Melancholia

Melancholia

W poniedziałek po wyborach obudziłem się w depresji. I chociaż w kupie raźniej, wcale nie pocieszyło mnie, że miliony rodaków są w tym samym stanie. Tąpnięcie cywilizacyjne zagwarantował nam mieszkaniec wsi, z podstawowym wykształceniem, emeryt z rejonów, które były kiedyś carskim zaborem, z reguły pożeracz telewizji rządowej i słuchacz disco polo. Moje dzieci załamane, bardzo przeżywały chwilę ogłaszania wyników. Z powodu naszego przejęcia, a też dlatego, że miały obiecanego McDonalda, jeśli Trzaskowski wygra. Jestem w wieku, kiedy kurczy się dramatycznie przyszłość i lepiej w nią nie wybiegać za daleko w wyobraźni. Zobaczyłem jednak ten skrawek, który mi pozostał, przeżyty w trującej atmosferze kraju rozdartego nienawiścią i pogardą. Ale to chwilowy nastrój. Trzeba robić swoje. Kołacze mi w głowie zwrotka wiersza Leśmiana:

Trzeba mi grodzić sad,
Trzeba mi zboże młócić!
Przyszedłem na ten świat –
I nie chcę go porzucić!…

To nie jest jednak postulat emigracji wewnętrznej. Ten sad to ogród wolności mimo wszystko. Myślę o tych setkach tysięcy, które stały po kilka godzin do lokali wyborczych, by zagłosować na Trzaskowskiego. Mój sąsiad zgłosił się jako mąż zaufania, wysłali go do Hajnówki, by pilnował liczenia głosów. Pojechał bez wahania. I nie żałuje. Nie wolno nam się pogrążać w rezygnacji. Jest ciągle w Polsce dosyć demokracji, powietrza i ludzi o otwartych głowach, by rozwijać skrzydła. A jednak tak duża frekwencja wyborcza to nie święto demokracji, ale święto wojny domowej. Ona trwa. Mając przez trzy lata w ręku wiele instytucji, parlament i kukłę prezydenta, będą próbowali dorżnąć sądy, zniszczyć samorządy i przejąć prywatne media.

Cofnijmy się o kilka dni – rynsztokiem pisowskiej propagandy popłynęły różne różności, już nie tylko zły Niemiec nam grozi, nie tylko uczenie niemowląt masturbacji. Jak zalęgły się karaluchy w jednym bloku na Ursynowie, to też stoi za tym Trzaskowski. Prezes potwierdził słowa Dudy: „Eutanazja niekiedy w Europie przybiera charakter przymusowy”. Emeryci z Zachodu będą więc uciekać do Polski (gdzie nasze szpitale zafundują im mimowolnie eutanazję). Pojawił się długo wyczekiwany wątek żydowski. Nareszcie! Prezes PiS przemówił na poświęconych falach Radia Maryja. Oświadczył, że Trzaskowski ma wątpliwości co do tego, czy Polska powinna płacić odszkodowania za bezspadkowe mienie żydowskie. (Trzaskowski nie miał wątpliwości, ale to nieważne, antysemickie paski już popłynęły wartkim strumieniem w telewizji rządowej). Prezes sugerował, że Trzaskowski nie ma polskiej duszy, bo chce oddawać obcym kamienice. Fobia żydowska, jak widać, nadal żywa w narodzie, tyle lat po Holokauście, gdy po Żydach została już tylko porosła lasem blizna. Jak głębokie jest to uczucie. A przecież prezes raczej unika tego tematu i nie jest antysemitą, w końcu pochodzi z Żoliborza. Ale tu dla dobra Polski kłania się nisko ksenofobom w nadziei, że Bóg mu wybaczy, chociaż, jak wiadomo, Pan Bóg jest Żydem. A jak nie wybaczy, to prezes poświęci swoje życie wieczne dla Polski. A co do duszy Trzaskowskiego – prezes, jak widać, zamierza stworzyć wysoką komisję do spraw polskiej duszy, która będzie oceniać, kto ją ma, a kto nie. Trzaskowski nie ma polskiej duszy, Tusk też nie, ma niemiecką, a z polską duszą chodzi szybkim kroczkiem prokurator Piotrowicz. I to łóżko w Brazylii bardzo podejrzane – czy to na nim Trzaskowski nie zdradzał żony? Propaganda pisowska, wzorując się na hitlerowskiej i stalinowskiej, oczywiście dobierała się do przodków Trzaskowskiego. Niestety, Żydów nie stwierdzono. Za to matka agentka, jakże inaczej, a ojciec jazzman, jazz to zgniła sztuka zgniłego Zachodu. Znałem rodziców Rafała, mama przywoziła go, wtedy siedmiolatka, na plan serialu, do którego napisałem scenariusz i w którym grałem ojca Rafała, a on grał mnie małego, więc też miał na imię Tomek.

Jest rok 2020, żyjemy w demokratycznej Polsce, w kraju, który 30 lat temu odzyskał wolność. I w tym kraju jak złośliwy nowotwór wyrosła partia polityczna zasilana jadem jednego człowieka, bez wątpienia charakteropaty i cynika opętanego żądzą władzy. Moje myśli bywają pełne nienawiści. Nienawiść jest chorobą. Tak, jestem teraz chory na nienawiść, byłem podobnie chory z nienawiści do namiestników sowieckiego imperium. Z powodu nienawiści jesteśmy gorsi i głupsi, a też niebezpieczni dla siebie i innych. Są jednak sytuacje, kiedy brak uczuć i obojętność są oznaką braku wrażliwości, zasad moralnych i sumienia.

Wydanie: 2020, 30/2020

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Komentarze

  1. Bronisłasw Morawski
    Bronisłasw Morawski 28 lipca, 2020, 12:04

    Ontologiczne dyby

    Znów nie mając wybrać co
    wybierałem mniejsze zło.
    Lecz, czy o to, aby szło?

    I choć dobre chęci miałem
    mniejsze zło preferowałem.
    – więc wybory te przegrałem.

    Powód, to ontologiczne dyby
    – Gdy wybory są na niby
    – Zło nie ma alternatywy.

    14.07.2020
    Bronisław Morawski

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Alojzy Bombel
    Alojzy Bombel 2 lutego, 2021, 19:04

    „gdy po Żydach została już tylko porosła lasem blizna.”

    Pan Autor jest naprawdę taki głupi czy tylko głupiego udaje? Amerykańskie organizacje „ocalałych z holokaustu” mają się dobrze i nogami fikają.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy