyczyny niejednokrotnie ponowne rozpatrzenie wniosku dekretowego przez Urząd m.st. Warszawy winno zostać uznane za bezprzedmiotowe. Rozstrzygając sprawę reprywatyzacyjną w trybie Dekretu, przyjmuje się fikcję prawną, że przedmiot ponownej decyzji dekretowej jest tożsamy z przedmiotem wywłaszczenia i decydując o zwrocie, pomija się istotne rozbieżności w tym zakresie. W celu legitymizacji takiego sposobu postępowania przeprowadza się także kolejne podziały geodezyjne – aby zwracana nieruchomość jak najlepiej odpowiadała kształtem i wielkością działce wywłaszczonej w 1945 r. Nie ma to nic wspólnego z odwracaniem skutków prawnych dawnych decyzji. To jest tworzenie nowej rzeczywistości prawnej tak, aby umożliwić zwrot nieruchomości. Absurdalność takiego sposobu postępowania jest oczywista. Nie jest to do pogodzenia z zasadami stwierdzania tożsamości przedmiotowej postępowania administracyjnego, która ma miejsce wtedy, gdy identyczna jest treść praw i obowiązków rozstrzyganych w sprawie jak i ich podstawa prawna i faktyczna.
    7. Przekazywanie nieodpłatnie następcom prawnym dawnych właścicieli nieruchomości dekretowych budynków wybudowanych po dniu wejścia w życie Dekretu jest wprost sprzeczne nie tylko z istotą prawa użytkowania wieczystego wynikającą z Kodeksu cywilnego oraz z art. 31 ustawy o gospodarce nieruchomościami, ale także z samym Dekretem. Zauważyć należy również, że w rozumieniu prawa budowlanego budynkiem jest obiekt budowlany, który jest trwale związany z gruntem, wydzielony z przestrzeni za pomocą przegród budowlanych oraz posiada fundamenty i dach. Oglądając zdjęcia lotnicze Warszawy udostępnione publicznie m.in. na stronie internetowej Urzędu m.st. Warszawy, nie trudno zauważyć, ile budynków w rozumieniu prawa budowlanego stało na gruntach zrujnowanej Warszawy. Zdjęcia te zostały wykonane blisko daty wejścia w życie Dekretu. Wiele budynków, które wybudowano długo po wejściu w życie Dekretu zostało przekazanych na własność wnioskodawcom wbrew przywołanym przepisom. Powstaje zatem pytanie, ile spośród ponad dwóch tysięcy nieruchomości zwróconych przez stołeczny urząd zostało rozliczonych stosownie do dyspozycji art. 31 ustawy o gospodarce nieruchomościami i jak zostały spożytkowane środki finansowe uzyskane w ten sposób.
    8. Powyższe zagadnienie wiąże się także z zagadnieniem rozliczania nakładów poniesionych przez państwo na odbudowę, remonty i konserwację budynków przejętych na mocy dekretu. Wbrew temu co twierdzą przedstawiciele stołecznego ratusza, rozliczenie takich nakładów jest możliwe również w sytuacji braku dokumentacji finansowej poniesionych wydatków na te cele. Zgodnie bowiem z obowiązującą stołecznych urzędników ustawą o gospodarce nieruchomościami nakłady takie powinny zostać rozliczone według przepisów o wycenie nieruchomości, pozwalających na obliczenie wartości nakładów według zasad rynkowych w podejściu porównawczym lub kosztowym. Niemniej praktyka ratusza jest taka, że ze względu na wzajemne roszczenia spadkobierców lub ich następców prawnych z tytułu bezumownego korzystania z nieruchomości, ratusz rezygnuje z dochodzenia kosztów nakładów. Dzieje się to oczywiście bez dokonywania rzeczywistych kalkulacji wielkości wzajemnych roszczeń. Miejscy urzędnicy po prostu nigdy nie mówią „sprawdzam” budzącym strach, wszechpotężnym pełnomocnikom nieznośnie wrzeszczącym o wielomilionowych roszczeniach, które doprowadzą miasto do ruiny. Warto dodać, że roszczenia z tytułu bezumownego korzystania z nieruchomości przez ratusz są zwykle zdecydowanie przeszacowywane przez pełnomocników. Po pierwsze – należą się one wyłącznie za okres dopiero od stwierdzenia nieważności pierwotnej decyzji dekretowej. Po drugie – stosowanie w stosunku do gminy rynkowego mechanizmu kompensacyjnego za bezumowne korzystanie z budynków jest kuriozalne, gdyż gmina nie prowadzi na nich komercyjnego wynajmu mieszkań tylko realizuje ustawowy obowiązek zapewnienia mieszkań komunalnych dla mieszkańców gminy. W tym kontekście nie dziwi opieszałość miejskich urzędników w zwracaniu budynków. Im dłużej czekają z wydaniem powtórnej decyzji dekretowej tym bardziej niekorzystny dla gminy jest bilans wzajemnych rozliczeń z tytułu nakładów na nieruchomość oraz bezumownego korzystania z nieruchomości.
    9. Ustalanie czynszu symbolicznego za użytkowanie wieczyste ustanawiane w trybie Dekretu jest wprost sprzeczne z przepisami Kodeksu cywilnego określającego przedmiotowo istotne elementy prawa użytkowania wieczystego. Godzi to bezpośrednio w zasadę numerus clausus praw rzeczowych, według której nie można zmieniać treści praw rzeczowych, jak również poszerzać lub ograniczać ich zakresu, który został bezwzględnie określony przepisami Kodeksu cywilnego. Wbrew tym bezwzględnie wiążącym normom prawnym paradoksalnie w Polsce istnieją dwie grupy użytkowników wieczystych. Jedna z nich, obejmująca tę większą część dzierżawiących grunty od państwa i samorządów, płaci na zasadzie art. 238 K.c. opłatę roczną z tytułu użytkowania wieczystego, ustalaną zgodnie z ustawą o gospodarce nieruchomościami. Jest jeszcze ta druga – ewidentnie uprzywilejowana – grupa użytkowników wieczystych, którzy na mocy decyzji dekretowej wydanej przez Prezydenta m.st. Warszawy płacą czynsz symboliczny w wysokości 1 zł za m2. Jak pogodzić taki stan rzeczy ze wspomnianą zasadą stanowiącą fundament prawa cywilnego oraz konstytucyjną zasadą równego traktowania wyrażoną w art. 32 Konstytucji? Na ponury żart z polskiego porządku prawnego zakrawa fakt, że postrach całej lokatorskiej Warszawy walczył w sądzie administracyjnym o uznanie, że czynsz symboliczny winien wynosić jedynie złotówkę, a to i tak byłoby za dużo za krzywdy dawnych właścicieli.
    10. W efekcie małej reprywatyzacji zdarzają się przypadki zwracania nieruchomości dekretowych tym obcokrajowcom, których roszczenia są bezskuteczne ze względu na umowy indemnizacyjne zawarte w latach 1948-1971 z rządami USA, Francji, Szwajcarii i Księstwa Liechtenstein, Danii, Grecji, Belgii i Wielkiego Księstwa Luksemburga, Kanady, Holandii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Szwecji oraz Austrii przez rząd Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z rządami 14 państw zachodnich. Ponadto zauważyć należy, że w czasach PRL państwo także wypłacało odszkodowania, choćby na podstawie przepisów ustawy z dnia 12 marca 1958 r. o zasadach i trybie wywłaszczania nieruchomości. Strona społeczna wielokrotnie podnosiła, że zagadnienia te nie zawsze były przedmiotem wnikliwego badania w toku prowadzonych postępowań.
    11. W toku postępowań prowadzonych w ramach „małej reprywatyzacji” dochodziło do nieuzasadnionego zawężenia stosowania podstawowej instytucji prawa administracyjnego procesowego. Stwierdzono, że treść przepisu art. 28 k.p.a. stanowiącego, że „stroną postępowania jest każdy, czyjego interesu prawnego lub obowiązku dotyczy postępowanie” nie dotyczy jednak każdego, kto ma interes prawny. Zgodnie z utrwaloną linią orzecznictwa stronami postępowania dekretowego są tylko byli właściciele tych gruntów i ich prawni następcy, a także aktualni właściciele
      i wieczyści użytkownicy. Nie są nimi natomiast lokatorzy komunalni, których skutki prawne zwrotów dotyczą bezpośrednio. Takie zawężenie kodeksowych norm jest nie do pogodzenia z podstawową zasadą wykładni prawa według formuły clara non sunt interpretanda. W myśl tej zasady to, co jest zrozumiałe i jasne nie wymaga interpretacji. Zatem interpretacji prawa należy dokonywać tylko wtedy, gdy w samej językowej treści przepisu występują niejasności. Otóż w sformułowaniu „stroną postępowania jest każdy, czyjego interesu prawnego lub obowiązku dotyczy postępowanie” trudno doszukać się niejasności. Oczywiście istnieją różne zasady interpretacji prawa, a przedstawiona powyżej jest oczywiście sprzeczna z „utrwaloną linią orzecznictwa”. Jednakże te reguły interpretacyjne, które w efekcie zmierzają do bezpodstawnego pogorszenia sytuacji prawnej osób, które nie mogą się bronić przed skutkami decyzji, muszą zostać uznane za niewystarczająco uzasadnione w świetle konstytucyjnych wartości. Dotyczy to nie tylko lokatorów komunalnych budynków. Skojarzenia z orwellowskim stwierdzeniem, że „wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi” są nieuniknione. Warto zwrócić uwagę, że faktycznym skutkiem, mającym jednak istotne znaczenie dla realizacji celów postępowań administracyjnych prowadzonych w trybie „małej reprywatyzacji” jest to, że do udziału w nim nie dopuszczono osób, które często były w posiadaniu dowodów na temat istotnych okoliczności faktycznych i prawnych dotyczących stanu nieruchomości dekretowych oraz informacji o ich dawnych właścicielach, poczynając od czasów jeszcze przed wejściem w życie Dekretu.
    12. Zupełnie pozbawione racji prawnej jest przyjęcie przez Urząd m.st. Warszawy założenia, że w wyniku reprywatyzacji umowy najmu łączące gminę z lokatorami komunalnymi przechodzą na nowych właścicieli nieruchomości na zasadzie art. 678 Kodeksu cywilnego. Także inne okoliczności związane z postępowaniem organów gminy w stosunku do lokatorów komunalnych zajmujących lokale w reprywatyzowanych budynkach dają podstawy do twierdzenia, iż m.st. Warszawa systematycznie łamie prawa lokatorów chronione ustawą z dnia 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego.
    13. Skutkiem trwających postępowań składających się na „małą reprywatyzację” było także wyłączenie możliwości ubiegania się lokatorów komunalnych o wykup mieszkań znajdujących się w budynkach dekretowych. Latami nie podejmowano działań mających na celu konserwację i naprawę budynków dekretowych nawet w sytuacjach stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa zajmujących je mieszkańców. Cała polityka lokalowa stolicy została poważnie zniekształcona przez stan ciągłej niepewności prawnej wynikającej z rosnącej liczby roszczeń dekretowych. Kolejne roszczenia pojawiały się jak grzyby po deszczu tylko dlatego, że wbrew oczywistym wadom prawnym koncepcji „małej reprywatyzacji” urzędnicy coraz śmielej i coraz częściej orzekali kolejne zwroty nieruchomości dekretowych.
    14. Jako bezprecedensowe należy określić wyłączenie z udziału we współdecydowaniu o procesie reprywatyzacyjnym wszystkich mieszkańców Warszawy poprzez zupełnie bezpodstawne, odmówienie im dostępu do informacji publicznej na temat skali reprywatyzacji. Stołeczny ratusz pomimo druzgocącej porażki w obydwu instancjach sądowego postępowania administracyjnego nadal nie ujawnił informacji publicznych, o których udostępnienie zwróciła się jedna z organizacji lokatorskich. Na odsiecz ratuszowi ruszyła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, żądając od Samorządowego Kolegium Odwoławczego wstrzymania wykonania prawomocnych orzeczeń sądów nakazujących ratuszowi ujawnienie informacji. Ta sama jednostka prokuratury oraz jednostki jej podległe przez kilka ostatnich lat nie były w stanie postawić w stan oskarżenia choćby jednej osoby w związku ze zgłaszanymi przez mieszkańców Warszawy podejrzeniami o nadużyciach w procesie stołecznej reprywatyzacji. Reasumując, przez niemal dwadzieścia lat władze Warszawy w ogóle nie podjęły trudu odpowiedniego wyjaśnienia procesu reprywatyzacji swoim mieszkańcom. Taki stan rzeczy jest nie do pogodzenia z obowiązkami władzy samorządowej wobec lokalnej wspólnoty.

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie:

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy