Matematyka – kompleks Polaków

Uczymy się jej przez wiele lat, potem nic nam w głowach nie zostaje, za to powraca ona w strasznych snach

Październikowe próbne matury. Czy uczniowie są tępakami? Nie radzą sobie z najprostszymi zadaniami, nie wiedzą nawet, o ile więcej będzie kosztował produkt, jeśli zamiast 7% podatku doliczy się do niego 22%.
Oto fakty sprzed kilkunastu dni, wyniki próbnej matury, które prowokują do dyskusji o narodowym kompleksie Polaków, ale i o kondycji szkolnictwa średniego. Niespełna 4% uczniów liceów ogólnokształcących uzyskało bardzo dobry wynik, 23% nie zdało. Większość z techników i liceów zawodowych. Okazało się, że przepaść w nauczaniu dotyczy nie tylko wsi i miasta. Marniejszą wiedzę daje zawsze liceum zawodowe, bez względu na to, gdzie się mieści.
Jedna trzecia uczniów osiągnęła wyniki na poziomie podstawowym. Zatem rezultaty egzaminów są efektem rozbieżności między matematyką nauczaną w szkole, a żywą matematyką z egzaminu, podczas którego uczniowie musieli zastosować wzory w życiowych sytuacjach. Prof. Łukasz Górski, dydaktyk biorący udział we wprowadzaniu reformy, dodaje, że wynik świadczy o kalekim nauczaniu.
Minister edukacji, Krystyna Łybacka, matematyk z wykształcenia, pod wpływem tych wyników próbnych matur zmieniła zdanie. – Teraz już wiem, że w tym roku może być tylko stara matura – oświadczyła.
Czy rzeczywiście przez lata żyliśmy w matematycznej fikcji?

Szkolne zmory

Polacy dzielą się na tych, którzy radzą sobie z VAT-em, kursem walut oraz obliczaniem podatków i na tych, którzy ostentacyjnie mówią, że są matematycznymi głąbami. I jedni, i drudzy mają kompleksy. Pierwsi, bo kreowani są na sztywniaków (w domyśle skąpców i osobników bez serca), którzy tylko tępo potrafią liczyć, drudzy, bo zaletami ducha muszą nadrobić braki w matematyce. No i muszą przyznać się do porażki.
Matematyki uczymy się od przedszkola. – Dzisiaj dzieci wyklejają domki – z dumą mówi wychowawczyni w poznańskiej placówce. – To w ramach zajęć „Już liczę do czterech”.
Potem jest podstawówka, gdzie na początku wszyscy jakoś radzą sobie ze słupkami. Podział na tych zdolnych i tłum tępaków zaczyna się mniej więcej w szóstej klasie, gdy pędzą pociągi z miejscowości A i B, a do basenu leje się niepoliczalna woda. Potem może już być tylko gorzej. W liceum matematyka staje się narzędziem selekcji. Egzamin komisyjny, poprawka i na bruk. W domach stopnie z matematyki są wyznacznikiem uspokojenia, że nie trzeba wydać na korepetycje, a może i powtarzać klasy. W szkole, w tzw. dni otwarte, pod pokojem matematyka ustawia się pielgrzymka matek błagających o szansę.
Taka jest matematyka. Znienawidzona i powracająca w dorosłych snach. Zawsze jako symbol klęski. Zawsze jako wstyd i kompleks.
Wspomnienie – kilka szufladek, tam kilka działów i recepty na rozwiązywanie zadań. Trzeba znaleźć przepis i bezmyślnie go zastosować. Wygrać albo przegrać. Jak mówi włoski uczony, Enrico Bombieri: „Dopóki będzie w szkołach nauczana algebra, dopóty ludzie będą się modlić”.
Poza tym matematykę utożsamiamy ze złem, bo kojarzy się nam z dyktaturą, twierdzeniami spadającymi jak z nieba i żargonem, który powoduje, że odbiera się ją jak enigmatyczny kod.
Matematyka jako kompleks Polaków. – Nikt z moich pacjentów nie powiedział, że nie radzi sobie z takim kompleksem – tłumaczy dr Anna Liwska, przed południem lekarka w szpitalu psychiatrycznym, po południu wysłuchująca problemów w prywatnym gabinecie. – Ale po dłuższej rozmowie, gdy docieramy do wczesnej młodości, szukamy przyczyn życiowej niepewności, to słowo pada. Pierwszym człowiekiem, który poniżył mojego pacjenta często był matematyk. To ten przedmiot odebrał pewność siebie i w innych dziedzinach, nie tylko w nauce, także w seksie, w pracy.
Psycholodzy radzą, by kompleks matematyczny leczyć tak samo jak inne. Można zniszczyć jego przyczynę. Schudnąć, gdy się jest za grubym lub nauczyć się matematyki, gdy nauczyciel odsyła nas do szkoły specjalnej. Jeśli to nie jest możliwe, trzeba kompleks uczynić nieważnym. Eksponować sukcesy w innych dziedzinach.
– Zmieniają się pacjenci, teraz więcej jest tych z liceum, mniej z podstawówki. Kiedyś było odwrotnie. Ponieważ są to starsi uczniowie częściej przychodzą sami, bez rodziców – ocenia Izabela Ptaszyńska, psycholog z bydgoskiej poradni pedagogicznej. – Obiektem fobii bywa sam przedmiot, ale częściej jest to ogólny stres szkolny. Niezmiernie rzadko radzę zmianę szkoły. Nie o to chodzi. Raczej próbuję dojść wraz z uczniem, jak radzić sobie w sytuacjach trudnych, jak komunikować się z nauczycielem. Jednak uważam, że rozwiązanie tej trudnej sytuacji należy do pedagoga. To on powinien mieć pozytywne nastawienie do ucznia, nawet jeśli nie najlepiej radzi sobie z jego przedmiotem. Jeśli można mówić o jakimś kompleksie, to uczniowie nabawiają się go w liceum.
Choć uczniowie mają kompleks matematyki, to i tak jest ona najczęściej wybieranym przedmiotem maturalnym. W czasie tegorocznych egzaminów na Pomorzu zdawało ją 47% uczniów, w Małopolsce aż 56%. Historię wybrało około 20%. Przyczyna tego sukcesu? Nie trzeba wiele zrobić, by dostać ocenę mierną, poza tym można ściągnąć. Jeżeli jednak z czegoś się oblewa, to także z matematyki. Koło się zamyka.

Fałszywi humaniści

Matematyka ma wielu wielbicieli wśród profesorów. Prof. Ryszard Jerzy Pawlak uważa, że tylko dzięki niej Polak zrozumie ordynację wyborczą, bo – jak mawiał Kant – „W każdej rzeczy jest tyle prawdy, ile matematyki”. Prof. Mirosław Handke próbował wprowadzić ją na maturze, zapewniając, że: „Jej urody nie dostrzegł tylko ten, kto przespał lekcje”.
Wykładowcy z UW co roku organizują wykłady, tłumaczą, że matematyka jest obecna w opisie parzenia kawy w ekspresie, w kardiochirurgii i przypływach morza. Słuchamy uważnie i pozostajemy nietknięci wiedzą.
Rozmawiam z absolwentami Uniwersytetu Warszawskiego, wydziały humanistyczne. O matematyce mówią jak o przegranej dawno wojnie, która nie zrujnowała im życie. Spryt, kombinowanie, ściąganie – to powtarza się w każdej wypowiedzi. Anegdota goni anegdotę. – Tylko zmarnowanego czasu szkoda – poważnieje dzisiejszy znawca marketingu politycznego.
Żadnemu humaniście nie wmówisz, że matematyka rozwija umysł. Przyznają, że zagubili się pod koniec podstawówki, a wtedy zdobywa się podstawy. Potem była łatanina – korepetycje z doskoku (kogo stać na regularne 50 zł za godzinę) i pomoc chłopaka. Pozostały wspomnienia:
– Stoję pod tablicą, wiem, że wszystko umiem, ale nie wyduszę słowa.
– Całą noc się uczyłam, a na klasówce nic. Znowu matematyk pochyla się nade mną i mówi „No, Ewcia (nienawidziłam tego zdrobnienia), myślałem, że większego debila od twojego brata już nie spotkam”.
Wspomnienia szkolne najsilniej naznaczone są matematyką. Gdy po latach udałam się na spotkanie mojej klasy maturalnej z warszawskiego Liceum im. Reja, okazało się, że w myślach kolegów pozostał obraz decydującej klasówki. I ja, która rysuję trójkąt, podpisuję go „NIC” i wychodzę.
A więc, co zrobić z tymi, którzy deklarują, że są humanistami? – Matematyka to sprawdzian inteligencji – Włodzimierz Zielicz, nauczyciel matematyki i fizyki warszawskiego LO im. Kopernika (jego uczniowie zwyciężają w olimpiadach) nie ma żadnych wątpliwości. – Dobry humanista z rozsądnym nauczycielem zawsze sobie poradzą. Ale najgorsi są uczniowie mało inteligentni, pozbawieni umiejętności klarownego myślenia, za to wmawiający, że są humanistami. Tymczasem oni być może powinni zmienić szkołę.
Włodzimierz Zielicz dla swoich humanistów prowadzi specjalną, bliską życia matematykę. Nie chce przy tym zaniżać poziomu, bo zdarzało się, że na elektronikę szedł zagorzały polonista. I odwrotnie – dziewczyna z klasy matematycznej wygrała konkurs na najlepszą maturę z polskiego.
Narzekających na matematykę jest wielu, ale warto wysłuchać głosu prymusów. Magda, Justyna, Berenika i Kasia – uczennice warszawskiego Liceum im. Kopernika. Żadnej matematyka nie jest obojętna. – Rozwija umysł i wyobraźnię – zapewnia Magda. W podstawówce podobne sukcesy odnosiła w olimpiadach językowych i z fizyki. Dziś skłania się ku językom obcym. – Lubię matmę, ale idzie mi gorzej. Trudno, widać jestem mniej utalentowana – ocenia.
Dla Justyny matematyka jest jak psychoterapia. Logiczne myślenie i zadania, które się jej poddają, przynoszą uspokojenie. Justyna będzie zdawać na informatykę.
Kasia wybrała biotechnologię, a o matematyce mówi jak o największej przyjemności. Szczególnie że na początku miała z nią kłopoty. Wygrała, podobnie jak Berenika, która pójdzie na astronomię. Wszystkie mówią o matematyce radośnie. Bez cienia lęku.

Bez pobłażania

Wielu moich rozmówców, zarówno ofiary, jak i ludzie matematycznego sukcesu, twierdzą, że nie ma co zastanawiać się nad poziomem uczniów. To nauczyciele są albo dobrzy, albo beznadziejni. Fasada, fikcja – częste zarzuty w stosunku do pedagogów. Na prowincji matematyk za ocenę mierną ciągle każe sobie przeorać ogródek. I jeszcze jedno oskarżenie, teoria spiskowa – niski poziom jest nauczycielom na rękę, bo to napędza korepetycje. Czasem są one organizowane nachalnie. Pan X stawia pięć jedynek i odsyła na korepetycje do pana Y, który rewanżuje mu się tym samym.
Matematycy bywają najzamożniejszymi nauczycielami w szkole. To ich samochody lśnią nieproporcjonalnie do zarobków. Znam takich, którzy zminimalizowali etat i jak w transie jeżdżą po mieście. Rubryka „korepetycje z matematyki” jest najdłuższa w gazecie. Dla każdego wystarczy chętnych. A rodzice jeszcze po latach pamiętają, ile wydali na dodatkowe lekcje.
– Ileś osób zarabia na słabym poziomie, ale nie można powiedzieć, że w tym celu produkuje się marnych uczniów – nie zgadza się Włodzimierz Zielicz. – Sądzę, że przyczyna słabego poziomu leży gdzie indziej. Matematycy nie mają żadnej motywacji, żeby uczyć lepiej. Zawsze zarobią tyle samo, a nagrody dostają urzędnicy w oświacie, nie pedagodzy.
– Cały problem zaczyna się w pierwszych klasach podstawówki, nie obwiniajmy tylko nauczycieli – dodaje. – Kiedyś matematyka była osobnym przedmiotem. Teraz jest częścią nauczania początkowego. Nauczycielki, same marne z przedmiotów ścisłych, minimalizują jej udział w lekcjach. Kolejna przyczyna tak dramatycznego poziomu to schematyzm nauczania. Kiedy zjawi się inny nauczyciel, dzieci protestują: „A pani tylko tak kazała”. Ten schematyzm powtarza się także w liceum. Poza tym trzeba pamiętać, że matematyka jest przedmiotem strukturalnym, rodzajem piramidy. Jeśli uczeń nie ma fundamentów, nie ćwiczył podstawowych problemów, nie poradzi sobie. Tymczasem język polski jest rażąco uprzywilejowany. Ma o 50% godzin więcej w stosunku do trudniejszej intelektualnie i wymagającej ćwiczeń matematyki.
Hiszpański matematyk, Miguel de Guzman, twierdzi, że w większości krajów matematykę źle włączono do systemu nauczania. Pierwszy kontakt jest nieprzyjemny, bo wybrano elementy mniej zabawne i rutynowe.
Mówimy źle o programie i o nauczycielach. Powiedzmy też dobrze. Zdolni matematycy podkreślają, że talent wydobył z nich nauczyciel. – Miałem szczęście do pedagoga, który pokazywał mi ciekawe zadania – wspomina dr Mariusz Lisowski z Wydziału Matematyki Uniwersytetu Śląskiego. – Ale sam też wiele ćwiczyłem. Poza tym cieszyłem się w klasie specyficzną popularnością, bo wszyscy ode mnie ściągali.
Piotr Tronczyk, absolwent informatyki, mówi, że matematyka była jego hobby. Uwielbiał rozwiązywać wszystko, co nietypowe, ale – jak przyznaje – i jego nauczyciele byli znakomici.
Zdolni matematycy nie uważają się za ludzi, którym żyje się lepiej. – Nie gram na giełdzie, nie jestem hazardzistą – wylicza Piotr Tronczyk. – Moje zdolności pomagają mi w codziennych sprawach, ale nie zdobywam niczego szczególnego.
Piotr Tronczyk uważa nawet, że jest mu trudniej. Przygotowuje programy i ciągle musi rozmawiać z „leniwymi humanistami”, którzy nawet nie potrafią powiedzieć, jaki program chcieliby mieć.
Zdolni matematycy okupują informatykę, matematykę, wybijają się na SGH, dostają się na psychologię. Gdy się nie poszczęści, idą na fizykę, gdzie są przyjmowani bez egzaminu. I próbują znowu.
Anna Kierznikowicz od trzech lat uczy w renomowanym III LO w Gdyni. – W każdej klasie trzeba stosować inną metodę. To jest szalenie motywujące. Jednak zawsze staram się, by była dyskusja, nie martwy wykład, a potem rozwiązujemy przykłady. Oczywiście, humaniści wymagają szczególnego traktowania. Są zjeżeni i źli na ten przedmiot, a więc proponuję im coś, co ułatwi życie. Pamiętam, że przeważnie lubią geometrię.
Wanda Marynowicz uczy od 20 lat. Jest matematykiem w łódzkim III LO. Też zmienia metody i dostosowuje je do uczniów. Nie oblewa często. Jednak życie potwierdza, że lepiej być wymagającą i zadawać mnóstwo zadań. – Absolwenci wracają nawet po latach i przyznają, że dzięki moim wymaganiom dostali się na studia – mówi z satysfakcją.
Pewnie dlatego zmieniły się proporcje skarg do kuratorium. Coraz częściej rodzice mają pretensje, że nauczyciel wymaga za mało.
Włodzimierz Zielicz przyznaje, że na początku swojej pracy był ostry. – Cisnąłem i pamiętam, że parę osób poległo – wspomina. – Teraz może nie złagodniałem, ale staram się uczniów traktować bardziej indywidualnie, nie popadać w schematy.
Anna Kierznikowicz, Wanda Marynowicz i Włodzimierz Zielicz – nauczyciele z różnych miast, elita. Uważają, że jedyną weryfikacją dla matematyka powinny być jego wyniki. Do dokształcania lub poddawania się egzaminom nie należy nikogo zmuszać. – Znam wiele marnych kursów, które tylko wyciągają pieniądze – komentuje Włodzimierz Zielicz.
Czy matematyka powinna obowiązywać na maturze? – Pojęcie o niej powinien mieć każdy – ocenia Anna Kierznikowicz – Ale sprawdzianem wiedzy niekoniecznie musi być matura.
– Reforma matematyki jest potrzebna – tłumaczy Wanda Marynowicz. – Program jest rozbudowany, giną w nim podstawy, a poza tym ciągle obcina się liczbę godzin. Każda reforma mówi o potrzebie uczenia matematyki i zabiera czas. Jednak nie wmawiajmy uczniom, że nowa matura będzie łatwiejsza od poprzedniej. Dwie godziny na rozwiązanie kilkunastu zadań to nie za dużo. Poza tym wielu uczniów rozkłada się właśnie na najprostszych poleceniach.
Tak więc w tym roku licea znowu opuści pokolenie w dużej części zakompleksione matematycznie.


Dzięki Wielkiej Rewolucji Francuskiej i szkolnym reformom Napoleona matematyka była w szkole przedmiotem uprzywilejowanym, choć jeszcze długo musiała walczyć z łaciną uważaną za najlepsze narzędzie kształtowania umysłu i selekcji słabszych. W XIX w., za sprawą pozytywizmu, stała się przedmiotem wiodącym. I tak zostało.


ZA I PRZECIW
Dlaczego kocham matematykę?
W naszej rzeczywistości bezkarnie uchodzi matematyczna indolencja, a brak poszanowania dla „królowej nauk” nikogo nie zaskakuje. Trudno się dziwić, skoro matematyka jest przedmiotem, którego nie da się zakuć. By ją zrozumieć i pokochać, trzeba ją stopniowo krok po kroku poznawać. Nikt nie nauczy się całkować, nie znając pochodnych, te zaś wynikają z teorii granic, a do ich liczenia równie daleka droga. Nawet prostej tabliczki mnożenia nie zrozumie człowiek niepotrafiący dodawać.
Moja przygoda z matematyką trwa już kilkanaście lat. W szkole chętnie rozwiązywałem zadania, najprzyjemniej wspominam klasówki – traktowałem je jak zawody. Sprawdziany mogłem pisać codziennie. Niepewność, czy rozwiążę dobrze wszystkie zadania, a przede wszystkim, czy komuś w klasie nie pójdzie lepiej, była dobrym bodźcem do nauki. Pod tym względem nie widziałem różnic między matematyką a sportem. I tu, i tu chciałem być najlepszy, co doprowadziło mnie na Wydział Matematyki UW, a także zapewniło sukcesy w sporcie.
Jestem zwolennikiem matematyki na maturze. Uważam, że nie można normalnie funkcjonować bez znajomości podstaw logiki i rachunku prawdopodobieństwa. Dziwią mnie ludzie, dla których wypełnienie PIT-u jest równoznaczne ze wspinaczką na Mount Everest. Sądzę, że w codziennym życiu dobrze umieć podłączyć magnetowid, pralkę, przeanalizować każdą „superofertę”, żeby nie dać się oszukać.
Piotr Dybicz, student matematyki UW

Dlaczego nienawidzę matematyki?
Była obecna w moim życiu 12 lat. Nie zapomnę nerwów, wstydu przy tablicy i drżących rąk. Nie zapomnę, że przez matematykę mogę zawalić rok. Zawsze będzie mi się kojarzyć z czymś złym.
Jestem żywym przykładem, że ten przedmiot niektórym nie jest potrzebny. Z lekcji matematyki nie pamiętam niczego. Nie umiem rozwiązać żadnego zadania, żadnego wzoru i jakoś żyję. Studiuję filologię na Uniwersytecie Warszawskim, czytam książki humanistyczne, a swoje plany wiążę z pisaniem. Matematyką niech się zajmują ludzie, którzy mają do niej specjalne zdolności, ścisły umysł i cierpliwość. Choćby tacy jak mój brat.
Lekcje matematyki były dla mnie cierpieniem. Jeszcze gorsza była nauka w domu. Mama bezskutecznie tłumaczyła całki, a brat krzyczał, że jestem niewyuczalna. Nad pracą domową mogłam spędzić noc, a i tak szłam nieprzygotowana. Jednak całkiem miło wspominam klasówki. Z góry wiedziałam, jaką ocenę uzyskam, co pozwalało mi siedzieć bezczynnie. Po tygodniu, gdy nauczycielka omawiała wyniki sprawdzianu, nie czułam stresu, bo miałam zagwarantowaną ocenę – niedostateczną. Z klasy do klasy przechodziłam tylko dzięki wyrozumiałej nauczycielce, ona jedna wiedziała, że presja tylko potęguje moje zniechęcenie. Uwielbiałam język polski, a nie wielościany i logarytmy.
Cieszę się, że matura z matematyki nie była obowiązkowa, bo w ten sposób udało mi się ją zdać.
Paulina Dybicz, studentka polonistyki UW


Sprawdź, czy zdałbyś próbną maturę
Zadanie 1
Cena pewnego towaru wraz z 7% stawką podatku VAT była równa 64,20 złotych. Oblicz cenę tego towaru, gdyby stawka podatku VAT była równa 22% zamiast 7%.

Zadanie 2
W pewnym barze jeden pączek kosztuje p złotych, zaś jeden napój n złotych. Za 4 pączki i 5 napojów zapłacimy w tym barze 11,55 złotych.
a) Zapisz za pomocą równania koszt 4 pączków i 5 napojów w tym barze.
b) Oblicz, ile zapłacimy w tym barze za jeden napój, jeśli jeden pączek kosztuje 1,20 złotych.

Zadanie 3
Pewna firma, specjalizująca się w kopaniu studni, oferuje klientom następujący sposób obliczania kosztu robót ziemnych: wykopanie pierwszego metra głębokości studni kosztuje 300 złotych, zaś wykopanie każdego następnego metra głębokości kosztuje o 30 złotych więcej niż poprzedniego metra. Sprawdź, czy 7500 złotych wystarczy, aby zapłacić tej firmie za wydrążenie studni o głębokości 15 metrów.


Moje przejścia z matematyką

Jerzy Bończak,
aktor

Maturę zdawałem w 1967 r. Teraz niewiele już z tego pamiętam, a zwłaszcza zapomniałem wszystko z matematyki. Ten przedmiot był dla mnie bardzo trudny. Niczego praktycznie nie rozumiałem, a do matury dopuszczono mnie z wielkimi problemami, otrzymałem dostateczny z dwoma minusami.

Katarzyna Piekarska,
posłanka SLD

Kończyłam klasę biologiczno-chemiczną w Liceum Batorego, ale moimi ulubionymi tematami były ochrona środowiska i biologia, a także historia współczesna. Do matematyki podchodziłam z pewną rezerwą. Specjalnych problemów nie miałam chyba dzięki przyjaciółce Ewie, bardzo uzdolnionej w tym kierunku, która mi po prostu na wielu lekcjach i po lekcjach pomagała. A przed maturą musiałam wziąć jeszcze dodatkowo solidne korepetycje. Zdecydowanie matematyka nie była moją pasją.

Andrzej Rosiewicz,
piosenkarz i tancerz

Z matematyką miałem różne przejścia. Gdy więcej zajmowałem się sportem, było mi trudniej w szkole. Na studiach matematykę miałem przez trzy semestry. Z początku radziłem sobie ledwie-ledwie, ale na zakończenie trochę się przyłożyłem i u prof. Białynickiego, bardzo eleganckiego pana, miałem nawet czwórkę z plusem, z czego do dziś jestem dumny, bo przecież nie była to moja ulubiona dziedzina.

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk

To wszystko było dla mnie okropne. Nie rozumiałem niczego z matematyki, fizyki i chemii. Uważam więc, że matematyką powinni się zajmować wyłącznie matematycy. Człowiek z umysłem humanistycznym może się tylko nabawić urazu psychicznego, jeśli już od najmłodszych lat musi się przejmować wzorami, które w późniejszym życiu do niczego się nie przydają.

Izabela Cywińska,
reżyser, b. minister kultury

Temat to dla mnie bardzo odległy. W pierwszych klasach szkoły podstawowej od początku szło mi bardzo dobrze. Dopatrywano się we mnie nawet „matematycznego guza”. I naraz, gdy przeszłam do gimnazjum, wszystko się urwało, stałam się matematycznym matołkiem. I tak już zostało do dziś. Nie wiem, jak do tego doszło. Jestem przekonana, że w podstawówce miałam dobrego nauczyciela matematyki, a w gimnazjum złego. Do dziś mam kłopoty. Nie potrafiłam np. nigdy przeliczyć starych złotych na nowe. Teraz sobie radzę z pieniędzmi, bo mam kalkulator.

Grażyna Brodzińska,
gwiazda operetki

Matematyki nie cierpiałam. Może zawinił pedagog, może nauczycielka mnie nie lubiła (bo byłaś głąbem – dopowiada mąż Damian Damięcki). Nie wiem, skąd się to wzięło. Podobnie nie rozumiałam niczego z chemii. W każdym razie do dzisiaj nie umiem liczyć.

Anna Chodakowska,
aktorka

Miałam z matematyką problemy. Nie chciałam się uczyć, więc ustalono, że mój brat cioteczny będzie mi dawał korepetycje. Niekiedy mówił mi, że jestem debilem. Maturę zdawałam w Liceum Zamoyskiego przy ul. Smolnej w Warszawie. Matematykę oblałam i miałam poprawkę. Całki i różniczki, które pod koniec nauki zaczynaliśmy poznawać, były dla mnie czystą poezją. Jedyna korzyść, jaka płynęła z nauki matematyki, to perfekcyjne opanowanie tabliczki mnożenia. W pamięci dodawaliśmy i odejmowaliśmy całkiem poważne sumy. W sklepie zadziwiam wszystkich, bo w pamięci dodaję szybciej niż komputer. Dziś tego nie uczą, bo dzieci posługują się kalkulatorami. Ciekawe jednak, co byłoby, gdyby kogoś rzuciło na bezludną wyspę?

Stanisław Dobrzański,
wiceminister obrony narodowej

Niestety, nigdy jej nie kochałem. Z trudem sobie radziłem. Być może po prostu nie było we mnie zamiłowania do tego przedmiotu, bo nauczycieli miałem dobrych. Nie mogę na nich narzekać.

Tomasz Zubilewicz,
prezenter pogody w TVN

Miałem dobrego nauczyciela w szkole średniej. Nie był to byle kto, bowiem występował w reprezentacji Polski w brydżu, i to imponowało. Lekcje jego były bardzo pomysłowe i co najważniejsze, prowadzone z humorem. Wspominam je jako bardzo ciekawe. Profesor był przy tym wymagający, więc o ile w podstawówce byłem z matematyki bardzo dobry, w szkole średniej dostawałem tylko trójki i czwórki. Ale źle go nie wspominam, bo miałem okazję porównać, jak lekcje matematyki prowadzą inni nauczyciele. Gdy nasz profesor zachorował i kilka miesięcy przeleżał w szpitalu, przyszedł ktoś na zastępstwo i wtedy zobaczyliśmy wszyscy, jaka to jest ogromna różnica.

Notował BT

Wydanie: 2001, 44/2001

Kategorie: Oświata

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy