Malowniczy altruizm

Malowniczy altruizm

Wróciły pytania formułowane przez największe umysły wieku światowych wojen. Czy mamy jeszcze prawo podziwiać zachody słońca z czystym sumieniem? Czy rozmowa o drzewach jest teraz zbrodnią, bo zawiera w sobie milczenie o tylu niecnych czynach? Czy pisanie wierszy po tym, co Rosja uczyniła Ukrainie, jest barbarzyństwem? Odwrócę rozterki wypowiedziane przez Kiša, Brechta, Adorna i wielu innych ludzi ducha, dotkniętych do żywego okropnościami wojny: czy wolno dać złamać sobie pióro przez kanalię o ego rozbuchanym na pół świata? Mówić o wojnie albo wcale – powszechna mobilizacja artystyczna albo mamer za dezercję? Coś się we mnie buntuje, kiedy słyszę ludzi sztuki przepraszających przed swoimi występami, wernisażami czy spotkaniami autorskimi: „Drodzy państwo, wiem, że to nie jest dobry czas [głębokie westchnienie i spojrzenie rannego spaniela], ale przecież musimy żyć [rozłożone bezradnie ręce, wzrok błagający o zrozumienie], dlatego… [łzy w oczach, w gardle] zapomnijmy na chwilę…” i tak to się dalej rozwija, twórca w lamentacyjnym tonie prosi o prawo do istnienia w warunkach wojennych.

Na co dzień człowiek niewiele wkłada do gara, nie ma pięciu mieszkań w stolicy, z których jedno mógłby tymczasowo odpalić uchodźcom, a potem pochwalić się na Fejsbuku swoją wielkodusznością, nie ma środków, którymi mógłby ich wspomóc, fotografując wyciąg z konta i epatując skromną wielkodusznością – pandemia zdegradowała go z poziomu klasy średniej do wysoce niepewnego statusu prekariusza. A teraz, kiedy w końcu podpisał parę umów na koncerty etc., nie bardzo wypada śpiewać o czymś innym niż pożoga, naród pragnie się umartwiać, nie chce chodzić na iwenty kulturalne, gdy ludzie giną. I nie można mieć o to do nikogo pretensji. Artysta nie sprzeda więc biletów, pogrąży się w niedostatku i jeszcze doskoczy mu na garb wyrzut sumienia, że nie stać go na pomoc ofiarom. W kolejce po suchary podsłucha, jak zamożni sąsiedzi gwarzą o „swoich Ukrainkach” jak dawniej, tylko że teraz nie chodzi o to, która mniej bierze za sprzątanie, ale która przywiozła więcej dzieci i jak się ich rozlokowało po własnościowych mieszkaniach.

Eksplozja współczucia z jednej strony powoli przeobraża się w luksusową modę bańki finansowych elit i celebrytów (kto POMÓGŁ barwniej, fotogeniczniej, spektakularniej, kto się pochwalił „swoimi Ukraińcami” w telewizji śniadaniowej), z drugiej w kolejny „totalitaryzm dobroczynności” lewicowych aktywistów, wrzucających instastory z naręczem kartonów wypełnionych darami i robiących sobie selfie na terytoriach wojennych, najlepiej pośród malowniczo wstrząsających ruin. Pomiędzy tym na szczęście całodobowo trwa cicha pomoc społeczeństwa, które nagle zrozumiało, że jest nie tylko narodem, i potrafi się zjednoczyć w obliczu cudzej tragedii – dzięki czemu Polska stała się ziemią obiecaną wygnańców z najbliższego wschodu. Owóż te z górą 2 mln uciekły właśnie dlatego, że odebrano im prawo do podziwiania zachodów słońca, rozmów o drzewach i komfortu lektury niezmąconej łoskotem bomb – czyli do tego, co wyobrażamy sobie jako normalny świat. Teraz nie mają dachu nad głową, pracy i pieniędzy, ale to nie odbiera im marzeń – chcą jak my jeździć nieprzerdzewiałymi samochodami, jadać w restauracjach, latać na urlopy do ciepłych krajów i mieć czas na uczestnictwo w kulturze.

Nie zalewajmy ich łzami, nawet jeśli nie są krokodyle, nie przygniatajmy ich litością na pokaz, nie zarzucajmy szmatami przeżartymi przez mole, przedatowanymi pasztetami i ofertami roboty poniżej minimum socjalnego – żeby, kiedy zaczną się domagać czegoś więcej, nie wybuchł od Bugu do Odry nagły oburz o roszczeniowość. Kamorra z Nowogrodzkiej i jakuza z Torunia tylko na to czekają: kanaliom zawsze najłatwiej handlować tym, co w ludzkich duszach najbrudniejsze. Resentyment zawsze w cenie.

w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 14/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy