Media publiczne w kleszczach polityków

Media publiczne w kleszczach polityków

Jestem zdecydowanym obrońcą mediów publicznych. Choć oczywiście nie takich, jakie po 2005 r. zafundowali nam PiS, Samoobrona, LPR i Lech Kaczyński. Prawie pięć lat rządów ludzi powoływanych i odwoływanych z szybkością karuzeli przez te środowiska polityczne doprowadziło media publiczne do stanu przedagonalnego. Do prawie całkowitej zapaści programowej i finansowej. Gdyby tym ciągle zmieniającym się nieudacznikom powierzyć jakąkolwiek firmę, to jej los byłby równie tragiczny jak los TVP i Polskiego Radia. Bezkarna anonimowość różnych pociągaczy za sznurki w mediach sprawia, że z roku na rok są coraz bardziej bezczelni. Nie patrzą już na żadne niuanse. Liczy się wyłącznie kasa i doraźny interesik politycznych swojaków. To, co zrobili i co zostawiają po sobie, jest gorsze od czarnej dziury. Gorsze, bo u wielu widzów czy słuchaczy podważa wiarę w jakikolwiek sens istnienia mediów publicznych. A zwłaszcza w sens płacenia abonamentu lub innego podatku, by instytucje tak tragicznie zarządzane mogły się w ogóle utrzymać.
Jak ludziom rozczarowanym obecną ofertą takiego choćby Programu 1 TVP wytłumaczyć powody, dla których warto mediów publicznych bronić? I to bronić przed atakami z dwóch stron równocześnie? Bo i przed tymi, którzy w ostatnich latach doprowadzili je do zapaści i których trzeba po prostu przepędzić na cztery wiatry. I przed zaprzysięgłymi przeciwnikami wszelkich mediów, które nie są komercyjne. Dla tych drugich zapaść mediów publicznych jest dobrą okazją do tego, by je sprywatyzować, a przynajmniej znacząco zmarginalizować. To zresztą nie koniec nieszczęść. Bo żeby ten mało optymistyczny opis jeszcze bardziej urealnić, trzeba wspomnieć, że i wśród obrońców TVP i Polskiego Radia nie brakuje takich, którzy kierują się głównie własnym interesem.
Jak więc wydobyć media z matni, w której znalazły się nie tyle z własnej winy, co w wyniku politycznych targów i gwałtów?
Trochę w cieniu kampanii wyborczej dopełnił się los Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Odrzucono sprawozdanie z jej działalności i rada przeszła do historii. W niesławie odchodzą ludzie, którzy podejmowali i firmowali najgorsze i najgłupsze decyzje w historii mediów. Nie działali oni niestety w próżni. Ich mocodawcy zostają i mają apetyty, by dalej grać i mieszać w tym kotle. Czy będą mieli taką sposobność? Wszystko zależy od parlamentu i rozwiązań, które wybierze przede wszystkim Platforma Obywatelska.
Niebawem zobaczymy, czy do polityków tej partii dotarło już, że w Polsce dla równowagi medialnej niezbędne są obiektywne, sprawne, dobrze funkcjonujące i ambitne media publiczne. Czy dla tych nowych mediów będzie stworzony taki sposób finansowania, który byłby równocześnie stały i trwały, niezależny od rządu i parlamentu? I wreszcie czy nowa KRRiTV będzie skonstruowana na zasadzie pluralizmu i kompetencji jej członków?
Pozytywna odpowiedź na te pytania dałaby szansę na odbudowę mediów publicznych. A tym samym na odbudowę zaufania ich odbiorców. Tego zaufania, które przecież i dla polityków jest wartością bezcenną.
Nie piszę dziś o wyborach, bo robią to w tym numerze inni autorzy. Apeluję jednak o jak najliczniejszy udział w głosowaniu. Nieobecni nigdy nie mają racji.

Wydanie: 2010, 24/2010

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy