Matrix powraca

Matrix powraca

Sean Connery nie zagrał w „Matriksie 2”, bo nie zrozumiał scenariusza. Z fabułą filmu takiego problemu nie będzie

Cztery lata temu dali widzom czerwoną pigułkę, zakwestionowali istnienie rzeczywistości, a przy okazji zrewolucjonizowali kino science fiction. Mało znani filmowcy, bracia Andy i Larry Wachowscy „Matriksem” zawojowali kina i umysły młodych ludzi. Jako że od początku miała to być trylogia, nadszedł czas na jej drugą część: „Matrix-Reaktywacja”. Tym razem jednak efekt zaskoczenia i nimb tajemniczości zastąpiły wyśrubowane oczekiwania zarówno pod względem technicznym, jak i artystycznym. Bo dla wielu „Matrix” to coś więcej niż świetne kino akcji.

Niekomiksowa filozofia

„Matrix” opowiadał historię Thomasa Andersona (Keanu Reeves), programisty w wielkiej korporacji, który w nocy jako haker Neo próbował dotrzeć do tajemniczej sieci – zwanej matriksem. Szukał kontaktu z legendarnym Morfeuszem (Laurence Fishburne), któremu ponoć się to udało. Gdy się spotkali, Neo dostał ową, dziś już przysłowiową, czerwoną pigułkę, stanowiącą drogę do przebudzenia. Okazało się, że świat dostępny dotąd jego zmysłom, jedyny znany i oczywisty, w którego istnienie nie miał podstawy wątpić, jest w istocie skomplikowanym programem komputerowym. A prawdziwi władcy tego świata – maszyny – utrzymują ludzi w nieświadomości, wykorzystując ich jako źródło energii.
„Matrix” stawiał prawdziwie filozoficzne pytania o naturę rzeczywistości i człowieka. W jednym z najważniejszych dialogów Morfeusz rozważał kwestię realności. Za realne uznajemy to, czego dotykamy, co słyszymy, widzimy i czujemy. Zatem rzeczywistość to nic innego jak przetworzone przez mózg impulsy elektryczne – brzmiała diagnoza. Horror wizji filmu polega na tym, że można by zmienić źródło tych impulsów niezauważalnie dla człowieka.
Niepokojąca wizja, według której człowiek nigdy nie ma dostępu do prawdziwej rzeczywistości, pojawiała się już u filozofów antycznych – jak chociażby jaskinia Platona. Podobnie brzmią rozważania chińskiego mędrca – nie wie, czy jest człowiekiem, który śni, że jest motylem, czy motylem, który śni, że jest człowiekiem. Bracia Wachowscy czerpali bowiem m.in. z buddyzmu zen, taoizmu, gnozy, a także z chrześcijańskiego mesjanizmu – Neo jest Wybrańcem, którego nadejście oznacza zmierzch panowania maszyn.

Pokolenie Neo

Liczba źródeł inspiracji czytelnych w tym filmie może przyprawić o zawrót głowy. Nie jest ona jednak czymś nadzwyczajnym w dzisiejszej kulturze popularnej. W „Matriksie” widać wpływy anime, czyli japońskiej kreskówki, komiksów, gier komputerowych, „Supermana”, a nawet „Alicji w Krainie Czarów” i „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. Pomysł istnienia jakiejś drugiej, nieznanej przeciętnym ludziom rzeczywistości przewijał się w twórczości Stanisława Lema, Phillipa K. Dicka, a także w takich filmach jak „Ucieczka z Nowego Jorku” czy „Łowca androidów”. Mimo to wizji filmu braci Wachowskich nie można było odmówić oryginalności.
„Matrix” osiągnął status filmu kultowego. Subtelności fabuły analizowano na kartach kilku książek i w ponad tysiącu witryn internetowych. Pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami filmu dało się wyznaczyć dość wyraźną granicę wiekową. Najłatwiej prześledzić ją w recenzjach tamtego filmu. Młodzież, dla której wirtualna rzeczywistość Internetu i gier komputerowych jest równie realna i naturalna jak świat za oknem, przyjęła wizję Wachowskich entuzjastycznie. Nareszcie ktoś mówił ich językiem. Z tym światem jest coś nie tak i nieliczni to zauważają. Wszystko jest możliwe, jeśli uwolnisz swój umysł i uświadomisz sobie ograniczenia narzucane przez rzeczywistość. Tego typu wnioski z filmu padały na podatny grunt.
Młodzi okrzyknęli więc Wachowskich zbawcami „intelektualnego filmu akcji” i mówili o epokowym wydarzeniu. Starsi na ogół tę wizję odrzucali, albo traktowali z niesmakiem i obojętnością – nieliczne wyjątki potwierdzały tylko regułę. Co ciekawe, wielu recenzentów zarzucając fabule prymitywność, wykazywała się jej kompletnym niezrozumieniem. Pisano, że tytułowy matrix, to sieć komputerowa, do której podłącza się główny bohater, zyskując nadludzkie możliwości -a jest akurat odwrotnie. Albo że ludzkość zaatakowali przybysze z innego wymiaru, gdy naprawdę chodzi o maszyny obdarzone sztuczną inteligencją, które stworzył człowiek. Trudność sprawiały im nagłe przeskoki akcji z matriksa w świat realny i z powrotem. Na ich usprawiedliwienie trzeba przyznać, że scenariusz nie należał do łatwych, o czym przekonało się kilku aktorów, którzy nie zagrali w filmie, bo go nie zrozumieli, np. Sean Connery.

Rewolucja science fiction

Nawet lekceważąc meandry fabuły, nie można było wobec „Matriksa” przejść obojętnie z innego powodu. Jeśli istnieje uniwersalny podręcznik filmów akcji z gatunku science fiction, to film Wachowskich zmienił wszystkie jego zasady. Efekty specjalne przyprawiały o zawrót głowy, a nawet brutalnym scenom akcji nie można było odmówić elegancji. Bohaterowie chodzili po ścianach, przeskakiwali z jednego budynku na drugi, a Neo nawet latał.
Sceny zawisania w powietrzu przed zadaniem ciosu, uchylania się przed kulami zapadały w pamięć. Szybko znaleźli się więc naśladowcy, wykorzystujący te pomysły w filmach i reklamie. Chyba najpopularniejszym zapożyczeniem był efekt zatrzymania obrazu, połączonego z obrotem kamery – pojawił się nawet w animowanym „Shreku”. Nic dziwnego, że spora rzesza fanów czeka głównie na kolejne popisy, przekraczanie barier w sferze efektów specjalnych. Ci widzowie będą usatysfakcjonowani. Bracia Wachowscy postarali się przy pomocy wielkiej ekipy informatyków, pirotechników i scenografów, aby wizualnie „Reaktywacja” była bardziej spektakularna. Sklonowali Agenta Smitha – program chroniący matrix – do stu kopii. Nakręcili też niesamowity pościg na wybudowanej specjalnie na potrzeby filmu autostradzie. Twierdzą, że to najbardziej skomplikowana scena w historii kina.
Wszystko wygląda imponująco, ale perfekcyjność efektów specjalnych nie zastąpi świeżości fabuły i elementu zaskoczenia, które zdecydowały o sukcesie pierwszego filmu. Scena walki Neo z setką Smithów wydaje się niezbyt uzasadnioną dygresją – niezwykłą demonstracją magii kina bez wpływu na opowieść czy bohatera. Zdjęcia stworzone komputerowo, które trudno odróżnić od zwykłych ujęć filmowych, zachwycają. Nie wystarczą jednak, aby „Reaktywacja” wybijała się z wśród wielu filmów akcji.
Fabuła drugiej części jest bardziej konwencjonalna i mniej tajemnicza. Bohaterowie docierają do Zionu, jedynego podziemnego miasta ludzi. Neo akceptuje swoją rolę jako Wybrańca i powraca do matriksa, aby szukać sposobu na zniszczenie go. Ważniejszą rolę odgrywa też wątek miłości pomiędzy nim i piękną Trinity (Carrie-Ann Moss). Pojawiają się oczywiście nowe postacie. W jednej z ról Amerykanie będą mogli poznać znaną głównie w Europie Monicę Bellucci.
Bracia Wachowscy nie rezygnują jednak ze sławy intelektualistów kina. Nie można więc powiedzieć, że film ogranicza się do wybuchów, pościgów i walk kung-fu. Dowiadujemy się więcej o samym matriksie, a przede wszystkim o Wyroczni, która przepowiada przyszłość i służy Neo inspiracją i radą. Istnieje szansa, że dzięki ostatniej części „Matrix-Rewolucje” – której symultaniczna premiera na całym świecie planowana jest na listopad – niektóre sekwencje dialogów „Reaktywacji” nabiorą nieoczekiwanych znaczeń. Przecież Morfeusz wręczając Neo czerwoną pigułkę, obiecał mu, jak carrollowskiej Alicji, że pokaże, dokąd prowadzi królicza norka. Czyli jaka jest cała prawda. A do końca norki jeszcze trochę brakuje.
Czekając więc na zakończenie trylogii, warto zwrócić uwagę na subtelne sposoby manipulacji rzeczywistością, z którymi mamy do czynienia w realnym świecie. I zastanowić się nad słowami twórcy wizualnych fajerwerków w „Matriksie”, Johna Gaety’ego, który twierdzi, że technicy od efektów specjalnych, to inżynierowie społeczeństw przyszłości.


Bracia Larry (37 lat) i Andy (35 lat) Wachowscy – reżyserzy, scenarzyści i producenci wykonawczy trylogii „Matrix”. Pochodzą z Chicago, pracują razem od wielu lat. Przed realizacją tego obrazu napisali i wyreżyserowali swój pierwszy fabularny film „Bound”. Systematycznie unikają kontaktu z mediami i nawet oficjalne strony „Matriksa” podają, że niewiele więcej o nich wiadomo. Podobno Andy’ego bardziej interesuje literatura science fiction, podczas gdy Larry to miłośnik filozofii. Ich znajomi zapewniają, że to prawdziwi intelektualiści, a nie tylko maniacy komiksów.


Animatrix
Seria dziewięciu krótkich fabularyzowanych filmów animowanych, wzorowanych na japońskich kreskówkach, które opowiadają nowe historie dziejące się w świecie „Matriksa”. Są także zwiastunem drugiej i trzeciej części trylogii, a także przedstawiają genezę „Matriksa” oraz nowe postacie i scenariusze. Każdy z nich kosztował milion dolarów, a „Ostatni lot Ozyrysa” – 2 mln. „Animatrix” jest rezultatem współpracy braci Wachowskich z grupą mistrzów animacji ze studiów w Japonii, Korei i USA. Wszystkich reżyserów dobierali sami Wachowscy, którzy napisali cztery z dziewięciu docinków i nadzorowali cały proces produkcji. „Animatrix” ukaże się na DVD i kasetach wideo 6 czerwca.

Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy