Maryla spada z konia

Co za Maryla? Wnuczek naszej związkowej sekretarki i muzy, pani Teresy, na pytanie, jakie jest nazwisko Maryli, bez wahania odpowiedział: „Turde”. Pytający osłupieli, ale wkrótce się wyjaśniło, że idzie o telewizyjny cykl „Tour de Maryla”, co miniczłowiek wziął za nazwisko piosenkarki. Ale to było pewnie kilka tygodni temu, bo obecnie Maryla Rodowicz skojarzyłaby mu się raczej z lodami Koral. Nie mam nic przeciwko lodom, a Koralowi w szczególności, ale coś tu jest odrobinę nie w porządku. I to nawet nie o to już idzie , że samą reklamą nie jestem specjalnie zachwycony, w czym nie jestem wyjątkiem. Ale wraca stara już teza Andrzeja Łapickiego, że wybitni aktorzy nie powinni występować w reklamie. No cóż, nie podzielałem raczej zdania Łapickeigo, ale sprawa Maryli Rodowicz dała mi trochę do myślenia.
Otóż jest to sprawa wyjątkowo cienka. Awans społeczny zawodu aktora stał się w naszych czasach ogromny, głównie za sprawą radia i telewizji, ale nie zawsze tak było. Illo tempore był to zawód pogardzany. Na przykład w średniowiecznym Bizancjum aktorka była równoznaczna z prostytutką. Więcej: wręcz wymagano od niej tego rodzaju usług. Jeszcze więcej: hańba była dziedziczna, córka aktora bądź aktorki musiała zostawać w tymże zawodzie. Zresztą nawet w XIX w. zawód aktorki, piosenkarki, tancerki był bardzo podejrzany. Wszystko to się odmieniło wraz rewolucją erotyczną i, oczywiście, powstaniem wizualnych mediów.
Nie o to jednak idzie, że poważnemu aktorowi „nie uchodzi”. To nie jest kwestia zawodu, ale czegoś o wiele trudniej uchwytnego. Jednemu uchodzi, drugiemu nie, bez względu na zawód i rangę w nim osiągniętą. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić w reklamie biskupa Życińskiego czy Macharskiego, ale już Pieronka czy nawet Glempa – trochę tak. A to dzięki ich – jakby to określić – lekkiej figlarności (?). Rozumuję, oczywiście, całkiem abstrakcyjnie. Holoubek nie powinien i nie może, Łapicki też nie, ale Gajos wystąpił w zabawnej i udanej reklamie kawy Pedros, co mu niczego nie ujęło. Właściwie nikomu, kto zapisał się w pamięci społeczeństwa czymś szczególnie poważnym, uroczystym i wzruszającym, nie wypada swoim sukcesem kramarzyć. Nie mogą tego robić ani biskup, ani minister, ani wielkiej miary pisarz, muzyk czy aktor. Nie widzieliśmy dotąd w reklamie Miłosza ani Szymborskiej i pewnie nie zobaczymy, chociaż myślę, że chętnych zleceniodawców byłoby wielu. Twardszy orzech do zgryzienia to sport i sportowcy. Przypominam toczące się przez całe ubiegłe stulecie spory o udział zawodowców w olimpiadach. Komercjalizacja postępowała powoli, lecz nieubłaganie. I wreszcie zwyciężyła. W istocie rzeczy trudno mieć komukolwiek za złe, że chce się utrzymywać z zajęcia, które uprawia. „Kto dla Kościoła pracuje, ten z Kościoła żyje”, nieprawdaż? Ale z Kościoła, a nie na przykład z handlu pietruszką. Chociaż różnie to bywa. Czy „życie ze sportu” ma być jednoznaczne z życiem z reklamy?
Nie chcę dociekać, czy Maryla Rodowicz ma się aż tak kiepsko, że musi czerpać dochody z reklamy. Nic mi do tego, a natura ludzka jest, jaka jest. Ale Rodowicz śpiewała wielokrotnie piosenki o zakroju wyraźnie metafizycznym, na przykład Wołka czy Osieckiej. A przecież piosenka jest, mówiąc bardzo poważnie, źródłem edukacji uczuciowej i moralnej (tak!) w stopniu niejednokrotnie o wiele wyższym niż powołane do tego specjalnie instytucje. I właśnie Rodowicz takie piosenki nam śpiewała, a zresztą śpiewa nadal. Jej reklama Korala dość powszechnie się nie podobała. Co prawda, sama Osiecka nie unikała reklamy, jej autorstwa – zdaje się – jest popularny swego czasu slogan „Coca-cola to jest to”, porównywany z Wańkowiczowskim „Cukier krzepi”. Ale chyba nie mieszała do tego swoich piosenek i najprawdopodobniej, gdyby żyła, nie zgodziłaby się na takie wykorzystanie tego tekstu.
A i sama Maryla Rodowicz poniosła na nim chyba jakieś straty. Któż zechce teraz słuchać tej bardzo ładnej i pięknie przez nią zaśpiewanej piosenki? Obawiam się, że niewielu, bo tekst został ośmieszony. Cóż, za nasze ambicje musimy płacić, a cena śmieszności jest wyjątkowo wysoka – koń, z którego spadła Rodowicz, był właśnie bardzo wysoki.

Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy