Masakry, media i ropa

Masakry, media i ropa

Muzułmańskie media „demaskują” prawdziwe cele „wojny z terroryzmem”

Islamskie środki masowego przekazu nie wierzą w amerykańską „wojnę z międzynarodowym terroryzmem”. Ich zdaniem, Waszyngton realizuje własne hegemonialne cele, rozniecając jednocześnie nienawiść między religiami i „konflikt cywilizacji”.
Taki pogląd reprezentują m.in. saudyjski dziennik „Arab News”, pakistański „Frontier Post” i egipski „Al-Ahram”, najpoważniejsza i najstarsza z arabskich gazet, organ kairskich intelektualistów. „Tylko ludzie zaślepieni rządową propagandą i rozpętanym na jej polecenie medialnym szumem są w stanie uwierzyć, że wojna w Afganistanie ma na celu wykorzenienie terroryzmu”, pisze „Al-Ahram”.
Według „Al-Ahram”, Bush wojuje w interesie kompleksu wojskowo-przemysłowego, którego dyrektorzy mogą już otwierać szampana. Mają przecież konflikt nieograniczony w czasie i bez wytyczonego celu, czyli z nieograniczoną liczbą celów. Fabryki zbrojeniowe będą pracować pełną parą.
W samym Afganistanie zmieni się niewiele. Jedni „podrzynacze gardeł” (Sojusz Północny), którym dywanowe naloty amerykańskich bombowców utorowały drogę do władzy, zastąpią innych „podrzynaczy” (talibów). Za to siły zbrojne USA usadowią się na stałe w tym kraju, mającym znaczenie strategiczne.

„Arab News” twierdzi, że w wojnie chodzi przede wszystkim o amerykańskie interesy gospodarcze – Waszyngton zainstaluje marionetkowy reżim w Kabulu, aby w spokoju przeprowadzić przez Afganistan rurociągi z niedawno odkrytych pól naftowych Środkowej Azji. Według „Al-Ahram”, talibowie nie zostaną doszczętnie rozbici – Amerykanie pozwolą niedobitkom ukryć się w jaskiniach albo w szkołach koranicznych. Waszyngton potrzebuje bowiem w Afganistanie „konfliktu na małym ogniu”, by uzasadnić stałą obecność swych wojsk w tym regionie. Stany Zjednoczone pozostawiły także przy władzy Saddama Husajna, aby utrzymać swe siły zbrojne w Zatoce Perskiej.
Zdaniem „Frontier Post”, prezydent Bush prowadzi politykę w interesie teksańskich nafciarzy i powoli podcina skrzydła tradycyjnej amerykańskiej wolności. W szowinistycznej atmosferze „wojny z terroryzmem” milkną głosy krytyczne, zaczyna natomiast dominować „konserwatywno-bigoteryjne myślenie”. Władze USA i Wielkiej Brytanii ograniczają swobody obywatelskie. W Stanach Zjednoczonych ludzie znikają po „porannych odwiedzinach złożonych przez niezapowiedzianych gości” (tak Arabowie określają najścia agentów tajnej policji zakończone aresztowaniem). W USA ponad tysiąc osób jest przetrzymywanych w więzieniach bez nakazu sądowego. Komentatorzy wzywają do przywrócenia tortur. „Czy Stany Zjednoczone stają się bananową republiką?”, pyta „Al-Ahram”. „Z pewnością w wojnie z terroryzmem przegra demokracja i to po obu stronach linii frontu w „wojnie cywilizacji”. Bin Laden, domniemany przywódca terrorystów, będzie natomiast zwycięzcą – jeśli umrze, to z uśmiechem szczęścia na ustach”, konkluduje egipska gazeta.
Domniemany, ponieważ nie jest do końca pewne, czy to właśnie on ponosi odpowiedzialność za zamach z 11 września. „Arab News” przypomina, że sam premier Tony Blair przyznał, iż zebrane przez niego dowody winy bin Ladena nie przekonają sądu. Gazeta wyśmiewa rzekomy testament szefa porywaczy samolotów, Mohammeda Atty, pozostawiony przez niego w walizce na lotnisku („Czyżby zamierzał zabrać go ze sobą do raju? Jakim cudem walizka nie znalazła się w samolocie?”). Testament zaczyna się od słów: „W imię Allaha, moje i mojej rodziny”. Przecież najbardziej liberalny muzułmanin musi to uznać za bluźnierstwo. „Arab News” dziwi się, dlaczego amerykańskie gazety nie wyczuły, że

coś tu brzydko pachnie.

Prasa krajów islamskich tradycyjnie podkreśla, że źródłem terroryzmu nie jest garstka fanatyków, lecz krzywdy, które wyrządziły muzułmanom Stany Zjednoczone i ich sojusznik – Izrael. Media stale przypominają pół miliona irackich dzieci, które zmarły w wyniku sankcji nałożonych na Bagdad, a zwłaszcza sprawę palestyńską. Jordański dziennik „The Star” pisze: „Amerykanie mówią, że 11 września utracili niewinność. My utraciliśmy niewinność znacznie wcześniej, gdy Palestyńczycy zostali wyrzuceni ze swej ziemi”. Izrael zastawia w Gazie pułapki bombowe – jedna z nich zabiła ostatnio pięcioro dzieci – nie słychać jednak światowego okrzyku oburzenia…
Muzułmańscy publicyści zwracają uwagę, że Zachód zyskał przewagę w wojnie propagandowej, gdy amerykańskie samoloty „przez pomyłkę” zbombardowały siedzibę katarskiej telewizji Al Dżaziira w Kabulu na krótko przed zdobyciem afgańskiej stolicy przez Sojusz Północny. Al Dżaziira nieco wcześniej przekazała Amerykanom dokładne położenie swej siedziby w Kabulu, ale nic to nie pomogło. Od tej pory Zachód może przekazywać swoją wersję wydarzeń, m.in. minimalizując własne straty. Dobrze poinformowana pakistańska gazeta „Frontier Post” twierdzi jednak, że Amerykanie zaskoczeni są twardym oporem, który wciąż stawiają talibowie. Kiedy kilkuset marines wylądowało ostatnio pod Kandaharem. Zostali od razu zaatakowani przez bojowników mułły Omara. Obronili się wprawdzie, zadając talibom ciężkie straty, ale 16 amerykańskich żołnierzy poległo.
„Okrutna masakra pod Mazar-i-Szarif”, informuje największa pakistańska gazeta „Dawn”. Niemal cała prasa Pakistanu oskarża Sojusz Północny o akty bestialstwa i „ludobójstwa” wobec talibów, a zwłaszcza cudzoziemskich bojowników świętej wojny. Po zdobyciu Mazar-i-Szarif doszło do rzezi około 800 talibów, rozstrzelanych przez czołgi uzbeckiego generała Raszida Dostuma. Potem kilkuset najemników mułły Omara poddało się w Kunduzie, jednak nieoczekiwanie jeńcy podnieśli bunt w twierdzy pod Mazar-i-Szarif i zostali wybici. „Pakistan Observer”, a także inne gazety przypuszczają, że bojownikom obiecano łaskę, aby ułatwić zdobycie Kunduzu, potem jednak dowódcy Sojuszu Północnego, a zwłaszcza krwawy watażka generał Dostum,

zaplanowali „bunt”,

aby zniszczyć cudzoziemców „podczas próby ucieczki”, przy czym wszystko odbyło się za aprobatą USA. Politycy amerykańscy jednoznacznie przecież oświadczyli, że nie chcą zagranicznych bojowników żywych. Wśród zabitych są jednak nie tylko ludzie bin Ladena, ale także wielu „naiwnych” ochotników z Pakistanu.
Muzułmańskie media ostrzegają przed amerykańskimi planami rozszerzenia „wojny z terroryzmem”. Na liście celów dziwnym trafem znalazły się wyłącznie kraje islamskie – Somalia, Sudan, Jemen, które mogą zostać zaatakowane już w styczniu. A przecież – jak pisze „Pakistan Observer” – nawet słabe państwa będą się bronić przed agresją, która nie została usankcjonowana przez ONZ. Amerykanie tylko rozpalą jeszcze bardziej wywołaną przez siebie „wojnę cywilizacji”.


Sojusznik Putin

Wychodzący w Londynie arabski dziennik „Al Hayat” pisze, że po zamachu z 11 września doszło do znacznych zmian światowej konstelacji politycznej. Waszyngton wzmocnił związki z Izraelem kosztem swych dawnych arabskich sprzymierzeńców. W sporze indyjsko-pakistańskim o Kaszmir Stany Zjednoczone coraz wyraźniej opowiadają się po stronie Delhi mimo poparcia otrzymanego od Pakistanu. Pekin i Moskwa rywalizują obecnie o względy Ameryki, lecz coraz ważniejszym aliantem USA staje się Władimir Putin. Rosja dostarczyła Sojuszowi Północnemu broń wartości 10 milionów dolarów, walnie przyczyniając się do jego zwycięstwa. Być może Moskwa w zamian za zredukowanie jej 40-miliardowego długu wobec Zachodu zrezygnuje ze swoich powiązań z Syrią, Iranem, Libią i Palestyńczykami.

Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy