Miasta ogrodzeń zamiast ogrodów

Miasta ogrodzeń zamiast ogrodów

Miasto jest wtedy, kiedy na jednej ulicy można spotkać „menela” i profesora uniwersytetu Dr Dorota Leśniak-Rychlak – historyczka sztuki i architektka, (1972) redaktorka naczelna „Autoportretu. Pisma o dobrej przestrzeni”. Z wykształcenia historyczka sztuki i architektka. Kuratorka wystawy „Charles Rennie Mackintosh. Życie i twórczość” (1996) i współkuratorka wystaw: „3_2_1. Nowa architektura w Japonii i Polsce” w Centrum Manggha w Krakowie (2004), „Za-mieszkanie 2012. Miasto ogrodów. Miasto ogrodzeń” w Muzeum Narodowym w Krakowie (2012), „Reakcja na modernizm. Architektura Adolfa Szyszko-Bohusza” w MNK (2013) i „Monument” w warszawskiej Zachęcie (2014). Prezeska fundacji Instytut Architektury. Współautorka ekspozycji „Figury niemożliwe” w Pawilonie Polskim na XIV Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji (2014). Przygotowałem sobie listę problemów naszych miast, o których chcę z tobą porozmawiać. Wyszła taka długa, że nie potrafię się zdecydować, od czego zacząć. Przerzucę odpowiedzialność. Jaki jest najważniejszy? Co może być znakiem ostatnich 25 lat, jeśli chodzi o miejską przestrzeń? – Teraz najwięcej mówi się o wyrugowaniu reklamy i całej tej pleśni, którą obrosła. Moim zdaniem, największy błąd tkwi głębiej. Jest nim całkowita deregulacja urbanistyczna polskich miast i zupełnie niekontrolowany rozrost przedmieść, dokonujący się pod dyktando deweloperów. Samorządy kompletnie wycofały się z myślenia w kategoriach miejskiej przestrzeni. Obok jest kwestia przestrzeni symbolicznej, tego, że miejskim placom nadaje się charakter salonów. Jednak pierwszorzędnym problemem jest to, co dokonało się wskutek ekspansji nieoswojonego neoliberalnego kapitalizmu. W tym kontekście oznacza to przede wszystkim wysysanie życia miejskiego przez galerie, odpływ mieszkańców na przedmieścia oraz chaotyczny rozwój miast. Urbanistyka ogórkowa Zamiast ładu mamy bezład? – Tak. Brakuje instrumentów. W 2003 r. zarzucono wcześniej obowiązujące plany urbanistyczne. Od tamtego czasu przestrzeń miejska jest tylko częściowo pokryta planami miejscowymi, a to nie są narzędzia doskonałe. O tym zdecydował cały splot zaniechań, który był wynikiem nacisków deweloperów. Dziś trzeba już powiedzieć, że katastrofa się wydarzyła, bo od lat polskie miasta rozwijają się zgodnie z zasadą, którą urbanistka Magdalena Staniszkis nazwała urbanistyką ogórkową. O ich kształcie decyduje to, gdzie są działki nadające się do odrolnienia i kiedy uda się je odrolnić. W wolnych miejscach chaotycznie ustawia się bloki. A kiedy staną… to już stoją, będą stały i nic nie można będzie z nimi zrobić. Chaos widać w urbanistyce, ale i w reklamie szpecącej miasta. Tu też trudno coś zrobić. – W Sejmie utknął forsowany przez prezydenta projekt ustawy krajobrazowej. Architekt Maciej Miłobędzki w jednym z wywiadów mówił, że mieszkamy w najbrzydszym kraju w Europie, co jest niestety prawdą. Być może z kilkoma wyjątkami na wschód lub południe od nas. To, co dzieje się z reklamą zewnętrzną w naszym kraju, jest skandalem. Nie możemy sobie z tym poradzić, bo przy każdej zmianie wchodzą w grę gigantyczne pieniądze, a tam, gdzie są ogromne pieniądze, są też bardzo duże naciski na decydentów i urzędników. W ogóle gdy chodzi o te sprawy, trzeba bardzo głośno mówić o korupcji. Dużej, lecz także małej. Ogólny bezład to zbiór wielu małych bezładów. W tych dyskusjach, ale i w wielu innych, mówi się nam, że za określonym wyborem stoją konkretne argumenty. Tymczasem bardzo często wystarczy sprawdzić, kto zarobił, żeby się okazało, że tylko to decyduje. Bloki są pastelowe, bo znajomy prezesa spółdzielni miał firmę remontową. O ile jednak znał się na malowaniu, o tyle na kolorach już nie. – O rodzaju bruku decyduje to, że akurat taki ma do sprzedania szwagier. Remont placu przebiega w ten sposób, by dać zarobić wujkowi… Takie rzeczy się dzieją i decydują o tym, gdzie żyjemy. Ale przecież chodzi nie tylko o poziom mikro. Niezmiernie ważny jest brak jakichkolwiek standardów. Nie zostało nawet określone, jaka powinna być wielkość śmietnika w nowym bloku, który stawia deweloper. Chociaż to bardzo ważne. Jest tak trochę dlatego, że cały czas odreagowujemy centralne planowanie. Zawsze można powiedzieć: mamy wolność i nikt mi nie będzie jej ograniczał. Mój parkan? Zrobię, co chcę. Tymczasem ktoś inny na to patrzy. W końcu parkan jest twój, ale przestrzeń – wspólna. Musimy to przełamać, żeby móc uregulować wspólną odpowiedzialność za przestrzeń. Tym bardziej że takie regulacje nie są niczym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 29/2014

Kategorie: Wywiady