Mamo, tato, jestem ateistą

Mamo, tato, jestem ateistą

Dzieci nagminnie są przez szkołę zapisywane na religię z automatu, a w niektórych przedszkolach zapisuje się już trzylatki

„Dziś przyniosłem dla taty kartkę o rezygnacji z religii. Po prostu zrozumiałem, że nie wierzę – po sześciu latach słuchania głupot. Tata nie podpisał. I tu moje pytanie – czy w konstytucji jest coś napisane o zmuszaniu do wiary? To nie jest moje widzimisię, tylko po prostu przemyślałem to sobie. Dodam, że mój ojciec nie chodzi nawet do kościoła” – tak 12-letni Wiktor żali się na Facebooku, że łamana jest jego wolność wyznania.

Pytam chłopca, czy na lekcjach spotkało go coś złego. Może katechetka jest niesympatyczna? Okazuje się, że nie, pani od religii jest tolerancyjna i bardzo miła. – Jedynym problemem jest to, że głoszą tam religię, w którą nie wierzę – wyjaśnia Wiktor. – Ostatnio np. mieliśmy temat o stworzeniu świata. I owszem, pani mówiła, że istnieje teoria wielkiego wybuchu, ale dodała, że to tylko przypuszczenie naukowców. Tyle że dla mnie ta teoria – czy ta o ewolucji – brzmi bardziej wiarygodnie. Naukowcy mają dużo dowodów na swoje teorie, a w Biblii ich nie ma. W czasie religii wolałbym więc uczyć się lub odrabiać lekcje w bibliotece.

Decyzja Wiktora, która wydaje się najzupełniej dojrzała – spowodowana jest przecież dysonansem poznawczym, wynikającym z niezgodności teologii Kościoła z nauką – nie spotkała się ze zrozumieniem jego ojca. – Powiedział mi, że skoro on chodził i się męczył, ja też powinienem – mówi chłopiec. – Jest katolikiem i już, ma bierzmowanie i ślub. Nie pomogły argumenty, że wypisanie się z religii oznaczałoby dla mnie dwie dodatkowe godziny na naukę. Powiedziałem mu, że na religię i tak nie będę chodził, więc brak jego zgody na wypisanie się spowoduje tylko obniżoną ocenę z zachowania. Nie trafił do niego także argument, że każdy ma prawo wyznawać inną religię.

Pół godziny później trafiam na podobną wypowiedź – 13-latka deklaruje się jako ateistka, nie chce brać udziału w katechezie. Podobnie jak Wiktor prosi w sieci obcych dorosłych o rady, co może zrobić, skoro formalnie to rodzice podejmują decyzję o uczestniczeniu dziecka w religii.

Sąd opiekuńczy z pomocą

Piotr Pawłowski, trójmiejski prawnik, jeden z czołowych organizatorów inicjatywy Świecka Szkoła, wyjaśnia, że chłopiec może rozwiązać problem w sposób najzupełniej legalny. Wprawdzie według rozporządzenia MEN w sprawie organizowania nauki religii w szkole wyłącznie uczniowie powyżej 18. roku życia mogą samodzielnie podjąć decyzję o chodzeniu bądź niechodzeniu na religię, jednak małoletni ma możliwość wystąpienia z wnioskiem do sądu opiekuńczego. Organ ten może w trybie zarządzenia nakazać ojcu uwzględnienie życzenia dziecka co do nieuczęszczania na katechezę, która nie jest przedmiotem obowiązkowym w polskim systemie. Ekspert specjalizujący się w walce o ochronę prawa dzieci i rodziców do wolności wyznania zaznacza przy tym, że w wypadku Wiktora, który najwyraźniej jest samodzielnie myślącym człowiekiem, uzyskanie takiej decyzji sądu może się okazać jedynie urzędniczą procedurą i nie należy tu się spodziewać żadnej trudnej batalii. – Dla polskiego prawa rodzinnego dobro dziecka jest najważniejszą dyrektywą interpretacyjną, ale podmiotowość nastolatka też jest istotna – podkreśla. Jako podstawę prawną wskazuje art. 95 Kodeksu rodzinnego, który mówi: „Rodzice przed powzięciem decyzji w ważniejszych sprawach dotyczących osoby lub majątku dziecka powinni je wysłuchać, jeżeli rozwój umysłowy, stan zdrowia i stopień dojrzałości dziecka na to pozwala, oraz uwzględnić w miarę możliwości jego rozsądne życzenia”.

Inni dorośli radzą Wiktorowi, by po prostu przestał chodzić na katechezę mimo braku zgody rodzica. Jeszcze inni zalecają przekorny oportunizm. „Ja dla zaliczenia zrobiłem album-propagandówkę z Papajem (chodzi o Jana Pawła II – red.). Okropne czasy, szczególnie po jego śmierci, gdy nachalnie wciskano nam ideologię katolicką”, wspomina swoje perypetie z religią jeden z uczestników grupy.

„Ten się nie smuci, kto się nawróci”, a kto nie, może wyjść

Inny problem mają dzieci, których rodzice na katechezę nie zapisali, ale i tak w pewnym sensie są skazane na kontakt z religią w szkole. – Wielokrotnie spotkaliśmy się ze zmuszaniem dzieci nieuczęszczających na religię do pozostawania w tej samej sali, w której odbywa się katecheza, przez co mimowolnie słuchają one treści przekazywanych przez katechetów – opowiada Dorota Wójcik, prezeska fundacji Wolność od Religii, która od 2014 r. wspiera rodziców i opiekunów w walce o egzekwowanie prawa do nieuczestniczenia ich dzieci w katechezie. – Spotkało to zresztą również moje dzieci. Podam też inny przykład – Kościół, nie akceptując zachodniego Halloween, zaczyna wprowadzać do szkół własne „tradycje”, aby w ten sposób przykryć swój problem z zabawą w stylu anglosaskim. W szkole moich dzieci organizuje się np. Dzień Anioła. Zdarzyło się więc, że na matematyce do sali weszła grupa katechetek z przebranymi na biało uczennicami i uczniami, śpiewając piosenkę, której fragment mówi: „Ten się nie smuci, kto się nawróci”. Katechetki rozdawały właśnie cukierki, gdy wychowawczyni zapytała mojego syna, czy chciałby teraz wyjść z klasy. Moje dziecko zostało praktycznie wyproszone z sali, tylko dlatego, że ktoś na świecką matematykę przychodzi z piosenkami religijnymi. Wyobrażam sobie, jak musiało mu się zrobić przykro, mimo że moje dzieci przywykły już do takich sytuacji – i że poczułby się zapewne jeszcze gorzej, gdyby rzeczywiście wyszedł z klasy i stał samotnie na korytarzu.

Dorota Wójcik zwraca także uwagę na nagminne przemycanie informacji związanych z religią w treściach programowych. – Przykładem jest podręcznik do języka polskiego „Jutro pójdę w świat” dla klasy VI, gdzie wprost wmawia się uczniom, że niedziela jest „dniem świętym”, Biblia „dziełem Boga” – a są to przecież treści o charakterze konfesyjnym, nie naukowym. Poza tym obecne są tam przedruki z „Przewodnika Katolickiego”.

Takich przykładów w podręcznikach jest znacznie więcej – postać Jana Pawła II czy religijne treści bożonarodzeniowe są ich stałym elementem.

Ksiądz jak woźny

– Na obecności religii w szkołach długookresowo stracą nie tylko uczniowie, ale i sam Kościół – ocenia Piotr Pawłowski. – Widzi to wielu hierarchów kościelnych, szczególnie reprezentantów tzw. Kościoła otwartego.

I tak się dzieje. Powszechne rezygnacje z katechezy widoczne są zwłaszcza w szkołach ponadpodstawowych w dużych miastach – tam na religię chodzi już tylko 44% uczniów (dane z raportu CBOS „Młodzież 2018”). Maleje też religijność młodzieży – za osoby niewierzące uważa się już 20% chłopców i 14% dziewcząt.

– To wynik natrętnej, namolnej katechizacji, wszechobecności elementów religii w szkole, mieszania sfery sacrumprofanum, czyli sprowadzania religii, która powinna być przeżyciem duchowym, do kolejnej nudnej lekcji, którą trzeba odbębnić, na której można się pośmiać, zjeść kanapkę, odrobić inne lekcje czy, mówiąc językiem młodzieży, pocisnąć bekę z katechetów – wskazuje Piotr Pawłowski. – Katecheta powinien być kimś w rodzaju przewodnika duchowego, jednak został sprowadzony do pozycji kolejnego nielubianego urzędasa, wciskającego młodzieży do głów rzeczy, których ta zwykle nie chce przyjąć. Młodzi nie chcą słuchać w szkole rzeczy w dużej mierze sprzecznych z ich światopoglądem.

I nie jest to nowe zjawisko. Piotr, student medycyny, który też odpowiedział na post Wiktora – jego rodzice dekadę temu również nie chcieli wypisać go z religii – opowiada o postawie współczesnej młodzieży wobec katechizacji: – Moi rówieśnicy od dawna żyją mentalnie z dala od niej. Również ci, którzy uważają się za wierzących. Nikt nie dyskutuje o wypowiedziach hierarchów na temat osób LGBT, aborcji czy praw kobiet, ponieważ wykładnia Kościoła jest dla nas kompletną abstrakcją. Nikogo to nie ekscytuje, nikt o tym nie rozmawia. Każdy wie, że z takimi bzdurami i absurdami nie ma po co polemizować.

Piotr zauważa jednocześnie, że księża i katecheci mają w szkole coraz trudniej. – Pamiętam, że lekcje o aborcji, in vitro, o prawach osób LGBT+ zawsze były gorące. Księżom coraz trudniej obronić rzeczy, których obronić się nie da. Nie są przygotowani do merytorycznej dyskusji.

Piotr Pawłowski dostrzega również, że duży wpływ na postawę nastolatków i załamanie się wizerunku Kościoła ma afera pedofilska, z którą ta instytucja zupełnie sobie nie poradziła: – Katecheci często stają się pośmiewiskiem. Rozgoryczeni księża żalą się, że młodzi ludzie krzyczą za nimi na ulicy albo w szkole, wyzywając od pedofilów. Katecheta czy ksiądz stał się dla nich synonimem zła, kimś, kto z pewnością ma coś na sumieniu. Konflikt pogłębia się, jeśli widzą duchownego codziennie w szkole, bo ten np. pilnuje dzieci w szatni. Zresztą już to jest powodem wizerunkowej katastrofy, skoro ksiądz, który z założenia miał być duchowym przewodnikiem, pełni funkcję woźnego, odarty zupełnie z powagi i duchowości.

To nie wina PiS

W obecnych realiach politycznych trudno byłoby usunąć religię ze szkół. Ale nie jest to wyłącznie kwestia polityczna. Andrzej Wójcik, współzałożyciel fundacji Wolność od Religii: – Największy problem tkwi w rodzicach. Na zbyt wiele pozwalali i wciąż pozwalają. Co gorsza, często uczestniczą w tym wszystkim świadomie. Pojawiają się aktywne osoby i jest ich coraz więcej, ale to wciąż są jednostki, którym przypina się łatkę pieniaczy zapominających, że „żyją w katolickim kraju”, a nawet wyrzuca im, że „nie są prawdziwymi Polakami”.

Andrzej Wójcik opisuje najczęstszy mechanizm tej samonakręcającej się spirali: – Choć, jak pokazują sondaże, regularnie do kościoła chodzi już najwyżej połowa Polaków, ogromna większość społeczeństwa i tak chrzci dzieci, bo np. życzy sobie tego babcia czy teściowa. I to jest początek problemów, bo jeśli raz powiedziało się „tak”, trudno potem z tego się wypisać. Później bowiem ma przyjść komunia – i pojawiają się dylematy w rodzaju: „Jeśli nie zapiszę dziecka na religię, to co ja powiem rodzinie, gdy ono nie pójdzie do komunii?”. Boją się też, że „dziecku będzie przykro”, bo przecież plan III klasy jest zupełnie podporządkowany majowej uroczystości. Zresztą nie chodzi tylko o komunię. Szkoły zamyka się również na czas rekolekcji, odbywających się np. w salach gimnastycznych. Co więcej, dzieci nagminnie są przez szkołę zapisywane na religię z automatu – lub od rodziców bezzasadnie żąda się oświadczeń o nieuczestniczeniu dziecka w katechezie. Odnosimy wrażenie, że szkoły wymagają tego rodzaju kwitów tylko po to, by rodzic machnął ręką: „Niech już idzie na tę religię, nie będę tego wszystkiego wypełniał”. Taka postawa rodziców jest najwyraźniej celem Kościoła i współpracujących placówek.

Dorota Wójcik: – Bardzo często słyszymy od rodziców, i to nawet ateistów, którzy zgodzili się na katechizację, że „na religii dzieci czegoś się przecież nauczą”. Powszechnie posługują się też absurdalnym argumentem w rodzaju: „Zapiszę dziecko, by miało sakramenty, a potem niech samo decyduje”. Problem w tym, że państwo polskie zupełnie abdykowało w kwestii umożliwienia apostazji osobom, które chcą wystąpić z Kościoła. Nie mamy jak tego prawa egzekwować, jesteśmy skazani na łaskę proboszczów. Dlatego już sam chrzest pozbawia dziecko wyboru.

Koronawirus – nowa broń w walce o dusze

Na koniec najnowszy punkt na liście problemów z religią w szkole. Piotr Pawłowski: – Jedna z gdyńskich szkół wprowadziła do regulaminu zapis, że jeśli religia odbywa się między innymi lekcjami – a to sytuacja nagminna – dzieci na nią nieuczęszczające mają zostać w sali, gdzie jest prowadzona, i zająć się cichą nauką. Interweniowałem w tej sprawie i zapis został wycofany – podpowiem, że zwykle powołujemy się tu na art. 194 Kodeksu karnego. Przypuszczam, że tego typu pomysł może niestety pojawić się w wielu szkołach.

Andrzej Wójcik potwierdza, że i on miał w tej sprawie telefony od rodziców. – Ten problem szczególnie niepokoi w kontekście czynnika, który obserwujemy w ostatnich latach – na religię w niektórych przedszkolach zapisuje się nawet trzylatki. Dzieci, które nie uczęszczają na religię, są wysyłane do innej sali jak za karę, a w małych przedszkolach często po prostu odsuwa się je do jakiegoś kąta. Teraz, w czasie pandemii, problem się nasila. Potem w salach przedszkolnych słychać takie dialogi: „– Dlaczego Krzysio nie może siedzieć z nami? – Bo mamusia się nie zgadza, by uczył się o Jezusku”. I Krzysio wraca do domu z płaczem. To bardzo przykre. Młodzież w liceach zapewne sobie poradzi, ale jeśli chodzi o przedszkolaki, mam ściśnięte serce. Martwi mnie też to, że treści religijne są często niedostosowane do wieku dzieci, na co skarżą się nawet wierzący rodzice. Te historie jak z horroru śnią się potem dzieciom po nocach – są w nich anioły, śmierć, diabeł, ukrzyżowany Jezus i jego męczeńska śmierć. Dzieci są tym naprawdę przerażone.

Fot. Sławomir Olzacki/Forum

Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. JP3
    JP3 4 października, 2020, 20:18

    Kochane dzieci, zróbcie tak: Idźcie do tej osoby, która prowadzi katechezę i zapytajcie jakiej jest orientacji seksualnej. Potem powiedzcie, że wy jesteście odmiennej orientacji, więc nie będzie z was pożytku. Gdyby nadal się opierał, to powiedzcie że jesteście pedofilami i lubicie tylko małe dzieci, a nie dorosłych. Gdyby nadal się upierał, no to trudno, musicie chodzić. Amen.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. raf
    raf 4 października, 2020, 22:16

    Cześć! Proszę dokładnie sprawdzić prawodawstwo polskie w sprawie deklaracji udziału w zajęciach dodatkowych – religii.
    „Nie można wymagać, by rodzice wypisywali dziecko z religii. Zgodnie z prawem żąda się od nich wyłącznie pozytywnej deklaracji uczestnictwa w tych zajęciach.”

    „Szkoła powinna odebrać od rodziców ucznia (lub pełnoletniego ucznia) pisemne oświadczenie (§ 1 ust. 2 w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach) wyrażające wolę uczestniczenia w lekcjach religii.”

    Tak więc nie ma deklaracji – nie ma lekcji religii.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. pb
    pb 5 października, 2020, 09:11

    Proponuję przypomnieć sobie chrzest i takie formuły jak „Czy przyrzekacie wychowywać dziecko w wierze katolickiej? Przyrzekamy…” No, skoro się przyrzekało to trochę kiepsko łamać przyrzeczenie. Oczywiście jeśli sąd tak zdecyduje, to rodzic nie ma już nic do powiedzenia i „czyste sumienie”.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • raf
      raf 5 października, 2020, 12:23

      Jest takie powiedzenie: tylko krowa nie zmienia poglądów.
      Póki co, to jeszcze żyjemy w wolnym kraju, a próba uczenienia z jego obywateli niewolników, może się wkrótce bardzo źle skończyć dla czyniących.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy