Męż@tka pozna…

Męż@tka pozna…

Reporter „Przeglądu” sprawdził internetowe ogłoszenia pań szukających kochanków

To naprawdę była mężatka. Ten autentyzm jest godny podkreślenia, bo w internecie ludzie zwykle udają kogoś innego. Ale nie w tym przypadku. Jej anons znalazłem na jednej z wielu stron typu: „Pani pozna pana”. Pozna bez sponsoringu, bo chodzi o strony, na których ogłaszają się panie wykluczające branie pieniędzy za doznania zmysłowe. I często podkreślają, że są mężatkami, uważając widocznie, że to podnosi ich atrakcyjność. Tylko dlaczego mężatki tak chętnie i tak otwarcie szukają podobnych przygód? Otwarcie – bo umieszczają w sieci swoje zdjęcia, na których często pokazują dokładnie wszystko, nawet twarz.
W ofercie prezentującej panią, z którą spotkałem się w realu, zdjęcie jest wprawdzie nagie, ale nie wulgarne, trochę z boku, z odwróconą głową, pokazujące ładną figurę i długie zgrabne nogi. W tekście nie było żadnego gawędzenia o tym, co i w jakiej sytuacji nasza ewentualna partnerka chciałaby robić. Tylko informacja, że ma 36 lat, „od zawsze” jest mężatką i szuka dyskretnego pana do zmysłowych spotkań. W ogłoszeniu jest numer, na który trzeba dzwonić (płatny 4,90 zł za minutę plus VAT, więc właściciele tych portali muszą dobrze zarabiać) oraz wewnętrzny, który odbiera już pani z ogłoszenia.
Dzwonię więc i proponuję spotkanie, cały czas z przekonaniem, że to musi być lipa i naciąganie na koszty. Pani pyta, ile mam lat, jaki kolor włosów, wzrost, czy noszę okulary. Nie przedłuża sztucznie rozmowy, widać, że nie chodzi jej o to, by rozmówcę jak najdłużej utrzymać przy płatnym telefonie. A często tak się zdarza i jeśli ktoś myśli, że szukanie mężatki w sieci to działalność lekka, tania i przyjemna, grubo się myli. Nigdy bowiem nie ma pewności, kto kryje się pod numerem wewnętrznym, wynajętym w portalu ogłoszeniowym. Czy naprawdę będzie to kobieta, szukająca partnera poza małżeństwem, czy trafimy na zwykły sekstelefon, taki, przy którym urzędowała kiedyś Katarzyna Figura, gdzie panienka będzie nas naciągać na wielominutowe i kosztowne obsceniczne dyrdymały.

Bo we mnie jest seks
Tych kilka opisanych tu spotkań, do których rzeczywiście doszło, to wynik benedyktyńskiej wręcz pracy autora, który heroicznie, wielkim nakładem sił i środków, przedzierał się przez ostępy internetowego rynku erotycznego. I co chwila wchodził na minę, np. w rodzaju wspomnianych naciągaczek rozwlekających rozmowy do niemożliwości. Fikcyjnych mężatek umawiających się na spotkania i nieprzychodzących, a potem ponaglających SMS-ami, żeby koniecznie do nich jeszcze raz zadzwonić, na numer płatny 4,92 plus VAT, to wszystko wyjaśnią. Rozmówczyń, które pod tym samym numerem wewnętrznym zmieniały się co parę godzin, ale cały czas uparcie twierdziły, że są jedną i tą samą osobą, jak najbardziej mężatką. Zwykłych prostytutek, za którymś razem wreszcie przychodzących na umówione spotkanie i proponujących pójście razem do mieszkań znajomych, które okazywały się burdelami, gdzie wprawdzie panienkom nie trzeba było płacić, ale gorylom rządzącym takimi przybytkami, jak najbardziej, i to słono. A na delikatne uwagi, że raczej nie o to chodziło, mówiły ze świętym oburzeniem: „Ale ja naprawdę jestem mężatką! Czy laska z agencji nie może mieć męża?”.
Tak więc komuś, kto pragnie dzięki sieci przeżyć pikantną przygodę z mężatką, trzeba powiedzieć, że to droga prowadząca często na manowce. Autorowi w paru przypadkach udało się doprowadzić do osobistych spotkań z zamężnymi paniami, bo mozolnie usiłował oddzielić ziarno od internetowych plew, ale stuprocentowej pewności przecież nie uzyskał. Aktów małżeństwa nikt mu nie pokazywał, a eksperyment obyczajowy przerywał na tyle wcześnie, że nie zawsze był w stanie ustalić, czy naprawdę spotykał się z panią mającą męża. Co nie zmienia faktu, że mężatki naprawdę ogłaszają się w internecie, chcą się spotykać, zwykle nie chcą za to pieniędzy i można do nich dotrzeć.
– Informowanie w internecie, że „mężatka szuka partnera”, służy zwykle przekazaniu komunikatu, że w takich poszukiwaniach nie chodzi o nic trwałego, lecz o seks z zachowaniem anonimowości. Możemy sobie opowiadać o różnych stereotypach dotyczących kobiecości, ale jest pewna grupa kobiet, którym zależy na seksie tylko w jego aspekcie fizycznym. Moje ubiegłoroczne badania grupy 10 tys. internautów obojga płci wykazały, że niemal połowa z nich zdradziła (42% kobiet i 48% mężczyzn) – wskazuje prof. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog.
Zdaniem psycholog Tatiany Ostaszewskiej-Mosak, wreszcie zaczęło funkcjonować prawdziwe równouprawnienie. Kobiety poczuły się pełnoprawnymi partnerkami, mogącymi pozwolić sobie także na niewierność.
– Wskaźnik zdrad wśród mężatek wzrasta, ale nie wiem, czy na pewno dorównałyśmy już panom, bo odpowiedzi nie zawsze są szczere. Do mojego gabinetu często jednak przychodzą pary małżeńskie, w których doszło do zdrady, i zauważam, że panie zdradzają już równie często jak panowie. Kobiety dały sobie prawo do skorzystania z wentyla bezpieczeństwa, jeśli stwierdzą, że w ich małżeństwie coś jest nie tak. Czasami chcą mieć partnera na zakładkę: wolą się nie rozstawać z mężem, bo to ryzykowny krok, ale zależy im na tym, by jeszcze z kimś być – mówi. Tatiana Ostaszewska-Mosak uważa, że zdrada to otwarcie pewnej furtki. Jeśli mężatka tę furtkę otwiera, to znaczy, że wszystko sobie uporządkowała i przemyślała.

Córci to nie przeszkadza
Moja najbardziej autentyczna rozmówczyni, ta mająca 36 lat i męża „od zawsze”, otwiera furtkę chyba nie pierwszy raz. Przez telefon mówi mi, że mieszka w Bydgoszczy, ale często bywa w stolicy i zarejestrowała się na warszawskim portalu, bo w Warszawie jest większy wybór partnerów i nie ma obawy, że się trafi na znajomego. Przyjeżdża akurat w sobotę 9 lipca, by odebrać 13-letnią córkę wracającą z gór. Zarezerwuje więc pokój w hotelu – niedrogim i płacimy po połowie, informuje rzeczowo – a do domu z córką wróci w niedzielę. Mówi, jakim pociągiem przyjedzie z Bydgoszczy, mam ją odebrać na Dworcu Centralnym, ustalamy szczegóły identyfikacyjne, pyta jeszcze, czy jestem zdrowy. Wszystko bardzo spokojnie, już z pewną rutyną.
Czekam na peronie. Rzeczywiście przyjeżdża! Zdjęcie nie kłamało, bardzo zgrabna, w krótkiej spódnicy, opalona. I, czego na zdjęciu już nie było, naprawdę ładna, ciemne włosy, typ Indianki. Zanim jej córka przyjedzie z Rzeszowa, mamy trochę czasu na rozmowę. Pani jest urzędniczką, faktycznie, już spotykała się w ten sposób. Dlaczego? Mówi, że do jej małżeństwa szybko wkradł się chłód emocjonalny. Mąż bardzo dużo pracuje, stał się oschły, zniknęła spontaniczność. Niby wszystko w porządku, chcą być razem, ale jej coraz częściej wydaje się, że w ich związku brakuje uczucia. Pani jest bardzo zrównoważona, niemal flegmatyczna. Tylko raz się obrusza, gdy pytam, czy nie uważa, że jej mąż może się spotykać z innymi kobietami: – To absolutnie wykluczone. Jego tryb pracy jest bardzo regularny, wieczorami praktycznie nigdy się nie rozstajemy. Zresztą to nie jest człowiek, który pozwoliłby sobie na coś takiego. Gdybym się dowiedziała, że był z inną kobietą, byłoby to dla mnie szokiem, chyba natychmiast zażądałabym rozwodu!
Wkrótce nadjeżdża pociąg z Rzeszowa, wysiada z niego dziewczynka z pluszowym królikiem pod pachą, fizycznie będąca młodszą kopią mamy, wyglądająca chyba bardziej na 15 lat niż na 13. Radosna, bardzo pogodna. Mamie pada w objęcia, do mnie z uśmiechem wyciąga rękę: – Mama już do mnie dzwoniła, mówiła, że przyjdzie z kolegą.
Dziewczynka jest głodna, idziemy coś zjeść. Rozmawiamy o dobrym bydgoskim gimnazjum, do którego pójdzie, o jej świadectwie z podstawówki z samymi piątkami, o tym, że tata jest u babci i już tęskni do córki. Tak więc nie ma tu udawania, autentyczna mężatka, prawdziwa rodzina. Raptem dziewczynka pyta: – Czy poznał pan mamę z ogłoszenia? Nie bardzo wiem, co powiedzieć, ale mama spokojnie potwierdza. Córka dodaje zaś: – Pewnie zainteresowałeś się… – i tu mama wpada jej w słowo: – Kochanie, chwileczkę, jesteś dzieckiem, nie przeszłaś z panem na ty. Dziewczynka grzecznie przeprasza i powtarza: – Pewnie zainteresował się pan zdjęciem mamy. Prawda, że świetne, sama je robiłam! Mama dodaje zaś: – Tak, córka bardzo interesuje się fotografią.
Zabieram je samochodem do hotelu, gdzie pani zarezerwowała pokój. W międzyczasie dzwoni mąż, najpierw rozmawia z żoną, potem z córką. Zwykła wymiana czułych słów, mówią, że przenocują w Warszawie i jutro wczesnym pociągiem przyjadą do domu. Żadna nie wspomina, że do hotelu jadą z facetem, którego dopiero co poznały. Pani chyba widzi, że jestem spięty sytuacją. Bierze moją dłoń, kładzie ją sobie znacznie powyżej kolana i tłumaczy: – Mąż jest bardzo zazdrosny. Dlatego gdy wyjeżdżam gdzieś bez niego, zawsze zabieram córkę. Mąż jest wtedy spokojny, że na pewno z nikim się nie spotkam. A córka z tylnego siedzenia dodaje: – Dzięki temu bywam w Warszawie częściej niż moje koleżanki.
Docieramy do hotelu, pokój jest dwuosobowy, z szerokim małżeńskim łożem. Dziewczynka rzuca się z pluszowym królikiem na pościel: – Ja będę z tej strony, bliżej telewizora! Powstaje kwestia deseru: – Ja bardzo lubię martini. I poproszę pączki – mówi dziewczynka. – To idźcie razem do sklepu. Ona uwielbia kupować wieczorem alkohol, czuje się wtedy taka dorosła – dodaje mama. Idziemy do monopolowego. Korzystając z tego, że jesteśmy sami, pytam: – Słuchaj, czy nie przeszkadza ci, że mama spotyka się z innymi facetami? Dziewczynka poważnieje: – Nie. Ja kocham rodziców najbardziej na świecie, zwłaszcza mamę. Tata jest bardzo dobry, troszczy się o nas, ale w dzieciństwie chyba brakowało mu miłości i teraz nie potrafi okazać, że nas kocha. To, co mama robi, jest dobre, dzięki temu jest szczęśliwsza. Na pewno nigdy nic nie powiem tacie, przecież byłby zmartwiony i może nawet gniewałby się na mamę – odpowiada zadziwiająco dojrzale.
Wypijamy we troje martini, rozmawiamy, robi się późno.
– No to chyba będziemy się kłaść – mówi pani. – Ja chcę pierwsza pod prysznic – woła dziewczynka. Rozbiera się i znika w łazience. Zdumiony, zastanawiam się, jak to wszystko ma wyglądać. Pani też rozpina bluzkę i uśmiecha się do mnie: – Nic się nie obawiaj. Zapytałam córcię, czy nie będzie jej przeszkadzać twoja nagość. Zapewniła, że absolutnie nie.
W tym momencie uznałem, że to chyba trochę za dużo jak na moje drobnomieszczańskie podejście do obyczajów i moralności. Wkrótce jednak okazało się, że przy kolejnych próbach nawiązania znajomości przez internet będzie ono poddane jeszcze cięższym próbom.

Normalne, polskie małżeństwo
Przeglądam inne anonse mężatek pragnących spotkań. W jednym z ogłoszeń prezentuje się atrakcyjna 32-latka. Zdjęcie nagie, buzia ładna, uroda spokojna. Tekst informuje, co mogłaby robić z partnerem i że chciałaby to robić w obecności męża, który chętnie popatrzy. Dzwonię z przekonaniem, że to oczywista lipa. Rozmówczyni mówi, że nie warto tracić czasu, bo przecież już wiem, jak ona wygląda. Ich synek wyjechał na wakacje, ona jest tylko z mężem, mogę więc zabrać ją samochodem i od razu pojedziemy do nich do domu. Mówi, że już nieraz znajdowała partnerów w ten sposób, ma nadzieję, że jestem zdrowy, ona oczywiście też.
Proszę jednak o spotkanie w kawiarni, godzi się niechętnie. Przychodzę, sądząc, że naturalnie jej nie będzie. O dziwo, pojawia się. I tym razem zdjęcie nie kłamie, przynajmniej jeśli chodzi o twarz. Pytam, czy konieczne jest, byśmy się spotykali w obecności jej męża. – Ach, nie – śmieje się. – Mąż rzeczywiście lubi, kiedy uprawiam seks z innym facetem na jego oczach i czasami to robię. Możemy jednak oczywiście iść do łóżka bez niego, nie ma sprawy.
Dodaje, że tu nie ma żadnej perwersji, są normalnym kochającym się małżeństwem, mąż na pewno niczego nie fotografuje ani nie filmuje, ale jeśli chcę, mogę się umówić z nią na seks w jakimś neutralnym miejscu. Uwagę o tym, że mąż lubi popatrzeć, dopisała w ogłoszeniu dla zachęty, bo to rajcuje niektórych facetów i wtedy częściej się zgłaszają.
– Mężowi podoba się, gdy widzi mnie z innym, a ja nie mam przed nim tajemnic i też mi to nie przeszkadza. Ustaliliśmy wspólnie, że w naszym związku dopuszczalne są spotkania z innymi partnerami, powinniśmy się jednak o tym informować. Mąż miał podczas małżeństwa dwie inne kobiety, gdybym się dowiedziała, że bez mojej wiedzy spotyka się jeszcze z kimś na boku, byłabym strasznie rozgoryczona. Ja też miałam kilku partnerów, zawsze o nich wiedział, choć nie zawsze robiłam to przy nim. To także kwestia bezpieczeństwa. Mąż jest bardzo przezorny, nie chce, by coś mi się stało, i dlatego woli widzieć, z kim się spotykam – wyjaśnia.
Cóż, jedziemy do nich, nieduży domek na warszawskim Zaciszu. Dziewczyna otwiera furtkę, wchodzę z duszą na ramieniu, przekonany, że to jakaś balzakowska czerwona oberża. Pojawia się facet, niby ten mąż, typowy łysy mięśniak. Taksuje mnie wzrokiem, krzywo się uśmiecha, podaje łapę na powitanie: – Danusia mi mówiła, że przyjedzie z panem, w porządku. A Danusia dodaje: – To zapraszam do łazienki i potem do sypialni. Mąż pyta, czego się napiję, proponuje whisky. Godzę się, w przekonaniu, że to będzie najdroższa whisky w moim życiu. Patrzę uważnie, szklanki są jednak czyste, nie ma w nich niczego podejrzanego, do obu nalewa z tej samej butelki, popijamy, płacić na razie nie każe. Danusia podchodzi do nas, już zupełnie naga. Choroba, może to rzeczywiście zupełnie normalne polskie małżeństwo i nie mam się czego obawiać? – myślę. Nie chcę jednak kontynuować, mówię, że jeszcze skoczę do samochodu po pewną zabawkę przydatną podczas intymnych igraszek. Odjeżdżam z uczuciem ulgi, ale i z lekkim żalem, że może coś mnie ominęło…

Mogę i lubię
Kolejny anons zainteresował mnie, bo był w ogóle bez zdjęcia, a treść stonowana: Mężatka, 44 lata, szuka pana na spotkania bez zobowiązań, zależy jej na dyskrecji. Dzwonię, umawiamy się w kawiarni, ustalamy, jak mamy się znaleźć, przyjeżdżam, jest. Niewysoka, niebrzydka, niezła figura, włosy kasztanowe. Mówi, żeby pojechać do niej. Na razie wszystko idzie sprawnie. Po drodze kupuję butelkę musującego pseudoszampana, przyjeżdżamy pod bliźniak na Bielany, wchodzimy. Mieszka tu z mężem, synem i córką, ale teraz wszyscy wyjechali, więc ma przez parę dni wolną chatę, wita nas tylko czarny kot.
Alkohol się chłodzi, my rozmawiamy. Oczywiście standardowo pytam, dlaczego to robi. Zaczyna od peanów na cześć męża. Że niesłychanie porządny i solidny. Nigdy nie złamał żadnych reguł ani przepisów, nawet nie dostał mandatu, zawsze idzie legalną drogą. Uczciwy i odpowiedzialny, dlatego ciągle jest wybierany na szefa ich wspólnoty mieszkaniowej. Wszystko w domu potrafi zrobić, naprawia całą elektronikę, sam ułożył kafelki. Zawsze w każdej sytuacji stał przy niej, był oparciem, pomagał. Na sto procent nigdy jej nie zdradził, jak mówi, „ona ciągle go jara”, a w łóżku z nim zawsze osiąga satysfakcję, ich ślub kościelny zaś był naprawdę fajną uroczystością. – Ale czasem widzę, że nie bardzo o czym mam z nim rozmawiać, i czuję, że to ja jestem głową naszej rodziny. A poza tym robię to, bo mogę i lubię – stwierdza krótko. Pyta, czy jestem zdrowy, proponuje wspólny prysznic. W drodze do łazienki przechodzimy przez pokój z wielkim małżeńskim łożem. – Nie, nie. Tu na pewno się nie położymy – mówi. – Rozumiem, to symbol łączącej was więzi, świętość, tabu – kiwam głową. – Gdzie tam. Tyle że mąż jest pedantem, wszystko zobaczy, więc musiałabym potem prać prześcieradło. A zobacz, jakie jest ogromne – wyjaśnia.
– Pójdziemy do pokoju syna. On jest bałaganiarz, często sprowadza sobie na noc panienki z dyskotek, więc nic nie zauważy.
Mniej zdecydowana na szybki kontakt była inna pani tuż po czterdziestce. Też dwójka dzieci, w ogłoszeniu internetowym wpisany zamiar odbywania dyskretnych, odprężających spotkań, na zdjęciu pokazana tylko twarz. Bardzo ładna! Miękka uroda, coś między Izabelą Rosselini a Małgorzatą Niemen. Pierwszy raz, czekając w kawiarni, myślę, że bardzo bym żałował, gdyby nie przyszła. Jednak przychodzi i naprawdę taka ładna. Mówi, że jest polonistką, korzysta teraz z długich wakacji, obaj synowie wyjechali, ale mąż został, więc nie może się spotykać w domu i czeka na moje propozycje. Jedno zastrzeżenie, spotkania mogą być jedynie w ciągu dnia, inaczej mąż będzie się dziwił, gdzie ona znika.
– Kocham męża, zawsze byliśmy dobrym małżeństwem. Wszystko między nami układa się idealnie, tylko z seksem nie bardzo wychodzi – tłumaczy. – Mąż bardzo szybko się męczy. Bardzo chce, zaczyna z zapałem, ale po kilku minutach traci siły, nie pomaga cialis. W rezultacie ani u niego do niczego nie dochodzi, ani u mnie. I tak od paru lat. A ja mam fioła na punkcie seksu, bez przerwy mogę to robić, jak tego nie mam, chodzę podenerwowana. Co poradzę, że taką mnie Pan Bóg stworzył? – I nie boisz się, że mąż zobaczy twój anons ze zdjęciem? – pytam. – Być może już zobaczył, on ciągle siedzi w internecie. Ale mam wytłumaczenie, powiem mu, że ogłosiłam się tak na próbę, żeby sprawdzić, czy jeszcze ktoś by mnie chciał. Ogłoszenie jest przecież skromne, tylko zdjęcie twarzy. Wszystko to trochę mi jednak przeszkadza, nie mam natury osoby ciągle zmieniającej mężczyzn. Najbardziej zależałoby mi na jednym, dyskretnym i stałym związku poza moim małżeństwem. Jestem lojalna i uczciwa, zawsze byłam fair wobec partnerów. Wiem, że to trochę staroświeckie, ale wierzę w trwałość więzi między ludźmi. Jestem idealistką i mam nadzieję, że jeśli ja zachowuję się rzetelnie w stosunku do innych, to odpłacą mi tym samym.

Stare dobre małżeństwo
Idealizm, uczciwość i lojalność, jak widać, nie przeszkadzają w szukaniu kochanków przez internet. Co nie zmienia faktu, że te wzniosłe cechy pomagają w trwaniu zdrowej rodziny, będącej podstawową komórką i filarem naszego społeczeństwa. Panie, które ze mną rozmawiały, także się o to troszczyły. Jedynym środkiem ochronnym, jaki je interesował, było przecież pytanie mnie, czy jestem zdrowy. Ewentualną antykoncepcją już się nie przejmowały, bo, po pierwsze, w katolickim kraju to nie uchodzi, a po drugie, słusznie uznawały, że ewentualny owoc związku pozamałżeńskiego i tak pójdzie na konto męża.
Prof. Izdebski wspomina pacjentkę, mężatkę z dzieckiem, która miała kłopot, bo nie wiedziała, z kim jest w ciąży. Rano przed wyjazdem z domu współżyła z mężem, wieczorem tego samego dnia, na spotkaniu integracyjnym swojej firmy, z jednym mężczyzną, a następnego dnia z drugim. Oczywiście w takiej sytuacji każda kobieta powie, że to dziecko jej męża. Zawsze istnieje jednak cień niepewności, że gdy drugie dziecko nie będzie podobne ani do pierwszego, ani do męża, ten zażąda badania DNA. Wypada więc, parafrazując Sztaudyngera, stwierdzić: Strzeżcie się kobiety i dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny.
– Panie umieją się na to przygotować i doskonale wiedzą, że dziś, ze względu na badania DNA, wszystko może się wydać. Niemal od dziecka są bombardowane ostrzeżeniami, że muszą uważać, pilnować cyklu, zabezpieczać się. W rezultacie, dzieci, których ojcem nie jest mąż, jest obecnie w małżeństwach mniej niż kiedyś. Kobiety są wprawdzie impulsywne, zmysłowe i uczuciowe, ale potrafią się kontrolować. W naszym przypadku zdrada to zwykle nieźle przemyślany impuls. Wbrew pozorom panie nie robią tego tak emocjonalnie i pod wpływem chwili jak panowie – mówi psycholog Tatiana Ostaszewska-Mosak.
Mężatki cieszą się w sieci opinią doskonałych, doświadczonych i niekłopotliwych kochanek. Wiadomo, że zależy im na dyskrecji, nie żądają zabierania na kosztowne wyjazdy czy do nocnych klubów niczym zachłanne małolaty. Wystarczą im parogodzinne spotkania. Wszystko to sprawia, że z reguły nie mają najmniejszego problemu z wybraniem sobie odpowiedniego faceta do intymnej przygody. I często z tego korzystają.
– Wśród moich pacjentek jest wiele kobiet, które zdradziły partnera, miały przygodę seksualną czy dłuższy romans. Może to wpływać na ich trwały związek. Nierzadko mają one poczucie winy, często też tłumaczą sobie, że wina leży po stronie męża czy stałego partnera – bo zaniedbywał je, poświęcał im zbyt mało czasu, seks nie był już taki namiętny, mąż w relacjach seksualnych nie zachowywał się delikatnie i romantycznie, stosunek z nim przestał być satysfakcjonujący. A przecież seks jest dla nich taki ważny. Jest grupa kobiet, która seks poza stałym związkiem traktuje jako element swojego stylu życia. Mówią, że tak zawsze było, miały wielu partnerów, trudno więc, żeby dlatego, że są z kimś na stałe, miało się to zmieniać – mówi prof. Zbigniew Izdebski.
Zdaniem prof. Izdebskiego jest też pewna grupa mężczyzn, która się godzi na to, że ich żony mają kontakty seksualne poza stałym związkiem. Zależy im na małżeństwie, boją się, że jeśli żona w sferze seksualnej nie zostanie zaspokojona, to może odejść. Poza seksem często wiele ich łączy, mają najczęściej dzieci, wspólne majątki i firmy. Nie chcą stracić żony, bo są dla siebie osobami wiele znaczącymi, wyrozumiałymi, wspierającymi się, pełnymi szacunku i mimo takich relacji kochającymi się. I pragną, żeby ich małżeństwo przetrwało.
Wypada więc stwierdzić, że jeśli spotkania z partnerami pozamałżeńskimi mają służyć trwałości związku sakramentalnego, to chyba należy je popierać.

 


Jak się zdradzamy -Pierwszy raport CBOS o niewierności małżeńskiej

W lipcowym sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej po raz pierwszy w historii swych badań poruszyło sprawę romansów i zdrad małżeńskich. „Podjęcie problematyki zdrady było dla nas dużym wyzwaniem – temat ten jest bardzo osobisty, przez co trudny do zbadania w bezpośrednim wywiadzie ankieterskim. Mając to na uwadze, odpowiedzi na najbardziej drażliwe kwestie respondenci wskazywali bez pośrednictwa ankietera, po samodzielnym zapoznaniu się z treścią polecenia”, stwierdza CBOS. Badanie przeprowadzano od 30 czerwca do 6 lipca br. na 1080-osobowej reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.
Niemal połowa ankietowanych (48%) zna kogoś, kto pozwala sobie na flirt z osobą pozostającą w stałym związku bądź flirtuje z kimś wtedy, gdy sama jest w takim związku. Prawie dwie piąte badanych (38%) przyznaje, że w ich środowisku są osoby, które w takich relacjach idą o krok dalej – nawiązują kontakty fizyczne.

Znajomość osób wdających się we flirty i romanse częściej deklarują ludzie młodzi (głównie mający 25-34 lata) niż w wieku przedemerytalnym. Twierdzącym odpowiedziom na omawiane pytania wyraźnie sprzyja zamieszkiwanie w większej miejscowości, lepsze wykształcenie, dobra ocena swojej sytuacji materialnej i lewicowe poglądy polityczne. Częściej niż inni odpowiedzi takich udzielają też wysoko wykwalifikowani specjaliści, badani prowadzący własną działalność gospodarczą poza rolnictwem oraz pracownicy administracyjno-biurowi.
Nieco ponad jedna piąta respondentów (22%) deklaruje, że zdarzyło im się flirtować z osobą, o której wiedzieli, że jest w stałym związku, a niewiele mniejsza grupa badanych (19%) udziela twierdzącej odpowiedzi na pytanie o flirt w sytuacji, gdy to oni mieli stałego partnera. Ogólnie, o flircie w jednych bądź drugich okolicznościach mówi co czwarty ankietowany (26%). Mniej osób (14%) wyznaje, że w podobnych sytuacjach zdarzyło im się nawiązywać kontakty fizyczne: co ósmy badany (12%) przyznaje się do relacji intymnych z osobą będącą w stałym związku małżeńskim lub partnerskim, a co dziesiąty (10%) – do fizycznej zdrady swojego partnera.
CBOS na podstawie przeprowadzonych eksperymentów statystycznych, ocenia, że odsetek romansujących Polaków jest większy o 11 pkt od deklarowanego. Można więc przypuszczać, że kontakty intymne z osobą będącą w stałym związku lub z kimś innym niż partner, wtedy gdy sami byli w takim związku, przydarzyły się co najmniej jednej czwartej ankietowanych (25%).

Największy odsetek osób przyznających się do romansu odnotowano w województwach opolskim (21%) i podlaskim (20%), natomiast najmniejszy – w województwach świętokrzyskim (7%), lubuskim (8%) oraz warmińsko-mazurskim (9%).
Relacji miłosnej z osobą, z którą pozostawało się w stosunkach zawodowych, sprzyjało lepsze wykształcenie – przydarzyła się ona prawie połowie romansujących, którzy legitymują się wyższym wykształceniem (49%) i niespełna jednej piątej mających wykształcenie podstawowe (18%). Praca okazała się też miejscem romansu najczęściej wymienianym przez mężczyzn (36%), podczas gdy najliczniejsza grupa kobiet nawiązywała takie kontakty z osobą poznaną w kręgu znajomych i przyjaciół (33%).
Oceniając trwałość ostatniego romansu, respondenci niemal powszechnie przyznają, że miał on charakter przelotny lub raczej przelotny (85%). Dłużej trwające romanse częściej nawiązują kobiety.
Wyniki sondażu potwierdzają funkcjonujący w polskim społeczeństwie stereotyp – statystyczny romansujący to dobrze sytuowany i wykształcony mężczyzna, pracujący w biurze, najlepiej na wysokim, kierowniczym stanowisku. Polacy niechętnie przyznają się do zdrady. Ci, którzy zdecydowali się opowiedzieć o swoim ostatnim romansie, wskazują, że najbardziej podatnym gruntem dla takich relacji jest środowisko zawodowe – w pracy spędzamy przecież znaczną część życia.
Romanse Polaków na ogół nie pociągają za sobą większych konsekwencji – sporadycznie krytykują je osoby postronne, równie rzadko dowiadują się o nich stali partnerzy zdradzających, a fakt ujawnienia romansu w wielu przypadkach nie jest wystarczającym powodem do zakończenia dotychczasowego związku.

Wydanie: 2011, 32/2011

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. fass
    fass 11 sierpnia, 2011, 17:39

    Jak bardzo autor podkoloryzował ten tekst? Fragment o matce 13 latki co to wie o wszystkim to już przesada 😉

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Mandark
    Mandark 18 sierpnia, 2011, 01:09

    Nigdy się nie dowiemy, bo przecież ta pani, ani jej córka, nie zgłoszą się, żeby gazeta to sprostowała 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. muminek
    muminek 7 lutego, 2012, 05:11

    im więcej zdradzamy tym bardziej kochamy:)

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy